[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mówiłeś jej to?- Sama się chyba domyśla - odpowiada, wzruszając ramionami iuśmiechając się pogardliwie.Mam ochotę go spoliczkować, ale powstrzymuję się.- Zresztą pozostawiłem jej wolny wybór - ciągnie dalej Ole, jakbysię bronił przed moim wymownym milczeniem.- Powiedziałem,że jeśli chce, może odejść.Niech zabierze to, co uważa za swoje.Nie będę jej tego utrudniał.Ale ona sama zdecydowała się zostać,mimo że wiedziała, jak się sprawy mają.A skoro tak, musi siępogodzić z sy-tuacją.Nie okłamywałem jej.Nie udawałem innego, niż jestem.Zresztą znała mnie, decydując się mnie poślubić.Skończył.Boję się nawet myśleć, co się kryje za jego słowami.Tymczasem Ole poklepuje mnie po ramieniu, wstaje i oddala siętanecznym krokiem w stronę Kopalni.- O czym ja nie wiem? - pytam Mattiasa.Nie ruszając się z miejsca, Mattias przygląda mi się uważnie.Jego spojrzenie jest znajome, a jednak wydaje mi się, żedostrzegam w nim też coś obcego.- Co się tutaj zmieniło od mojego wyjazdu, Mattias?- Wszystko.- Co on jej zrobił?- Na jakiś czas przyprowadził do domu jedną z tych młodychdziewcząt, co to nigdzie nie zagrzeją miejsca.Topniała pod jegospojrzeniem jak śnieg w promieniach słońca.- Tutaj? - pytam zaskoczona.- Tutaj - potwierdza Mattias, wzruszając ramionami.- Miała byćsłużącą, ale w niczym nie wyręczała Liisy.Nie pomagała jej wdomu.Wtedy właśnie Ole kazał Liisie wybierać, czy zostanie,czy się od niego wyprowadzi.Samuelsborg należy przecież doniego.Czuję do swego brata złość, więcej, wściekłość.Przez chwilę gonienawidzę.- Ojciec dziewczyny zabrał ją stąd, kiedy zaszła w ciążę -opowiada dalej Mattias jakby od niechcenia.- Nie ona jednazresztą.Z tego, co wiem, twój brat spłodził już czworo dzieci.Tylko w swojej własnej chacie nie ma ani jednego.- Jak Liisa może mu na to pozwolić? - pytam.Brązowe oczyMattiasa zwężają się, tworzącszparki, gdy mówi:- Kto jak kto, Rozo, ale ty to powinnaś zrozumieć.Rozdział 7Roza domyśliła się od razu, że dziewczyna, która stanęła wprogu, to Shelley.Miała rude włosy, połyskujące miedziądokładnie tak samo jak włosy Fiony, a oczy, które spoglądały nanią wrogo, były kopią oczu Seamusa.Dziewczyna, choć wiotkajak Molly, z twarzy przypominała 0'Connorów.- Chcę rozmawiać z Josephem - oznajmiła i nie czekając naodpowiedz, minęła Rozę i weszła do izby.Usiąść jednak niechciała.- Nie przyszłam się tu gościć - rzekła chłodno, a Rozęuderzyło, że Shelley odziedziczyła po 0'Connorach nie tylkourodę, ale i bezkompromisowość, z której znany był Seamus.- Joe wyszedł - odpowiedziała.- To go sprowadz! - zażądała Shelley wyprostowana jak struna.Rude włosy zaplecione w warkocz upięła wokół głowy niczymwieniec.Na jej bladej twarzy odznaczały się drobne piegi, a oczyzdawały się niemal czarne.Roza pamiętała dobrze, że tak ciemniało spojrzenie Seamusa, gdybył wściekły.Skinęła głową i bez słowa wyszła po Joego.Młodakobieta wzbu-dziła jej ciekawość, ale i obawę.Ciągle nie potrafiła się uporać ztym pozbawionym sensu uczuciem zazdrości o przeszłośćSeamusa.Joe zabezpieczał właśnie studnię za domem.Pokrywa całkiemspróchniała i trzeba było zrobić nową.Przez ostatnie pół rokudom powoli niszczał, a ogród zarosły chwasty.Wyraznie dało sięodczuć w obejściu brak pracowitej gospodyni.- Dom popada w ruinę, gdy nikt w nim nie mieszka, Rosi -odezwał się zafrasowany Joe, usłyszawszy jej kroki.Roza stała w milczeniu, póki nie podniósł na nią wzroku.Gdyzobaczył napięcie malujące się na jej twarzy, zaciśnięte usta iskrzyżowane na piersi ramiona, odłożył na bok narzędzia.- Mamy gościa - odezwała się Roza sztywno.Joe wstał.Chodził tu ubrany tak samo, jak nosił się w Georgii:nogawki spodni wpuszczone w buty do konnej jazdy, roboczakoszula rozpięta pod szyją, niedbale zawiązana barwna apaszka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Mówiłeś jej to?- Sama się chyba domyśla - odpowiada, wzruszając ramionami iuśmiechając się pogardliwie.Mam ochotę go spoliczkować, ale powstrzymuję się.- Zresztą pozostawiłem jej wolny wybór - ciągnie dalej Ole, jakbysię bronił przed moim wymownym milczeniem.- Powiedziałem,że jeśli chce, może odejść.Niech zabierze to, co uważa za swoje.Nie będę jej tego utrudniał.Ale ona sama zdecydowała się zostać,mimo że wiedziała, jak się sprawy mają.A skoro tak, musi siępogodzić z sy-tuacją.Nie okłamywałem jej.Nie udawałem innego, niż jestem.Zresztą znała mnie, decydując się mnie poślubić.Skończył.Boję się nawet myśleć, co się kryje za jego słowami.Tymczasem Ole poklepuje mnie po ramieniu, wstaje i oddala siętanecznym krokiem w stronę Kopalni.- O czym ja nie wiem? - pytam Mattiasa.Nie ruszając się z miejsca, Mattias przygląda mi się uważnie.Jego spojrzenie jest znajome, a jednak wydaje mi się, żedostrzegam w nim też coś obcego.- Co się tutaj zmieniło od mojego wyjazdu, Mattias?- Wszystko.- Co on jej zrobił?- Na jakiś czas przyprowadził do domu jedną z tych młodychdziewcząt, co to nigdzie nie zagrzeją miejsca.Topniała pod jegospojrzeniem jak śnieg w promieniach słońca.- Tutaj? - pytam zaskoczona.- Tutaj - potwierdza Mattias, wzruszając ramionami.- Miała byćsłużącą, ale w niczym nie wyręczała Liisy.Nie pomagała jej wdomu.Wtedy właśnie Ole kazał Liisie wybierać, czy zostanie,czy się od niego wyprowadzi.Samuelsborg należy przecież doniego.Czuję do swego brata złość, więcej, wściekłość.Przez chwilę gonienawidzę.- Ojciec dziewczyny zabrał ją stąd, kiedy zaszła w ciążę -opowiada dalej Mattias jakby od niechcenia.- Nie ona jednazresztą.Z tego, co wiem, twój brat spłodził już czworo dzieci.Tylko w swojej własnej chacie nie ma ani jednego.- Jak Liisa może mu na to pozwolić? - pytam.Brązowe oczyMattiasa zwężają się, tworzącszparki, gdy mówi:- Kto jak kto, Rozo, ale ty to powinnaś zrozumieć.Rozdział 7Roza domyśliła się od razu, że dziewczyna, która stanęła wprogu, to Shelley.Miała rude włosy, połyskujące miedziądokładnie tak samo jak włosy Fiony, a oczy, które spoglądały nanią wrogo, były kopią oczu Seamusa.Dziewczyna, choć wiotkajak Molly, z twarzy przypominała 0'Connorów.- Chcę rozmawiać z Josephem - oznajmiła i nie czekając naodpowiedz, minęła Rozę i weszła do izby.Usiąść jednak niechciała.- Nie przyszłam się tu gościć - rzekła chłodno, a Rozęuderzyło, że Shelley odziedziczyła po 0'Connorach nie tylkourodę, ale i bezkompromisowość, z której znany był Seamus.- Joe wyszedł - odpowiedziała.- To go sprowadz! - zażądała Shelley wyprostowana jak struna.Rude włosy zaplecione w warkocz upięła wokół głowy niczymwieniec.Na jej bladej twarzy odznaczały się drobne piegi, a oczyzdawały się niemal czarne.Roza pamiętała dobrze, że tak ciemniało spojrzenie Seamusa, gdybył wściekły.Skinęła głową i bez słowa wyszła po Joego.Młodakobieta wzbu-dziła jej ciekawość, ale i obawę.Ciągle nie potrafiła się uporać ztym pozbawionym sensu uczuciem zazdrości o przeszłośćSeamusa.Joe zabezpieczał właśnie studnię za domem.Pokrywa całkiemspróchniała i trzeba było zrobić nową.Przez ostatnie pół rokudom powoli niszczał, a ogród zarosły chwasty.Wyraznie dało sięodczuć w obejściu brak pracowitej gospodyni.- Dom popada w ruinę, gdy nikt w nim nie mieszka, Rosi -odezwał się zafrasowany Joe, usłyszawszy jej kroki.Roza stała w milczeniu, póki nie podniósł na nią wzroku.Gdyzobaczył napięcie malujące się na jej twarzy, zaciśnięte usta iskrzyżowane na piersi ramiona, odłożył na bok narzędzia.- Mamy gościa - odezwała się Roza sztywno.Joe wstał.Chodził tu ubrany tak samo, jak nosił się w Georgii:nogawki spodni wpuszczone w buty do konnej jazdy, roboczakoszula rozpięta pod szyją, niedbale zawiązana barwna apaszka [ Pobierz całość w formacie PDF ]