[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak tylko będzie gotowy,przyniosę szanownej pani.Z ogóreczkiem i frytkami.Pomimo że przy dwóch sąsiednich stolikach kiwano naKalotę, on jak ślepy i głuchy podążył prosto do kuchni.Kiedypo pewnym czasie wrócił, niósł zamówiony sznycel.Inni gościedla niego nie istnieli w tej chwili. To nie takie cenne, jak myślałem, proszę szanownej pani. Przecież to złoto i szafir dziewczyna poważnie sięzaniepokoiła. Ale tylko trójka. Pan się omylił.Z trójki nie robią dętej biżuterii.Do tegomusi być co najmniej dwójka kot o blond włosach nie dawałza wygrane.Skąd ona tak się na tym zna? przemknęło przez głowęKalecie, zaś głośno powiedział: Może nawet i dwójka.Próbynie ma.Taka lekka. Ale jaka ładna i efektowna.%7łonie na pewno się spodoba dziewczynie zależało na doprowadzeniu transakcji do skutku. Sam nie wiem, co robić. No trudno, nie chce pan, to nie. Przeciągnąłem strunę stwierdził w duchu kelner i szybkopowiedział: Ja nie mówię, że nie chcę.Ale pani samarozumie, że. Potrzebuję pieniędzy rzekła dziewczyna. Jeżeli pansię nie decyduje, sprzedam choćby u Jubilera. Co oni tam mogą dać? Zapłacą jak za złom. Dlatego przyszłam do pana.Przecież to śliczne cacko.Gdybym nie musiała, nigdy bym się z nim nie rozstała. Chcę to kupić.Ile pani żąda? Ile pan daje? Ostatecznie mógłbym ze trzy i pól tysiąca. Cztery i bransoletka pańska. Ta dziewczyna wysoko zajdzie pomyślał z uznaniemkelner. Nie ma na obiad, a jeszcze się targuje.Ale klejnotprzedstawia wartość co najmniej sześciu tysięcy.Kelner nie kupował w ciemno.Bo nawet małoletniepętaki , jak mówi Wiech, znają się w Kołobrzegu zarówno nakursach walut, jak i na cenie złota.Wprawdzie nie zdobywajątej wiedzy wraz z mlekiem matki, ale kręcąc się pomiędzymarynarzami i gośćmi ze Skandynawii poznają te tajemnice. Robię to tylko dla pani.Po starej znajomości kelnersięgnął do tylnej kieszeni spodni, wyjął z niej mocnozniszczony, skórzany portfel i szybko odliczył osiem pięćsetek.Dziewczyna jeszcze szybciej schowała je do torebki. Mam nadzieję, że szanownej pani obiadek smakował.Zachwilę podam kawkę.Doskonały torcik węgierski. Panie! To skandal! denerwowano się przy sąsiednichstolikach. Pan obsługuje jednego gościa.Czekamy jużpiętnaście minut.Gdzie jest kierownik?Pan Edzio musiał ostro wziąć się do roboty, aby ułagodzićresztę gości.Wiadomo, Polak jak głodny, to zły.Pani Marianna Kaleta z zadowoleniem przyjęła prezent odswojej ślubnej miłości.Klejnot, chociaż z pewnym trudemwchodził na niezbyt szczupłą rękę żony kelnera, podobał się jej.%7łółty wąż z szafirem został także oceniony, pozytywnie przezimieninowych gości.Dopiero na drugi dzień pan Edziospowiadał się. Od kogo kupiłeś? srogim tonem zapytała małżonka.Związek małżeński państwa Kaletów układał się na tej samejzasadzie, co ogromna większość wszystkich małżeństw naświecie.O wszelkich ważnych sprawach miał decydować mąż, otych drobnych żona.Państwo Kaletowie przed rokiemobchodzili dwudziestolecie ślubu.Dzieci dorastały, ale jeszczenie zdarzyła się jakaś ważna sprawa.Zawsze te drobne, októrych decydowała żona.I teraz pan Edzio tłumaczył sięswojej połowicy: Od jednej dziewczyny, która przychodziła do naszejrestauracji. Pewno jakaś lafirynda, która to ukradła? Nie ukradła, kochanie.Po prostu dostała w prezencie.Takjak ty ode mnie.Pani Marianna groznie zmarszczyła brwi. Jeżeli sama nie ukradła, to namówiła kogoś do kradzieży.Uczciwa dziewczyna nie przyjmuje takich prezentów.Pan Kaleta wolał nie dyskutować na ten temat. Ile zapłaciłeś? Bardzo tanio.Cztery tysiące złotych. Czyś ty zwariował? Nazywasz, że to tanio cztery tysiącezłotych za kradzioną rzecz.Trzeba było dać najwyżej połowę. Ależ złotko bronił się kelner. Ta bransoletka powinnakosztować dwa razy tyle. Zobaczymy zakończyła spór małżonka, chowając klejnotdo szafy pod bieliznę.W kilka dni pózniej Marianna Kaleta odwiedziła miejscowysklep Jubilera.Ponieważ niezbyt dowierzała talentomhandlowym swojego męża, postanowiła osobiście sprawdzićwartość bransoletki.Kiedy położyła złote cacko na kontuarze,sprzedawca jakoś dziwnie spojrzał na klientkę. Chciałabym wiedzieć, ile to jest warte? Pani chce sprzedać? Nie.Przyniosłam do wyceny. Doskonale.Na jutro będzie gotowe.Mogę poprosić onazwisko i adresik? Na jutro? Proszę mi to zaraz ocenić.Sprzedawca szybko wziął leżący na ladzie klejnot.Przeniósłgo przezornie na stół znajdujący się poza zasięgiem rękikobiety. To niemożliwe, proszę szanownej pani.Musimy osobnozważyć metal i osobno kamień.Poza tym trzeba zrobić próbę,aby sprawdzić, ilu to karatowe złoto.Już tak najkrócej,godzinkę musi potrwać.Szanowna pani będzie wracała zzakupów, to proszę wstąpić po odbiór bransoleteczki. Ile to będzie kosztowało? Nic.Wyceniamy bezpłatnie.Na jakie nazwisko wypisaćkwit? sprzedawca sięgnął po blankiet. Nie trzeba.Wstąpię za godzinę i zabiorę.Przecież mnie nieokradniecie kobieta roześmiała się jowialnie. Ależ co znowu! Proszę przyjść za godzinę, wszystko będziegotowe.Kiedy po upływie półtorej godziny pani Marianna Kaleta zsiatką pełną zakupów weszła ponownie do Jubilera i właśnieodbierała swój klejnot, który sprzedawca wycenił na okołosiedem tysięcy złotych, z drugiego pomieszczenia zakładuwyszło dwóch mężczyzn.Jeden w cywilu, drugi w mundurzemilicyjnym. Nazwisko obywatelki? zapytał mundurowy. A cóż to, do Jubilera wejść nie wolno? Wejść wolno, ale dokumenty.Szybciej! powtórzyłsierżant surowym tonem.Kobieta nieco zdenerwowana podała swój dowód osobisty.Mężczyzna w cywilnym ubraniu przestudiował dokładniezieloną książeczką, schował ją do kieszeni i rzekł: Pójdziecie, obywatelko, z nami. Dokąd? Niedaleko.Do Komendy Powiatowej MO. Po co? Dowiecie się na miejscu.W związku z bransoletką. A bałam się, że kradziona!Wywiadowca roześmiał się sucho. To byłoby jeszcze dobrze powiedział. Gorzej, bochodzi o morderstwo. Jezus, Maria! Co ten stary dureń narobił! paniMarianna, bez oporu, w towarzystwie milicjantów prze-defilowała przez miasto do gmachu powiatówki.Oficer dyżurny natychmiast przesłuchał Mariannę Kaletę.Opowiedziała wszystko zgodnie z prawdą: klejnot otrzymała wprezencie od męża; szesnaście osób, gości imieninowych, byłoświadkami tego wydarzenia.Milicjanci znali pana Edzia.Kelnera sprowadzono z Fregaty.Podpora tej zacnejrestauracji szczegółowo opowiedział, w jaki sposób nabyłbransoletkę.Po sporządzeniu protokołu oboje małżonkówzwolniono.Na wszelki wypadek polecono im jednak nieopuszczać Kołobrzegu i codziennie meldować się u dyżurnegow budynku komendy.Ten budynek komendy pan Edward opuszczał z lekkąpretensją do milicjantów, że go nic zamknęli w areszcie.Tobyłoby lepiej i bezpieczniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Jak tylko będzie gotowy,przyniosę szanownej pani.Z ogóreczkiem i frytkami.Pomimo że przy dwóch sąsiednich stolikach kiwano naKalotę, on jak ślepy i głuchy podążył prosto do kuchni.Kiedypo pewnym czasie wrócił, niósł zamówiony sznycel.Inni gościedla niego nie istnieli w tej chwili. To nie takie cenne, jak myślałem, proszę szanownej pani. Przecież to złoto i szafir dziewczyna poważnie sięzaniepokoiła. Ale tylko trójka. Pan się omylił.Z trójki nie robią dętej biżuterii.Do tegomusi być co najmniej dwójka kot o blond włosach nie dawałza wygrane.Skąd ona tak się na tym zna? przemknęło przez głowęKalecie, zaś głośno powiedział: Może nawet i dwójka.Próbynie ma.Taka lekka. Ale jaka ładna i efektowna.%7łonie na pewno się spodoba dziewczynie zależało na doprowadzeniu transakcji do skutku. Sam nie wiem, co robić. No trudno, nie chce pan, to nie. Przeciągnąłem strunę stwierdził w duchu kelner i szybkopowiedział: Ja nie mówię, że nie chcę.Ale pani samarozumie, że. Potrzebuję pieniędzy rzekła dziewczyna. Jeżeli pansię nie decyduje, sprzedam choćby u Jubilera. Co oni tam mogą dać? Zapłacą jak za złom. Dlatego przyszłam do pana.Przecież to śliczne cacko.Gdybym nie musiała, nigdy bym się z nim nie rozstała. Chcę to kupić.Ile pani żąda? Ile pan daje? Ostatecznie mógłbym ze trzy i pól tysiąca. Cztery i bransoletka pańska. Ta dziewczyna wysoko zajdzie pomyślał z uznaniemkelner. Nie ma na obiad, a jeszcze się targuje.Ale klejnotprzedstawia wartość co najmniej sześciu tysięcy.Kelner nie kupował w ciemno.Bo nawet małoletniepętaki , jak mówi Wiech, znają się w Kołobrzegu zarówno nakursach walut, jak i na cenie złota.Wprawdzie nie zdobywajątej wiedzy wraz z mlekiem matki, ale kręcąc się pomiędzymarynarzami i gośćmi ze Skandynawii poznają te tajemnice. Robię to tylko dla pani.Po starej znajomości kelnersięgnął do tylnej kieszeni spodni, wyjął z niej mocnozniszczony, skórzany portfel i szybko odliczył osiem pięćsetek.Dziewczyna jeszcze szybciej schowała je do torebki. Mam nadzieję, że szanownej pani obiadek smakował.Zachwilę podam kawkę.Doskonały torcik węgierski. Panie! To skandal! denerwowano się przy sąsiednichstolikach. Pan obsługuje jednego gościa.Czekamy jużpiętnaście minut.Gdzie jest kierownik?Pan Edzio musiał ostro wziąć się do roboty, aby ułagodzićresztę gości.Wiadomo, Polak jak głodny, to zły.Pani Marianna Kaleta z zadowoleniem przyjęła prezent odswojej ślubnej miłości.Klejnot, chociaż z pewnym trudemwchodził na niezbyt szczupłą rękę żony kelnera, podobał się jej.%7łółty wąż z szafirem został także oceniony, pozytywnie przezimieninowych gości.Dopiero na drugi dzień pan Edziospowiadał się. Od kogo kupiłeś? srogim tonem zapytała małżonka.Związek małżeński państwa Kaletów układał się na tej samejzasadzie, co ogromna większość wszystkich małżeństw naświecie.O wszelkich ważnych sprawach miał decydować mąż, otych drobnych żona.Państwo Kaletowie przed rokiemobchodzili dwudziestolecie ślubu.Dzieci dorastały, ale jeszczenie zdarzyła się jakaś ważna sprawa.Zawsze te drobne, októrych decydowała żona.I teraz pan Edzio tłumaczył sięswojej połowicy: Od jednej dziewczyny, która przychodziła do naszejrestauracji. Pewno jakaś lafirynda, która to ukradła? Nie ukradła, kochanie.Po prostu dostała w prezencie.Takjak ty ode mnie.Pani Marianna groznie zmarszczyła brwi. Jeżeli sama nie ukradła, to namówiła kogoś do kradzieży.Uczciwa dziewczyna nie przyjmuje takich prezentów.Pan Kaleta wolał nie dyskutować na ten temat. Ile zapłaciłeś? Bardzo tanio.Cztery tysiące złotych. Czyś ty zwariował? Nazywasz, że to tanio cztery tysiącezłotych za kradzioną rzecz.Trzeba było dać najwyżej połowę. Ależ złotko bronił się kelner. Ta bransoletka powinnakosztować dwa razy tyle. Zobaczymy zakończyła spór małżonka, chowając klejnotdo szafy pod bieliznę.W kilka dni pózniej Marianna Kaleta odwiedziła miejscowysklep Jubilera.Ponieważ niezbyt dowierzała talentomhandlowym swojego męża, postanowiła osobiście sprawdzićwartość bransoletki.Kiedy położyła złote cacko na kontuarze,sprzedawca jakoś dziwnie spojrzał na klientkę. Chciałabym wiedzieć, ile to jest warte? Pani chce sprzedać? Nie.Przyniosłam do wyceny. Doskonale.Na jutro będzie gotowe.Mogę poprosić onazwisko i adresik? Na jutro? Proszę mi to zaraz ocenić.Sprzedawca szybko wziął leżący na ladzie klejnot.Przeniósłgo przezornie na stół znajdujący się poza zasięgiem rękikobiety. To niemożliwe, proszę szanownej pani.Musimy osobnozważyć metal i osobno kamień.Poza tym trzeba zrobić próbę,aby sprawdzić, ilu to karatowe złoto.Już tak najkrócej,godzinkę musi potrwać.Szanowna pani będzie wracała zzakupów, to proszę wstąpić po odbiór bransoleteczki. Ile to będzie kosztowało? Nic.Wyceniamy bezpłatnie.Na jakie nazwisko wypisaćkwit? sprzedawca sięgnął po blankiet. Nie trzeba.Wstąpię za godzinę i zabiorę.Przecież mnie nieokradniecie kobieta roześmiała się jowialnie. Ależ co znowu! Proszę przyjść za godzinę, wszystko będziegotowe.Kiedy po upływie półtorej godziny pani Marianna Kaleta zsiatką pełną zakupów weszła ponownie do Jubilera i właśnieodbierała swój klejnot, który sprzedawca wycenił na okołosiedem tysięcy złotych, z drugiego pomieszczenia zakładuwyszło dwóch mężczyzn.Jeden w cywilu, drugi w mundurzemilicyjnym. Nazwisko obywatelki? zapytał mundurowy. A cóż to, do Jubilera wejść nie wolno? Wejść wolno, ale dokumenty.Szybciej! powtórzyłsierżant surowym tonem.Kobieta nieco zdenerwowana podała swój dowód osobisty.Mężczyzna w cywilnym ubraniu przestudiował dokładniezieloną książeczką, schował ją do kieszeni i rzekł: Pójdziecie, obywatelko, z nami. Dokąd? Niedaleko.Do Komendy Powiatowej MO. Po co? Dowiecie się na miejscu.W związku z bransoletką. A bałam się, że kradziona!Wywiadowca roześmiał się sucho. To byłoby jeszcze dobrze powiedział. Gorzej, bochodzi o morderstwo. Jezus, Maria! Co ten stary dureń narobił! paniMarianna, bez oporu, w towarzystwie milicjantów prze-defilowała przez miasto do gmachu powiatówki.Oficer dyżurny natychmiast przesłuchał Mariannę Kaletę.Opowiedziała wszystko zgodnie z prawdą: klejnot otrzymała wprezencie od męża; szesnaście osób, gości imieninowych, byłoświadkami tego wydarzenia.Milicjanci znali pana Edzia.Kelnera sprowadzono z Fregaty.Podpora tej zacnejrestauracji szczegółowo opowiedział, w jaki sposób nabyłbransoletkę.Po sporządzeniu protokołu oboje małżonkówzwolniono.Na wszelki wypadek polecono im jednak nieopuszczać Kołobrzegu i codziennie meldować się u dyżurnegow budynku komendy.Ten budynek komendy pan Edward opuszczał z lekkąpretensją do milicjantów, że go nic zamknęli w areszcie.Tobyłoby lepiej i bezpieczniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]