[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aż mi dziwno było, że ludzie mimo woli słuchali takiegomłodzika.W rzeczy, na onej baszcie on komenderował i ja sam gosłuchałem.Gdybym to choć był wiedział, że to Kmicic!- Wszelako dziwno mi to - rzekł pan miecznik sieradzki - żeSzwedzi nie pochwalili się jego śmiercią.Ksiądz Kordecki westchnął:- Musiały go prochy na miejscu rozerwać!334Potop t.2- Dałbym sobie rękę uciąć, żeby żył! - krzyknął pan Czarniecki.- Ale żeby taki Kmicic pozwolił się prochom wysadzić!.- Dał swoje życie za nasze! - odrzekł ksiądz Kordecki.- To pewno - odpowiedział miecznik - że gdyby ta kolubrynależała na szańcu, nie myślałbym tak wesoło o jutrze.- Jutro Bóg nam da nowe zwycięstwo! - rzekł ksiądz Kordecki- albowiem arka Noego nie może zginąć w potopie!Tak oni ze sobą rozmawiali przy Wilii, a potem porozchodzilisię, zakonnicy do kościoła, żołnierze na cichy postój i strażowa-nie przy bramach i murach.Lecz wielka czujność była zbyteczna;i w szwedzkim obozie panowała niezamącona spokojność.Sami onioddali się spoczynkowi i rozmyślaniom, bo i dla nich zbliżało sięnajuroczystsze ze świąt.Noc była także uroczysta.Roje gwiazd świeciły na niebie, mie-niąc się różowo i błękitno.Blask księżyca barwił na zielono całunyśnieżne, rozciągnięte między fortecą a nieprzyjacielskim obozem.Wiatr nie wiał i taka była cisza, jakiej od początku oblężenia podtym klasztorem nie bywało.O północy żołnierze szwedzcy usłyszeli płynące łagodnie z wy-niosłości tony organów, potem głosy ludzkie dołączyły się do nich,potem dzwięki dzwonów i dzwonków.Wesele, otucha i wielki spo-kój były w tych dzwiękach, i tym większe zwątpienie, tym większeuczucie niemocy ścisnęło serca szwedzkie.%7łołnierze polscy spod komendy Zbrożka i Kalińskiego niepytając o pozwolenie podeszli pod same mury.Nie puszczonoich do środka, w obawie jakowej zasadzki, którą noc mogłaułatwić, lecz pozwolono stać blisko przy murach.Oni też ze-brali się całą gromadą.Jedni poklękali na śniegu, inni kiwaliżałośnie głowami, wzdychając nad własną dolą, albo bili sięw piersi ślubując sobie poprawę, a wszyscy słuchali z rozkosząi ze łzami w oczach muzyki i pieśni, wedle starożytnego zwy-czaju śpiewanych.335Henryk SienkiewiczTymczasem strażnicy na murach, którzy nie mogli być w ko-ściele, chcąc sobie ową stratę wynagrodzić, poczęli także śpiewaći wkrótce rozległa się po całym okręgu murów kolęda:W żłobie leży,Któż pobieżyKolędować małemu.Nazajutrz po południu huk dział zgłuszył na nowo wszystkieinne odgłosy.Szańce, ile ich było, zadymiły naraz, ziemia drżaław posadach; leciały po staremu na dach kościelny ciężkie faskulei bomby, i granaty, i pochodnie w rury oprawne, lejące deszcz roz-topionego ołowiu, i pochodnie bez oprawy, i sznury, i szmaty.Nigdyhuk nie był tak nieustający, nigdy dotąd taka fala ognia i żelaza niezwaliła się na klasztor, lecz między działami szwedzkimi nie byłoowej kolubryny, która sama jedna mogła pokruszyć mur i wyłomypotrzebne do ataku uczynić.Zresztą oblężeni tak już przywykli do ognia, tak każdy wie-dział, co mu czynić należy, że bez komendy obrona szła zwykłymtrybem.Na ogień odpowiadano ogniem, na pocisk pociskiem, jenowymierzonym trafniej, bo spokojniej.Pod wieczór wyjechał Miller,aby przy ostatnich błyskach zachodzącego słońca skutki dobrzeobejrzeć, i wzrok jego padł na wieżę rysującą się spokojnie na tlebłękitu.- Ten klasztor wieki wieków stać będzie! - zakrzyknął w uniesieniu.- Amen! - odpowiedział spokojnie Zbrożek.Wieczorem zebrała się znów w jeneralnej kwaterze narada, jesz-cze posępniejsza niż zwykle.Zagaił ją sam Miller.- Szturm dzisiejszy - rzekł - żadnych nie przyniósł rezultatów.Prochy nasze się kończą, lud zmarniał w połowie, reszta, zniechę-cona, klęski, nie zwycięstwa, wygląda.Zapasów już nie mamy, po-siłków nie możem się spodziewać.336Potop t.2- A klasztor jako pierwszego dnia oblężenia nienaruszony stoi!- dodał Sadowski.- Co nam pozostaje?- Hańba.- Odebrałem rozkazy - rzekł jenerał - bym prędzej kończył lubodstąpił i szedł do Prus.- Co nam pozostaje?.- powtórzył książę Heski.Wszystkie oczy zwróciły się na Wrzeszczowicza, ten zaś rzekł:- Ratować honor!Zmiech krótki, urywany, podobniejszy do zgrzytu zębów, wydo-był się z ust Millera, którego Poliocertesem zwano.- Pan Wrzeszczowicz chce nas nauczyć, jak wskrzeszać zmarłych- rzekł.Wrzeszczowicz udał, że nie słyszy.- Honor uratowali tylko polegli - rzekł Sadowski.Miller począł tracić zimną krew.- I ten klasztor stoi tam jeszcze?.Ta Jasna Góra, ten kurnik?!.I ja go nie zdobyłem?!.I my odstępujemy?.Czyli to sen, czymówię na jawie?.- Ten klasztor, ta Jasna Góra stoi tam jeszcze - powtórzył słowow słowo książę Heski - i my odstępujemy.pobici!.Nastała chwila milczenia; zdawało się, że wódz i jego podwładniznajdują dziką rozkosz w rozpamiętywaniu własnego upokorzeniai wstydu.Wtem Wrzeszczowicz głos zabrał i mówił z wolna i dobitnie:- Nieraz trafiało się - rzekł - we wszystkich wojnach, że oblężonaforteca okupowała się oblegającym, a wówczas ci odchodzili jak zwy-cięzcy, bo kto składa okup, ten tym samym zwyciężonym się uznaje.Oficerowie, którzy z początku ze wzgardą i lekceważeniem słu-chali słów mówiącego, teraz poczęli słuchać uważnie.- Niech ten klasztor złoży nam jakikolwiek okup - mówił dalejWrzeszczowicz - wówczas nikt nie powie, żeśmy go zdobyć nie mo-gli, jeno żeśmy nie chcieli.337Henryk Sienkiewicz- Ale czy oni się zgodzą? - spytał książę Heski.- Moją głowę w zakład stawię - odparł Weyhard - i więcej nad to:mój honor żołnierski!- Może to być! - rzekł nagle Sadowski.- Mamy dość tego oblęże-nia my, ale mają go dość i oni.Co wasza dostojność o tym myśli?Miller zwrócił się do Wrzeszczowicza:- Niejedną ciężką, cięższą niż kiedykolwiek w życiu chwilę prze-byłem z przyczyny waszych rad, panie hrabio, jednak za tę ostatniądziękuję i wdzięczność zachowam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Aż mi dziwno było, że ludzie mimo woli słuchali takiegomłodzika.W rzeczy, na onej baszcie on komenderował i ja sam gosłuchałem.Gdybym to choć był wiedział, że to Kmicic!- Wszelako dziwno mi to - rzekł pan miecznik sieradzki - żeSzwedzi nie pochwalili się jego śmiercią.Ksiądz Kordecki westchnął:- Musiały go prochy na miejscu rozerwać!334Potop t.2- Dałbym sobie rękę uciąć, żeby żył! - krzyknął pan Czarniecki.- Ale żeby taki Kmicic pozwolił się prochom wysadzić!.- Dał swoje życie za nasze! - odrzekł ksiądz Kordecki.- To pewno - odpowiedział miecznik - że gdyby ta kolubrynależała na szańcu, nie myślałbym tak wesoło o jutrze.- Jutro Bóg nam da nowe zwycięstwo! - rzekł ksiądz Kordecki- albowiem arka Noego nie może zginąć w potopie!Tak oni ze sobą rozmawiali przy Wilii, a potem porozchodzilisię, zakonnicy do kościoła, żołnierze na cichy postój i strażowa-nie przy bramach i murach.Lecz wielka czujność była zbyteczna;i w szwedzkim obozie panowała niezamącona spokojność.Sami onioddali się spoczynkowi i rozmyślaniom, bo i dla nich zbliżało sięnajuroczystsze ze świąt.Noc była także uroczysta.Roje gwiazd świeciły na niebie, mie-niąc się różowo i błękitno.Blask księżyca barwił na zielono całunyśnieżne, rozciągnięte między fortecą a nieprzyjacielskim obozem.Wiatr nie wiał i taka była cisza, jakiej od początku oblężenia podtym klasztorem nie bywało.O północy żołnierze szwedzcy usłyszeli płynące łagodnie z wy-niosłości tony organów, potem głosy ludzkie dołączyły się do nich,potem dzwięki dzwonów i dzwonków.Wesele, otucha i wielki spo-kój były w tych dzwiękach, i tym większe zwątpienie, tym większeuczucie niemocy ścisnęło serca szwedzkie.%7łołnierze polscy spod komendy Zbrożka i Kalińskiego niepytając o pozwolenie podeszli pod same mury.Nie puszczonoich do środka, w obawie jakowej zasadzki, którą noc mogłaułatwić, lecz pozwolono stać blisko przy murach.Oni też ze-brali się całą gromadą.Jedni poklękali na śniegu, inni kiwaliżałośnie głowami, wzdychając nad własną dolą, albo bili sięw piersi ślubując sobie poprawę, a wszyscy słuchali z rozkosząi ze łzami w oczach muzyki i pieśni, wedle starożytnego zwy-czaju śpiewanych.335Henryk SienkiewiczTymczasem strażnicy na murach, którzy nie mogli być w ko-ściele, chcąc sobie ową stratę wynagrodzić, poczęli także śpiewaći wkrótce rozległa się po całym okręgu murów kolęda:W żłobie leży,Któż pobieżyKolędować małemu.Nazajutrz po południu huk dział zgłuszył na nowo wszystkieinne odgłosy.Szańce, ile ich było, zadymiły naraz, ziemia drżaław posadach; leciały po staremu na dach kościelny ciężkie faskulei bomby, i granaty, i pochodnie w rury oprawne, lejące deszcz roz-topionego ołowiu, i pochodnie bez oprawy, i sznury, i szmaty.Nigdyhuk nie był tak nieustający, nigdy dotąd taka fala ognia i żelaza niezwaliła się na klasztor, lecz między działami szwedzkimi nie byłoowej kolubryny, która sama jedna mogła pokruszyć mur i wyłomypotrzebne do ataku uczynić.Zresztą oblężeni tak już przywykli do ognia, tak każdy wie-dział, co mu czynić należy, że bez komendy obrona szła zwykłymtrybem.Na ogień odpowiadano ogniem, na pocisk pociskiem, jenowymierzonym trafniej, bo spokojniej.Pod wieczór wyjechał Miller,aby przy ostatnich błyskach zachodzącego słońca skutki dobrzeobejrzeć, i wzrok jego padł na wieżę rysującą się spokojnie na tlebłękitu.- Ten klasztor wieki wieków stać będzie! - zakrzyknął w uniesieniu.- Amen! - odpowiedział spokojnie Zbrożek.Wieczorem zebrała się znów w jeneralnej kwaterze narada, jesz-cze posępniejsza niż zwykle.Zagaił ją sam Miller.- Szturm dzisiejszy - rzekł - żadnych nie przyniósł rezultatów.Prochy nasze się kończą, lud zmarniał w połowie, reszta, zniechę-cona, klęski, nie zwycięstwa, wygląda.Zapasów już nie mamy, po-siłków nie możem się spodziewać.336Potop t.2- A klasztor jako pierwszego dnia oblężenia nienaruszony stoi!- dodał Sadowski.- Co nam pozostaje?- Hańba.- Odebrałem rozkazy - rzekł jenerał - bym prędzej kończył lubodstąpił i szedł do Prus.- Co nam pozostaje?.- powtórzył książę Heski.Wszystkie oczy zwróciły się na Wrzeszczowicza, ten zaś rzekł:- Ratować honor!Zmiech krótki, urywany, podobniejszy do zgrzytu zębów, wydo-był się z ust Millera, którego Poliocertesem zwano.- Pan Wrzeszczowicz chce nas nauczyć, jak wskrzeszać zmarłych- rzekł.Wrzeszczowicz udał, że nie słyszy.- Honor uratowali tylko polegli - rzekł Sadowski.Miller począł tracić zimną krew.- I ten klasztor stoi tam jeszcze?.Ta Jasna Góra, ten kurnik?!.I ja go nie zdobyłem?!.I my odstępujemy?.Czyli to sen, czymówię na jawie?.- Ten klasztor, ta Jasna Góra stoi tam jeszcze - powtórzył słowow słowo książę Heski - i my odstępujemy.pobici!.Nastała chwila milczenia; zdawało się, że wódz i jego podwładniznajdują dziką rozkosz w rozpamiętywaniu własnego upokorzeniai wstydu.Wtem Wrzeszczowicz głos zabrał i mówił z wolna i dobitnie:- Nieraz trafiało się - rzekł - we wszystkich wojnach, że oblężonaforteca okupowała się oblegającym, a wówczas ci odchodzili jak zwy-cięzcy, bo kto składa okup, ten tym samym zwyciężonym się uznaje.Oficerowie, którzy z początku ze wzgardą i lekceważeniem słu-chali słów mówiącego, teraz poczęli słuchać uważnie.- Niech ten klasztor złoży nam jakikolwiek okup - mówił dalejWrzeszczowicz - wówczas nikt nie powie, żeśmy go zdobyć nie mo-gli, jeno żeśmy nie chcieli.337Henryk Sienkiewicz- Ale czy oni się zgodzą? - spytał książę Heski.- Moją głowę w zakład stawię - odparł Weyhard - i więcej nad to:mój honor żołnierski!- Może to być! - rzekł nagle Sadowski.- Mamy dość tego oblęże-nia my, ale mają go dość i oni.Co wasza dostojność o tym myśli?Miller zwrócił się do Wrzeszczowicza:- Niejedną ciężką, cięższą niż kiedykolwiek w życiu chwilę prze-byłem z przyczyny waszych rad, panie hrabio, jednak za tę ostatniądziękuję i wdzięczność zachowam [ Pobierz całość w formacie PDF ]