[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.«Nie ma dÅ‚użej potrzeby,by ukrywać prawdÄ™ oÅ›wiadczyÅ‚a drobna kasjerka. Kocham tego mężczy-znÄ™ i mogÄ™ tylko mieć nadziejÄ™, że odwzajemni siÄ™ tym samym.A jeÅ›li nie, bÄ™dÄ™sypiać na jego ganku, dopóki nie zrozumie, że jesteÅ›my sobie przeznaczeni».To nagabywanie czy nieszczęśliwa miÅ‚ość? Czy ta Å‚agodna sprzedawczyni,matka dwójki dzieci, mogÅ‚aby zmienić siÄ™ w ogarniÄ™tÄ… obsesjÄ… przeÅ›ladowczyniÄ™o nikczemnych zamiarach? Czytajcie nas, żeby poznać odpowiedz!". No wiÄ™c odezwaÅ‚am siÄ™ znów zarumieniona to National Enquirer". Owszem. Carl zÅ‚ożyÅ‚ gazetÄ™ i odchrzÄ…knÄ…Å‚. Birdie? Tak? Teraz baÅ‚am siÄ™ patrzeć mu w oczy, opuÅ›ciÅ‚a mnie caÅ‚a odwaga,wyciekÅ‚a przez podeszwy stóp i zostawiÅ‚a mnie stojÄ…cÄ… przed nim, niezdolnÄ… doruchu. Birdie. PoczuÅ‚am dÅ‚oÅ„ na podbródku unoszÄ…cÄ… go, unoszÄ…cÄ… mnie,chwytajÄ…cÄ… mnie za rÄ™kÄ™, ramiona ogarniajÄ…ce uÅ›ciskiem, prowadzÄ…ce mnie dodomu. Och, Birdie mruknÄ…Å‚ Carl, chwytajÄ…c mnie w ramiona, gÅ‚adzÄ…c mojewÅ‚osy, policzek, szyjÄ™. Och, Carl odmruknęłam, gdy moje usta odnalazÅ‚y jego wargi i sycili-Å›my siÄ™ sobÄ… nawzajem.Objęłam go za szyjÄ™ i trzymaÅ‚am z caÅ‚ej siÅ‚y, gdy tym-czasem oboje ponownie trafiliÅ›my do naszego magicznego Å›wiata; znajdowaÅ‚ siÄ™wÅ‚aÅ›nie tu, na progu jego domu.I w jego salonie.Moim salonie.Na ulicy przeddomem.Na parkingu przez sklepem Marvel znakomite przekÄ…ski i napoje.Gdziekolwiek, wszÄ™dzie.Dopóki byliÅ›my razem, mogliÅ›my stworzyć prywatnyksiężycowy blask i zabrać go ze sobÄ… wszÄ™dzie, dokÄ…d szliÅ›my.Obojgu nam do-dawaÅ‚o to siÅ‚y.Teraz to zrozumiaÅ‚am. Przebaczasz mi? PotarÅ‚am twarzÄ… o koszulÄ™ Carla, chÅ‚onÄ…c jego zapach,tym razem trochÄ™ wiÄ™cej wanilii niż dymu.LRT OczywiÅ›cie.Nie ma tu nic do wybaczania. Tato? OdwróciliÅ›my siÄ™ jednoczeÅ›nie i stanÄ™liÅ›my twarzÄ… w twarz zGregiem. Mamo? Nadal jednym ruchem wykonaliÅ›my w tyÅ‚ zwrot do Kelly iMartina.Kelly klasnęła w dÅ‚onie, oczy jej lÅ›niÅ‚y. Och, razem wyglÄ…dacie tak sÅ‚odko!Martin i Greg przewrócili oczyma i wymienili spojrzenia. Mamo! To już! Martin pociÄ…gnÄ…Å‚ mnie za bluzkÄ™. Och! I wzięłam mojego ukochanego za rÄ™kÄ™, po czym zaprowadziÅ‚amna podwórze przed domem. Patrz odezwaÅ‚ siÄ™ Greg, pokazujÄ…c coÅ›. Na niebie! krzyknÄ…Å‚ Martin. To ptak powiedziaÅ‚a Kelly. Samolot! To. Niemożliwe! Carl spojrzaÅ‚ na mnie szeroko otwartymi i peÅ‚nymi pod-niecenia oczyma maÅ‚ego chÅ‚opca. Nie ma mowy! Niemożliwe! Ależ tak. Objęłam go ramieniem i spojrzaÅ‚am w niebo.Gdzie w biaÅ‚ych pióropuszach pojawiÅ‚y siÄ™ sÅ‚owa BIRDIE KOCHA CARLAwypisywane szybciej, niż leci pocisk. Jak.jak. To premia.WyÅ‚Ä…cznie dla czÅ‚onków AmerykaÅ„skiej Ligi SprawiedliwoÅ›ci. UÅ›miechnęłam siÄ™ zadowolona z siebie. Obskakuje też przyjÄ™cia urodzi-nowe.Nagle przeleciaÅ‚a nad nami czerwono-żółto-niebieska smuga, beztrosko uno-szÄ…c rÄ™kÄ™ w pozdrowieniu. DziÄ™ki, Supermanie! zawoÅ‚aÅ‚am. Nie ma sprawy, Supermamo! Jego sÅ‚owa powróciÅ‚y echem, kiedy odla-tywaÅ‚, jednym susem przeskakujÄ…c trzy wysokie budynki.LRTNa ulicy zatrzymywaÅ‚y siÄ™ samochody, ludzie wysiadali i spoglÄ…dali w niebo,czytajÄ…c naszÄ… wiadomość, naszÄ… deklaracjÄ™, odkrywajÄ…c naszÄ… miÅ‚ość. Dobra! zawoÅ‚aÅ‚ jakiÅ› gÅ‚os. Salut dla Carla i Birdie huknÄ…Å‚ ktoÅ› inny. Salut dla Supermamy szepnÄ…Å‚ mi do ucha Carl.Wkrótce wszystkie przejeżdżajÄ…ce samochody dzwiÄ™kiem klaksonów wyraża-Å‚y swojÄ… aprobatÄ™.Carl i ja staliÅ›my tam, trzymajÄ…c siÄ™ za rÄ™ce, z szerokimi nie-mÄ…drymi uÅ›miechami, gdy tymczasem Kelly szalaÅ‚a wokół nas, klaszczÄ…c, aMartin i Greg krzywili siÄ™ na dwóch przeciwlegÅ‚ych koÅ„cach werandy.I wreszcie wiedziaÅ‚am, jak to jest Å›nić.Bo to byÅ‚ sen, prawda? Czy nie jestsnem coÅ›, za czym siÄ™ tÄ™skni, nawet o tym nie wiedzÄ…c, nawet jeżeli ktoÅ› musi cito pokazać palcem? I to, czy czÅ‚owiek Å›pi, nie ma znaczenia.Najlepiej marzyć,pomyÅ›laÅ‚am, obserwujÄ…c Supermana mknÄ…cego przez bezchmurne niebo i czujÄ…cpewne ramiÄ™ Carla wokół talii, z szeroko otwartymi oczyma [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.«Nie ma dÅ‚użej potrzeby,by ukrywać prawdÄ™ oÅ›wiadczyÅ‚a drobna kasjerka. Kocham tego mężczy-znÄ™ i mogÄ™ tylko mieć nadziejÄ™, że odwzajemni siÄ™ tym samym.A jeÅ›li nie, bÄ™dÄ™sypiać na jego ganku, dopóki nie zrozumie, że jesteÅ›my sobie przeznaczeni».To nagabywanie czy nieszczęśliwa miÅ‚ość? Czy ta Å‚agodna sprzedawczyni,matka dwójki dzieci, mogÅ‚aby zmienić siÄ™ w ogarniÄ™tÄ… obsesjÄ… przeÅ›ladowczyniÄ™o nikczemnych zamiarach? Czytajcie nas, żeby poznać odpowiedz!". No wiÄ™c odezwaÅ‚am siÄ™ znów zarumieniona to National Enquirer". Owszem. Carl zÅ‚ożyÅ‚ gazetÄ™ i odchrzÄ…knÄ…Å‚. Birdie? Tak? Teraz baÅ‚am siÄ™ patrzeć mu w oczy, opuÅ›ciÅ‚a mnie caÅ‚a odwaga,wyciekÅ‚a przez podeszwy stóp i zostawiÅ‚a mnie stojÄ…cÄ… przed nim, niezdolnÄ… doruchu. Birdie. PoczuÅ‚am dÅ‚oÅ„ na podbródku unoszÄ…cÄ… go, unoszÄ…cÄ… mnie,chwytajÄ…cÄ… mnie za rÄ™kÄ™, ramiona ogarniajÄ…ce uÅ›ciskiem, prowadzÄ…ce mnie dodomu. Och, Birdie mruknÄ…Å‚ Carl, chwytajÄ…c mnie w ramiona, gÅ‚adzÄ…c mojewÅ‚osy, policzek, szyjÄ™. Och, Carl odmruknęłam, gdy moje usta odnalazÅ‚y jego wargi i sycili-Å›my siÄ™ sobÄ… nawzajem.Objęłam go za szyjÄ™ i trzymaÅ‚am z caÅ‚ej siÅ‚y, gdy tym-czasem oboje ponownie trafiliÅ›my do naszego magicznego Å›wiata; znajdowaÅ‚ siÄ™wÅ‚aÅ›nie tu, na progu jego domu.I w jego salonie.Moim salonie.Na ulicy przeddomem.Na parkingu przez sklepem Marvel znakomite przekÄ…ski i napoje.Gdziekolwiek, wszÄ™dzie.Dopóki byliÅ›my razem, mogliÅ›my stworzyć prywatnyksiężycowy blask i zabrać go ze sobÄ… wszÄ™dzie, dokÄ…d szliÅ›my.Obojgu nam do-dawaÅ‚o to siÅ‚y.Teraz to zrozumiaÅ‚am. Przebaczasz mi? PotarÅ‚am twarzÄ… o koszulÄ™ Carla, chÅ‚onÄ…c jego zapach,tym razem trochÄ™ wiÄ™cej wanilii niż dymu.LRT OczywiÅ›cie.Nie ma tu nic do wybaczania. Tato? OdwróciliÅ›my siÄ™ jednoczeÅ›nie i stanÄ™liÅ›my twarzÄ… w twarz zGregiem. Mamo? Nadal jednym ruchem wykonaliÅ›my w tyÅ‚ zwrot do Kelly iMartina.Kelly klasnęła w dÅ‚onie, oczy jej lÅ›niÅ‚y. Och, razem wyglÄ…dacie tak sÅ‚odko!Martin i Greg przewrócili oczyma i wymienili spojrzenia. Mamo! To już! Martin pociÄ…gnÄ…Å‚ mnie za bluzkÄ™. Och! I wzięłam mojego ukochanego za rÄ™kÄ™, po czym zaprowadziÅ‚amna podwórze przed domem. Patrz odezwaÅ‚ siÄ™ Greg, pokazujÄ…c coÅ›. Na niebie! krzyknÄ…Å‚ Martin. To ptak powiedziaÅ‚a Kelly. Samolot! To. Niemożliwe! Carl spojrzaÅ‚ na mnie szeroko otwartymi i peÅ‚nymi pod-niecenia oczyma maÅ‚ego chÅ‚opca. Nie ma mowy! Niemożliwe! Ależ tak. Objęłam go ramieniem i spojrzaÅ‚am w niebo.Gdzie w biaÅ‚ych pióropuszach pojawiÅ‚y siÄ™ sÅ‚owa BIRDIE KOCHA CARLAwypisywane szybciej, niż leci pocisk. Jak.jak. To premia.WyÅ‚Ä…cznie dla czÅ‚onków AmerykaÅ„skiej Ligi SprawiedliwoÅ›ci. UÅ›miechnęłam siÄ™ zadowolona z siebie. Obskakuje też przyjÄ™cia urodzi-nowe.Nagle przeleciaÅ‚a nad nami czerwono-żółto-niebieska smuga, beztrosko uno-szÄ…c rÄ™kÄ™ w pozdrowieniu. DziÄ™ki, Supermanie! zawoÅ‚aÅ‚am. Nie ma sprawy, Supermamo! Jego sÅ‚owa powróciÅ‚y echem, kiedy odla-tywaÅ‚, jednym susem przeskakujÄ…c trzy wysokie budynki.LRTNa ulicy zatrzymywaÅ‚y siÄ™ samochody, ludzie wysiadali i spoglÄ…dali w niebo,czytajÄ…c naszÄ… wiadomość, naszÄ… deklaracjÄ™, odkrywajÄ…c naszÄ… miÅ‚ość. Dobra! zawoÅ‚aÅ‚ jakiÅ› gÅ‚os. Salut dla Carla i Birdie huknÄ…Å‚ ktoÅ› inny. Salut dla Supermamy szepnÄ…Å‚ mi do ucha Carl.Wkrótce wszystkie przejeżdżajÄ…ce samochody dzwiÄ™kiem klaksonów wyraża-Å‚y swojÄ… aprobatÄ™.Carl i ja staliÅ›my tam, trzymajÄ…c siÄ™ za rÄ™ce, z szerokimi nie-mÄ…drymi uÅ›miechami, gdy tymczasem Kelly szalaÅ‚a wokół nas, klaszczÄ…c, aMartin i Greg krzywili siÄ™ na dwóch przeciwlegÅ‚ych koÅ„cach werandy.I wreszcie wiedziaÅ‚am, jak to jest Å›nić.Bo to byÅ‚ sen, prawda? Czy nie jestsnem coÅ›, za czym siÄ™ tÄ™skni, nawet o tym nie wiedzÄ…c, nawet jeżeli ktoÅ› musi cito pokazać palcem? I to, czy czÅ‚owiek Å›pi, nie ma znaczenia.Najlepiej marzyć,pomyÅ›laÅ‚am, obserwujÄ…c Supermana mknÄ…cego przez bezchmurne niebo i czujÄ…cpewne ramiÄ™ Carla wokół talii, z szeroko otwartymi oczyma [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]