[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbieg okoliczności? Być może.Ale najbardziej niezwykłe wydawało sięto, że spotkał ją właśnie tu i teraz.Johnny zaczął powoli kierować spojrzenie ku rzezbionym w roślinne motywy,szklanym parawanom, które dawały gościom w lożach złudzenie prywatności.Wreszcie jej twarz znalazła się w zasięgu jego wzroku.Przez moment patrzylina siebie.Niby-ślepy facet, który siedział w jej loży, był odwrócony plecami doJohnny ego.Nie wyglądał zbyt okazale, zgarbiony nad swoim kubkiem kawy. Może jej ojciec? pomyślał morderca. Nie, jej kochanek odparł Harry Keogh, kierując te myśli tylko do siebie.Jej kochanek-wampir, ty wywłoko.Penetrował umysł Founda od chwili, gdy weszli z Penny do lokalu.Po razpierwszy natknął się na tak cuchnące psychiczne szambo.Fakt, że nekromantarozpoznał w Penny swą byłą ofiarę, albo też sobowtóra ofiary, potwierdził przy-puszczenia Harry ego, wzmocnił determinację.Ale to rozpoznanie nie pociągnęłoza sobą reakcji, której nekroskop oczekiwał.Ciekawość owszem, ale nie strach.W pewnym sensie, można to było uznać za zrozumiałe.Found wiedział, że ta druga Penny nie żyje; wiedział, że to nie może byćdziewczyna, którą zgwałcił.Mimo to szok trwał zbyt krótko i Harry poczuł sięzawiedziony.Teraz zrozumiał, że ma do czynienia z zimnym draniem.Zastana-wiał się, czy Found będzie potrafił zachować zimną krew, gdy stanie w obliczutego, co jest mu pisane.Opuściwszy umysł Johnny ego, nekroskop pochylił się nieco nad stołem. Widzę, jak bardzo jesteś wstrząśnięta powiedział. Potrafię to zrozu-mieć.Przykro mi, Penny, ale postaraj się zachować spokój.Kiedy Found wyjdzie,pójdę za nim.Ty tu zostaniesz i zaczekasz na mnie.W porządku? Wydaje się, że podchodzisz do tego tak.beznamiętnie, Harry.251 Zdecydowanie sprostował. Ale widzisz, Found naprawdę jest bez-względny i gdybym pofolgował swoim emocjom, mógłby zyskać pewną przewa-gę.Mówiąc to, Harry zobaczył dwóch mężczyzn wchodzących do baru.Wyglą-dali dość pospolicie, a jednak było w nich coś odmiennego.Gdy posuwali sięwzdłuż kontuaru, biorąc napoje chłodzące, rozglądali się po całym lokalu.Har-ry spróbował zajrzeć do ich umysłów i.telepatyczna sonda trafiła na barieręzakłóceń myślowych.Natychmiast się wycofał.Przynajmniej jeden z tych ludzi był esperem, a tooznaczało, że INTESP depcze po piętach.Johnny emu Foundowi, a zarazemjemu.Keogh nie chciał mieć ich na karku.Tym razem naprawdę nie mógł pozwo-lić sobie na taką komplikację.Przypomniał sobie samochód, który sunął za ciężarówką Founda na drodzeza Darlington.Nie oznakowany wóz policyjny z.dwoma czy trzema ludzmiw środku.Wówczas sądził, że to policjanci, teraz wiedział więcej.Znienacka po-czuł, że w gardle narasta mu pomruk.Jego druga natura ta wampirza zare-agowała na zagrożenie.Zwiadom bacznego spojrzenia Penny, zdusił w sobie tenwarkot. Harry? Głos miała zatroskany. Jesteś bardzo blady. Muszę coś załatwić powiedział. To oznacza, że zostawię cię tutaj, aletylko na chwileczkę.Poradzisz sobie? Tutaj, sam na sam z nim? Oczy miała wielkie i okrągłe. W barze jest z pięćdziesiąt osób odparł. A co najmniej dwie z nich totwardziele. Przyrzekam, że zaraz będę z powrotem.Dotknęła jego ręki i skinęła głową. Wobec tego, poradzę sobie.Harry wstał, rzucił jej wymuszony uśmiech i wyszedł w ciemność nocy.Postronnemu obserwatorowi mogłoby się zdawać, że zmierza do męskiej toa-lety, lecz przechodząc obok wahadłowych oszklonych drzwi wyjściowych, skręciłnagle.Znalazł się na zewnątrz, przykucnął, wytworzył mgłę i spowity nią jak cału-nem zaczął przesuwać się między samochodami, ustawionymi w szeregu niczymżołnierze.Wiedziony zmysłami swego wampira, poszedł prosto do nie oznakowa-nego wozu policyjnego.Kierowca, policjant w cywilu, siedział z łokciem opartym na progu okna.Wy-raznie widoczny mimo mroku wyglądał na zewnątrz i wdychał łagodne nocnepowietrze.Wciąż wydzielając opary, nekroskop przegiął się w tył w jakimś akrobatycz-nym mostku i jak pająk, z tułowiem tuż nad ziemią, podpełznął bezszelestniewzdłuż boku samochodu.Nagle wstał.252Policjant rozdziawił szeroko usta, chwytając w osłupieniu spazmatyczny od-dech, kiedy niespodziewanie jakiś cień przesłonił gwiazdy.Keogh zadał pojedyn-czy cios, który rzucił kierowcę na przednie siedzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Zbieg okoliczności? Być może.Ale najbardziej niezwykłe wydawało sięto, że spotkał ją właśnie tu i teraz.Johnny zaczął powoli kierować spojrzenie ku rzezbionym w roślinne motywy,szklanym parawanom, które dawały gościom w lożach złudzenie prywatności.Wreszcie jej twarz znalazła się w zasięgu jego wzroku.Przez moment patrzylina siebie.Niby-ślepy facet, który siedział w jej loży, był odwrócony plecami doJohnny ego.Nie wyglądał zbyt okazale, zgarbiony nad swoim kubkiem kawy. Może jej ojciec? pomyślał morderca. Nie, jej kochanek odparł Harry Keogh, kierując te myśli tylko do siebie.Jej kochanek-wampir, ty wywłoko.Penetrował umysł Founda od chwili, gdy weszli z Penny do lokalu.Po razpierwszy natknął się na tak cuchnące psychiczne szambo.Fakt, że nekromantarozpoznał w Penny swą byłą ofiarę, albo też sobowtóra ofiary, potwierdził przy-puszczenia Harry ego, wzmocnił determinację.Ale to rozpoznanie nie pociągnęłoza sobą reakcji, której nekroskop oczekiwał.Ciekawość owszem, ale nie strach.W pewnym sensie, można to było uznać za zrozumiałe.Found wiedział, że ta druga Penny nie żyje; wiedział, że to nie może byćdziewczyna, którą zgwałcił.Mimo to szok trwał zbyt krótko i Harry poczuł sięzawiedziony.Teraz zrozumiał, że ma do czynienia z zimnym draniem.Zastana-wiał się, czy Found będzie potrafił zachować zimną krew, gdy stanie w obliczutego, co jest mu pisane.Opuściwszy umysł Johnny ego, nekroskop pochylił się nieco nad stołem. Widzę, jak bardzo jesteś wstrząśnięta powiedział. Potrafię to zrozu-mieć.Przykro mi, Penny, ale postaraj się zachować spokój.Kiedy Found wyjdzie,pójdę za nim.Ty tu zostaniesz i zaczekasz na mnie.W porządku? Wydaje się, że podchodzisz do tego tak.beznamiętnie, Harry.251 Zdecydowanie sprostował. Ale widzisz, Found naprawdę jest bez-względny i gdybym pofolgował swoim emocjom, mógłby zyskać pewną przewa-gę.Mówiąc to, Harry zobaczył dwóch mężczyzn wchodzących do baru.Wyglą-dali dość pospolicie, a jednak było w nich coś odmiennego.Gdy posuwali sięwzdłuż kontuaru, biorąc napoje chłodzące, rozglądali się po całym lokalu.Har-ry spróbował zajrzeć do ich umysłów i.telepatyczna sonda trafiła na barieręzakłóceń myślowych.Natychmiast się wycofał.Przynajmniej jeden z tych ludzi był esperem, a tooznaczało, że INTESP depcze po piętach.Johnny emu Foundowi, a zarazemjemu.Keogh nie chciał mieć ich na karku.Tym razem naprawdę nie mógł pozwo-lić sobie na taką komplikację.Przypomniał sobie samochód, który sunął za ciężarówką Founda na drodzeza Darlington.Nie oznakowany wóz policyjny z.dwoma czy trzema ludzmiw środku.Wówczas sądził, że to policjanci, teraz wiedział więcej.Znienacka po-czuł, że w gardle narasta mu pomruk.Jego druga natura ta wampirza zare-agowała na zagrożenie.Zwiadom bacznego spojrzenia Penny, zdusił w sobie tenwarkot. Harry? Głos miała zatroskany. Jesteś bardzo blady. Muszę coś załatwić powiedział. To oznacza, że zostawię cię tutaj, aletylko na chwileczkę.Poradzisz sobie? Tutaj, sam na sam z nim? Oczy miała wielkie i okrągłe. W barze jest z pięćdziesiąt osób odparł. A co najmniej dwie z nich totwardziele. Przyrzekam, że zaraz będę z powrotem.Dotknęła jego ręki i skinęła głową. Wobec tego, poradzę sobie.Harry wstał, rzucił jej wymuszony uśmiech i wyszedł w ciemność nocy.Postronnemu obserwatorowi mogłoby się zdawać, że zmierza do męskiej toa-lety, lecz przechodząc obok wahadłowych oszklonych drzwi wyjściowych, skręciłnagle.Znalazł się na zewnątrz, przykucnął, wytworzył mgłę i spowity nią jak cału-nem zaczął przesuwać się między samochodami, ustawionymi w szeregu niczymżołnierze.Wiedziony zmysłami swego wampira, poszedł prosto do nie oznakowa-nego wozu policyjnego.Kierowca, policjant w cywilu, siedział z łokciem opartym na progu okna.Wy-raznie widoczny mimo mroku wyglądał na zewnątrz i wdychał łagodne nocnepowietrze.Wciąż wydzielając opary, nekroskop przegiął się w tył w jakimś akrobatycz-nym mostku i jak pająk, z tułowiem tuż nad ziemią, podpełznął bezszelestniewzdłuż boku samochodu.Nagle wstał.252Policjant rozdziawił szeroko usta, chwytając w osłupieniu spazmatyczny od-dech, kiedy niespodziewanie jakiś cień przesłonił gwiazdy.Keogh zadał pojedyn-czy cios, który rzucił kierowcę na przednie siedzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]