[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Można by pomyśleć, że te wielogodzinne cierpienia sprawiły ciprzyjemność.Albo zaczniesz być ostrożna, albo będziesz miała brzuch pełen kłopotów, bo japo raz drugi nie podam ci już wywaru.Kiedy spojrzałam na twarz Yuki, uznałam, że najlepiej zejść jej z drogi, i szybkoschowałam się w kącie za stertą brudnych naczyń.Chwilę pózniej w kuchni pojawiła sięChikasan.Tak mocno machała swym papierowym wachlarzem, że miałam wrażenie, iż jejmałe tłuste stopy zaraz uniosą się nad ziemią.- Aya, nigdy nie zgadniesz, co się dzieje.Terayamasama ustawia tarcze w ogrodzie!- Tarcze?- Tak, do kyujutsu - poinformowała nas Chikasan, mówiąc o sztuce strzelania z łuku.-Podobno ci barbarzyńcy chełpili się, że są zręcznymi łucznikami, więc Terayamasan wyzwałich na pojedynek.Właśnie zaczęli.Znużenie natychmiast zniknęło z twarzy Ai.- Mówisz, że nasz pan strzela z łuku w ogrodzie? - Ho, ho - wtrącił się główny kucharz.Wiadomość była na tyle interesująca, że naweton powściągnął swój lekceważący stosunek do wszystkiego, co opowiadała Chikasan.-Terayamasama jest mistrzowskim łucznikiem.Pokaże tym cudzoziemcom, gdzie ich miejsce.Ayasan i kucharz spojrzeli po sobie.On szybko ściągnął z głowy swą białą czapkę; aAya szła już w kierunku drzwi.- Hej, ty! - zawołał do jednego z młodszych kucharzy.- Przypilnuj nizakana i niezapomnij przewrócić kaczki.- Sensei, dokąd idziesz? - zawołał tamten.- Nie twój interes.Nie jesteś dzieckiem.Po prostu zastąp mnie przez kilka minut.- To samo tyczy się was, dziewczęta - rzuciła Ayasan od drzwi.- Oczekuję, że tewszystkie brudne naczynia zostaną umyte i odłożone na miejsce, Yuki!- Poczekajcie na mnie! - krzyknęła Chikasan, przepychając się przed kucharza.Wszyscy patrzyli, jak zamykają się za nimi drzwi.Yuki rzuciła koszykiem, którywłaśnie trzymała.- Zwintuchy! Jak mogli mnie tak zostawić?! Z tą całą robotą, kiedy nie czuję się zadobrze!Podniosła koszyk i znów cisnęła nim o podłogę, tym razem dużo mocniej.Obawiałamsię, że za chwilę go podepcze i zacznie rozglądać się za mną, aby mieć na kim wyładowaćswą złość.Sięgnęłam po iluzję dymu i zatłuszczonych ścian z cegieł.Delikatnie otworzyłamdrzwi jednym palcem, tak żeby się wydawało, iż igra nimi wiatr, i w wielkim skupieniutrzymałam się nieznanej mi dotąd iluzji.Nigdy wcześniej jej nie używałam i nie było to łatwe,bo przecież cegły się nie poruszają!- Rin! Rin! Czy ktokolwiek z was wie, gdzie się podziała ta baka? - wrzasnęła zamoimi plecami Yuki.- Kiedy ją znajdę, sprawię jej takie lanie.Skrzywiłam się, ale było już za pózno, aby zmienić plan.Szybko pokonałam krótki korytarz prowadzący do domu i wydostałam się przezboczne drzwi do ogrodu, tuż przy długim szpalerze starannie przystrzyżonych krzewówjałowca.Szłam pochylona, a właściwie czołgałam się, tak aby moja głowa nie wystawałaznad żywopłotu.Przede mną otworzył się widok na ogród.Zobaczyłam rozległą werandę domuTerayamysan, przed którą rozpościerał się piękny trawnik z krętymi, wysypanymi żwiremścieżkami.Dalej był tradycyjny ogród z oczkami wodnymi i mostkami.Na trawniku chłopcystajenni ustawiali tarcze łucznicze.Służący, stłoczeni w małych grupkach, ustawili się po obu stronach werandy, ukrywając się za jej drewnianymi podporami albo przy żywopłocie.Bylitam również Chikasan, Ayasan i główny kucharz.Sprawiało to wrażenie jakiegoś święta.Przekradłam się za żywopłotem aż do drzew, za którymi znajdowała się kuchnia.Wich cieniu przebiegłam do brzegu jednej z ozdobnych sadzawek.Pochylała się nad nią bardzostara wierzba płacząca.Teraz byłam w bezpiecznej odległości od wszystkich zgromadzonychw ogrodzie, ale jednocześnie miałam doskonały widok na trawnik.W dodatku długie gałęziewierzby tworzyły idealną kryjówkę, co oznaczało, że nie muszę już koncentrować się natkaniu iluzji, jeśli tylko będę mocno trzymała się konarów.Mimo to ostrożnie naciągnęłam nasiebie mój płaszcz z cienia, sprawiając, że się zazielenił i zaczął szeleścić jak listki wierzby, ajego brzegi były ciemne i szorstkie jak kora.Trzymałam go w pogotowiu, by w razieniebezpieczeństwa całkiem się pod nim schować.Nagle drzwi na werandzie przesunęły się z trzaskiem.Przed domem pojawił się Terayamasan.Moje dłonie zacisnęły się w pięści.Bezwiednie rozchyliłam usta, odsłaniając zęby.Niczego bardziej nie pragnęłam, jak zrobić mu krzywdę.Ale nie mogłam.Z mojego powodu nawet włos nie mógł mu spaść z głowy.Niemogłam także zwrócić na siebie jego uwagi.Obiecałam to Youcie.Opierałam się o konarwierzby, dysząc i drżąc cała.Po chwili wychyliłam się spomiędzy gałęzi i zobaczyłam, że Terayamasan stoi terazblisko mnie, na drugim końcu ścieżki, przy której ustawione były tarcze strzelnicze.Zmusiłam się, aby spojrzeć na niego ponownie, tym razem spokojnie, i zauważyłam, że ma nasobie tradycyjny strój do kyujutsu: szara góra keikogi z krótkimi rękawami, aby nieutrudniały ruchów, i szerokie spodnie hakama.Nigdy wcześniej nie widziałam go odzianegotak skromnie.Ale wyglądał dobrze.Silny sprawny uczciwy.To właśnie takiego Terayamęsan pokochała moja matka.Z wnętrza domu zaczęło wychodzić na werandę coraz więcej osób.Wysokopostawieni mężczyzni w bogatych strojach, jakie na co dzień nosił też Terayamasan.Pochwili pokazali się cudzoziemcy i rzeczywiście byli to mężczyzni, których widziałam nastatku.Swoim zachowaniem bardzo różnili się od tłumu obserwujących ich ludzi.Idąc,wymachiwali ramionami, a rozmawiając, unosili brwi.Po ich twarzach przemykały uśmiechy,co skojarzyło mi się z księżycem, który muska chmury, wędrując po niebie w wietrzną noc.Obok przyjaciół i sług Terayamysan wyglądali jak olbrzymy.Najniższy z nich był tegosamego wzrostu co Terayamasan.Ich szerokie ramiona i umięśnione kończyny uwydatniałprosty strój [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl