[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niesłuchaj go, Samuelu.To były najpiękniejsze buty, jakie wżyciu wi-działam, a Hugo jest najbardziej sztywnym, pruderyjnymi najbar-dziej.najbardziej staromodnym i zacofanym mężczyzną!jan+ponausoladnacsRozsiadła się na stole i wyciągnęła filigranową stopę.Oglądałaz wyrazemniesmaku brązowy trzewik z kozlęcej skóry.- Nopopatrz, jest taki nieciekawy.- Jest gustowny- powiedział Hugo.-I elegancki.- Jest nieciekawy, prawda, Samuelu?- Mnie w to nie wciągajcie- oznajmił Samuel, mieszając za-wartość garnka.- Nie znamsię na takimfiu-bzdziu.- Ten nowy kapelusz nie podoba mi się tak bardzo, jak tamten,który zgubiłam.- Chloe przeszywała wzrokiem opiekuna.Z jejpunktu widzenia to nie były udane zakupy, a Hugo, ku jej kon-sternacji, zachowywał się tak, jakby zajęcia, którym oddawali siępoprzedniego ranka, nie zmieniały radykalnie ich relacji.- Nie trzeba było go gubić.- Hugo nie dawał za wygraną.-Nikt cię nie zmuszał, żebyś wplątywała się w to zamieszanie, jeślidobrze pamiętam.- Awłaśnie, że tak! Crispini Jasper mnie zmusili.- Czyżby to nie był twój wybór? - Uniósł brwi i uśmiechnąłsię drwiąco.- Och, czasami tak mnie drażnisz! - Chloe zeskoczyła ze sto-łu.- Idę nakarmić Platona.- Hej, nie w tych trzewikach - zaprotestował Hugo, kiedy ru-szyła do drzwi.- Chyba nie masz zamiaru wykopywać robakóww eleganckich trzewikach.Kosztowały fortunę.- Imprędzej się zniszczą, tymprędzej kupię nowe.Po tej niemądrej uwadze zapadła martwa cisza, Chloe przygry-zła wargi i zaczerwieniła się, gdy dotarło do niej, że kaprysi.- Włożę stare buty- powiedziała przygaszonymgłosem.Kiedymijała Hugona, tenchwycił ją za biodra i przyciągnął dosiebie.- Nie złość się, dziewczyno.Naprawdę znamsię na tymlepiejod ciebie.- Uśmiechnął się do niej, a w jego oczach dostrzegła nietylko rozbawienie, ale coś jeszcze, czego nie umiała na razie od-czytać.- Ale przecież ja najlepiej wiem, colubię.jan+ponausoladnacs- Och, nie byłbymtego taki pewien - powiedział cicho.- Mo-głabyś się zdziwić.Poczuła słabość wkolanach, a cała irytacja nagle gdzieś wyparo-wała.Objął ją mocniej i zsunął dłoń na jej udo.Zabrakło jej tchu.- Bardzolubię niespodzianki.Roześmiał się i klepnął ją delikatnie.- Poszukaj tych swoich buciorówi zajrzyj do sowy.Kolacja niebędzie czekać.Chloe odzyskała dobry humor ze zwykłą u niej szybkością,a gdy nakarmiła Platona, przyszła do kuchni głodna jak wilk.Sa-muel podzielił jagnięcą nogę na porcje, nałożył jej na talerz go-towane ziemniaki, zielony groszek oraz pasternak i postawił przednią jedzenie, gdy usiadła przy długimstole tam, gdzie zawsze.- Masz ochotę na kieliszek wina do kolacji, dziewczyno? - za-pytał Hugo, zanimzajął swoje miejsce u szczytu stołu.Chloe zaprzeczyła ruchem głowy i rzuciła mu niepewnyuśmiech.- Nie, dziękuję, wystarczy woda.- Myślę, że taka kolacja zasługuje na wino - powiedział spokoj-nie Hugo.- Wez dwa kieliszki.- Wziął klucz od piwnicy i zszedłna dół.Chloe spojrzała z niepokojemna Samuela, który wzruszył lek-ko ramionami i stwierdził:- Zrób, comówi.Wyjęła z kredensu dwa kieliszki i stanęła przy stole, nie wie-dząc, gdzie je postawić.Hugowrócił z butelką bordo.- Dla ciebie i dla Samuela, dziewczyno.- Uśmiechnął się nie-znacznie i odkorkował butelkę.Z rozmysłemobejrzał korek, powąchał go, kiwnął głową i na-pełnił kieliszki winem.Następnie usiadł i zaczął jeść.Przy stole rozległo się zbiorowe westchnienie ulgi.Hugo pod-jął próbę, która wypadła pomyślnie.jan+ponausoladnacsGdy Chloe pomagała Samuelowi zmywać naczynia, cały domwypełniała muzyka Vivaldiego dobiegająca z biblioteki.Oboje sły-szeli, że dzwięki wychodzące spod palców Hugona odzwierciedlająharmonię w jego duszy.Gdy weszła pózniej do biblioteki, stanęła za nim i delikatnieobjęła go za szyję.Popatrzył przez ramię i uśmiechnął się do niej.- Jesteś zmęczona.Tobyła długa przejażdżka.Idz, proszę, spać.- Nie jestem zmęczona - zaprzeczyła, ale przeciągłe ziewnię-cie zepsuło cały efekt.Hugosię roześmiał.- No jasne, że nie jesteś.Idz na górę.Pózniej przyjdę i cię obu-dzę - dodał miękko.Czuła intuicyjnie, że nie powinna nalegać, aby jej towarzyszył,ani zostawać z nim, jeśli tego nie chce.Hugo wzniósł wokół sie-bie mur i nie oczekiwała, że pozwoli jej od razu go sforsować.Niemiała prawa uważać go za swoją własność, tak samo jak nie miałaprawa naruszać jego prywatności.Z racji wieku i doświadczenia toon powinien określać czas, miejsce i reguły.- Obiecujesz?Przyciągnął jej głowę do siebie i mocnopocałował wusta.- Obiecuję.Zagramci kołysankę.- Ale ja nie chcę jeszcze spać.- Czynie obiecałem, że cię obudzę?Skinęła głową i wyszła, a delikatne dzwięki kołysanki, granejprzez zdolnego pianistę, odprowadzały ją do sypialni, a potemwpadały przez otwarte okno, gdy się rozbierała.Myślała, że nie zaśnie, ale muzyka działała cuda i po paru mi-nutach zapadła w spokojny sen.Samuel położył się zaraz po niej, a Hugo nie przestawał grać,teraz już ciszej, aby nie przeszkadzać domownikom.Spokój uśpio-nego domu, świadomość, że pogrążona we śnie dziewczyna czekana górze, aż przebudzi ją dotykiem, satysfakcja, że przetrwał zwy-cięsko kolejny dzień - wszystko to napełniało go radością.jan+ponausoladnacsTrzy ubrane na czarno, przygarbione postacie przemknęłyprzez dziedziniec, kryjąc się w najmroczniej szych zakątkach.Oknadomu, które wychodziły na podwórze, były ciemne, przybysze niemogli też słyszeć przytłumionych dzwięków fortepianu, dobiega-jących z biblioteki, gdzie paliła się jedna świeca.Intruzi w milczeniu otworzyli stajnię i wślizgnęli się do środka.Koń zaszurał nogami na słomie i zarżał ze strachu, gdy poczuł nie-znane zapachy.Trzech osobników pośpiesznie układało stos słomyw kącie budynku.Rozległo się skrobnięcie krzemienia o hubkęi żółty płomień oświetlił zakamarki pokryte pajęczynami.Na ścia-nie zamajaczył ogromny cień głowy konia.%7łółty płomień rozpalił stertę siana.Koń znowu zarżał, tymrazem w panice, gdy zapach spalenizny wypełnił zamkniętą prze-strzeń.Trzy postacie wycofały się z budynku i zamknęły za sobą drzwi.Następnie przebiegły przez dziedziniec, ale już nie kryły się wcie-niu.Wkońcu zniknęły w zaroślach przy podjezdzie.Pożar z początku rozprzestrzeniał się powoli, bo Billy - niezbytskrupulatny gospodarz- wyłożył stajnię mokrą słomą z podwó-rza.Hugo poczuł delikatny zapach dymu wpływający przez ot-warte okno i w tej samej chwili usłyszał paniczne rżenie jednegoz koni.Chloe natychmiast się obudziła i od razu rozpoznała tendzwięk.Wyskoczyła z łóżka i bez namysłu zbiegła po schodach.Gdypędziła przez hol, Hugo otwierał już boczne drzwi.- Cosię dzieje?- Pożar - odparł krótko.- Co się dzieje, do diabła? - Samuel kuśtykał po schodach,wciągając spodnie na nocną koszulę.Ale Hugo już wybiegł na dwór.Przez otwarte okno stajnii przez szparę pod drzwiami wydobywał się gęsty, czarny dym.Po-wietrze przeszywały wysokie piski przerażonych zwierząt i stukotich kopyt.jan+ponausoladnacs- Cofnij się! - wrzasnął Hugo, gdy Chloe pojawiła się zniena-cka obok niego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Niesłuchaj go, Samuelu.To były najpiękniejsze buty, jakie wżyciu wi-działam, a Hugo jest najbardziej sztywnym, pruderyjnymi najbar-dziej.najbardziej staromodnym i zacofanym mężczyzną!jan+ponausoladnacsRozsiadła się na stole i wyciągnęła filigranową stopę.Oglądałaz wyrazemniesmaku brązowy trzewik z kozlęcej skóry.- Nopopatrz, jest taki nieciekawy.- Jest gustowny- powiedział Hugo.-I elegancki.- Jest nieciekawy, prawda, Samuelu?- Mnie w to nie wciągajcie- oznajmił Samuel, mieszając za-wartość garnka.- Nie znamsię na takimfiu-bzdziu.- Ten nowy kapelusz nie podoba mi się tak bardzo, jak tamten,który zgubiłam.- Chloe przeszywała wzrokiem opiekuna.Z jejpunktu widzenia to nie były udane zakupy, a Hugo, ku jej kon-sternacji, zachowywał się tak, jakby zajęcia, którym oddawali siępoprzedniego ranka, nie zmieniały radykalnie ich relacji.- Nie trzeba było go gubić.- Hugo nie dawał za wygraną.-Nikt cię nie zmuszał, żebyś wplątywała się w to zamieszanie, jeślidobrze pamiętam.- Awłaśnie, że tak! Crispini Jasper mnie zmusili.- Czyżby to nie był twój wybór? - Uniósł brwi i uśmiechnąłsię drwiąco.- Och, czasami tak mnie drażnisz! - Chloe zeskoczyła ze sto-łu.- Idę nakarmić Platona.- Hej, nie w tych trzewikach - zaprotestował Hugo, kiedy ru-szyła do drzwi.- Chyba nie masz zamiaru wykopywać robakóww eleganckich trzewikach.Kosztowały fortunę.- Imprędzej się zniszczą, tymprędzej kupię nowe.Po tej niemądrej uwadze zapadła martwa cisza, Chloe przygry-zła wargi i zaczerwieniła się, gdy dotarło do niej, że kaprysi.- Włożę stare buty- powiedziała przygaszonymgłosem.Kiedymijała Hugona, tenchwycił ją za biodra i przyciągnął dosiebie.- Nie złość się, dziewczyno.Naprawdę znamsię na tymlepiejod ciebie.- Uśmiechnął się do niej, a w jego oczach dostrzegła nietylko rozbawienie, ale coś jeszcze, czego nie umiała na razie od-czytać.- Ale przecież ja najlepiej wiem, colubię.jan+ponausoladnacs- Och, nie byłbymtego taki pewien - powiedział cicho.- Mo-głabyś się zdziwić.Poczuła słabość wkolanach, a cała irytacja nagle gdzieś wyparo-wała.Objął ją mocniej i zsunął dłoń na jej udo.Zabrakło jej tchu.- Bardzolubię niespodzianki.Roześmiał się i klepnął ją delikatnie.- Poszukaj tych swoich buciorówi zajrzyj do sowy.Kolacja niebędzie czekać.Chloe odzyskała dobry humor ze zwykłą u niej szybkością,a gdy nakarmiła Platona, przyszła do kuchni głodna jak wilk.Sa-muel podzielił jagnięcą nogę na porcje, nałożył jej na talerz go-towane ziemniaki, zielony groszek oraz pasternak i postawił przednią jedzenie, gdy usiadła przy długimstole tam, gdzie zawsze.- Masz ochotę na kieliszek wina do kolacji, dziewczyno? - za-pytał Hugo, zanimzajął swoje miejsce u szczytu stołu.Chloe zaprzeczyła ruchem głowy i rzuciła mu niepewnyuśmiech.- Nie, dziękuję, wystarczy woda.- Myślę, że taka kolacja zasługuje na wino - powiedział spokoj-nie Hugo.- Wez dwa kieliszki.- Wziął klucz od piwnicy i zszedłna dół.Chloe spojrzała z niepokojemna Samuela, który wzruszył lek-ko ramionami i stwierdził:- Zrób, comówi.Wyjęła z kredensu dwa kieliszki i stanęła przy stole, nie wie-dząc, gdzie je postawić.Hugowrócił z butelką bordo.- Dla ciebie i dla Samuela, dziewczyno.- Uśmiechnął się nie-znacznie i odkorkował butelkę.Z rozmysłemobejrzał korek, powąchał go, kiwnął głową i na-pełnił kieliszki winem.Następnie usiadł i zaczął jeść.Przy stole rozległo się zbiorowe westchnienie ulgi.Hugo pod-jął próbę, która wypadła pomyślnie.jan+ponausoladnacsGdy Chloe pomagała Samuelowi zmywać naczynia, cały domwypełniała muzyka Vivaldiego dobiegająca z biblioteki.Oboje sły-szeli, że dzwięki wychodzące spod palców Hugona odzwierciedlająharmonię w jego duszy.Gdy weszła pózniej do biblioteki, stanęła za nim i delikatnieobjęła go za szyję.Popatrzył przez ramię i uśmiechnął się do niej.- Jesteś zmęczona.Tobyła długa przejażdżka.Idz, proszę, spać.- Nie jestem zmęczona - zaprzeczyła, ale przeciągłe ziewnię-cie zepsuło cały efekt.Hugosię roześmiał.- No jasne, że nie jesteś.Idz na górę.Pózniej przyjdę i cię obu-dzę - dodał miękko.Czuła intuicyjnie, że nie powinna nalegać, aby jej towarzyszył,ani zostawać z nim, jeśli tego nie chce.Hugo wzniósł wokół sie-bie mur i nie oczekiwała, że pozwoli jej od razu go sforsować.Niemiała prawa uważać go za swoją własność, tak samo jak nie miałaprawa naruszać jego prywatności.Z racji wieku i doświadczenia toon powinien określać czas, miejsce i reguły.- Obiecujesz?Przyciągnął jej głowę do siebie i mocnopocałował wusta.- Obiecuję.Zagramci kołysankę.- Ale ja nie chcę jeszcze spać.- Czynie obiecałem, że cię obudzę?Skinęła głową i wyszła, a delikatne dzwięki kołysanki, granejprzez zdolnego pianistę, odprowadzały ją do sypialni, a potemwpadały przez otwarte okno, gdy się rozbierała.Myślała, że nie zaśnie, ale muzyka działała cuda i po paru mi-nutach zapadła w spokojny sen.Samuel położył się zaraz po niej, a Hugo nie przestawał grać,teraz już ciszej, aby nie przeszkadzać domownikom.Spokój uśpio-nego domu, świadomość, że pogrążona we śnie dziewczyna czekana górze, aż przebudzi ją dotykiem, satysfakcja, że przetrwał zwy-cięsko kolejny dzień - wszystko to napełniało go radością.jan+ponausoladnacsTrzy ubrane na czarno, przygarbione postacie przemknęłyprzez dziedziniec, kryjąc się w najmroczniej szych zakątkach.Oknadomu, które wychodziły na podwórze, były ciemne, przybysze niemogli też słyszeć przytłumionych dzwięków fortepianu, dobiega-jących z biblioteki, gdzie paliła się jedna świeca.Intruzi w milczeniu otworzyli stajnię i wślizgnęli się do środka.Koń zaszurał nogami na słomie i zarżał ze strachu, gdy poczuł nie-znane zapachy.Trzech osobników pośpiesznie układało stos słomyw kącie budynku.Rozległo się skrobnięcie krzemienia o hubkęi żółty płomień oświetlił zakamarki pokryte pajęczynami.Na ścia-nie zamajaczył ogromny cień głowy konia.%7łółty płomień rozpalił stertę siana.Koń znowu zarżał, tymrazem w panice, gdy zapach spalenizny wypełnił zamkniętą prze-strzeń.Trzy postacie wycofały się z budynku i zamknęły za sobą drzwi.Następnie przebiegły przez dziedziniec, ale już nie kryły się wcie-niu.Wkońcu zniknęły w zaroślach przy podjezdzie.Pożar z początku rozprzestrzeniał się powoli, bo Billy - niezbytskrupulatny gospodarz- wyłożył stajnię mokrą słomą z podwó-rza.Hugo poczuł delikatny zapach dymu wpływający przez ot-warte okno i w tej samej chwili usłyszał paniczne rżenie jednegoz koni.Chloe natychmiast się obudziła i od razu rozpoznała tendzwięk.Wyskoczyła z łóżka i bez namysłu zbiegła po schodach.Gdypędziła przez hol, Hugo otwierał już boczne drzwi.- Cosię dzieje?- Pożar - odparł krótko.- Co się dzieje, do diabła? - Samuel kuśtykał po schodach,wciągając spodnie na nocną koszulę.Ale Hugo już wybiegł na dwór.Przez otwarte okno stajnii przez szparę pod drzwiami wydobywał się gęsty, czarny dym.Po-wietrze przeszywały wysokie piski przerażonych zwierząt i stukotich kopyt.jan+ponausoladnacs- Cofnij się! - wrzasnął Hugo, gdy Chloe pojawiła się zniena-cka obok niego [ Pobierz całość w formacie PDF ]