[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nietknięte jeszcze kompleksy, domów pękły z hałasem irozprysły się w kamienne drzazgi.Pałac kapłana Sarprzewrócił się w ciągu.Jednego uderzenia serca, jakby nimprasła o ziemię garść jakiegoś niewidzialnego, olbrzyma.Tumany czerwonawej mgły osnuły całą miasto.Wówczas z krateru Abra, daleko, daleko, na północyrunął w otchłań czarnego nieba tak potworny, takniebosiężny słup ognia i dymu, że stało się jasno jak wdzień.I było tak, jakby bolesny, chrapliwy skurcz pokręcił iszarpnął wnętrznościamy księżyca.Góry Lodowe napółnocy ponure, ciemno masywy raptem zmalały,przypadły ku ziemi znikły Wierzchołki rozcharatał wszczapy wściekły mocarz eksplozji.Obserwntorjum zwaliło się, miażdżąc pod gruzami igrzebiąc na zawsze ostatniego króla z dynastji Azas,wszechwładcę ostatniego królestwa na księżycu.A w Asar rozpętało się piekło.Domy zapadały się, jakby je zwiewał jakiś przerazliwyhuragan kosmiczny, rozpadliny pochłaniały ulicę za ulicą,ogień żywy leciał z nieba grad kamieni i całych złomówgranitowych prał w nieszczęsne miasto i dusiła je gorącachmura opadającego gęstemi warstwami popiołu.Czad zabijał.Sadza pokryła wszystko.Szalone przeciągiporywały ludzi jak pióra.A nędzna, szlochająca, obłąkana z trwogi ludzkagromada miotała się we wszystkich kierunkach, na oślep,zasłoniwszy rękami oczy.Ginęły tysiące w jednemmgnieniu oka.Krótki wizg i bełkot tłumów porywałaśmierć, jak cięcie topora.A z wnętrza Abry bucha płonącemi strugami lawa iwylała się z gardzieli krateru połykając jednym haustemwszystko, co napotkała w drodze.Ten potop płynnegoognia posuwał się z, błyskawiczną szybkością ku stolicy iku wybrzeżom Dżdżystego Morza.Rozszalały szpik globuw drgawkach szkaradnych tarzał się po powierzchni owejskorupy, która tak długo więziła, go zatrzaśniętego ciasnowiekiem Bunt żywiołu zmiótł w zamian za to w ślepejzemście wszystko i wszystkich dookoła.Stacja radjowa na Dworcu Południowym, jedyna któraocalała dotąd otrzymała wieść z zachodu, że MorzeDżdżysto wystąpiło z brzegów i zalało kwitnący mlijonowyport Dasi-Daun niszcząc go doszczętnie.Dumne Ibal leżałodo połowy w gruzach.W Osmud zginęło do 200.000 ludzi, a jezioro Bir zatopiłopięć dzielnic miasta.Bamargut zamieniło się w kupę rumowisk i żużlu.Tasma-Lihali, cudowna kolebka artystów i miłości nieistniała już.Morze zalało Azl-Klut, Bermid, Sisi-Gouth iNinneh, wspaniało miejscowości kąpielowe, odwiedzaneprzez bogaczy i ich zielonookie kochanki.Ogromny i park i oranżerja Smillas-Ilni pogrzebanyzostał pod gruba warstwą popiołu i żwiru skalnego.Niesłychana, rozpaczliwa katastrofa nie oszczędziłażadnego, najbardziej uroczego i spokojnego zakątka kraju,zmieniając ludny, bogaty i promieniujący blaskiem swejkultury kraj Asaras w tragiczne cmentarzysko.Zakłady techniczne u stóp Gór Lodowych, chluba inajwiększy cud księżyca, spiętrzyły się w grozne, upiornestosy maszyn i płyt stalowych, drutów i słupów.Zpotwornym trzaskiem eksplodowały niezliczonerezerwoary zgęszczonego powietrza, którego ocean rozlałsię momentalnie po całym kraju, ale teraz już niestetymieszkańcy jego nie mogli skorzystać z rozkoszy oddechu.Wybuchły tysięce bomb gazowych i zbiorniki z trującemigazami w warsztatach wojennych, zabijając dookoła życie.Mrozna noc i brak powietrza dokonywały reszty,znęcając się nad nieszczęśliwymi, którzy ocaleli w czasiekataklizmu, a nie mieli skąd zaczerpnąć ciepła i oddechu,wobec zniszczenia wszelkich magazynów, zbiorników irurociągów.Zaledwie 300.000 mieszkańców miasta Asar uszło zżyciem z pod gruzów trzęsienia ziemi i z ognia wybuchuAbry, ale i ci dogorywali.Nieco więcej stosunkowo ocalałow innych miastach, dalej na południc i w okręgachwiejskich, bo tam, rzecz naturalnu, niebezpieczeństwoutraty życia pod gruzami było znacznie mniejsze.Mimo tookoło 9 miljonów ludzi uległo zagładzie.Tylko większość miast na południu, w pobliżu ZatokiSzlamu i u stóp Tamitri zachowała się prawie w całości itam, w to okolice niedotknięte w tak wielkiej mierze, jakpółnoc, katastrofą, chroniły się wynędzniałe, na wpółobłąkane hordy uciekinierów, Otworzono im wszystkiespichlerze, ale oni ten żer połknęli w ciągu bardzo krótkiegoczasu i głód zapukał do wrót gościnnych miast południa.Zanim zaś z wysp Morzu Dżdżystego, bogatych i nienawiedzonych nieszczęściom, nadążyły z żywnością ipomocą floty kupieckich i rządowych okrętów było już zapózno.Nowy potop nastąpił po potopie ognia i wody.Barbarzyńcy&Rozdział VIII.W OTCHAANI NIEDOLINabu ocknął się z długiego omdlenia, był już świt.Otworzył oczy i rozglądnął się dokoła.Znajdował sięwciąż jeszcze w małej izdebce głównej kwatery.Narazprzypomniał sobie nieszczęście i grozę nocy.Oprzytomniałnatychmiast i zerwał się na równe nogi. Gdzie Amar-At? zapytał sam siebie, nie widzącinżyniera w izbie.Wyjrzał przez okienko.O parę kroków od wejścia leżał rozkrzyżowany trupAmarta.Widocznie Wielki Inżynier wybiegł z kwatery, abyskrzyknąć ku sobie żołnierzy i nieść pomoc omdlałemuNabu, ale trujący gaz go zaskoczył, albo toż w zbiorniku napiersiach powietrza zabrakło i skonał.On, władca i klucznik tajemnic całej wspaniałej technikiludu Asaras wraz z jej maszynami, gazami, elektrycznościąi radem, on, który tyle powietrza więził w olbrzymichhalach rezerwoarów podziemnych nie żył już, bo.niemiał czem oddechać?! O ironjo!Nabu zdjął płaszcz cieplny i umocował debrze nowyzbiornik na piersiach, a maskę gazową na twarzy, bojąc się,aby nie spotkał go los Amar-Ata i wyszedł przed kwaterę.Oczom jego przedstawił się obraz straszliwy.W złotym blasku słonecznym, którego pogoda nielicowała wcale z ponurym smętkiem katastrofy, rozmiary jejuwidoczniły się tak, że Nabu przestał się łudzić jakąkolwieknadzieją.Potęga jego ludu uległa zagładzie, armjarozproszyła się.Naokół, jak okiem sięgnął szczerzyły swe wyszczerbionekły i trzony stożki wież pancernych, potrzaskanych, jakpudełka blaszane i zmiażdżone bloki fortów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nietknięte jeszcze kompleksy, domów pękły z hałasem irozprysły się w kamienne drzazgi.Pałac kapłana Sarprzewrócił się w ciągu.Jednego uderzenia serca, jakby nimprasła o ziemię garść jakiegoś niewidzialnego, olbrzyma.Tumany czerwonawej mgły osnuły całą miasto.Wówczas z krateru Abra, daleko, daleko, na północyrunął w otchłań czarnego nieba tak potworny, takniebosiężny słup ognia i dymu, że stało się jasno jak wdzień.I było tak, jakby bolesny, chrapliwy skurcz pokręcił iszarpnął wnętrznościamy księżyca.Góry Lodowe napółnocy ponure, ciemno masywy raptem zmalały,przypadły ku ziemi znikły Wierzchołki rozcharatał wszczapy wściekły mocarz eksplozji.Obserwntorjum zwaliło się, miażdżąc pod gruzami igrzebiąc na zawsze ostatniego króla z dynastji Azas,wszechwładcę ostatniego królestwa na księżycu.A w Asar rozpętało się piekło.Domy zapadały się, jakby je zwiewał jakiś przerazliwyhuragan kosmiczny, rozpadliny pochłaniały ulicę za ulicą,ogień żywy leciał z nieba grad kamieni i całych złomówgranitowych prał w nieszczęsne miasto i dusiła je gorącachmura opadającego gęstemi warstwami popiołu.Czad zabijał.Sadza pokryła wszystko.Szalone przeciągiporywały ludzi jak pióra.A nędzna, szlochająca, obłąkana z trwogi ludzkagromada miotała się we wszystkich kierunkach, na oślep,zasłoniwszy rękami oczy.Ginęły tysiące w jednemmgnieniu oka.Krótki wizg i bełkot tłumów porywałaśmierć, jak cięcie topora.A z wnętrza Abry bucha płonącemi strugami lawa iwylała się z gardzieli krateru połykając jednym haustemwszystko, co napotkała w drodze.Ten potop płynnegoognia posuwał się z, błyskawiczną szybkością ku stolicy iku wybrzeżom Dżdżystego Morza.Rozszalały szpik globuw drgawkach szkaradnych tarzał się po powierzchni owejskorupy, która tak długo więziła, go zatrzaśniętego ciasnowiekiem Bunt żywiołu zmiótł w zamian za to w ślepejzemście wszystko i wszystkich dookoła.Stacja radjowa na Dworcu Południowym, jedyna któraocalała dotąd otrzymała wieść z zachodu, że MorzeDżdżysto wystąpiło z brzegów i zalało kwitnący mlijonowyport Dasi-Daun niszcząc go doszczętnie.Dumne Ibal leżałodo połowy w gruzach.W Osmud zginęło do 200.000 ludzi, a jezioro Bir zatopiłopięć dzielnic miasta.Bamargut zamieniło się w kupę rumowisk i żużlu.Tasma-Lihali, cudowna kolebka artystów i miłości nieistniała już.Morze zalało Azl-Klut, Bermid, Sisi-Gouth iNinneh, wspaniało miejscowości kąpielowe, odwiedzaneprzez bogaczy i ich zielonookie kochanki.Ogromny i park i oranżerja Smillas-Ilni pogrzebanyzostał pod gruba warstwą popiołu i żwiru skalnego.Niesłychana, rozpaczliwa katastrofa nie oszczędziłażadnego, najbardziej uroczego i spokojnego zakątka kraju,zmieniając ludny, bogaty i promieniujący blaskiem swejkultury kraj Asaras w tragiczne cmentarzysko.Zakłady techniczne u stóp Gór Lodowych, chluba inajwiększy cud księżyca, spiętrzyły się w grozne, upiornestosy maszyn i płyt stalowych, drutów i słupów.Zpotwornym trzaskiem eksplodowały niezliczonerezerwoary zgęszczonego powietrza, którego ocean rozlałsię momentalnie po całym kraju, ale teraz już niestetymieszkańcy jego nie mogli skorzystać z rozkoszy oddechu.Wybuchły tysięce bomb gazowych i zbiorniki z trującemigazami w warsztatach wojennych, zabijając dookoła życie.Mrozna noc i brak powietrza dokonywały reszty,znęcając się nad nieszczęśliwymi, którzy ocaleli w czasiekataklizmu, a nie mieli skąd zaczerpnąć ciepła i oddechu,wobec zniszczenia wszelkich magazynów, zbiorników irurociągów.Zaledwie 300.000 mieszkańców miasta Asar uszło zżyciem z pod gruzów trzęsienia ziemi i z ognia wybuchuAbry, ale i ci dogorywali.Nieco więcej stosunkowo ocalałow innych miastach, dalej na południc i w okręgachwiejskich, bo tam, rzecz naturalnu, niebezpieczeństwoutraty życia pod gruzami było znacznie mniejsze.Mimo tookoło 9 miljonów ludzi uległo zagładzie.Tylko większość miast na południu, w pobliżu ZatokiSzlamu i u stóp Tamitri zachowała się prawie w całości itam, w to okolice niedotknięte w tak wielkiej mierze, jakpółnoc, katastrofą, chroniły się wynędzniałe, na wpółobłąkane hordy uciekinierów, Otworzono im wszystkiespichlerze, ale oni ten żer połknęli w ciągu bardzo krótkiegoczasu i głód zapukał do wrót gościnnych miast południa.Zanim zaś z wysp Morzu Dżdżystego, bogatych i nienawiedzonych nieszczęściom, nadążyły z żywnością ipomocą floty kupieckich i rządowych okrętów było już zapózno.Nowy potop nastąpił po potopie ognia i wody.Barbarzyńcy&Rozdział VIII.W OTCHAANI NIEDOLINabu ocknął się z długiego omdlenia, był już świt.Otworzył oczy i rozglądnął się dokoła.Znajdował sięwciąż jeszcze w małej izdebce głównej kwatery.Narazprzypomniał sobie nieszczęście i grozę nocy.Oprzytomniałnatychmiast i zerwał się na równe nogi. Gdzie Amar-At? zapytał sam siebie, nie widzącinżyniera w izbie.Wyjrzał przez okienko.O parę kroków od wejścia leżał rozkrzyżowany trupAmarta.Widocznie Wielki Inżynier wybiegł z kwatery, abyskrzyknąć ku sobie żołnierzy i nieść pomoc omdlałemuNabu, ale trujący gaz go zaskoczył, albo toż w zbiorniku napiersiach powietrza zabrakło i skonał.On, władca i klucznik tajemnic całej wspaniałej technikiludu Asaras wraz z jej maszynami, gazami, elektrycznościąi radem, on, który tyle powietrza więził w olbrzymichhalach rezerwoarów podziemnych nie żył już, bo.niemiał czem oddechać?! O ironjo!Nabu zdjął płaszcz cieplny i umocował debrze nowyzbiornik na piersiach, a maskę gazową na twarzy, bojąc się,aby nie spotkał go los Amar-Ata i wyszedł przed kwaterę.Oczom jego przedstawił się obraz straszliwy.W złotym blasku słonecznym, którego pogoda nielicowała wcale z ponurym smętkiem katastrofy, rozmiary jejuwidoczniły się tak, że Nabu przestał się łudzić jakąkolwieknadzieją.Potęga jego ludu uległa zagładzie, armjarozproszyła się.Naokół, jak okiem sięgnął szczerzyły swe wyszczerbionekły i trzony stożki wież pancernych, potrzaskanych, jakpudełka blaszane i zmiażdżone bloki fortów [ Pobierz całość w formacie PDF ]