[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem.ten.przyjacielempani matki.Jessalyn potrząsnęła głową i drgnęła, jakby nagle obudziła się ze snu.- Ale przecież ja.- Coś podobnego do nadziei zaświtało w jej sercu, nadzieizmieszanej z obawą.- Mojej matki?- Tak.- Za plecami Jessalyn otworzyły się jakieś drzwi.Przybysz spojrzał w tamtąstronę.Miał oczy jak u cielaka: brą-159zowe, łagodne i szkliste.- Po śmierci twojego ojca matka, hm.zdecydowała sięzostać ze mną - oświadczył.- Tak, tak, tworzyliście obydwoje parę, którą na lata połączył grzech.- Podeszła donich lady Letty, stukając laską o kamienie, którymi wyłożono podwórze.Starszapani przeszła na surowy, toporny język mieszkańców krainy położonej wokółWheal Ruthe.- I czy ta dziwka jest tego warta?! Czyżbyś doznawał szczególnejprzyjemności, obcując z kobietą, która przyprawiała rogi swojemu prawowitemumałżonkowi, gdy znajdował się na łożu śmierci! A potem opuściła swe jedynedziecko!Mężczyzna oblizał usta, pełne i delikatne, niemal kobiece.Jego cielęce oczyspoczęły na twarzy Jessalyn.- Miłość była silniejsza, a my, twoja matka i ja, nie umieliśmy się przed nią obronić.Ożeniłbym się z nią po śmierci twojego ojca.Ale sam byłem żonaty.z kimś innym.- Cicho westchnął.- Nadal jestem.- Odwrócił się do lady Letty i podniósł rękę, jakgdyby prosił ją o zrozumienie.- Emma i ja.Nasza miłość nigdy nie zostaniezaakceptowana przez Boga ani przez ludzi, ale nie moglibyśmy znieść rozstania.Sądziliśmy, że dziecku będzie lepiej tutaj z panią.Z dala od skandalu, który zawszetowarzyszył naszemu, hm.romansowi.Lady Letty prychnęła.- Tak właśnie jest.Całkiem jej tu dobrze.A ty? Czego chcesz?! Czego chce ta twojaladacznica?! - Jej wystająca szczęka zaczęła drżeć.Objęła dziewczynę w pasie,jakby chciała ją do siebie przywiązać.- Nie dostanie dziewczyny z powrotem.Chyba że najpierw zobaczę ją martwą.- Otóż to.Ona jest martwa.Emma nie żyje.- Na ostatnim słowie głos mu sięzałamał.- Spojrzał na Jessalyn.- Pomyślałem, że powinnaś wiedzieć.- Znowuzwrócił się do lady Letty.- Mimo wszystko dziewczyna jest jej córką.Ma prawowiedzieć.Jessalyn nie była w stanie ani poruszyć się, ani wykrztusić słowa.TymczasemSierżant Major wszedł do zagrody i zbliżał się powoli do Nadziei Lettych, ciągnącze sobą derkę.Przez chwilę zastanawiała się, co złego mogło się przydarzyć zrebicy,dlaczego leży tak nieruchomo pośrodku zagrody.I wtedy sobie przypomniała:zrebica była martwa.Przybysz znowu coś mówił.Starała się go słuchać.160- Został dom w Londynie - rzekł.- Zgodnie z prawem należy do ciebie, ponieważtwój ojciec nabył go na krótko przed.Oczywiście dom nie ma czystej hipoteki, alejest.Mieliśmy znaczne wydatki.%7łycie w mieście kosztuje.Pozostało też trochępieniędzy, lecz obawiam się, że większość z nich już została wydana.I konie,czystej krwi angielskiej.Chociaż, prawdę mówiąc, musieliśmy urządzićwyprzedaż.jeszcze nim zachorowała.Mimo wszystko pozostawiła ci coś wrodzaju stajni wyścigowej.- Dlaczego? - zapytała Jessalyn.Mężczyzna zamrugał i ściągnąwszy usta, głęboko odetchnął.- No cóż, jesteś jej córką.Jej jedynym dzieckiem.- Nigdy nie przyjechała, aby mnie odwiedzić.Ani razu.Nawet do mnie nie napisała.Dlaczego?Nie patrzył jej w oczy.Dwie identyczne plamy w kolorze malin wystąpiły na jegopoliczki.Duże dłonie gniotły rondo bobrowego kapelusza.- Ze względu na skandal.Sądziliśmy.ona sądziła.- Wzdychał.- Nieważne,dlaczego.Mimo wszystko jesteś jej córką.Nie chodziło o skandal - pomyślała Jessalyn.W ciągu dziesięciu lat musiała się obyćbez odwiedzin matki.Była zawadą w jej życiu.W ich życiu, jej i kocfiknka.- Już nie - odpowiedziała przybyszowi.Kochankowi matki.Kociątko mruczało.Jessalyn przytuliła policzek do puszystego futerka.Było ciepłe.Słyszała bardzoszybkie uderzenia maleńkiego serca.- Już od dawna nie jestem jej córką.Odwróciła się od mężczyzny i ruszyła do Sierżanta Majora.I przykrytej derkązrebicy - Nadziei Lettych.Ożywczy wiatr miał słonawy smak.Szarpał wstążki kapelusza.Spódnicaprzywierała jej do nóg, podkreślając ich szczupłość.Odpływ niedawno się skończył.Mężczyzna w szkarłatnym mundurze zbliżał się doniej po mokrym piasku.Utykał na jedną nogę, pozostawiając za sobą ślady niczymblizny.Zatrzymał się przy niej bez słowa.Nie dała po sobie poznać, że dostrzegajego obecność.Patrzyła w morze mieniące się plamkami barw, od zielonej poprzezniebieską do zimnej, szklistej szarości jej oczu.154- Panno Letty, Beka powiedziała mi o pani matce.I o klaczy.Naprawdę jest mi.- Tylko nie mów, że jest ci przykro.Nieważne, z czym zechcesz to wiązać.Nie mównigdy, że jest ci przykro.- Kosmyki włosów opadły na jej opalone policzki.Dotarłdo niego jej zapach.Czuł przemożną chęć, by porwać ją w ramiona.Jednakże nie była to jedyna rzecz, jaką aż do bólu pragnął robić z Jessalyn, i właśniena tym polegał problem.Słońce wyszło zza chmur, nadając jej skórze taki odcień, że piegi na jej policzkachbłyszczały jak złoty pył.Powiódł wzrokiem po ostrych łukach brwi, stromiznieprostego nosa, wyrazistej linii wokół szerokich i pełnych ust.Dotychczas nigdy niepomyślał, że jest ładna.Teraz jednak dostrzegał, że w ciągu kilku lat stanie sięuderzająco piękna.Ale dla niego nie miało to większego znaczenia.Na nic, co go wniej intrygowało, nie musiał czekać.Ani na ów olśniewający uśmiech, ani naradosny, ochrypły śmiech, ani też na gorącą naturę tego trzpiota.Upajała się życiem.Jak gdyby było ono dużym kieliszkiem szampana -po wypiciu jednego natychmiastwyciągała rękę po następny, śmiejąc się przy tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Jestem.ten.przyjacielempani matki.Jessalyn potrząsnęła głową i drgnęła, jakby nagle obudziła się ze snu.- Ale przecież ja.- Coś podobnego do nadziei zaświtało w jej sercu, nadzieizmieszanej z obawą.- Mojej matki?- Tak.- Za plecami Jessalyn otworzyły się jakieś drzwi.Przybysz spojrzał w tamtąstronę.Miał oczy jak u cielaka: brą-159zowe, łagodne i szkliste.- Po śmierci twojego ojca matka, hm.zdecydowała sięzostać ze mną - oświadczył.- Tak, tak, tworzyliście obydwoje parę, którą na lata połączył grzech.- Podeszła donich lady Letty, stukając laską o kamienie, którymi wyłożono podwórze.Starszapani przeszła na surowy, toporny język mieszkańców krainy położonej wokółWheal Ruthe.- I czy ta dziwka jest tego warta?! Czyżbyś doznawał szczególnejprzyjemności, obcując z kobietą, która przyprawiała rogi swojemu prawowitemumałżonkowi, gdy znajdował się na łożu śmierci! A potem opuściła swe jedynedziecko!Mężczyzna oblizał usta, pełne i delikatne, niemal kobiece.Jego cielęce oczyspoczęły na twarzy Jessalyn.- Miłość była silniejsza, a my, twoja matka i ja, nie umieliśmy się przed nią obronić.Ożeniłbym się z nią po śmierci twojego ojca.Ale sam byłem żonaty.z kimś innym.- Cicho westchnął.- Nadal jestem.- Odwrócił się do lady Letty i podniósł rękę, jakgdyby prosił ją o zrozumienie.- Emma i ja.Nasza miłość nigdy nie zostaniezaakceptowana przez Boga ani przez ludzi, ale nie moglibyśmy znieść rozstania.Sądziliśmy, że dziecku będzie lepiej tutaj z panią.Z dala od skandalu, który zawszetowarzyszył naszemu, hm.romansowi.Lady Letty prychnęła.- Tak właśnie jest.Całkiem jej tu dobrze.A ty? Czego chcesz?! Czego chce ta twojaladacznica?! - Jej wystająca szczęka zaczęła drżeć.Objęła dziewczynę w pasie,jakby chciała ją do siebie przywiązać.- Nie dostanie dziewczyny z powrotem.Chyba że najpierw zobaczę ją martwą.- Otóż to.Ona jest martwa.Emma nie żyje.- Na ostatnim słowie głos mu sięzałamał.- Spojrzał na Jessalyn.- Pomyślałem, że powinnaś wiedzieć.- Znowuzwrócił się do lady Letty.- Mimo wszystko dziewczyna jest jej córką.Ma prawowiedzieć.Jessalyn nie była w stanie ani poruszyć się, ani wykrztusić słowa.TymczasemSierżant Major wszedł do zagrody i zbliżał się powoli do Nadziei Lettych, ciągnącze sobą derkę.Przez chwilę zastanawiała się, co złego mogło się przydarzyć zrebicy,dlaczego leży tak nieruchomo pośrodku zagrody.I wtedy sobie przypomniała:zrebica była martwa.Przybysz znowu coś mówił.Starała się go słuchać.160- Został dom w Londynie - rzekł.- Zgodnie z prawem należy do ciebie, ponieważtwój ojciec nabył go na krótko przed.Oczywiście dom nie ma czystej hipoteki, alejest.Mieliśmy znaczne wydatki.%7łycie w mieście kosztuje.Pozostało też trochępieniędzy, lecz obawiam się, że większość z nich już została wydana.I konie,czystej krwi angielskiej.Chociaż, prawdę mówiąc, musieliśmy urządzićwyprzedaż.jeszcze nim zachorowała.Mimo wszystko pozostawiła ci coś wrodzaju stajni wyścigowej.- Dlaczego? - zapytała Jessalyn.Mężczyzna zamrugał i ściągnąwszy usta, głęboko odetchnął.- No cóż, jesteś jej córką.Jej jedynym dzieckiem.- Nigdy nie przyjechała, aby mnie odwiedzić.Ani razu.Nawet do mnie nie napisała.Dlaczego?Nie patrzył jej w oczy.Dwie identyczne plamy w kolorze malin wystąpiły na jegopoliczki.Duże dłonie gniotły rondo bobrowego kapelusza.- Ze względu na skandal.Sądziliśmy.ona sądziła.- Wzdychał.- Nieważne,dlaczego.Mimo wszystko jesteś jej córką.Nie chodziło o skandal - pomyślała Jessalyn.W ciągu dziesięciu lat musiała się obyćbez odwiedzin matki.Była zawadą w jej życiu.W ich życiu, jej i kocfiknka.- Już nie - odpowiedziała przybyszowi.Kochankowi matki.Kociątko mruczało.Jessalyn przytuliła policzek do puszystego futerka.Było ciepłe.Słyszała bardzoszybkie uderzenia maleńkiego serca.- Już od dawna nie jestem jej córką.Odwróciła się od mężczyzny i ruszyła do Sierżanta Majora.I przykrytej derkązrebicy - Nadziei Lettych.Ożywczy wiatr miał słonawy smak.Szarpał wstążki kapelusza.Spódnicaprzywierała jej do nóg, podkreślając ich szczupłość.Odpływ niedawno się skończył.Mężczyzna w szkarłatnym mundurze zbliżał się doniej po mokrym piasku.Utykał na jedną nogę, pozostawiając za sobą ślady niczymblizny.Zatrzymał się przy niej bez słowa.Nie dała po sobie poznać, że dostrzegajego obecność.Patrzyła w morze mieniące się plamkami barw, od zielonej poprzezniebieską do zimnej, szklistej szarości jej oczu.154- Panno Letty, Beka powiedziała mi o pani matce.I o klaczy.Naprawdę jest mi.- Tylko nie mów, że jest ci przykro.Nieważne, z czym zechcesz to wiązać.Nie mównigdy, że jest ci przykro.- Kosmyki włosów opadły na jej opalone policzki.Dotarłdo niego jej zapach.Czuł przemożną chęć, by porwać ją w ramiona.Jednakże nie była to jedyna rzecz, jaką aż do bólu pragnął robić z Jessalyn, i właśniena tym polegał problem.Słońce wyszło zza chmur, nadając jej skórze taki odcień, że piegi na jej policzkachbłyszczały jak złoty pył.Powiódł wzrokiem po ostrych łukach brwi, stromiznieprostego nosa, wyrazistej linii wokół szerokich i pełnych ust.Dotychczas nigdy niepomyślał, że jest ładna.Teraz jednak dostrzegał, że w ciągu kilku lat stanie sięuderzająco piękna.Ale dla niego nie miało to większego znaczenia.Na nic, co go wniej intrygowało, nie musiał czekać.Ani na ów olśniewający uśmiech, ani naradosny, ochrypły śmiech, ani też na gorącą naturę tego trzpiota.Upajała się życiem.Jak gdyby było ono dużym kieliszkiem szampana -po wypiciu jednego natychmiastwyciągała rękę po następny, śmiejąc się przy tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]