[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy skończą, pomogą przybudowie.Ty - spojrzał na Macgregora - będziesz nadzorował prace.Musiszdopilnować, by wszystko zostało zrobione jak należy.Przyjadę tu z Hancockiem.- Zerknął na Minerwę.- Zakładam, że dalej jest głównym budowniczym? - Akiedy przytaknęła, kontynuował: - Przywiozę go tutaj i pokażę, co trzeba zrobić.Mamy niespełna trzy miesiące, potem spadnie śnieg.Życzę sobie, aby do tegoczasu wszystkie trzy chaty zostały zrównane z ziemią, a trzy nowe nadawały siędo zamieszkania, nim zima na dobre się rozgości.Macgregor zamrugał.Sean wydawał się oszołomiony.Gdy wyszli na zewnątrz, Minerva promieniała.Podobnie obajMacgregorowie.Tylko Royce pozostał niewzruszony.Pośpieszyła odwiązać swego wierzchowca.Pod płotem leżała kłoda, bardzopomocna przy wsiadaniu.Minerva ulokowała się w siodle i wygładziła spódnice.Royce pożegnał się tymczasem z Macgregorami, obrzucił Minervępodejrzliwym spojrzeniem i dosiadł Pałasza.Ruszyła obok niego, kiedyskierował wierzchowca w dół wąskiego traktu.Po chwili odwróciła się ipomachała do Macgregorów.Odwzajemnili gest, nadal rozpromienieni.Spojrzała na Royce'a i zapytała:- Czy wolno mi zauważyć, że jestem zachwycona?Royce chrząknął, nie mówiąc ani słowa.- Do licha! - Książę przeczytał wiadomość, mając uszy wypełnione odgłosamilondyńskiego popołudnia turkotem kół, stukotem podków, przenikliwymiokrzykami woźniców, zdążających modną Jermyn Street a potem sięgnął poszklaneczkę brandy, którą lokaj postawił dopiero co na stole, obok łokciachlebodawcy.Przeczytał notkę raz jeszcze, a potem rzucił ją na stół.- Książę nie żyje.Będę musiał pojechać na północ.Nie dało się tego uniknąć.Musiał uczestniczyć w pogrzebie.Gdyby niepokazał się w Wolverstone, z pewnością by to zauważono.Nie podchodziłjednak do podróży z entuzjazmem.Aż do tej chwili plan przeżycia zakładałkonsekwentne wystrzeganie się sytuacji, w których mógłby zetknąć się z pewnąosobą.Ostatnie wydarzenia sprawiły, że stał się.zbędny.Książę nie żył, a co gorsza człowiek, którego powinien za wszelką cenęunikać, został właśnie jego następcą.Wiedział, że to się kiedyś stanie, ale, dodiaska, czemu akurat teraz? Royce ledwie zdążył strzepnąć z elegancko obutychstóp pył Whitehallu - z pewnością nie zapomniał jeszcze o zdrajcy - jedynym,którego nie udało mu się doprowadzić przed oblicze sprawiedliwości.Zaklął i odchylił głowę na oparcie krzesła.Zakładał dotąd, że czas będziedziałał na jego korzyść, stępiając pamięć Royce'a, zwracając umysł młodegoksięcia ku innym sprawom.Z drugiej strony.Wyprostował się i pociągnął kolejny łyk brandy.Może konieczność zajęciasię dziedzictwem - po szesnastu latach nieobecności na rodzinnej ziemi - okażesię dokładnie tym szlachetnym powołaniem, które odciągnie uwagę Royce'a ipowstrzyma go przed rozpamiętywaniem przeszłości.Royce zawsze był silny - i umiał to wykorzystać.Spadek niewiele tuzmieniał.Może wszystko dobrze się ułoży?Czas pokaże, tylko że, niespodziewanie, właśnie czasu zaczynało brakować.Przez chwilę się zastanawiał, w końcu uznał jednak, że nie ma wyboru.-Smith! Przygotuj bagaże.Muszę pojechać do Wolverstone.*Następnego ranka Royce rozkoszował się właśnie w porannym salonikudrugą filiżanką kawy, przeglądając leniwie gazety, gdy do pokoju weszły jegosiostry: Margaret i Aurelia.Były już ubrane i uczesane.Uśmiechnęły się słabodo brata i podeszły do kredensu.Spojrzał na zegar na kominku.Było naprawdę wcześnie jak na nie.Przyglądał się z rosnącą podejrzliwością, jak podchodzą z talerzami do stołu,a potem siadają po obu stronach brata: Margaret po lewej, Aurelia po prawej.Upił kolejny łyk kawy i skupił się na gazecie, przekonany, że i tak się zarazdowie, czego chcą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl