[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A to co? - Skuternoga potrzÄ…snÄ…Å‚ tryumfalnie opakowaniem po petit beurre'ach, którewyciÄ…gnÄ…Å‚ spod kamienia.- To oni zostawili.Zawsze wcinali te herbatniki.I nas też nimi czÄ™stowali ! RÄ™czÄ™, że to tutaj!- Co tutaj? - zaÅ›miaÅ‚a siÄ™.- Byli, zjedli Å›niadanko i poszli dalej.Mam dość tego Å‚ażenia.Wracam!- Wszyscy pójdziemy - powiedziaÅ‚ Skuternoga - ale najpierw przeszukamy caÅ‚e wzgó-rze.Przecież na mapie wyraznie narysowany ten szczyt.O, patrzcie, tam PoÅ‚onina WetliÅ„ska,a tu rzeka.Ze zdwojonÄ… energiÄ… przetrzÄ…saÅ‚ trawÄ™, zaglÄ…dajÄ…c pod zwisajÄ…ce gaÅ‚Ä™zie drzew.Jeden zchÅ‚opców idÄ…c od skaÅ‚ki do skaÅ‚ki uderzaÅ‚ w nie nożem, woÅ‚ajÄ…c: Tu już sprawdzone i tu, i tu,i tu.Z rozmachem ciÄ…Å‚ Å›cianÄ™ domu.Nóż odskoczyÅ‚.Na szarej powierzchni nie powstaÅ‚ażadna rysa.Skupili siÄ™ dokoÅ‚a dziwnej skaÅ‚ki, tÅ‚ukÄ…c jÄ… kamieniami i nożami.Marcin porwaÅ‚ siÄ™ z miejsca, ale jak urzeczony wciąż patrzyÅ‚ na straszliwy widok.CofajÄ…c siÄ™ ku Å›cianie zobaczyÅ‚ jeszcze, że Skuternoga wyjmuje z kieszeni pudeÅ‚ko zapaÅ‚ek.Na korytarzu wpadÅ‚ na Juna i AgnieszkÄ™ biegnÄ…cych w poÅ›piechu.- Ratunku - zawoÅ‚aÅ‚ - Jun, ratunku!GorÄ…ce Å‚zy wsiÄ…kaÅ‚y w trawÄ™.Marcin nie pÅ‚akaÅ‚ nigdy z powodu bólu ani z powodudoznanych przykroÅ›ci, a teraz Å‚kania wstrzÄ…saÅ‚y nim jak maÅ‚ym, bezradnym dzieckiem.Przezjego gÅ‚upotÄ™ wszystko przepadÅ‚o.Jun odleci na swojÄ… planetÄ™ rozgoryczony na mieszkaÅ„cówZiemi.Nie spotka siÄ™ z uczonymi i politykami.- Marcin - objęły go miÄ™kkie ramiona - Marcin, nie pÅ‚acz.- Druhno.To wszystko przeze mnie.W porÄ™ zebraÅ‚o mi siÄ™ na stosowanie zasad Plutar-cha.I najbardziej zÅ‚ote myÅ›li nie pomogÄ… temu, kto nie ma oleju w gÅ‚owie.- Cicho.Marcin.Wcale nie tak Å‚atwo umieszczać sÅ‚owa w odpowiednich miejscach i wodpowiednim czasie, tak żeby zostaÅ‚y dobrze zrozumiane.- Ale Jun.- Jun powróci.SÅ‚yszaÅ‚eÅ› przecież, że uznaÅ‚ ZiemiÄ™ za swojÄ… ojczyznÄ™.Teraz musi leciećna Atis, bo go wzywajÄ….Ale powróci.- Kiedy?- NiedÅ‚ugo.Za dwadzieÅ›cia kilka lat.W życiu planety to jedna chwilka.- W życiu planety!- W twoim także.BÄ™dziesz wówczas dorosÅ‚ym czÅ‚owiekiem i Å‚atwiej ci przyjdzie nampomóc.Marcin, ja już teraz mam do ciebie proÅ›bÄ™.Zabierz ze sobÄ… do Warszawy paczkÄ™ zmateriaÅ‚ami o Atlantydzie, które wypożyczyÅ‚am od pani Anny.Możesz nie jezdzić doSerocka, wystarczy, jeÅ›li oddasz jÄ… Witoldowi, kiedy rozpocznie siÄ™ akademicki rok szkolny.Witold mieszka w Domu Akademickim, niedaleko ciebie.- A czemu druhna.? - wyjÄ…kaÅ‚ zdumiony.- Czemu?- Nie mów do mnie druhna , braciszku.Przyzwyczajaj siÄ™ do tego, że kiedy wrócÄ™,bÄ™dziesz ode mnie starszy.Dużo starszy.BÄ™dÄ™ do ciebie mówiÅ‚a: Panie Marcinie , a ty domnie: Agnieszko, moje dziecko.A może pozwolisz mówić sobie po imieniu?- Druhno.- Marcin.Nie mielibyÅ›my oboje chwili spokoju, gdyby Jun odleciaÅ‚ sam.Prawda? Niemożesz z nim lecieć, masz rodzinÄ™.A ja.Mam tylko przyjaciół, a do nich powrócÄ™, nigdy onich nie zapomnÄ™.Wrócimy przede wszystkim do ciebie.Tobie najpierw damy znać, ty namdopomożesz, bo przecież wiesz wszystko i dobrze znasz Juna i mnie.Marcin wstydziÅ‚ siÄ™ pokazać dziewczynie zapÅ‚akanÄ… twarz.OgarniaÅ‚o go znużenie.Jakprzez sen sÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚os Juna:- PamiÄ™taj, Marcin, że to od was, od mÅ‚odych zależy, jaka bÄ™dzie przyszÅ‚ość Ziemi.Odwieczne marzenie o Szczęśliwym LÄ…dzie wy musicie urzeczywistnić.Kiedy chÅ‚opiec otworzyÅ‚ oczy, sÅ‚oÅ„ce staÅ‚o już wysoko na niebie.- Agnieszko! Jun! - zawoÅ‚aÅ‚.Nikt mu nie odpowiedziaÅ‚.Na szczycie byÅ‚o pusto.ZnikÅ‚ pojazd Juna.Nie pozostałżaden Å›lad po jego domu zniszczonym przez chuliganów.Tylko na kamieniu pod srebrnymigaÅ‚Ä™ziami buka bielaÅ‚ skrawek papieru.ChÅ‚opiec podniósÅ‚ swój plecak.Przed nim, na horyzoncie, ciÄ…gnęły siÄ™ podÅ‚użne pasmagór, osÅ‚oniÄ™te bÅ‚Ä™kitnawÄ… mgieÅ‚kÄ….OCEAN, KTÓRY OTACZA ZWIAT, NAS WZYWAWrzeÅ›niowe sÅ‚oÅ„ce grzaÅ‚o leniwie.Marcin wsunÄ…Å‚ rÄ™ce do kieszeni kurtki i szedÅ‚ powoliwzdÅ‚uż wyszarzaÅ‚ych trawników, na których pÅ‚omieniaÅ‚y jeszcze rabatki szaÅ‚wii.Wiatr goniÅ‚suche liÅ›cie po chodniku w stronÄ™ dzieci, które bawiÅ‚y siÄ™ w klasy.Za ich gÅ‚owami mignęłaznajoma sylwetka [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- A to co? - Skuternoga potrzÄ…snÄ…Å‚ tryumfalnie opakowaniem po petit beurre'ach, którewyciÄ…gnÄ…Å‚ spod kamienia.- To oni zostawili.Zawsze wcinali te herbatniki.I nas też nimi czÄ™stowali ! RÄ™czÄ™, że to tutaj!- Co tutaj? - zaÅ›miaÅ‚a siÄ™.- Byli, zjedli Å›niadanko i poszli dalej.Mam dość tego Å‚ażenia.Wracam!- Wszyscy pójdziemy - powiedziaÅ‚ Skuternoga - ale najpierw przeszukamy caÅ‚e wzgó-rze.Przecież na mapie wyraznie narysowany ten szczyt.O, patrzcie, tam PoÅ‚onina WetliÅ„ska,a tu rzeka.Ze zdwojonÄ… energiÄ… przetrzÄ…saÅ‚ trawÄ™, zaglÄ…dajÄ…c pod zwisajÄ…ce gaÅ‚Ä™zie drzew.Jeden zchÅ‚opców idÄ…c od skaÅ‚ki do skaÅ‚ki uderzaÅ‚ w nie nożem, woÅ‚ajÄ…c: Tu już sprawdzone i tu, i tu,i tu.Z rozmachem ciÄ…Å‚ Å›cianÄ™ domu.Nóż odskoczyÅ‚.Na szarej powierzchni nie powstaÅ‚ażadna rysa.Skupili siÄ™ dokoÅ‚a dziwnej skaÅ‚ki, tÅ‚ukÄ…c jÄ… kamieniami i nożami.Marcin porwaÅ‚ siÄ™ z miejsca, ale jak urzeczony wciąż patrzyÅ‚ na straszliwy widok.CofajÄ…c siÄ™ ku Å›cianie zobaczyÅ‚ jeszcze, że Skuternoga wyjmuje z kieszeni pudeÅ‚ko zapaÅ‚ek.Na korytarzu wpadÅ‚ na Juna i AgnieszkÄ™ biegnÄ…cych w poÅ›piechu.- Ratunku - zawoÅ‚aÅ‚ - Jun, ratunku!GorÄ…ce Å‚zy wsiÄ…kaÅ‚y w trawÄ™.Marcin nie pÅ‚akaÅ‚ nigdy z powodu bólu ani z powodudoznanych przykroÅ›ci, a teraz Å‚kania wstrzÄ…saÅ‚y nim jak maÅ‚ym, bezradnym dzieckiem.Przezjego gÅ‚upotÄ™ wszystko przepadÅ‚o.Jun odleci na swojÄ… planetÄ™ rozgoryczony na mieszkaÅ„cówZiemi.Nie spotka siÄ™ z uczonymi i politykami.- Marcin - objęły go miÄ™kkie ramiona - Marcin, nie pÅ‚acz.- Druhno.To wszystko przeze mnie.W porÄ™ zebraÅ‚o mi siÄ™ na stosowanie zasad Plutar-cha.I najbardziej zÅ‚ote myÅ›li nie pomogÄ… temu, kto nie ma oleju w gÅ‚owie.- Cicho.Marcin.Wcale nie tak Å‚atwo umieszczać sÅ‚owa w odpowiednich miejscach i wodpowiednim czasie, tak żeby zostaÅ‚y dobrze zrozumiane.- Ale Jun.- Jun powróci.SÅ‚yszaÅ‚eÅ› przecież, że uznaÅ‚ ZiemiÄ™ za swojÄ… ojczyznÄ™.Teraz musi leciećna Atis, bo go wzywajÄ….Ale powróci.- Kiedy?- NiedÅ‚ugo.Za dwadzieÅ›cia kilka lat.W życiu planety to jedna chwilka.- W życiu planety!- W twoim także.BÄ™dziesz wówczas dorosÅ‚ym czÅ‚owiekiem i Å‚atwiej ci przyjdzie nampomóc.Marcin, ja już teraz mam do ciebie proÅ›bÄ™.Zabierz ze sobÄ… do Warszawy paczkÄ™ zmateriaÅ‚ami o Atlantydzie, które wypożyczyÅ‚am od pani Anny.Możesz nie jezdzić doSerocka, wystarczy, jeÅ›li oddasz jÄ… Witoldowi, kiedy rozpocznie siÄ™ akademicki rok szkolny.Witold mieszka w Domu Akademickim, niedaleko ciebie.- A czemu druhna.? - wyjÄ…kaÅ‚ zdumiony.- Czemu?- Nie mów do mnie druhna , braciszku.Przyzwyczajaj siÄ™ do tego, że kiedy wrócÄ™,bÄ™dziesz ode mnie starszy.Dużo starszy.BÄ™dÄ™ do ciebie mówiÅ‚a: Panie Marcinie , a ty domnie: Agnieszko, moje dziecko.A może pozwolisz mówić sobie po imieniu?- Druhno.- Marcin.Nie mielibyÅ›my oboje chwili spokoju, gdyby Jun odleciaÅ‚ sam.Prawda? Niemożesz z nim lecieć, masz rodzinÄ™.A ja.Mam tylko przyjaciół, a do nich powrócÄ™, nigdy onich nie zapomnÄ™.Wrócimy przede wszystkim do ciebie.Tobie najpierw damy znać, ty namdopomożesz, bo przecież wiesz wszystko i dobrze znasz Juna i mnie.Marcin wstydziÅ‚ siÄ™ pokazać dziewczynie zapÅ‚akanÄ… twarz.OgarniaÅ‚o go znużenie.Jakprzez sen sÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚os Juna:- PamiÄ™taj, Marcin, że to od was, od mÅ‚odych zależy, jaka bÄ™dzie przyszÅ‚ość Ziemi.Odwieczne marzenie o Szczęśliwym LÄ…dzie wy musicie urzeczywistnić.Kiedy chÅ‚opiec otworzyÅ‚ oczy, sÅ‚oÅ„ce staÅ‚o już wysoko na niebie.- Agnieszko! Jun! - zawoÅ‚aÅ‚.Nikt mu nie odpowiedziaÅ‚.Na szczycie byÅ‚o pusto.ZnikÅ‚ pojazd Juna.Nie pozostałżaden Å›lad po jego domu zniszczonym przez chuliganów.Tylko na kamieniu pod srebrnymigaÅ‚Ä™ziami buka bielaÅ‚ skrawek papieru.ChÅ‚opiec podniósÅ‚ swój plecak.Przed nim, na horyzoncie, ciÄ…gnęły siÄ™ podÅ‚użne pasmagór, osÅ‚oniÄ™te bÅ‚Ä™kitnawÄ… mgieÅ‚kÄ….OCEAN, KTÓRY OTACZA ZWIAT, NAS WZYWAWrzeÅ›niowe sÅ‚oÅ„ce grzaÅ‚o leniwie.Marcin wsunÄ…Å‚ rÄ™ce do kieszeni kurtki i szedÅ‚ powoliwzdÅ‚uż wyszarzaÅ‚ych trawników, na których pÅ‚omieniaÅ‚y jeszcze rabatki szaÅ‚wii.Wiatr goniÅ‚suche liÅ›cie po chodniku w stronÄ™ dzieci, które bawiÅ‚y siÄ™ w klasy.Za ich gÅ‚owami mignęłaznajoma sylwetka [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]