[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na nieszczęście wszystko ułożyło sięinaczej, niżem to sobie planował.- Wbił w kuzyna pałające, pełne434RSjadu spojrzenie.- Bo ten skończony dureń wszystko schrzanił.znowu.Sean wpatrywał się w Ewana z nienawiścią.- Niczego nie schrzaniłem! Niby skąd miałem wiedzieć, że takrowa Sarah podsłucha naszą rozmowę o tym, jak to chcemysprzątnąć twoją żonkę?- Gdybyś trzymał tę głupią sukę na smyczy, jak ci mówiłem, niewęszyłaby tam, gdzie nie jej miejsce - syknął Ewan.- Tak czy siak ją już mamy z głowy.Zabiłem ją, jak kazałeś.- Ano, zabiłeś i zostawiłeś na miejscu zbrodni moją pieprzonądewizkę, coby mógł ją znalezć ten nygus, psia twoja mać!- Niczego nie zostawiłem! To ta cholerna dziewucha tak się jejuczepiła.%7łe brakuje dewizki, zauważyłem dopiero wtedy, jak żemposzedł do twojego pokoju odnieść zegarek.Bonnie wpatrywała się w Ewana z poczuciem, że świat usuwasię jej spod nóg.- Toś ty mu kazał zabić Sarah? - Sądziła dotąd, że Seanzamordował Sarah z sobie tylko wiadomych pobudek, teraz jednakzdała sobie sprawę, że Sean niczego nie robił z własnej inicjatywy.Zawsze był kukiełką w rękach Ewana.Ewan wysilił się na obojętny wyraz twarzy, patrząc na Bonnie.- Nie mogłem dopuścić, coby popsuła nam niespodziankę, tochyba jasne.? Nie przypuszczam, cobyś się za mnie wydała, wiedząc,że nie przeżyjesz nocy poślubnej.? - Jego usta rozchyliły się wlubieżnym uśmiechu, spojrzeniem błądził po jej ciele.- Chociaż435RSzadbałbym o to, coby twoja ostatnia noc na tym świecie należała doprzyjemnych, moja słodka, masz na to moje słowo.Bonnie zebrało się na mdłości.- Jesteś chory.Ewanowi pobladły wargi.Nie podniósł rąk, ale bezwiedniezacisnął pięści.- Nie.Jestem bardzo sprytny i zaraz ci wytłumaczę, dlaczego.Przez lata nienawidziłem mojego dziadka za to, że stracił naszeziemie, przeklinałem jego nieudolność i życzyłem mu wieczności wpiekle.Potem jednak odkryłem sposób, który pozwoliłby nam nietylko odzyskać ziemie Cameronów, ale i zadać MacTavishom cios wsamo serce, ukarać ich za to, że oszustwem pozbawili nas naszejspuścizny.Małżeństwo z tobą.Bonnie na moment zaniemówiła.Nie pojmowała, jak Ewanmógł przez tyle lat skrywać w sobie takie morze nienawiści, jak to sięstało, że sama niczego nie zauważyła.- I dzięki temu odzyskałbyś te ziemie? Przecież to własnośćcałego klanu, a nie tylko moja.- Ach, ale to właśnie była cena, jaką twój klan musiał zapłacić,cobym poprowadził cię przed ołtarz, moja miła.Tyś o tym niewiedziała? Twój brat, Aidan, włączył je do twojego posagu i jakotwojemu ślubnemu małżonkowi przypadłyby mnie.Po tylu latachznowu trafiłyby w ręce człowieka, któremu prawowicie się należą.Itak się właśnie stanie.Skończy się klanowa wojna, która od latuszczupla mój majątek, a co najlepsze, ukochana córunia tej świni,tego złodzieja, pożegna się z tym światem.I nikt się o niczym nie436RSdowie.Już cię chyba przekonałem, że nie jestem taki głupi, za jakiegomnie miałaś.- Niedoczekanie twoje! Nigdy za ciebie nie wyjdę!- I tu znowu jesteś w błędzie.Zrobisz to mimo wszystko.- Tyś chyba oszalał!- Jeśli tego nie zrobisz, dojdzie do masakry.Twoi bracia ipołowa twojego klanu pożegnają się z życiem, zanim zdążą sięzorientować, co się dzieje.Wszyscy, których kochasz, pod jednymdachem.Pomyśl, jaka krwawa będzie rzez, jeślibyś znowu chciałapopróbować sztuczek takich jak w Belraine.Bardzo, ale to bardzo byśtego pożałowała.- Patrzył na nią z mściwym, zwycięskim uśmiechem.Bonnie zapragnęła mu odebrać bodaj cząstkę tego tryumfu.- Nie.- Jak to, nie? Powiedziałem, chodz tu.ino już!- Wyjdę za ciebie, bo jestem do tego zmuszona, ale nie pozwolęci się obmacywać.Nie będziesz mnie dotykał.Ze wściekłości poczerwieniały Ewanowi twarz i kark.- Chodzże tutaj, psiakrew!Bonnie drżała na całym ciele, ale nie ugięła się pod naporemjego furii.- Nie.Ewan pochylił się groznie i uczynił krok w jej kierunku, ale Seango powstrzymał.- Nie mamy na to czasu.Leć do tego kościoła, człowieku! Ewanrzucił Bonnie pałające nienawiścią spojrzenie i zgrzytnął zębami.Bonnie nie przypuszczała, że ustąpi, nagle jednak warknął:437RS- Idziemy.Sean chwycił Bonnie za włosy i popchnął w stronę kuzyna.Ewan ścisnął dziewczynę za ramiona i syknął jej do ucha:- Jeszcze pożałujesz, żeś mi się sprzeciwiła, obiecuję ci to.Potem brutalnie złapał ją za rękę, aż się skuliła, i powlókł ją w stronędrzwi.Sean poczłapał za nimi.Zaledwie zeszli po schodach, Bonnie kątem oka złowiła jakieśporuszenie.Rozległ się ogłuszający ryk i jakaś postać rzuciła się naSeana.Jęknął przeciągle i razem z napastnikiem stoczyli się z gankuna ziemię.Znikli z zasięgu jej wzroku.Bonnie nagle znalazła się przed Ewanem.Posłużył się nią jaktarczą, ściskając ją za szyję zapaśniczym chwytem, tak silnym, że ztrudem łapała oddech.- Puść ją - ozwał się mroczny głos, pełen najgorszego jadu, a zzarogu budynku wyłoniła się postać wysokiego, cudownego i.niebezpiecznego mężczyzny.- Gray - wyszeptała Bonnie i zawisła wzrokiem na jego twarzy.- Nie ruszaj się! - wykrztusił Ewan z wściekłością, mocniejściskając ją za szyję.Bonnie wbiła mu paznokcie w przedramię,próbując zedrzeć z siebie jego rękę.- Bo ją zabiję!- Jeden włosek spadnie jej z głowy, a nie ukryjesz się przedemną, choćbyś zaszył się w samym piekle - ostrzegł głucho Gray,przysuwając się nieznacznie w kierunku Ewana i dziewczyny.- Ani kroku dalej, do diabła! - Ewan uniósł rękę i Gray zobaczyłlufę pistoletu.438RSBonnie wyczuwała panikę Ewana.Był jak pies, zagoniony w rógi rozpaczliwie szukający drogi ucieczki.Zrobiłby wszystko, żeby sięuwolnić.wszystko.nie wyłączając morderstwa przy świadkach.- Powiedz mu! - rozkazał jej Ewan.- Powiedz, żeby się cofnął,bo zaraz będziesz trupem!- Gray.proszę cię, nie.Po prostu pozwól mi odejść.- Pozwolić ci odejść? - Gray potrząsnął głową.- To niemożliwe.Kiedyś naiwnie myślałem, że się na to zdobędę, że szczęścieprzyniesie mi błyszczący kamyk, że da mi wolność, ale to ty mi jądałaś.Kiedy ojciec dawał mi ten pierścień, powiedział mi, że kiedyśznajdę to, czego szukam.I znalazłem, Bonnie.znalazłem ciebie.Ocaliłaś mnie.tyle razy, w tylu znaczeniach tego słowa.A teraz jachcę ocalić ciebie i nic mnie nie powstrzyma.Chcę być twoimbohaterem, mężczyzną twoich snów.Chcę być dla ciebie wszystkim.Oczy Bonnie zaszkliły się od łez.- Już jesteś - szepnęła głosem, w którym brzmiała udręka.Silneramię jeszcze mocniej zacisnęło się na jej krtani i dziewczynapoczuła, że się dusi.Ewan cofał się w kierunku lasu, tocząc wokółoszalałym wzrokiem.Gray zbliżał się nieubłaganie.- Nie uciekniesz.Puść ją.Ewan zatrzymał się i zaklął z wściekłością.- Jesteś trupem, bękarcie - syknął, po czym szepnął do Bonnieszyderczo: - Patrz, jak twój kochaś umiera.I nacisnął spust.439RSBonnie krzyknęła przerazliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Na nieszczęście wszystko ułożyło sięinaczej, niżem to sobie planował.- Wbił w kuzyna pałające, pełne434RSjadu spojrzenie.- Bo ten skończony dureń wszystko schrzanił.znowu.Sean wpatrywał się w Ewana z nienawiścią.- Niczego nie schrzaniłem! Niby skąd miałem wiedzieć, że takrowa Sarah podsłucha naszą rozmowę o tym, jak to chcemysprzątnąć twoją żonkę?- Gdybyś trzymał tę głupią sukę na smyczy, jak ci mówiłem, niewęszyłaby tam, gdzie nie jej miejsce - syknął Ewan.- Tak czy siak ją już mamy z głowy.Zabiłem ją, jak kazałeś.- Ano, zabiłeś i zostawiłeś na miejscu zbrodni moją pieprzonądewizkę, coby mógł ją znalezć ten nygus, psia twoja mać!- Niczego nie zostawiłem! To ta cholerna dziewucha tak się jejuczepiła.%7łe brakuje dewizki, zauważyłem dopiero wtedy, jak żemposzedł do twojego pokoju odnieść zegarek.Bonnie wpatrywała się w Ewana z poczuciem, że świat usuwasię jej spod nóg.- Toś ty mu kazał zabić Sarah? - Sądziła dotąd, że Seanzamordował Sarah z sobie tylko wiadomych pobudek, teraz jednakzdała sobie sprawę, że Sean niczego nie robił z własnej inicjatywy.Zawsze był kukiełką w rękach Ewana.Ewan wysilił się na obojętny wyraz twarzy, patrząc na Bonnie.- Nie mogłem dopuścić, coby popsuła nam niespodziankę, tochyba jasne.? Nie przypuszczam, cobyś się za mnie wydała, wiedząc,że nie przeżyjesz nocy poślubnej.? - Jego usta rozchyliły się wlubieżnym uśmiechu, spojrzeniem błądził po jej ciele.- Chociaż435RSzadbałbym o to, coby twoja ostatnia noc na tym świecie należała doprzyjemnych, moja słodka, masz na to moje słowo.Bonnie zebrało się na mdłości.- Jesteś chory.Ewanowi pobladły wargi.Nie podniósł rąk, ale bezwiedniezacisnął pięści.- Nie.Jestem bardzo sprytny i zaraz ci wytłumaczę, dlaczego.Przez lata nienawidziłem mojego dziadka za to, że stracił naszeziemie, przeklinałem jego nieudolność i życzyłem mu wieczności wpiekle.Potem jednak odkryłem sposób, który pozwoliłby nam nietylko odzyskać ziemie Cameronów, ale i zadać MacTavishom cios wsamo serce, ukarać ich za to, że oszustwem pozbawili nas naszejspuścizny.Małżeństwo z tobą.Bonnie na moment zaniemówiła.Nie pojmowała, jak Ewanmógł przez tyle lat skrywać w sobie takie morze nienawiści, jak to sięstało, że sama niczego nie zauważyła.- I dzięki temu odzyskałbyś te ziemie? Przecież to własnośćcałego klanu, a nie tylko moja.- Ach, ale to właśnie była cena, jaką twój klan musiał zapłacić,cobym poprowadził cię przed ołtarz, moja miła.Tyś o tym niewiedziała? Twój brat, Aidan, włączył je do twojego posagu i jakotwojemu ślubnemu małżonkowi przypadłyby mnie.Po tylu latachznowu trafiłyby w ręce człowieka, któremu prawowicie się należą.Itak się właśnie stanie.Skończy się klanowa wojna, która od latuszczupla mój majątek, a co najlepsze, ukochana córunia tej świni,tego złodzieja, pożegna się z tym światem.I nikt się o niczym nie436RSdowie.Już cię chyba przekonałem, że nie jestem taki głupi, za jakiegomnie miałaś.- Niedoczekanie twoje! Nigdy za ciebie nie wyjdę!- I tu znowu jesteś w błędzie.Zrobisz to mimo wszystko.- Tyś chyba oszalał!- Jeśli tego nie zrobisz, dojdzie do masakry.Twoi bracia ipołowa twojego klanu pożegnają się z życiem, zanim zdążą sięzorientować, co się dzieje.Wszyscy, których kochasz, pod jednymdachem.Pomyśl, jaka krwawa będzie rzez, jeślibyś znowu chciałapopróbować sztuczek takich jak w Belraine.Bardzo, ale to bardzo byśtego pożałowała.- Patrzył na nią z mściwym, zwycięskim uśmiechem.Bonnie zapragnęła mu odebrać bodaj cząstkę tego tryumfu.- Nie.- Jak to, nie? Powiedziałem, chodz tu.ino już!- Wyjdę za ciebie, bo jestem do tego zmuszona, ale nie pozwolęci się obmacywać.Nie będziesz mnie dotykał.Ze wściekłości poczerwieniały Ewanowi twarz i kark.- Chodzże tutaj, psiakrew!Bonnie drżała na całym ciele, ale nie ugięła się pod naporemjego furii.- Nie.Ewan pochylił się groznie i uczynił krok w jej kierunku, ale Seango powstrzymał.- Nie mamy na to czasu.Leć do tego kościoła, człowieku! Ewanrzucił Bonnie pałające nienawiścią spojrzenie i zgrzytnął zębami.Bonnie nie przypuszczała, że ustąpi, nagle jednak warknął:437RS- Idziemy.Sean chwycił Bonnie za włosy i popchnął w stronę kuzyna.Ewan ścisnął dziewczynę za ramiona i syknął jej do ucha:- Jeszcze pożałujesz, żeś mi się sprzeciwiła, obiecuję ci to.Potem brutalnie złapał ją za rękę, aż się skuliła, i powlókł ją w stronędrzwi.Sean poczłapał za nimi.Zaledwie zeszli po schodach, Bonnie kątem oka złowiła jakieśporuszenie.Rozległ się ogłuszający ryk i jakaś postać rzuciła się naSeana.Jęknął przeciągle i razem z napastnikiem stoczyli się z gankuna ziemię.Znikli z zasięgu jej wzroku.Bonnie nagle znalazła się przed Ewanem.Posłużył się nią jaktarczą, ściskając ją za szyję zapaśniczym chwytem, tak silnym, że ztrudem łapała oddech.- Puść ją - ozwał się mroczny głos, pełen najgorszego jadu, a zzarogu budynku wyłoniła się postać wysokiego, cudownego i.niebezpiecznego mężczyzny.- Gray - wyszeptała Bonnie i zawisła wzrokiem na jego twarzy.- Nie ruszaj się! - wykrztusił Ewan z wściekłością, mocniejściskając ją za szyję.Bonnie wbiła mu paznokcie w przedramię,próbując zedrzeć z siebie jego rękę.- Bo ją zabiję!- Jeden włosek spadnie jej z głowy, a nie ukryjesz się przedemną, choćbyś zaszył się w samym piekle - ostrzegł głucho Gray,przysuwając się nieznacznie w kierunku Ewana i dziewczyny.- Ani kroku dalej, do diabła! - Ewan uniósł rękę i Gray zobaczyłlufę pistoletu.438RSBonnie wyczuwała panikę Ewana.Był jak pies, zagoniony w rógi rozpaczliwie szukający drogi ucieczki.Zrobiłby wszystko, żeby sięuwolnić.wszystko.nie wyłączając morderstwa przy świadkach.- Powiedz mu! - rozkazał jej Ewan.- Powiedz, żeby się cofnął,bo zaraz będziesz trupem!- Gray.proszę cię, nie.Po prostu pozwól mi odejść.- Pozwolić ci odejść? - Gray potrząsnął głową.- To niemożliwe.Kiedyś naiwnie myślałem, że się na to zdobędę, że szczęścieprzyniesie mi błyszczący kamyk, że da mi wolność, ale to ty mi jądałaś.Kiedy ojciec dawał mi ten pierścień, powiedział mi, że kiedyśznajdę to, czego szukam.I znalazłem, Bonnie.znalazłem ciebie.Ocaliłaś mnie.tyle razy, w tylu znaczeniach tego słowa.A teraz jachcę ocalić ciebie i nic mnie nie powstrzyma.Chcę być twoimbohaterem, mężczyzną twoich snów.Chcę być dla ciebie wszystkim.Oczy Bonnie zaszkliły się od łez.- Już jesteś - szepnęła głosem, w którym brzmiała udręka.Silneramię jeszcze mocniej zacisnęło się na jej krtani i dziewczynapoczuła, że się dusi.Ewan cofał się w kierunku lasu, tocząc wokółoszalałym wzrokiem.Gray zbliżał się nieubłaganie.- Nie uciekniesz.Puść ją.Ewan zatrzymał się i zaklął z wściekłością.- Jesteś trupem, bękarcie - syknął, po czym szepnął do Bonnieszyderczo: - Patrz, jak twój kochaś umiera.I nacisnął spust.439RSBonnie krzyknęła przerazliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]