[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z mody wyraz-nie wyszły także biusty, za to nadciągnęło eksponowanie ramion i przegubów zapomocą błyszczących bransolet.Jedynym ładnym elementem stroju pozostał obo-wiązkowy szal jedwabny noszony niedbale w zgięciu łokci.Promień obserwował to widowisko wraz z Myszka.Wiatr Na Szczycie niemiał najmniejszej ochoty prowadzić interesów pod ostrzałem ironicznych spoj-rzeń oraz kąśliwych uwag wypowiadanych półgłosem.Dał Iskrze (choć ten na-prawdę niezle znał się na koniach) ultimatum nie do odrzucenia: chłopak znajdziesobie zajęcie na najbliższe trzy godziny w znacznej odległości od Hajga, a ten nieobetnie mu uszu mieczem.Promień czuł przywiązanie do tej części swojego ciała,więc przystał na podobny układ.Myszka natomiast bardzo chciał zwiedzić mia-sto i przyczepił się do Iskry na zasadzie ogona.Na głównej promenadzie trafiliw sam środek jakiejś fety dla tutejszej śmietanki towarzyskiej i mieli okazję po-dziwiać coraz to inne lektyki zatrzymujące się przed halą zebrań gildii kupieckich,która służyła najwyrazniej nie tylko naradom.Promień obserwował przybywają-136cych gości z mieszaniną wzgardy i rozbawienia, Myszce natomiast oczy wycho-dziły z głowy na widok z taką nonszalancją prezentowanego bogactwa.ZamekMagów był miejscem o ustalonej renomie., ale tam nawet najmożniejszemu zeStworzycieli nie przyszłoby do głowy obwieszać się tyloma szakalami biżuterii.Po pewnym czasie na obu chłopców zwrócił uwagę jeden z pachołków pilnują-cych wejścia.Podszedł do nich leniwym, ciężkim krokiem, jakby nadmiar mięśniodebrał mu zwinność.Klepał przy tym demonstracyjnie pałką o masywną dłoń. Won! warknął nieprzyjaznie. Szukacie kłopotów?Myszka podniósł na niego swe wielkie, jasne oczy, wypełnione w tej chwilicałą niewinnością świata. Och nie, panie powiedział tonem szacunku. My tylko chcieliśmy po-patrzeć.Ci państwo są tak strasznie pięknie odziani! Kto to jest, szanowny paniestrażniku?Stróż chrząknął, nieco udobruchany. Wielmożni panowie radni, ojcowie miasta.Szlachetnie urodzeni odparłsrogim głosem. Napatrzyliście się? No to zmykać, chłystki!Promień zacisnął zęby i jeszcze przez zakończeniem tej mówki zaczął się od-dalać. Szlachetnie urodzeni ! Też coś! Gdyby jeden z tych.tych.osobnikówpojawił się jakimś niepojętym sposobem w jego dawnym domu, matka dostałabyspazmów, a ojciec kazałby wyszorować podłogę po takim gościu.Doprowadzonydo pasji, wyciągał nogi, aż zasapany Myszka nie mógł za nim nadążyć. Poczekaj! Po.cze.kaj, Pro.mień!Zwolnił. Pomór i ohyda! A ty coś się tak płaszczył, gryzoniu Trzeba było jeszczew tyłek cmoknąć tego przygłupa! warknął, gdy Myszka zrównał się z nim. Wielmożni państwo! Szanowny pan strażnik! zapiszczał cienko,drwiąco naśladując kolegę. A co miałem mówić? zapytał Wędrowiec z pretensją, już swoim nor-malnym głosem. Stałeś tam z gębą kwaśną jak plantacja cytryn.Jakbym sięnie wygłupił, to miałbyś podbite oko, zanim zdążyłbyś mrugnąć. A tobie za to ślepia z głowy wyłaziły, tak się gapiłeś ma tę menażerię! Istnycyrk, same małpy i niedzwiedzie. Przecież to jest.była twoja sfera, Promień rzekł Myszka z pewnymwahaniem.Promienia aż wryło w bruk.Rzucił Jodłowemu mordercze spojrzenie. Zapamiętaj sobie, dzieciaku wycedził zduszonym głosem. To NI-GDY nie była moja sfera.I nigdy nie będzie! To parweniusze, a ja jestem księ-ciem! A-haaaa. powiedział wolno Myszka, obrzucając go krytycznym spoj-rzeniem od stóp do głów i nagle Promień z całą wyrazistością zdał sobie sprawęz własnego wyglądu.Przez mgnienie widział samego siebie oczami towarzysza137 chudego, spalonego słońcem, o rękach wygarbowanych na rzemień, w zno-szonych łachach, połatanych na kolanach i łokciach kawałkami skóry.Cóż, to nieszata czyni króla, ale żebraka na pewno.Iskra wyobraził sobie księcia ojca, jakwłasnymi rękami wyciera chustką podłogę skalaną jego Promienia obu-wiem i wybuchnął histerycznym śmiechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Z mody wyraz-nie wyszły także biusty, za to nadciągnęło eksponowanie ramion i przegubów zapomocą błyszczących bransolet.Jedynym ładnym elementem stroju pozostał obo-wiązkowy szal jedwabny noszony niedbale w zgięciu łokci.Promień obserwował to widowisko wraz z Myszka.Wiatr Na Szczycie niemiał najmniejszej ochoty prowadzić interesów pod ostrzałem ironicznych spoj-rzeń oraz kąśliwych uwag wypowiadanych półgłosem.Dał Iskrze (choć ten na-prawdę niezle znał się na koniach) ultimatum nie do odrzucenia: chłopak znajdziesobie zajęcie na najbliższe trzy godziny w znacznej odległości od Hajga, a ten nieobetnie mu uszu mieczem.Promień czuł przywiązanie do tej części swojego ciała,więc przystał na podobny układ.Myszka natomiast bardzo chciał zwiedzić mia-sto i przyczepił się do Iskry na zasadzie ogona.Na głównej promenadzie trafiliw sam środek jakiejś fety dla tutejszej śmietanki towarzyskiej i mieli okazję po-dziwiać coraz to inne lektyki zatrzymujące się przed halą zebrań gildii kupieckich,która służyła najwyrazniej nie tylko naradom.Promień obserwował przybywają-136cych gości z mieszaniną wzgardy i rozbawienia, Myszce natomiast oczy wycho-dziły z głowy na widok z taką nonszalancją prezentowanego bogactwa.ZamekMagów był miejscem o ustalonej renomie., ale tam nawet najmożniejszemu zeStworzycieli nie przyszłoby do głowy obwieszać się tyloma szakalami biżuterii.Po pewnym czasie na obu chłopców zwrócił uwagę jeden z pachołków pilnują-cych wejścia.Podszedł do nich leniwym, ciężkim krokiem, jakby nadmiar mięśniodebrał mu zwinność.Klepał przy tym demonstracyjnie pałką o masywną dłoń. Won! warknął nieprzyjaznie. Szukacie kłopotów?Myszka podniósł na niego swe wielkie, jasne oczy, wypełnione w tej chwilicałą niewinnością świata. Och nie, panie powiedział tonem szacunku. My tylko chcieliśmy po-patrzeć.Ci państwo są tak strasznie pięknie odziani! Kto to jest, szanowny paniestrażniku?Stróż chrząknął, nieco udobruchany. Wielmożni panowie radni, ojcowie miasta.Szlachetnie urodzeni odparłsrogim głosem. Napatrzyliście się? No to zmykać, chłystki!Promień zacisnął zęby i jeszcze przez zakończeniem tej mówki zaczął się od-dalać. Szlachetnie urodzeni ! Też coś! Gdyby jeden z tych.tych.osobnikówpojawił się jakimś niepojętym sposobem w jego dawnym domu, matka dostałabyspazmów, a ojciec kazałby wyszorować podłogę po takim gościu.Doprowadzonydo pasji, wyciągał nogi, aż zasapany Myszka nie mógł za nim nadążyć. Poczekaj! Po.cze.kaj, Pro.mień!Zwolnił. Pomór i ohyda! A ty coś się tak płaszczył, gryzoniu Trzeba było jeszczew tyłek cmoknąć tego przygłupa! warknął, gdy Myszka zrównał się z nim. Wielmożni państwo! Szanowny pan strażnik! zapiszczał cienko,drwiąco naśladując kolegę. A co miałem mówić? zapytał Wędrowiec z pretensją, już swoim nor-malnym głosem. Stałeś tam z gębą kwaśną jak plantacja cytryn.Jakbym sięnie wygłupił, to miałbyś podbite oko, zanim zdążyłbyś mrugnąć. A tobie za to ślepia z głowy wyłaziły, tak się gapiłeś ma tę menażerię! Istnycyrk, same małpy i niedzwiedzie. Przecież to jest.była twoja sfera, Promień rzekł Myszka z pewnymwahaniem.Promienia aż wryło w bruk.Rzucił Jodłowemu mordercze spojrzenie. Zapamiętaj sobie, dzieciaku wycedził zduszonym głosem. To NI-GDY nie była moja sfera.I nigdy nie będzie! To parweniusze, a ja jestem księ-ciem! A-haaaa. powiedział wolno Myszka, obrzucając go krytycznym spoj-rzeniem od stóp do głów i nagle Promień z całą wyrazistością zdał sobie sprawęz własnego wyglądu.Przez mgnienie widział samego siebie oczami towarzysza137 chudego, spalonego słońcem, o rękach wygarbowanych na rzemień, w zno-szonych łachach, połatanych na kolanach i łokciach kawałkami skóry.Cóż, to nieszata czyni króla, ale żebraka na pewno.Iskra wyobraził sobie księcia ojca, jakwłasnymi rękami wyciera chustką podłogę skalaną jego Promienia obu-wiem i wybuchnął histerycznym śmiechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]