[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał wrażenie, że setki oczu wpatrują się teraz w niego, czekając nawściekłe wycie syreny alarmowej.Szybko przeanalizował w myślachsytuację.Comiesięczny państwowy haracz płacił w pierwszej kolejności.Ten podatek pozwalał na darmowe korzystanie z komunikacjimiejskiej, oznaczał przydział odpowiednich racji alkoholu, papierosów iwody.Który dzisiaj był? Chandler czuł jak wzbiera w nim paniczna chęćucieczki.Czyżby jedenasty? Jeśli tak, wczoraj upłynął obowiązekustawowej wpłaty.Zaraz aresztują go i w trybie natychmiastowymposadzą w areszcie.W najlepszym wypadku wyjdzie z pudła za dwalata!Na czytniku rozbłysło pomarańczowe światło.Bramka otworzyłasię przed Chandlerem, wpuszczając go na peron.Pomarańczowe światło nie zielone.Więc dzisiaj dziesiąty! Ostatni dzień na zapłaceniepodatku osobistego! Miał czas do południa na uregulowanie należności.Czuł, że uginają się pod nim kolana.Mało brakowało, a z wdzięcznościuściskałby metalową maszynę.Z trudem ruszył przed siebie, w dółplatformy.Będzie musiał dzisiaj dokonać wpłaty, tak na pewno to zrobi.Tylko skąd wytrzasnąć pieniądze? Może poprosi o zaliczkę w pracy, napoczet przyszłej wypłaty? Był dobrej myśli.Już kiedyś tak robił.Powinno się udać.Wcisnął się do wagonika.Dzień dopiero się zaczynał, a on oddałbywszystko, żeby już się skończył.Pojazd gwałtownie ruszył.TerazMichael musiał skoncentrować się na utrzymaniu równowagi w spoconejciżbie, co przynajmniej pozwoliło mu odgonić od siebie niewesołemyśli.Wysiadł na Planet Square Avenue.Falujący tłum wypchnął go zestacji metra w nagrzane słońcem centrum miasta.Zaczął przedzierać sięw kierunku wieżowca Industries.Przezornie omijał kolejnychgazeciarzy.Zdążył zorientować się, że temat Minera II był głównymwydarzeniem dnia.Chandlera nie za bardzo to jednak interesowało, miałdosyć własnych problemów.W końcu znalazł się na swojej przecznicy.Minął wolniutko skwer,który kusił go cieniem i chłodem, odkąd pamiętał.Drapacze chmur przezwiększą część dnia nie dopuszczały tu ostrych promieni palącego słońca.Być może dlatego to miejsce wydawało się tajemnicze i niedostępne.Niepasowało do reszty zmurszałego, przeludnionego miasta.Dotąd jednakMichael nie odważył się opuścić budynku, by zjeść lunch w cieniubuków i wiązów.Dzisiaj postanowił zebrać się na odwagę.Nie tylkoprzyniesie posiłek ze stołówki i zje go na trawie, ale w dodatku zrobi tow towarzystwie Meryl, asystentki prezesa.Marzył o tym codziennie,idąc do pracy, ale dotąd nie odważył się na tak straceńczy krok.Ostatnioodebrał pewne sygnały, które mogły świadczyć o tym, że ta brunetka oboskim ciele także coś do niego czuje.Nabrał pewności, że dzisiaj jestwłaśnie ten dzień.Zbierze się na odwagę.Jeśli wszystko postawi najedną kartę, na pewno mu się powiedzie.Przecież już gorzej być niemogło.Wkroczył do biurowca.Popchnął zdecydowanie obrotowe drzwi.Wcześniej zdarzyło się kilka razy, że się zacięły.Takie rzeczy potrafiłyprzydarzać się tylko jemu.Tym razem miał więcej szczęścia.Odebrał tojako dobry omen.Przeszedł przez wykrywacz metalu, a skanerzidentyfikował jego tożsamość.Tę rutynową kontrolę przechodziłkażdego dnia.Przestał na nią zwracać uwagę.Czynności wykonywałmechanicznie, bez pośpiechu.W końcu ruszył w stronę windy, ale w tymmomencie drogę zagrodziło mu dwóch ochroniarzy. Pan Michael Chandler? zapytał gwoli formalności niższy,owłosiony jak orangutan.Musieli wiedzieć, kim jest, dopiero cokontrolowali monitory z danymi wchodzących. Tak? odpowiedział Chandler, zatrzymując się gwałtownie. Pójdzie pan z nami powiedział piskliwym głosem drugiochroniarz.Michael z trudem go zrozumiał. Czy coś się stało? zapytał, czując, jak zimne stróżki potuspływają mu po plecach. Mamy rozkaz doprowadzić pana do gabinetu prezesanatychmiast, jak się pan pojawi odezwał się ponownie niski [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Miał wrażenie, że setki oczu wpatrują się teraz w niego, czekając nawściekłe wycie syreny alarmowej.Szybko przeanalizował w myślachsytuację.Comiesięczny państwowy haracz płacił w pierwszej kolejności.Ten podatek pozwalał na darmowe korzystanie z komunikacjimiejskiej, oznaczał przydział odpowiednich racji alkoholu, papierosów iwody.Który dzisiaj był? Chandler czuł jak wzbiera w nim paniczna chęćucieczki.Czyżby jedenasty? Jeśli tak, wczoraj upłynął obowiązekustawowej wpłaty.Zaraz aresztują go i w trybie natychmiastowymposadzą w areszcie.W najlepszym wypadku wyjdzie z pudła za dwalata!Na czytniku rozbłysło pomarańczowe światło.Bramka otworzyłasię przed Chandlerem, wpuszczając go na peron.Pomarańczowe światło nie zielone.Więc dzisiaj dziesiąty! Ostatni dzień na zapłaceniepodatku osobistego! Miał czas do południa na uregulowanie należności.Czuł, że uginają się pod nim kolana.Mało brakowało, a z wdzięcznościuściskałby metalową maszynę.Z trudem ruszył przed siebie, w dółplatformy.Będzie musiał dzisiaj dokonać wpłaty, tak na pewno to zrobi.Tylko skąd wytrzasnąć pieniądze? Może poprosi o zaliczkę w pracy, napoczet przyszłej wypłaty? Był dobrej myśli.Już kiedyś tak robił.Powinno się udać.Wcisnął się do wagonika.Dzień dopiero się zaczynał, a on oddałbywszystko, żeby już się skończył.Pojazd gwałtownie ruszył.TerazMichael musiał skoncentrować się na utrzymaniu równowagi w spoconejciżbie, co przynajmniej pozwoliło mu odgonić od siebie niewesołemyśli.Wysiadł na Planet Square Avenue.Falujący tłum wypchnął go zestacji metra w nagrzane słońcem centrum miasta.Zaczął przedzierać sięw kierunku wieżowca Industries.Przezornie omijał kolejnychgazeciarzy.Zdążył zorientować się, że temat Minera II był głównymwydarzeniem dnia.Chandlera nie za bardzo to jednak interesowało, miałdosyć własnych problemów.W końcu znalazł się na swojej przecznicy.Minął wolniutko skwer,który kusił go cieniem i chłodem, odkąd pamiętał.Drapacze chmur przezwiększą część dnia nie dopuszczały tu ostrych promieni palącego słońca.Być może dlatego to miejsce wydawało się tajemnicze i niedostępne.Niepasowało do reszty zmurszałego, przeludnionego miasta.Dotąd jednakMichael nie odważył się opuścić budynku, by zjeść lunch w cieniubuków i wiązów.Dzisiaj postanowił zebrać się na odwagę.Nie tylkoprzyniesie posiłek ze stołówki i zje go na trawie, ale w dodatku zrobi tow towarzystwie Meryl, asystentki prezesa.Marzył o tym codziennie,idąc do pracy, ale dotąd nie odważył się na tak straceńczy krok.Ostatnioodebrał pewne sygnały, które mogły świadczyć o tym, że ta brunetka oboskim ciele także coś do niego czuje.Nabrał pewności, że dzisiaj jestwłaśnie ten dzień.Zbierze się na odwagę.Jeśli wszystko postawi najedną kartę, na pewno mu się powiedzie.Przecież już gorzej być niemogło.Wkroczył do biurowca.Popchnął zdecydowanie obrotowe drzwi.Wcześniej zdarzyło się kilka razy, że się zacięły.Takie rzeczy potrafiłyprzydarzać się tylko jemu.Tym razem miał więcej szczęścia.Odebrał tojako dobry omen.Przeszedł przez wykrywacz metalu, a skanerzidentyfikował jego tożsamość.Tę rutynową kontrolę przechodziłkażdego dnia.Przestał na nią zwracać uwagę.Czynności wykonywałmechanicznie, bez pośpiechu.W końcu ruszył w stronę windy, ale w tymmomencie drogę zagrodziło mu dwóch ochroniarzy. Pan Michael Chandler? zapytał gwoli formalności niższy,owłosiony jak orangutan.Musieli wiedzieć, kim jest, dopiero cokontrolowali monitory z danymi wchodzących. Tak? odpowiedział Chandler, zatrzymując się gwałtownie. Pójdzie pan z nami powiedział piskliwym głosem drugiochroniarz.Michael z trudem go zrozumiał. Czy coś się stało? zapytał, czując, jak zimne stróżki potuspływają mu po plecach. Mamy rozkaz doprowadzić pana do gabinetu prezesanatychmiast, jak się pan pojawi odezwał się ponownie niski [ Pobierz całość w formacie PDF ]