[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedział natomiast jeszcze, dokąd się udała, ani też kto,ewentualnie, pomógł jej w ucieczce.Wszedł do kuchni przy końcu korytarza, akurat gdy Scrope zgarniał zestołu dwa ciężkie klucze.- Gdzie Taylor? - spytał Scrope.Kobieta trzymała się od niego na dystans, zaplotła ręce na piersi iprzybrała obronny wyraz twarzy.- Kiedy tylko odkryliśmy jej zniknięcie, pognał sprawdzić stajnie izajazdy, które obsługują Great North Road.Uznał, że bez względu na to,jak dziewczyna się stąd wydostała, skieruje się właśnie tam, próbującuciec z powrotem do Londynu.Scrope prychnął i odwrócił się, żeby wsunąć klucz w zamek.- Mądre posunięcie ze strony Taylora.- McKinsey pochwycił wzrokkobiety.Minimalnie się rozluźniła.McKinsey wiedział, że nie straszy się ludzi,którzy mogą jeszcze dostarczyć cennych informacji.Scrope otworzy! drzwi, chwycił latarenkę i szybko zszedł po schodach.McKinsey bez pośpiechu podąży! za nim, schylając się, by nie zawadzićgtową o framugę.Gdy znalazł się w krótkim korytarzyku na dole, Scrope, odstawiwszylatarenkę na podłogę, przekręcał właśnie klucz w zamku kolejnych,masywniejszych drzwi.- To niemożliwe - mamrotał Scrope.- Nie mogła przeniknąć przezdwoje zamkniętych drzwi.- Nie przeniknęła.- Co proszę? - Scrope obejrzał się na niego.- Nieważne.- McKinsey wskazał wejście do piwnicznego pokoiku.-Niech pan otworzy i zobaczymy.Zaczerpnąwszy tchu, Scrope wykonał polecenie.Schylił się polatarenkę, a później, unosząc ją wysoko, by oświetlić całe pomieszczenie,przekroczył próg.Natychmiast stało się jasne, że młoda kobieta nie zdołałaby się tu ukryć.Pokój został urządzony po spartańsku, niemniej, jak skonstatowałMcKinsey, zatrzymując się tuż za progiem, dostatecznie wygodnie jak najedną noc.- Nie wierzę.- Dogłębnie zdumiony, Scrope wywijał latarenką,desperacko zaglądając w każdy kąt.McKinsey popatrzył na podłogę.Po chwili przeszedł kawałek dalej,przykucnął i odciągnął na bok cienki dywanik, odsłaniając kamiennąposadzkę.Zajrzał pod łóżko.-Aha.Wstał, po czym odsunął łóżko ukosem od ściany.Scrope i kobietaobserwowali go zbici z tropu.McKinsey stanął przy odsłoniętymfragmencie podłogi i wskazał w dół.- Tak się wydostała.Tamci dwoje zbliżyli się, gdyż łóżko zasłaniało im widok.- Klapa? - W głosie Scrope'a pobrzmiewało niedowierzanie.- Są we wszystkich domach w tym ciągu, jak również w innychwybudowanych po pożarze.- McKinsey przykucnął, chwycił rygiel ipodniósł klapę, ukazując solidną, zamontowaną na stałe drewnianądrabinę, po której schodziło się na zakurzone dno tunelu.- Zwróćcie uwa-gę, że nie była zamknięta.- Opuścił klapę, zasunął rygiel i spokojniewstał.- Dokąd prowadzi to przejście? - Kobieta podniosła nań wzrok.- Do tutejszych katakumb, czyli podziemi między podporami wiaduktu,oraz łączących je tuneli.- Ale.- Scrope także popatrzył na McKinseya.- Skąd wiedziała?- Wątpię, żeby wiedziała.Co oznacza, że ktoś jej pomógł.- W blaskulatarenki zajrzał w oczy Scrope'a.- Czy miała sposobność z kimś się skontaktować? Scrope pokręciłgłową.- Nie widzę możliwości - rzekł, po czym zerknął na pielęgniarkę, leczona również zaprzeczyła ruchem głowy.- Z nikim nie rozmawiała - wyjaśniła.- Absolutnie z nikim poza naszątrójką.McKinsey przez dłuższą chwilę stał, w żaden sposób nie ujawniającswych myśli ani tym bardziej emocji.- Pański stangret, Taylor, może jeszcze zdobyć informacje na jej temat.Do tego czasu.- Przerwał, unosząc głowę, gdy rozległo się przytłumionepukanie, a zaraz potem w kuchni zadźwięczał dzwonek.- Może to Taylor.- Scrope spojrzał na kobietę.- Idź sprawdzić.Prędko wybiegła z pomieszczenia, jej buty zadudniły na schodach.Scrope poruszył się, odchrząknął.-Sir.milordzie.wiem, że.- Nie, panie Scrope.Nie teraz - uciął McKinsey.- Przekonajmy sięnajpierw, ile uda nam się dowiedzieć, czy trafimy na trop panny Cynster.Wtedy podejmę decyzję.Te ostatnie słowa skutecznie uciszyły Scrope'a.Chwilę później wróciłakobieta.- To był posłaniec z zajazdu w sąsiedztwie tego, w którym zostawiliśmypowóz.Taylor donosi, że nasza przesyłka opuściła Edynburg o świcie,kariolką, w towarzystwieangielskiego dżentelmena, zmierzając Great North Road w stronęLondynu.Taylor wynajął dobrego konia i ruszy! w pościg.McKinsey skiną! głową.Raz jeszcze omiótł wzrokiem pomieszczenie iskierował się do wyjścia.- Jak rozumiem, Taylor jest uzbrojony, wie wszakże, że nie życzę sobieżadnej przemocy wobec jakiejkolwiek osoby zamieszanej w tę sprawę?- Tak, milordzie.- Scrope wyszedł za nim.Kobieta zdążyła już wrócić do kuchni.McKinsey podążył w jej ślady,zastanawiając się, na ile powinien wierzyć zapewnieniu Scrope'a.Niewiedział też, do jakiego stopnia Scrope kontroluje Taylora.Tak czy owak.W kuchni McKinsey przystanął i cicho zabębnił palcami o blat stołu.- Oczywiste, że musimy poczekać na wieści od Taylora, przekonać się,czy powróci tu z panną Cynster [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Nie wiedział natomiast jeszcze, dokąd się udała, ani też kto,ewentualnie, pomógł jej w ucieczce.Wszedł do kuchni przy końcu korytarza, akurat gdy Scrope zgarniał zestołu dwa ciężkie klucze.- Gdzie Taylor? - spytał Scrope.Kobieta trzymała się od niego na dystans, zaplotła ręce na piersi iprzybrała obronny wyraz twarzy.- Kiedy tylko odkryliśmy jej zniknięcie, pognał sprawdzić stajnie izajazdy, które obsługują Great North Road.Uznał, że bez względu na to,jak dziewczyna się stąd wydostała, skieruje się właśnie tam, próbującuciec z powrotem do Londynu.Scrope prychnął i odwrócił się, żeby wsunąć klucz w zamek.- Mądre posunięcie ze strony Taylora.- McKinsey pochwycił wzrokkobiety.Minimalnie się rozluźniła.McKinsey wiedział, że nie straszy się ludzi,którzy mogą jeszcze dostarczyć cennych informacji.Scrope otworzy! drzwi, chwycił latarenkę i szybko zszedł po schodach.McKinsey bez pośpiechu podąży! za nim, schylając się, by nie zawadzićgtową o framugę.Gdy znalazł się w krótkim korytarzyku na dole, Scrope, odstawiwszylatarenkę na podłogę, przekręcał właśnie klucz w zamku kolejnych,masywniejszych drzwi.- To niemożliwe - mamrotał Scrope.- Nie mogła przeniknąć przezdwoje zamkniętych drzwi.- Nie przeniknęła.- Co proszę? - Scrope obejrzał się na niego.- Nieważne.- McKinsey wskazał wejście do piwnicznego pokoiku.-Niech pan otworzy i zobaczymy.Zaczerpnąwszy tchu, Scrope wykonał polecenie.Schylił się polatarenkę, a później, unosząc ją wysoko, by oświetlić całe pomieszczenie,przekroczył próg.Natychmiast stało się jasne, że młoda kobieta nie zdołałaby się tu ukryć.Pokój został urządzony po spartańsku, niemniej, jak skonstatowałMcKinsey, zatrzymując się tuż za progiem, dostatecznie wygodnie jak najedną noc.- Nie wierzę.- Dogłębnie zdumiony, Scrope wywijał latarenką,desperacko zaglądając w każdy kąt.McKinsey popatrzył na podłogę.Po chwili przeszedł kawałek dalej,przykucnął i odciągnął na bok cienki dywanik, odsłaniając kamiennąposadzkę.Zajrzał pod łóżko.-Aha.Wstał, po czym odsunął łóżko ukosem od ściany.Scrope i kobietaobserwowali go zbici z tropu.McKinsey stanął przy odsłoniętymfragmencie podłogi i wskazał w dół.- Tak się wydostała.Tamci dwoje zbliżyli się, gdyż łóżko zasłaniało im widok.- Klapa? - W głosie Scrope'a pobrzmiewało niedowierzanie.- Są we wszystkich domach w tym ciągu, jak również w innychwybudowanych po pożarze.- McKinsey przykucnął, chwycił rygiel ipodniósł klapę, ukazując solidną, zamontowaną na stałe drewnianądrabinę, po której schodziło się na zakurzone dno tunelu.- Zwróćcie uwa-gę, że nie była zamknięta.- Opuścił klapę, zasunął rygiel i spokojniewstał.- Dokąd prowadzi to przejście? - Kobieta podniosła nań wzrok.- Do tutejszych katakumb, czyli podziemi między podporami wiaduktu,oraz łączących je tuneli.- Ale.- Scrope także popatrzył na McKinseya.- Skąd wiedziała?- Wątpię, żeby wiedziała.Co oznacza, że ktoś jej pomógł.- W blaskulatarenki zajrzał w oczy Scrope'a.- Czy miała sposobność z kimś się skontaktować? Scrope pokręciłgłową.- Nie widzę możliwości - rzekł, po czym zerknął na pielęgniarkę, leczona również zaprzeczyła ruchem głowy.- Z nikim nie rozmawiała - wyjaśniła.- Absolutnie z nikim poza naszątrójką.McKinsey przez dłuższą chwilę stał, w żaden sposób nie ujawniającswych myśli ani tym bardziej emocji.- Pański stangret, Taylor, może jeszcze zdobyć informacje na jej temat.Do tego czasu.- Przerwał, unosząc głowę, gdy rozległo się przytłumionepukanie, a zaraz potem w kuchni zadźwięczał dzwonek.- Może to Taylor.- Scrope spojrzał na kobietę.- Idź sprawdzić.Prędko wybiegła z pomieszczenia, jej buty zadudniły na schodach.Scrope poruszył się, odchrząknął.-Sir.milordzie.wiem, że.- Nie, panie Scrope.Nie teraz - uciął McKinsey.- Przekonajmy sięnajpierw, ile uda nam się dowiedzieć, czy trafimy na trop panny Cynster.Wtedy podejmę decyzję.Te ostatnie słowa skutecznie uciszyły Scrope'a.Chwilę później wróciłakobieta.- To był posłaniec z zajazdu w sąsiedztwie tego, w którym zostawiliśmypowóz.Taylor donosi, że nasza przesyłka opuściła Edynburg o świcie,kariolką, w towarzystwieangielskiego dżentelmena, zmierzając Great North Road w stronęLondynu.Taylor wynajął dobrego konia i ruszy! w pościg.McKinsey skiną! głową.Raz jeszcze omiótł wzrokiem pomieszczenie iskierował się do wyjścia.- Jak rozumiem, Taylor jest uzbrojony, wie wszakże, że nie życzę sobieżadnej przemocy wobec jakiejkolwiek osoby zamieszanej w tę sprawę?- Tak, milordzie.- Scrope wyszedł za nim.Kobieta zdążyła już wrócić do kuchni.McKinsey podążył w jej ślady,zastanawiając się, na ile powinien wierzyć zapewnieniu Scrope'a.Niewiedział też, do jakiego stopnia Scrope kontroluje Taylora.Tak czy owak.W kuchni McKinsey przystanął i cicho zabębnił palcami o blat stołu.- Oczywiste, że musimy poczekać na wieści od Taylora, przekonać się,czy powróci tu z panną Cynster [ Pobierz całość w formacie PDF ]