[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciekaw byłem, kto nazwał Harry'egosukinsynem.Kiedy podjechałem pod tylne wejście, stała już na nie pomalowanych schodach.Dyrekcja Hotelu Federalnego nie traciła farby na zaplecze.Choć umeblowanie wnętrzasugerowało, że przechodził on z pokolenia na pokolenie, widok tylnego wejścia dowodził, żechodziło tu tylko o maksymalny zysk.Dziewczyna zeszła po stopniach i wsiadła dosamochodu, a ja ruszyłem w stronę jej domu unikając głównych ulic i wybierając polnedrogi, które znali tylko miejscowi.Ukrywaliśmy w tajemnicy sieć tych szlaków, abyprzemieszczać się w miarę szybko z miejsca na miejsce i unikać tłoku, jaki panował nagłównych arteriach.W ciągu sześciu lub siedmiu minut wyjechaliśmy z miasta i znalezliśmysię na Dune Road.Dzień był upalny, ale wiał silny wiatr.Rosnące na prawo od szosybagienne krzewy i kępy sitowia pochylały się jak postępujące wojska.Dziewczyna nieodzywała się, dopóki nie ujrzała stada kaczek, które nadleciały nagle znad bagien i pomknęływ szyku w kierunku lądu.- Bardzo tu pięknie - powiedziała.Byłem ciekaw, czy zamierza tu zostać.Była właścicielką wielkiego domu.- Owszem - przyznałem lakonicznie.- Moja matka często opowiadała mi o tych stronach - oznajmiła, nadal obserwującpunkt jaskrawożółtego nieba, w którym zniknęły kaczki.- Mówiła, że przeżyła tunajszczęśliwszy okres w życiu.Wydało mi się to dziwne.O ile wiedziałem, Tracy Egan spędziła w Hampton tylkodziesięć tygodni swego życia.- Od tej pory sporo się tu zmieniło - oznajmiłem.- Owszem, tak przypuszczam.Wszystko się zmienia, prawda?Nie, pomyślałem.Wiele rzeczy nie uległo zmianie.Na przykład Hampton Club, doktórego miałem pojechać trochę pózniej.Zmiany miały jedynie charakter kosmetyczny.Przed dwudziestu pięciu laty dopuszczaliśmy do klubu miejscowych, przyznając im takzwane ograniczone członkostwo".Nie miało to nic wspólnego z rasą, kolorem skóry czywyznaniem.Chodziło tylko o pieniądze.Do klubu mógł się zapisać człowiek, który miał dośćpieniędzy i uzyskał poparcie dwóch członków wprowadzających.Ale żyliśmy w demokracji,a demokracja wymaga, żeby mógł do niego wstąpić każdy.Ustanowiliśmy więc członkostwodrugiej klasy dla wybranych mieszkańców miasteczka: burmistrz, kilku członków radymiejskiej, chyba nawet ojciec Kaleba, który był przed nim szefem policji.Mogli u nasgrywać w golfa, a po wybudowaniu stajni chyba nawet trzymać w niej konia, o ile było ich nato stać.Ale nie mieli prawa wstępu do budynku klubowego.To nie zmieniło się do tej pory i73SRwłaśnie dlatego Harry'emu tak zależało na tym, żeby zostać pełnoprawnym członkiem.Zpewnym niesmakiem stwierdziłem, że Harry wykorzystał również mnie.Zostałem jegoczłonkiem wprowadzającym i postarałem się - za pośrednictwem Prune - o drugiegosponsora.Harry miał więc dodatkowe przywileje: mógł stać przy barze i stawiać drinkiludziom, którzy dwadzieścia pięć lat wcześniej nie wpuściliby go przez główne drzwi.Awięc nie zmieniło się wiele.Nie rozwiewałem jej złudzeń.Wjechałem przez nową bramę i podążyłem w stronędawnego domu Vanderbiltów.Kiedy wyłączyłem silnik, nie ruszyła się ze swego miejsca naprzednim siedzeniu.Patrzyła na dom nowym spojrzeniem.Znałem to spojrzenie.Widziałemje wielokrotnie, obserwując ludzi z mojej sfery.Wyrażało ono świadomość posiadania.- Jest okropnie duży - powiedziała.- Zależy, co ma pani na myśli.- Dla jednej osoby.- Jest pani młoda - odparłem.Zawstydzony własnym okrucieństwem, otworzyłemdrzwi i wysiadłem.- Może nie będzie pani samotna do końca życia.Gotów byłem się o to założyć.Mając ten dom i pieniądze Harry'ego, stawała się dobrąpartią.Wydawało mi się, że przeżywam to wszystko po raz drugi.Nie miałem na myśli jejmatki.Jej matka, przybywając tu z flotą rybacką", była w innej sytuacji.Zresztą tadziewczyna złowiła już grubą rybę.W następnym okrążeniu ona sama miała być przynętą.Wydawało mi się, że należy do osób, które dobrze radzą sobie z pieniędzmi.Spojrzałem naliczne okna rezydencji w stylu Tudorów.Ktoś w niej był ubiegłej nocy.Był to ogromny dom.Można by bez wiedzy właściciela ukrywać na strychu całą rodzinę.Dziewczyna wysiadła jużz samochodu i szła w kierunku frontowych drzwi.- Muszę coś pani powiedzieć - zawołałem do niej.Odwróciła się z ręką na klamce.Wyglądała już na właścicielkę tego domu.Istniejepewna nieokreślona cecha, którą ludzie z mojej sfery lubią przypisywać dobremuwychowaniu, ale ja w ciągu wielu lat widziałem, jak demonstrowali ją - choć wpowierzchowny sposób - żigolacy, tancerki kabaretowe i Bóg wie kto jeszcze.Jest to władczapostawa, sugerująca, że pod milczeniem kryje się siła.Czasem ktoś się nią zaraża, czasemnie.Wiedziałem, że ona się zarazi.Już teraz wyglądała tak, jakby stała za nią cała potęgapieniędzy, które zostawił jej Harry.- Kiedy pojechała pani wczoraj wieczorem z Kalebem, wróciłem do tego domu.Teraz rzuciło się to w oczy jeszcze wyrazniej.Nie odezwała się, stosując zasadę dobrzeznaną ludziom bogatym.Zasada ta brzmi: Pozwól im mówić.Uśpij ich czujność.- W domu ktoś był - powiedziałem.Na jej twarzy odbił się nagle lęk.- To niemożliwe - wybuchnęła.- Harry zwolnił służbę.- To nie był służący.74SR- Skąd pan wie? - spytała.- Chyba że Harry miał bardzo zle wyszkoloną służbę.Ten facet huknął mnie w głowę.Stała w miejscu jeszcze przez kilka sekund, a potem bez słowa nacisnęła klamkę,stanowczym ruchem pchnęła drzwi i weszła do środka.Pomyślałem, że będzie dobrzereprezentować klasę ludzi bogatych.Przypomniałem sobie jedną ze starych przyjaciółekPrune, która goniła kiedyś złodzieja po Maiden Lane, mając na sobie tylko koszulę nocną.Ukradł jej torebkę.W latach dwudziestych była treserką w cyrku.Miała czterech mężów, alenie zapomniała, co można kupić za dwadzieścia siedem dolarów i sześćdziesiąt dwa centy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Ciekaw byłem, kto nazwał Harry'egosukinsynem.Kiedy podjechałem pod tylne wejście, stała już na nie pomalowanych schodach.Dyrekcja Hotelu Federalnego nie traciła farby na zaplecze.Choć umeblowanie wnętrzasugerowało, że przechodził on z pokolenia na pokolenie, widok tylnego wejścia dowodził, żechodziło tu tylko o maksymalny zysk.Dziewczyna zeszła po stopniach i wsiadła dosamochodu, a ja ruszyłem w stronę jej domu unikając głównych ulic i wybierając polnedrogi, które znali tylko miejscowi.Ukrywaliśmy w tajemnicy sieć tych szlaków, abyprzemieszczać się w miarę szybko z miejsca na miejsce i unikać tłoku, jaki panował nagłównych arteriach.W ciągu sześciu lub siedmiu minut wyjechaliśmy z miasta i znalezliśmysię na Dune Road.Dzień był upalny, ale wiał silny wiatr.Rosnące na prawo od szosybagienne krzewy i kępy sitowia pochylały się jak postępujące wojska.Dziewczyna nieodzywała się, dopóki nie ujrzała stada kaczek, które nadleciały nagle znad bagien i pomknęływ szyku w kierunku lądu.- Bardzo tu pięknie - powiedziała.Byłem ciekaw, czy zamierza tu zostać.Była właścicielką wielkiego domu.- Owszem - przyznałem lakonicznie.- Moja matka często opowiadała mi o tych stronach - oznajmiła, nadal obserwującpunkt jaskrawożółtego nieba, w którym zniknęły kaczki.- Mówiła, że przeżyła tunajszczęśliwszy okres w życiu.Wydało mi się to dziwne.O ile wiedziałem, Tracy Egan spędziła w Hampton tylkodziesięć tygodni swego życia.- Od tej pory sporo się tu zmieniło - oznajmiłem.- Owszem, tak przypuszczam.Wszystko się zmienia, prawda?Nie, pomyślałem.Wiele rzeczy nie uległo zmianie.Na przykład Hampton Club, doktórego miałem pojechać trochę pózniej.Zmiany miały jedynie charakter kosmetyczny.Przed dwudziestu pięciu laty dopuszczaliśmy do klubu miejscowych, przyznając im takzwane ograniczone członkostwo".Nie miało to nic wspólnego z rasą, kolorem skóry czywyznaniem.Chodziło tylko o pieniądze.Do klubu mógł się zapisać człowiek, który miał dośćpieniędzy i uzyskał poparcie dwóch członków wprowadzających.Ale żyliśmy w demokracji,a demokracja wymaga, żeby mógł do niego wstąpić każdy.Ustanowiliśmy więc członkostwodrugiej klasy dla wybranych mieszkańców miasteczka: burmistrz, kilku członków radymiejskiej, chyba nawet ojciec Kaleba, który był przed nim szefem policji.Mogli u nasgrywać w golfa, a po wybudowaniu stajni chyba nawet trzymać w niej konia, o ile było ich nato stać.Ale nie mieli prawa wstępu do budynku klubowego.To nie zmieniło się do tej pory i73SRwłaśnie dlatego Harry'emu tak zależało na tym, żeby zostać pełnoprawnym członkiem.Zpewnym niesmakiem stwierdziłem, że Harry wykorzystał również mnie.Zostałem jegoczłonkiem wprowadzającym i postarałem się - za pośrednictwem Prune - o drugiegosponsora.Harry miał więc dodatkowe przywileje: mógł stać przy barze i stawiać drinkiludziom, którzy dwadzieścia pięć lat wcześniej nie wpuściliby go przez główne drzwi.Awięc nie zmieniło się wiele.Nie rozwiewałem jej złudzeń.Wjechałem przez nową bramę i podążyłem w stronędawnego domu Vanderbiltów.Kiedy wyłączyłem silnik, nie ruszyła się ze swego miejsca naprzednim siedzeniu.Patrzyła na dom nowym spojrzeniem.Znałem to spojrzenie.Widziałemje wielokrotnie, obserwując ludzi z mojej sfery.Wyrażało ono świadomość posiadania.- Jest okropnie duży - powiedziała.- Zależy, co ma pani na myśli.- Dla jednej osoby.- Jest pani młoda - odparłem.Zawstydzony własnym okrucieństwem, otworzyłemdrzwi i wysiadłem.- Może nie będzie pani samotna do końca życia.Gotów byłem się o to założyć.Mając ten dom i pieniądze Harry'ego, stawała się dobrąpartią.Wydawało mi się, że przeżywam to wszystko po raz drugi.Nie miałem na myśli jejmatki.Jej matka, przybywając tu z flotą rybacką", była w innej sytuacji.Zresztą tadziewczyna złowiła już grubą rybę.W następnym okrążeniu ona sama miała być przynętą.Wydawało mi się, że należy do osób, które dobrze radzą sobie z pieniędzmi.Spojrzałem naliczne okna rezydencji w stylu Tudorów.Ktoś w niej był ubiegłej nocy.Był to ogromny dom.Można by bez wiedzy właściciela ukrywać na strychu całą rodzinę.Dziewczyna wysiadła jużz samochodu i szła w kierunku frontowych drzwi.- Muszę coś pani powiedzieć - zawołałem do niej.Odwróciła się z ręką na klamce.Wyglądała już na właścicielkę tego domu.Istniejepewna nieokreślona cecha, którą ludzie z mojej sfery lubią przypisywać dobremuwychowaniu, ale ja w ciągu wielu lat widziałem, jak demonstrowali ją - choć wpowierzchowny sposób - żigolacy, tancerki kabaretowe i Bóg wie kto jeszcze.Jest to władczapostawa, sugerująca, że pod milczeniem kryje się siła.Czasem ktoś się nią zaraża, czasemnie.Wiedziałem, że ona się zarazi.Już teraz wyglądała tak, jakby stała za nią cała potęgapieniędzy, które zostawił jej Harry.- Kiedy pojechała pani wczoraj wieczorem z Kalebem, wróciłem do tego domu.Teraz rzuciło się to w oczy jeszcze wyrazniej.Nie odezwała się, stosując zasadę dobrzeznaną ludziom bogatym.Zasada ta brzmi: Pozwól im mówić.Uśpij ich czujność.- W domu ktoś był - powiedziałem.Na jej twarzy odbił się nagle lęk.- To niemożliwe - wybuchnęła.- Harry zwolnił służbę.- To nie był służący.74SR- Skąd pan wie? - spytała.- Chyba że Harry miał bardzo zle wyszkoloną służbę.Ten facet huknął mnie w głowę.Stała w miejscu jeszcze przez kilka sekund, a potem bez słowa nacisnęła klamkę,stanowczym ruchem pchnęła drzwi i weszła do środka.Pomyślałem, że będzie dobrzereprezentować klasę ludzi bogatych.Przypomniałem sobie jedną ze starych przyjaciółekPrune, która goniła kiedyś złodzieja po Maiden Lane, mając na sobie tylko koszulę nocną.Ukradł jej torebkę.W latach dwudziestych była treserką w cyrku.Miała czterech mężów, alenie zapomniała, co można kupić za dwadzieścia siedem dolarów i sześćdziesiąt dwa centy [ Pobierz całość w formacie PDF ]