[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyśleliśmy, że będzie odpowiednie, oczywiście biorąc pod uwagę okoliczności.William i Harry weszli do środka.Salonik urządzony był wystawnie, a okna od ulicyosłaniały ciężkie kotary.Na niskiej kanapie przy oknie, przed tacą z nietkniętą kawą, siedziałydwie kobiety: starsza, w nieskazitelnej szarej sukni, już na pierwszy rzut oka wskazującej igłęparyskiego krawca, trzymała tę drugą za rękę.Ta zaś młoda dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby dzwigała najcięższe brzemionatego świata.Włosy miała mocno ściąg nięte z twarzy do tyłu, suknię podróżną okrywałpognieciony płaszcz, spod którego wystawały niegdyś śliczne, jasne, teraz poplamione kurzemi błotem buciki.Louisa płakała być może od kilku dni i sprawiała wrażenie zagubionej,niczym opuszczone dziecko oszołomione i zszokowane.Kiedy weszli, raptownie nabrałapowietrza i mocniej ścisnęła rękę drugiej kobiety, po czym wstała z wahaniem. Nie gniewaj się na mnie, ojcze wyszeptała.William podszedł do niej bez namysłu.Przez chwilę stał, trzymając ręce na jej ramionachi od stóp do głów lustrując ją wzrokiem, po czym przyciągnął ją do siebie.Ukryła twarz w jegoramieniu, z drugiej strony osłaniając ją ręką.Potem wysunęła się z uścisku i spojrzała na ojca. Nie rozumiem, co zrobiłam nie tak wyznała.Drżała teraz na całym ciele.Przyjechałam, by wziąć z nim ślub.Chciałam zamieszkać z jego matką.Ale on zabrał mnie dojakiegoś okropnego hotelu i zostawił samą.A potem przyjechał dziś rano. To nie ma znaczenia mruknął William. Ma! wykrzyknęła Louisa i łzy popłynęły jej z oczu. Ledwie dopłynęliśmy doFrancji, przestał się do mnie odzywać.Dlaczego? Nawet nie zobaczyłam jego matki na oczy.Kiedy jechaliśmy pociągiem, cały czas tylko wyglądał przez okno! Wysied liśmy w Paryżui poszliśmy do hotelu. Jej twarz okrył ciemny rumieniec. Myślałam. Trzęsła sięi pociągała za kołnierz płaszcza, jakby chciała się nim zasłonić.William pogładził ją po włosach. I wtedy wyszeptała. Wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy.że coś jest nietak.%7łe się do mnie nie odzywa, że umieszcza mnie w pokoju hotelowym.Pytałam go, o cochodzi, ale nie chciał powiedzieć.Tylko.uśmiechał się do mnie.Takim okropnym, cynicznymuśmiechem.Chciałam spotkać się z jego matką, zapytałam.kiedy się pobierzemy.a on.Harry stanął obok ojca i siostry. Wszystko dobrze, Louiso powiedział kojąco. Wszystko dobrze.Mów dalej.Louisa spojrzała na brata i na jej twarzy pokazał się nikły uśmieszek. Harry, on się wtedy zaśmiał.Powiedział, że wkrótce zrozumiem ten żart. Patrzyła naojca i brata, jakby z ich twarzy chciała wyczytać odpowiedz. Ale to nie był żaden żart, prawda? zapytała. Coś takiego nie jest przecież śmieszne skończyła szeptem. Nie dla mnie.William i Harry wymienili nad jej głową spojrzenia pełne rozpaczy, a zarazem gniewu.Louisa zwiesiła głowę i wpatrywała się w podłogę.Po chwili podjęła opowieść: I wtedy on sobie poszedł.A ja zostałam tam na całą noc.Nie śmiałam tknąć jedzenia,siedziałam w ubraniu.Myślałam, że wróci.Ale nie wrócił.Nie wrócił ani wieczorem, aninastępnego dnia.Zeszłam na dół do recepcji.Zapytałam, czy go znają.Wzruszyli tylkoramionami i spojrzeli na mnie, jakby. przerwała. Jakbym była głupia.I mieli rację.Jestemgłupia. Wierzchem dłoni otarła kapiące łzy. Wrócił dziś rano, wziął mnie pod rękęi zaprowadził na dworzec.I dopiero kiedy tam doszliśmy, zobaczyłam.Zrozumiałam.Głos jej się załamał.Z trudem zaczerpnęła powietrza. Było mnóstwo żołnierzy.Powiedział, że też musi się stawić.Nie miałam pieniędzy.Błagałam go.Czy to zle, że go błagałam? Utkwiła w bracie żałosne spojrzenie. Czy to zle,Harry? A on powiedział, że mam przekazać wiadomość.Nie wiem, co to miało znaczyć.Przyłożyła rękę do głowy. Nic z tego wszystkiego nie rozumiem.William objął ją ramieniem i poprowadził do krzesła.Czekali, aż zapanuje nad płaczem.Francuzka pocieszająco poklepywała ją po dłoni.Harry spojrzał na ojca, po czym pochylił sięnad Louisą. Co to za wiadomość? zapytał łagodnym tonem.Podniosła na niego spojrzenie, po czym skierowała je na ojca. Powiedział, że to wiadomość dla taty odparła powoli. Ale ja właśnie tego nierozumiem.Mówił, że poznał mojego ojca w Londynie, w tym roku. Zmarszczyła brwi. Ale toniemożliwe, prawda? Bo za każdym razem, kiedy go prosiłam, aby poznał mojego ojca bochciałam ci go przedstawić, tato on twierdził, że to niemożliwe.%7łe jeszcze nie teraz.Mówił, żeci się nie spodoba.%7łe go nie zaakceptujesz.Ale wtedy, na dworcu. dokończyła przyciszonymgłosem i widać było, że odgrywa sobie tę scenę w pamięci stał na stopniach pociągui powiedział, żebym przekazała ojcu, że.że dotrzymał obietnicy, którą złożył mu w Londynie.Spojrzała teraz na Williama pustym wzrokiem.Usta jej się trzęsły. Powiedział. dodała cicho że teraz mój ojciec zrozumie, co znaczy zostaćdoprowadzonym do ruiny. W ostatnim tygodniu sierpnia na łąkach poniżej Rutherford zebrano ostatni pokos.W upalne popołudnie przez wieś toczył się obciążony wóz wyładowany suchym, słodkopachnącym sianem.Jack Armitage trzymał lejce luzno między palcami i patrzył na drogę, któraciąg nęła się przed łbem idącego miarowo i spokojnie Wenceslasa.Patrzył na drogę, ale myślamibył gdzie indziej w domu, za drzewami, które zasłaniały mu widok.W sadzie, gdzie dlaochłody przed południowym słońcem rozpięto białe, płócienne namioty.Tam, przy długim stole,siedziała dziś rano Louisa z dzieckiem na kolanach.Jack był świadkiem powrotu jaśnie pana i jego syna przed trzema tygodniami.Ze stacjiprzywiózł ich samochód ze szczelnie zasłoniętymi oknami.Armitage stał niezauważony naskraju patia, podczas gdy skulona Louisa pospiesznie wchodziła, a właściwie była wprowadzananiczym inwalida, do domu.Według lekarza cierpiała na załamanie nerwowe.Pokojówkitwierdziły, że nie wychodzi ze swojego pokoju, a matka i ojciec nie odstępują od niej.Kilka dnitemu, wieczorem, zeszła wreszcie na kolację i widziano ją poza sypialnią.Była zupełnieodmieniona, mówiły pokojówki.Spokojna, nie uśmiechała się, nie podśpiewywała i nie biegała,jak zwykła robić to dawniej.Trzeba ją było zachęcać, żeby się w ogóle ubrała.Pytał, czy płakała,ale nikt nie potrafił odpowiedzieć.Miał wielką nadzieję, że nie płakała, ale kto wie, może tenspokój był jeszcze gorszy?Kobieta z pubu przyszła dziś z małą dziewczynką w zwyczaju było, że podczasprzygotowań do dożynek kobiety nakrywały do stołów, a mężczyzni przywozili i ustawialibeczki z piwem.Małą Cecylię posadzono na kocyku.Przez nikogo niepilnowana wyciągnęłarączkę i chwyciła brzeg zwisającego prawie do ziemi obrusa.To blada i rzekomo na wszystkozobojętniała Louisa, dostrzegłszy ruch, bez słowa pojawiła się pod markizą, pochyliła i ujrzaławpatrzoną w siebie małą buzię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Pomyśleliśmy, że będzie odpowiednie, oczywiście biorąc pod uwagę okoliczności.William i Harry weszli do środka.Salonik urządzony był wystawnie, a okna od ulicyosłaniały ciężkie kotary.Na niskiej kanapie przy oknie, przed tacą z nietkniętą kawą, siedziałydwie kobiety: starsza, w nieskazitelnej szarej sukni, już na pierwszy rzut oka wskazującej igłęparyskiego krawca, trzymała tę drugą za rękę.Ta zaś młoda dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby dzwigała najcięższe brzemionatego świata.Włosy miała mocno ściąg nięte z twarzy do tyłu, suknię podróżną okrywałpognieciony płaszcz, spod którego wystawały niegdyś śliczne, jasne, teraz poplamione kurzemi błotem buciki.Louisa płakała być może od kilku dni i sprawiała wrażenie zagubionej,niczym opuszczone dziecko oszołomione i zszokowane.Kiedy weszli, raptownie nabrałapowietrza i mocniej ścisnęła rękę drugiej kobiety, po czym wstała z wahaniem. Nie gniewaj się na mnie, ojcze wyszeptała.William podszedł do niej bez namysłu.Przez chwilę stał, trzymając ręce na jej ramionachi od stóp do głów lustrując ją wzrokiem, po czym przyciągnął ją do siebie.Ukryła twarz w jegoramieniu, z drugiej strony osłaniając ją ręką.Potem wysunęła się z uścisku i spojrzała na ojca. Nie rozumiem, co zrobiłam nie tak wyznała.Drżała teraz na całym ciele.Przyjechałam, by wziąć z nim ślub.Chciałam zamieszkać z jego matką.Ale on zabrał mnie dojakiegoś okropnego hotelu i zostawił samą.A potem przyjechał dziś rano. To nie ma znaczenia mruknął William. Ma! wykrzyknęła Louisa i łzy popłynęły jej z oczu. Ledwie dopłynęliśmy doFrancji, przestał się do mnie odzywać.Dlaczego? Nawet nie zobaczyłam jego matki na oczy.Kiedy jechaliśmy pociągiem, cały czas tylko wyglądał przez okno! Wysied liśmy w Paryżui poszliśmy do hotelu. Jej twarz okrył ciemny rumieniec. Myślałam. Trzęsła sięi pociągała za kołnierz płaszcza, jakby chciała się nim zasłonić.William pogładził ją po włosach. I wtedy wyszeptała. Wtedy po raz pierwszy przyszło mi do głowy.że coś jest nietak.%7łe się do mnie nie odzywa, że umieszcza mnie w pokoju hotelowym.Pytałam go, o cochodzi, ale nie chciał powiedzieć.Tylko.uśmiechał się do mnie.Takim okropnym, cynicznymuśmiechem.Chciałam spotkać się z jego matką, zapytałam.kiedy się pobierzemy.a on.Harry stanął obok ojca i siostry. Wszystko dobrze, Louiso powiedział kojąco. Wszystko dobrze.Mów dalej.Louisa spojrzała na brata i na jej twarzy pokazał się nikły uśmieszek. Harry, on się wtedy zaśmiał.Powiedział, że wkrótce zrozumiem ten żart. Patrzyła naojca i brata, jakby z ich twarzy chciała wyczytać odpowiedz. Ale to nie był żaden żart, prawda? zapytała. Coś takiego nie jest przecież śmieszne skończyła szeptem. Nie dla mnie.William i Harry wymienili nad jej głową spojrzenia pełne rozpaczy, a zarazem gniewu.Louisa zwiesiła głowę i wpatrywała się w podłogę.Po chwili podjęła opowieść: I wtedy on sobie poszedł.A ja zostałam tam na całą noc.Nie śmiałam tknąć jedzenia,siedziałam w ubraniu.Myślałam, że wróci.Ale nie wrócił.Nie wrócił ani wieczorem, aninastępnego dnia.Zeszłam na dół do recepcji.Zapytałam, czy go znają.Wzruszyli tylkoramionami i spojrzeli na mnie, jakby. przerwała. Jakbym była głupia.I mieli rację.Jestemgłupia. Wierzchem dłoni otarła kapiące łzy. Wrócił dziś rano, wziął mnie pod rękęi zaprowadził na dworzec.I dopiero kiedy tam doszliśmy, zobaczyłam.Zrozumiałam.Głos jej się załamał.Z trudem zaczerpnęła powietrza. Było mnóstwo żołnierzy.Powiedział, że też musi się stawić.Nie miałam pieniędzy.Błagałam go.Czy to zle, że go błagałam? Utkwiła w bracie żałosne spojrzenie. Czy to zle,Harry? A on powiedział, że mam przekazać wiadomość.Nie wiem, co to miało znaczyć.Przyłożyła rękę do głowy. Nic z tego wszystkiego nie rozumiem.William objął ją ramieniem i poprowadził do krzesła.Czekali, aż zapanuje nad płaczem.Francuzka pocieszająco poklepywała ją po dłoni.Harry spojrzał na ojca, po czym pochylił sięnad Louisą. Co to za wiadomość? zapytał łagodnym tonem.Podniosła na niego spojrzenie, po czym skierowała je na ojca. Powiedział, że to wiadomość dla taty odparła powoli. Ale ja właśnie tego nierozumiem.Mówił, że poznał mojego ojca w Londynie, w tym roku. Zmarszczyła brwi. Ale toniemożliwe, prawda? Bo za każdym razem, kiedy go prosiłam, aby poznał mojego ojca bochciałam ci go przedstawić, tato on twierdził, że to niemożliwe.%7łe jeszcze nie teraz.Mówił, żeci się nie spodoba.%7łe go nie zaakceptujesz.Ale wtedy, na dworcu. dokończyła przyciszonymgłosem i widać było, że odgrywa sobie tę scenę w pamięci stał na stopniach pociągui powiedział, żebym przekazała ojcu, że.że dotrzymał obietnicy, którą złożył mu w Londynie.Spojrzała teraz na Williama pustym wzrokiem.Usta jej się trzęsły. Powiedział. dodała cicho że teraz mój ojciec zrozumie, co znaczy zostaćdoprowadzonym do ruiny. W ostatnim tygodniu sierpnia na łąkach poniżej Rutherford zebrano ostatni pokos.W upalne popołudnie przez wieś toczył się obciążony wóz wyładowany suchym, słodkopachnącym sianem.Jack Armitage trzymał lejce luzno między palcami i patrzył na drogę, któraciąg nęła się przed łbem idącego miarowo i spokojnie Wenceslasa.Patrzył na drogę, ale myślamibył gdzie indziej w domu, za drzewami, które zasłaniały mu widok.W sadzie, gdzie dlaochłody przed południowym słońcem rozpięto białe, płócienne namioty.Tam, przy długim stole,siedziała dziś rano Louisa z dzieckiem na kolanach.Jack był świadkiem powrotu jaśnie pana i jego syna przed trzema tygodniami.Ze stacjiprzywiózł ich samochód ze szczelnie zasłoniętymi oknami.Armitage stał niezauważony naskraju patia, podczas gdy skulona Louisa pospiesznie wchodziła, a właściwie była wprowadzananiczym inwalida, do domu.Według lekarza cierpiała na załamanie nerwowe.Pokojówkitwierdziły, że nie wychodzi ze swojego pokoju, a matka i ojciec nie odstępują od niej.Kilka dnitemu, wieczorem, zeszła wreszcie na kolację i widziano ją poza sypialnią.Była zupełnieodmieniona, mówiły pokojówki.Spokojna, nie uśmiechała się, nie podśpiewywała i nie biegała,jak zwykła robić to dawniej.Trzeba ją było zachęcać, żeby się w ogóle ubrała.Pytał, czy płakała,ale nikt nie potrafił odpowiedzieć.Miał wielką nadzieję, że nie płakała, ale kto wie, może tenspokój był jeszcze gorszy?Kobieta z pubu przyszła dziś z małą dziewczynką w zwyczaju było, że podczasprzygotowań do dożynek kobiety nakrywały do stołów, a mężczyzni przywozili i ustawialibeczki z piwem.Małą Cecylię posadzono na kocyku.Przez nikogo niepilnowana wyciągnęłarączkę i chwyciła brzeg zwisającego prawie do ziemi obrusa.To blada i rzekomo na wszystkozobojętniała Louisa, dostrzegłszy ruch, bez słowa pojawiła się pod markizą, pochyliła i ujrzaławpatrzoną w siebie małą buzię [ Pobierz całość w formacie PDF ]