[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jaki jest najlepszy sposóbna zwrócenie na siebie uwagi mężczyzny? Błyśniecie mu przed oczami biustem, oczywiście.Poruszyłam ręką.Metal brzęknął o metal.Wyglądało na to, że byłam skutałańcuchami, a sądząc po palącym bólu w nadgarstkach i kostkach, łańcuchy wykonano zesrebra.Nie mogłam przywołać swojej wilczej formy, dopóki miałam je na sobie.Facet siedzący na przedzie furgonetki poruszył się.Znieruchomiałam, czekając, ażskrzypienie siedzenia zasygnalizowało, że wrócił do poprzedniej pozycji.Powoli i ostrożnierozpięłam guziki płaszcza, a potem podciągnęłam sweter.Gdy moje piersi były już nawolności, odrzuciłam cuchnący koc i przekręciłam się na plecy.Oczy miałam zamknięte,oddech powolny i wyrównany, jakbym ciągle spała.Siedzenie skrzypnęło ponownie.Usłyszałam gwałtowne zaczerpnięcie powietrza.Wokół mnie zaczęła narastać fala pożądania, głód równie silny jak u wilka.Przez kilka sekund nic się nie działo.Furgonetka zakołysała się, gdy mężczyznaprzeszedł na tył.Zapach mięty i śmierci był tak silny, że zmarszczyłam nos.Tyle że wraz ztym zapachem napłynęło uczucie niepokoju.Facet nie był ani człowiekiem, ani wilkiem, niebył zmiennokształtnym czy wampirem.Był czymś zupełnie innym, czymś, na co nigdywcześniej się nie natknęłam.I czymkolwiek był - umierał.Bijące od niego gorąco musnęło moją skórę.Oddychał szybko i płytko, a zapach jegopodniecenia był tak silny, że podrażnił szalejącą we mnie księżycową gorączkę.Zatrzymał się.Uchyliłam oko, obserwując, jak sięga dłońmi w moją stronę.Oczy miałw kolorze błotnistego brązu i pełne wygłodniałego skupienia.Wokół szyi nosił cienkikawałek drutu - tarczę psychiczną.Gdyby udało mi się ją zdjąć, miałabym go w garści.Przebiegł palcami po moich piersiach.Jego dotyk był ciepły i zarazem obrzydliwy.Poczułam w gardle narastającą gorycz, ale zdusiłam w sobie chęć odsunięcia się.Uśmiechnąłsię, odsłaniając zęby ostre jak u wampira, ale pokryte czarnymi plamami i przegniłe.Chwilę zajęło mi zorientowanie się, że te zęby rzeczywiście się wydłużają.Miałzamiar się pożywić.na moich piersiach.Szarpnęłam się w górę, wbijając dłoń prosto w jego tchawicę, z całą siłą, na jaką byłomnie stać.Z gardła wydobył mu się bulgot, oczy rozszerzyły się, gdy walczył o złapanieoddechu.Nie dałam mu czasu na myślenie i wykonanie kolejnego ruchu, zerwałam drut z jegoszyi, niemal go przy tym dusząc.Gdy pozbyłam się drutu, obniżyłam tarczę i wdarłam się dojego umysłu, błyskawicznie przejmując nad nim kontrolę.Rzuciłam go na ścianę furgonetki.Okaleczona ręka zapłonęła bólem, na czolepojawiły się kropelki potu.Aańcuchy zabrzęczały, zagłuszając ciężki oddech obcego.Ignorując narastający ból, posłużyłam się wolną ręką, by chwycić faceta za twarz i zmusić, byna mnie spojrzał.- Gdzie poszedł ten drugi?Jego głos był równie płaski i pozbawiony życia, co oczy.- Wysrać się - odparł.Więc w najlepszym razie miałam jeszcze jakieś pięć minut.- Gdzie jest klucz do łańcuchów?- On je ma.Zaklęłam cicho pod nosem.- Gdzie jesteśmy?- Koło przydrożnej toalety niedaleko Seymour.Czyli jakieś osiemdziesiąt kilometrów od Melbourne.Wyglądało na to, że wlali wemnie za mało tego soku , bo spałam niewiele ponad godzinę.- Kluczyki od furgonetki?- W stacyjce.- Przesuń się w stronę siedzenia pasażera.Posłuchał.Otarłam pot z powiek i po łomocie odczuwalnym za oczami zorientowałamsię, że nie będę w stanie długo utrzymywać takiej głębokiej kontroli.Odrzuciłam koc i spojrzałam na łańcuchy.Zrobiono je ze srebra i szczęśliwym trafemnie przywiązano ich do niczego, co znajdowało się w furgonetce.Porywacze chcieliograniczyć moje ruchy, ale nie spodziewali się, że zdążę się wybudzić, zanim dotrą dowyznaczonego miejsca.Obciągnęłam sweter, przeszłam na przednie siedzenie i odpaliłamsilnik.- Dokąd mieliście mnie zabrać?- Do Genoveve, a potem Libraski.Pierwsza nazwa majaczyła na krańcach mojego umysłu.Już ją gdzieś wcześniejsłyszałam.Teraz jednak nie miałam czasu, by się tym przejmować ani dalej wypytywać tegofaceta.Musiałam uciekać, zanim drugi z nich wyjdzie z toalety.Wątpiłam, że starczy mi siłyna zmierzenie się z nimi obydwoma.- Jeśli masz tu gdzieś telefon, to daj mi go.Podał mi aparat.- Czy facet w toalecie ma taki sam?Kiwnął głową.Zaklęłam cicho.W chwili, w której odjadę stąd w ich furgonetce,zadzwonią do zwierzchników, żeby im o tym donieść, a ja nie mogłam na to nic poradzić.Kontrolowanie umysłów miało swoje granice.Nie miałam czasu na włóczenie się po okolicy izniszczenie drugiego telefonu.- Wyjdz stąd i idz do toalety.Znów mnie posłuchał.Wychyliłam się z siedzenia, zamknęłam drzwi i wrzuciłamwsteczny.Opony zapiszczały na chodniku.Kątem oka dostrzegłam kogoś wybiegającego zmęskiej toalety ze spodniami plączącymi się w okolicach kostek.Uśmiechając się ponuro, wrzuciłam bieg i przyśpieszyłam.Kontrola, którą miałamnad drugim mężczyzną, zerwała się raptownie niczym nić.Ból po zerwaniu połączenia odbiłsię ode mnie, ostry jak odłamek szkła.Spojrzałam we wsteczne lusterko i mimo łezograniczających mocno widzenie, dostrzegłam biegnącego za mną porywacza.Był szybki.Wampirzo szybki.Wbiłam stopę w pedał gazu.Stara furgonetka zatrzęsła się i zaczęła przyspieszać,wydmuchując kłęby spalin.Wyjechałam spod przydrożnej toalety i ruszyłam w stronębezpłatnego pasa ruchu na Hume Highway.Szybkie zerknięcie w lusterko powiedziało mi, że drugi porywacz znajdował sięwystarczająco blisko furgonetki, by otworzyć tylne drzwi.Wątpiłam, by udało mi sięwycisnąć z auta coś jeszcze, więc wybrałam drugą opcję - zjechałam ze skrzyżowania na lewypas ruchu, tuż przed czyimś samochodem.Z tyłu doleciał mnie pisk opon [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.A jaki jest najlepszy sposóbna zwrócenie na siebie uwagi mężczyzny? Błyśniecie mu przed oczami biustem, oczywiście.Poruszyłam ręką.Metal brzęknął o metal.Wyglądało na to, że byłam skutałańcuchami, a sądząc po palącym bólu w nadgarstkach i kostkach, łańcuchy wykonano zesrebra.Nie mogłam przywołać swojej wilczej formy, dopóki miałam je na sobie.Facet siedzący na przedzie furgonetki poruszył się.Znieruchomiałam, czekając, ażskrzypienie siedzenia zasygnalizowało, że wrócił do poprzedniej pozycji.Powoli i ostrożnierozpięłam guziki płaszcza, a potem podciągnęłam sweter.Gdy moje piersi były już nawolności, odrzuciłam cuchnący koc i przekręciłam się na plecy.Oczy miałam zamknięte,oddech powolny i wyrównany, jakbym ciągle spała.Siedzenie skrzypnęło ponownie.Usłyszałam gwałtowne zaczerpnięcie powietrza.Wokół mnie zaczęła narastać fala pożądania, głód równie silny jak u wilka.Przez kilka sekund nic się nie działo.Furgonetka zakołysała się, gdy mężczyznaprzeszedł na tył.Zapach mięty i śmierci był tak silny, że zmarszczyłam nos.Tyle że wraz ztym zapachem napłynęło uczucie niepokoju.Facet nie był ani człowiekiem, ani wilkiem, niebył zmiennokształtnym czy wampirem.Był czymś zupełnie innym, czymś, na co nigdywcześniej się nie natknęłam.I czymkolwiek był - umierał.Bijące od niego gorąco musnęło moją skórę.Oddychał szybko i płytko, a zapach jegopodniecenia był tak silny, że podrażnił szalejącą we mnie księżycową gorączkę.Zatrzymał się.Uchyliłam oko, obserwując, jak sięga dłońmi w moją stronę.Oczy miałw kolorze błotnistego brązu i pełne wygłodniałego skupienia.Wokół szyi nosił cienkikawałek drutu - tarczę psychiczną.Gdyby udało mi się ją zdjąć, miałabym go w garści.Przebiegł palcami po moich piersiach.Jego dotyk był ciepły i zarazem obrzydliwy.Poczułam w gardle narastającą gorycz, ale zdusiłam w sobie chęć odsunięcia się.Uśmiechnąłsię, odsłaniając zęby ostre jak u wampira, ale pokryte czarnymi plamami i przegniłe.Chwilę zajęło mi zorientowanie się, że te zęby rzeczywiście się wydłużają.Miałzamiar się pożywić.na moich piersiach.Szarpnęłam się w górę, wbijając dłoń prosto w jego tchawicę, z całą siłą, na jaką byłomnie stać.Z gardła wydobył mu się bulgot, oczy rozszerzyły się, gdy walczył o złapanieoddechu.Nie dałam mu czasu na myślenie i wykonanie kolejnego ruchu, zerwałam drut z jegoszyi, niemal go przy tym dusząc.Gdy pozbyłam się drutu, obniżyłam tarczę i wdarłam się dojego umysłu, błyskawicznie przejmując nad nim kontrolę.Rzuciłam go na ścianę furgonetki.Okaleczona ręka zapłonęła bólem, na czolepojawiły się kropelki potu.Aańcuchy zabrzęczały, zagłuszając ciężki oddech obcego.Ignorując narastający ból, posłużyłam się wolną ręką, by chwycić faceta za twarz i zmusić, byna mnie spojrzał.- Gdzie poszedł ten drugi?Jego głos był równie płaski i pozbawiony życia, co oczy.- Wysrać się - odparł.Więc w najlepszym razie miałam jeszcze jakieś pięć minut.- Gdzie jest klucz do łańcuchów?- On je ma.Zaklęłam cicho pod nosem.- Gdzie jesteśmy?- Koło przydrożnej toalety niedaleko Seymour.Czyli jakieś osiemdziesiąt kilometrów od Melbourne.Wyglądało na to, że wlali wemnie za mało tego soku , bo spałam niewiele ponad godzinę.- Kluczyki od furgonetki?- W stacyjce.- Przesuń się w stronę siedzenia pasażera.Posłuchał.Otarłam pot z powiek i po łomocie odczuwalnym za oczami zorientowałamsię, że nie będę w stanie długo utrzymywać takiej głębokiej kontroli.Odrzuciłam koc i spojrzałam na łańcuchy.Zrobiono je ze srebra i szczęśliwym trafemnie przywiązano ich do niczego, co znajdowało się w furgonetce.Porywacze chcieliograniczyć moje ruchy, ale nie spodziewali się, że zdążę się wybudzić, zanim dotrą dowyznaczonego miejsca.Obciągnęłam sweter, przeszłam na przednie siedzenie i odpaliłamsilnik.- Dokąd mieliście mnie zabrać?- Do Genoveve, a potem Libraski.Pierwsza nazwa majaczyła na krańcach mojego umysłu.Już ją gdzieś wcześniejsłyszałam.Teraz jednak nie miałam czasu, by się tym przejmować ani dalej wypytywać tegofaceta.Musiałam uciekać, zanim drugi z nich wyjdzie z toalety.Wątpiłam, że starczy mi siłyna zmierzenie się z nimi obydwoma.- Jeśli masz tu gdzieś telefon, to daj mi go.Podał mi aparat.- Czy facet w toalecie ma taki sam?Kiwnął głową.Zaklęłam cicho.W chwili, w której odjadę stąd w ich furgonetce,zadzwonią do zwierzchników, żeby im o tym donieść, a ja nie mogłam na to nic poradzić.Kontrolowanie umysłów miało swoje granice.Nie miałam czasu na włóczenie się po okolicy izniszczenie drugiego telefonu.- Wyjdz stąd i idz do toalety.Znów mnie posłuchał.Wychyliłam się z siedzenia, zamknęłam drzwi i wrzuciłamwsteczny.Opony zapiszczały na chodniku.Kątem oka dostrzegłam kogoś wybiegającego zmęskiej toalety ze spodniami plączącymi się w okolicach kostek.Uśmiechając się ponuro, wrzuciłam bieg i przyśpieszyłam.Kontrola, którą miałamnad drugim mężczyzną, zerwała się raptownie niczym nić.Ból po zerwaniu połączenia odbiłsię ode mnie, ostry jak odłamek szkła.Spojrzałam we wsteczne lusterko i mimo łezograniczających mocno widzenie, dostrzegłam biegnącego za mną porywacza.Był szybki.Wampirzo szybki.Wbiłam stopę w pedał gazu.Stara furgonetka zatrzęsła się i zaczęła przyspieszać,wydmuchując kłęby spalin.Wyjechałam spod przydrożnej toalety i ruszyłam w stronębezpłatnego pasa ruchu na Hume Highway.Szybkie zerknięcie w lusterko powiedziało mi, że drugi porywacz znajdował sięwystarczająco blisko furgonetki, by otworzyć tylne drzwi.Wątpiłam, by udało mi sięwycisnąć z auta coś jeszcze, więc wybrałam drugą opcję - zjechałam ze skrzyżowania na lewypas ruchu, tuż przed czyimś samochodem.Z tyłu doleciał mnie pisk opon [ Pobierz całość w formacie PDF ]