[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli,oczywiście, Richard będzie chciał jeszcze z nią rozmawiać.- Nell, przepraszam cię, ale muszę już kończyć - rzuciła dosłuchawki.Przyjaciółka zrozumiała ją bez dalszych słów.- Jasne! Pozdrów ode mnie Richarda.Liz odłożyła słuchawkę i ruszyła do drzwi.Jak to dobrze, że byłajuż ubrana, teraz pozostało jedynie pokonać te kilka metrów dzielącejej pokój od sąsiedniego pokoju Richarda i.Z zaskoczeniem zobaczyła, że drzwi od pokoju Richarda byłylekko uchylone.Czyżby zapomniał je zamknąć? Pchnęła mocniej iweszła do środka.Pokój był pusty.W pierwszej chwili przestraszyłasię, że Richard już wyprowadził się z hotelu, ale gdy rozejrzała się popokoju odetchnęła z ulgą.Na nocnym stoliku leżała szczotka dowłosów i krawat niedbale zwisał z oparcia krzesła.Richard niewyjechał.119RSDlaczego jednak nie było go w pokoju? Pomięta pościelświadczyła, że Richard, podobnie jak ona, musiał spędzić męczącą,bezsenną noc, przewracając się z boku na bok na niewygodnymhotelowym łóżku.I w tym momencie uświadomiła sobie, że wie,dokąd mógł pójść.Czyż nie tam właśnie skierował swe krokiwczorajszego popołudnia?Bledziutkie słońce nieśmiało przebijało przez gęste szare chmury.Liz szybkim krokiem przemierzała znajome uliczki.Był mrozny,grudniowy ranek, ale ona nie czuła zimna, zaprzątnięta bez resztykłębiącymi się jej w głowie myślami. Małżeństwo powinno polegać na partnerstwie" - przypomniałasobie własne słowa.Partnerstwo.Dawać i brać.Była pewna, że toona jest tą, która daje.W swoim zaślepieniu nawet nie dostrzegła, żeon również chciałby jej coś ofiarować.Nie zrozumiała prawdziwegoznaczenia tych wszystkich podarunków, którymi ją obsypywał.Małotego, uznała je za nic nie znaczące, puste gesty.Dopiero teraz zdałasobie sprawę jak bardzo się myliła.Kiedy postanowiła podjąć pracę w biurze to właśnie Richardprzekonywał ją, by tego nie robiła, by poszukała sobie innego,bardziej ambitnego zajęcia.Ale ona była uparta.Sama, bez niczyichnacisków zrezygnowała z młodzieńczych marzeń, twierdząc, żepraca w biurze całkowicie ją satysfakcjonuje.To właśnie onanalegała, by Richard wszystkie siły poświęcił rozwinięciu własnegointeresu.Nie miała więc żadnego prawa, by teraz mu to wypominać.Były też i inne sprawy.Doskonałe pamiętała kłótnie oprowadzenie domu, kiedy Richard chciał znalezć dla niej jakąśpomoc, a ona upierała się, że doskonale poradzi sobie sama.Uważała, że ma do niej pretensje, a on chciał jedynie, by moglispędzać ze sobą więcej czasu.I wreszcie, tamten pamiętny wieczór,tuż przed świętami, kiedy zamknęła przed nim drzwi ich wspólnejsypialni. Chcę, żebyś poszła tam ze mną" - powiedział Richard, a onaodebrała te słowa jako autokratyczną komendę.Dopiero teraz, zperspektywy czasu Zrozumiała, że słowa te wyrażały pragnienie120RSspędzenia czasu razem z nią.Dlaczego wtedy tego nie rozumiała? Czyżby gniew i ból zaślepiałyją do tego stopnia?Tak bardzo starała się być dla niego idealną żoną, że nawet niezauważyła, kiedy narzuciła sobie tę samą rozpaczliwą stanowczość,która tak bardzo raziła ją u matki.A może Richard miał rację? Możematka miała na nią tak wielki wpływ, że już nawet nie potrafiła byćsobą.Och, Richard, tak mi przykro! Tak bardzo mi przykro, powtarzałacicho, przemierzając kręte uliczki prowadzące do katedry.Miałanadzieję, że tam właśnie go zastanie.Przed katedrą, w tym samymmiejscu, gdzie prawie cztery lata temu poprosił ją o rękę.Jej modlitwy zostały wysłuchane.Richard był dokładnie tam,gdzie się spodziewała.Oparty o mur kościoła posępnym wzrokiemwpatrywał się w rzekę.Tym razem Liz nie miała wątpliwości, jakiemyśli zaprzątały mu głowę.Zmarszczone czoło, ściągniętacierpieniem twarz dodały jej odwagi, by się do niego zbliżyć.- Richardzie, musimy porozmawiać - powiedziała miękko, kładącdłoń na jego ramieniu.Richard odwrócił się gwałtownie.- Beth? - Niebieskie oczy patrzyły na nią ze zdumieniem, jakby niewierzył, że to rzeczywiście ona.- Liz - poprawił się szybko.- Co się.- Nie! - przerwała mu.- Nie Liz, Beth.- Beth? - powtórzył niepewnie.- Nie, Beth to.to była moja żona.- I nadal nią jest.- Jej głos drżał niepokojąco.- Nadal jestem twojążoną, Richardzie.Oczywiście, jeśli.jeśli tego chcesz - dokończyłacicho.Richard z niedowierzaniem pokręcił głową.- Jeśli tego chcę?! Jeśli.Dobry Boże, Beth! Zawsze cię pragnąłem.Pragnąłem cię od chwili, kiedy po raz pierwszy cię ujrzałem.Pochwyciły ją silne ramiona.Twarde, gorące wargi okrywały jejtwarz żarliwymi, pełnymi czułości pocałunkami.- Beth.- głos Richarda drżał lekko.- Co się z nami stało? Powiedz,czego ty naprawdę chcesz?121RSLiz uniosła głowę.Patrzyła mu teraz prosto w oczy.Czyżby siępomyliła? Czy znowu ją odtrąci? Ale przecież nadal trzymał ją wramionach i powiedział do niej Beth.- Chcę.chcę ciebie, Richardzie - odpowiedziała cicho.- Zawszetylko ciebie pragnęłam.Jasne oczy Richarda pociemniały z gniewu.- Mówiłem ci już.- Tak, wiem - przerwała mu szybko.- Wiem, że nie chodzi ci omoje ciało.seks bez miłości.wiem.Ja również nie chciałabym, żebytak było.- A więc.?Liz gwałtownie zatrzepotała rzęsami, by powstrzymaćnapływające do oczu łzy.- Chcę.chcę, żeby było tak, jak na początku.Chcę twojej miłości.- Miłości? - podchwycił ostro mężczyzna.- Powiedziałaś, miłości? -Niebieskie oczy popatrzyły na nią pytająco.- Co.co chciałaś przez topowiedzieć, Beth?- %7łe cię kocham i że.popełniłam błąd.- Oboje popełnialiśmy błędy - poprawił ją Richard.-Dlategowłaśnie stało się to, co się stało.Och, Beth, co ja takiego zrobiłem?Dlaczego?- To nie tylko twoja wina - przerwała mu Liz.- Oboje.obojejesteśmy winni.Zagubieni w pogoni za pieniędzmi, karierą,zapomnieliśmy o tych drobnych, na pozór nieistotnych sprawach, nowiesz, spacer na deszczu, wieczór przy kominku.Myślałam, żechcesz, żebym była taka jak twoja matka i siostra - ciągnęła.-Doskonała gospodyni, świetna kucharka.- Zwietna kucharka? - parsknął śmiechem Richard.- Nell, świetnąkucharką? Przecież ona nie potrafi nawet usmażyć jajecznicy!Myślałem, że wiesz.- Wiem, wiem - przerwała mu Liz.- Teraz już wiem.Rozmawiałamz nią dziś rano.Zadzwoniłam do niej i powiedziała mi.powiedziałami, jak ona to wszystko robi, ale wtedy.Wtedy nie wiedziałam.Zawsze podziwiałam twoją matkę i Nell, i starałam się im dorównać.122RSTe wszystkie przyjęcia.Były dla ciebie takie ważne.- Ależ, Beth! Gdybym chciał, żeby moje życie wyglądało tak, jakżycie moich rodziców, wcale bym się nie żenił.Zostałbymkawalerem i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Jeśli,oczywiście, Richard będzie chciał jeszcze z nią rozmawiać.- Nell, przepraszam cię, ale muszę już kończyć - rzuciła dosłuchawki.Przyjaciółka zrozumiała ją bez dalszych słów.- Jasne! Pozdrów ode mnie Richarda.Liz odłożyła słuchawkę i ruszyła do drzwi.Jak to dobrze, że byłajuż ubrana, teraz pozostało jedynie pokonać te kilka metrów dzielącejej pokój od sąsiedniego pokoju Richarda i.Z zaskoczeniem zobaczyła, że drzwi od pokoju Richarda byłylekko uchylone.Czyżby zapomniał je zamknąć? Pchnęła mocniej iweszła do środka.Pokój był pusty.W pierwszej chwili przestraszyłasię, że Richard już wyprowadził się z hotelu, ale gdy rozejrzała się popokoju odetchnęła z ulgą.Na nocnym stoliku leżała szczotka dowłosów i krawat niedbale zwisał z oparcia krzesła.Richard niewyjechał.119RSDlaczego jednak nie było go w pokoju? Pomięta pościelświadczyła, że Richard, podobnie jak ona, musiał spędzić męczącą,bezsenną noc, przewracając się z boku na bok na niewygodnymhotelowym łóżku.I w tym momencie uświadomiła sobie, że wie,dokąd mógł pójść.Czyż nie tam właśnie skierował swe krokiwczorajszego popołudnia?Bledziutkie słońce nieśmiało przebijało przez gęste szare chmury.Liz szybkim krokiem przemierzała znajome uliczki.Był mrozny,grudniowy ranek, ale ona nie czuła zimna, zaprzątnięta bez resztykłębiącymi się jej w głowie myślami. Małżeństwo powinno polegać na partnerstwie" - przypomniałasobie własne słowa.Partnerstwo.Dawać i brać.Była pewna, że toona jest tą, która daje.W swoim zaślepieniu nawet nie dostrzegła, żeon również chciałby jej coś ofiarować.Nie zrozumiała prawdziwegoznaczenia tych wszystkich podarunków, którymi ją obsypywał.Małotego, uznała je za nic nie znaczące, puste gesty.Dopiero teraz zdałasobie sprawę jak bardzo się myliła.Kiedy postanowiła podjąć pracę w biurze to właśnie Richardprzekonywał ją, by tego nie robiła, by poszukała sobie innego,bardziej ambitnego zajęcia.Ale ona była uparta.Sama, bez niczyichnacisków zrezygnowała z młodzieńczych marzeń, twierdząc, żepraca w biurze całkowicie ją satysfakcjonuje.To właśnie onanalegała, by Richard wszystkie siły poświęcił rozwinięciu własnegointeresu.Nie miała więc żadnego prawa, by teraz mu to wypominać.Były też i inne sprawy.Doskonałe pamiętała kłótnie oprowadzenie domu, kiedy Richard chciał znalezć dla niej jakąśpomoc, a ona upierała się, że doskonale poradzi sobie sama.Uważała, że ma do niej pretensje, a on chciał jedynie, by moglispędzać ze sobą więcej czasu.I wreszcie, tamten pamiętny wieczór,tuż przed świętami, kiedy zamknęła przed nim drzwi ich wspólnejsypialni. Chcę, żebyś poszła tam ze mną" - powiedział Richard, a onaodebrała te słowa jako autokratyczną komendę.Dopiero teraz, zperspektywy czasu Zrozumiała, że słowa te wyrażały pragnienie120RSspędzenia czasu razem z nią.Dlaczego wtedy tego nie rozumiała? Czyżby gniew i ból zaślepiałyją do tego stopnia?Tak bardzo starała się być dla niego idealną żoną, że nawet niezauważyła, kiedy narzuciła sobie tę samą rozpaczliwą stanowczość,która tak bardzo raziła ją u matki.A może Richard miał rację? Możematka miała na nią tak wielki wpływ, że już nawet nie potrafiła byćsobą.Och, Richard, tak mi przykro! Tak bardzo mi przykro, powtarzałacicho, przemierzając kręte uliczki prowadzące do katedry.Miałanadzieję, że tam właśnie go zastanie.Przed katedrą, w tym samymmiejscu, gdzie prawie cztery lata temu poprosił ją o rękę.Jej modlitwy zostały wysłuchane.Richard był dokładnie tam,gdzie się spodziewała.Oparty o mur kościoła posępnym wzrokiemwpatrywał się w rzekę.Tym razem Liz nie miała wątpliwości, jakiemyśli zaprzątały mu głowę.Zmarszczone czoło, ściągniętacierpieniem twarz dodały jej odwagi, by się do niego zbliżyć.- Richardzie, musimy porozmawiać - powiedziała miękko, kładącdłoń na jego ramieniu.Richard odwrócił się gwałtownie.- Beth? - Niebieskie oczy patrzyły na nią ze zdumieniem, jakby niewierzył, że to rzeczywiście ona.- Liz - poprawił się szybko.- Co się.- Nie! - przerwała mu.- Nie Liz, Beth.- Beth? - powtórzył niepewnie.- Nie, Beth to.to była moja żona.- I nadal nią jest.- Jej głos drżał niepokojąco.- Nadal jestem twojążoną, Richardzie.Oczywiście, jeśli.jeśli tego chcesz - dokończyłacicho.Richard z niedowierzaniem pokręcił głową.- Jeśli tego chcę?! Jeśli.Dobry Boże, Beth! Zawsze cię pragnąłem.Pragnąłem cię od chwili, kiedy po raz pierwszy cię ujrzałem.Pochwyciły ją silne ramiona.Twarde, gorące wargi okrywały jejtwarz żarliwymi, pełnymi czułości pocałunkami.- Beth.- głos Richarda drżał lekko.- Co się z nami stało? Powiedz,czego ty naprawdę chcesz?121RSLiz uniosła głowę.Patrzyła mu teraz prosto w oczy.Czyżby siępomyliła? Czy znowu ją odtrąci? Ale przecież nadal trzymał ją wramionach i powiedział do niej Beth.- Chcę.chcę ciebie, Richardzie - odpowiedziała cicho.- Zawszetylko ciebie pragnęłam.Jasne oczy Richarda pociemniały z gniewu.- Mówiłem ci już.- Tak, wiem - przerwała mu szybko.- Wiem, że nie chodzi ci omoje ciało.seks bez miłości.wiem.Ja również nie chciałabym, żebytak było.- A więc.?Liz gwałtownie zatrzepotała rzęsami, by powstrzymaćnapływające do oczu łzy.- Chcę.chcę, żeby było tak, jak na początku.Chcę twojej miłości.- Miłości? - podchwycił ostro mężczyzna.- Powiedziałaś, miłości? -Niebieskie oczy popatrzyły na nią pytająco.- Co.co chciałaś przez topowiedzieć, Beth?- %7łe cię kocham i że.popełniłam błąd.- Oboje popełnialiśmy błędy - poprawił ją Richard.-Dlategowłaśnie stało się to, co się stało.Och, Beth, co ja takiego zrobiłem?Dlaczego?- To nie tylko twoja wina - przerwała mu Liz.- Oboje.obojejesteśmy winni.Zagubieni w pogoni za pieniędzmi, karierą,zapomnieliśmy o tych drobnych, na pozór nieistotnych sprawach, nowiesz, spacer na deszczu, wieczór przy kominku.Myślałam, żechcesz, żebym była taka jak twoja matka i siostra - ciągnęła.-Doskonała gospodyni, świetna kucharka.- Zwietna kucharka? - parsknął śmiechem Richard.- Nell, świetnąkucharką? Przecież ona nie potrafi nawet usmażyć jajecznicy!Myślałem, że wiesz.- Wiem, wiem - przerwała mu Liz.- Teraz już wiem.Rozmawiałamz nią dziś rano.Zadzwoniłam do niej i powiedziała mi.powiedziałami, jak ona to wszystko robi, ale wtedy.Wtedy nie wiedziałam.Zawsze podziwiałam twoją matkę i Nell, i starałam się im dorównać.122RSTe wszystkie przyjęcia.Były dla ciebie takie ważne.- Ależ, Beth! Gdybym chciał, żeby moje życie wyglądało tak, jakżycie moich rodziców, wcale bym się nie żenił.Zostałbymkawalerem i [ Pobierz całość w formacie PDF ]