[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy jednak nadal tak byćpowinno? Co innego mógł zrobić? Nie miał tropicieli mogących się równać z łowcami zatrudnionymi przezSagobala.To było najbardziej deprymujące.Wzdrygnął się, gdy jakiś przedmiot wleciał przez okno iwylądował na podłodze z metalicznym dzwiękiem.Początkowo wpadł w gniew.Czy\by jakiś mieszczanin wten grubiański sposób chciał okazać mu swoją pogardę? Właśnie miał zawołać stra\e, gdy zorientował się,czym był wrzucony przedmiot.Z wyglądu przypominał guzik o nierównych brzegach, szeroki na trzy palce izrobiony z ołowiu, na którym odciśnięto znak jego osobistej pieczęci.Ka\da ze skrzyń i torebprzechowywanych w krypcie była nim oznakowana. Zostaw mnie samego  rzekł do niewolnicy.Ukłoniła się i szybko opuściła komnatę.Torgut Chan wstał i podszedł na środek sali.Schylił się i podniósłpieczęć.Wcią\ był do niej przymocowany cienki rzemień.Z całą pewnością musiała być u\yta, abyzabezpieczyć jedną z toreb ze srebrem. Kimkolwiek jesteś ty, tam na tarasie  powiedział  masz tu przyjść, chcę z tobą porozmawiać.Mę\czyzna wkroczył do środka przez wysokie okno.Przyło\ył szeroko rozstawione ręce do piersi i ukłoniłsię. Pozdrawiam cię, potę\ny namiestniku, Torgut Chanie.Człowiek, którego widzisz przed sobą jest twoimpokornym sługą, Osman z Shangary.Strona 94 Maddox Roberts John - Conan i łowcy głów Mów szybko, Osmanie z Shangary, gdy\ jestem bardzo niecierpliwym człowiekiem  podniósł ku górzeprzedmiot. Jak wszedłeś w posiadanie tej pieczęci? Czy jesteś członkiem bandy, która ukradła mój skarb? Panie, byłem agentem Sagobala.Umieścił mnie w więzieniu, bym pomógł w ucieczce barbarzyńcy.Apotem przywiódł go ponownie wraz ze swymi bandytami do Shahpuru aby, jak twierdził Sagobal, pojmać całąbandę.Zapewniam cię, wierzyłem, i\ Sagobal będzie ci wiernie słu\ył. Nie wątpię.Zatem wziąłeś udział w rabunku. Tak, Panie. I wiesz, gdzie ukryty jest skarb? Wiem. Więc mów. Szkoda na to słów, panie.Skarb jest ukryty w labiryncie wzgórz na południe od miasta.Prowadzącej doniego drogi nie sposób opisać słowami.Mogę jednak cię tam zaprowadzić. Doskonale  ucieszył się Torgut Chan, czując wzrastające podniecenie. To właśnie masz terazzrobić. Hm, tak mój Panie, są jednak pewne sprawy, które musimy wcześniej omówić.Sagobal obiecał hojniemnie wynagrodzić za moją wierność i niebezpieczną słu\bę.Nie uwa\am go jednak za człowieka honoru ipodejrzewam o to, \e spiskuje przeciw tobie.Po prostu usiłuje zagarnąć skarb dla siebie. Nie ma to \adnego sensu  rzekł Torgut Chan  nie tobie sądzić lepszych od ciebie.Potrafię jednakbyć szczodry.Zaprowadz mnie tam, a wynagrodzę cię piętnastą częścią skarbu. Mój Panie, jak\eś łaskawy  powiedział Osman  lecz nawet jako bandyta miałem prawo dodwudziestej części skarbu. Wez, zatem dziesiątą część, przeklęty łotrze!  rzucił zirytowany Torgut Chan  to więcej ni\ mógłbyśukraść w całym swym łajdackim \yciu! Jestem twoim pokornym sługą, Ekscelencjo  rzekł Osman, uśmiechając się w głębokim ukłonie. Rozdzielili się  doniósł Berytus  tak jakby próbowali zatrzeć ślady, ale uczynili to zbytpowierzchownie, by oszukać moich tropicieli. Czy nie wydaje ci się to podejrzane?  zapytał Sagobal  mo\e chcą nas wciągnąć w pułapkę? Mo\liwe, chocia\ prawdopodobnie tylko zgubili jednego ze swych ludzi pustyni.Parę razy odkryliśmyślady krwi obok śladów konia podkutego w typowy sposób dla pustynnych wierzchowców.Nie była to krewkońska.Ambula umie to odró\nić na podstawie smaku.Zostało im nie więcej ni\ pięć osób, przy tym jedną znich jest kobieta. Więc uratowało się pięciu ludzi  powiedział Sagobal  jeden z nich jest ranny. Zgadza się.Nas jestsześciu, wszyscy są wojownikami najwy\szej klasy.Nawet gdyby nas schwytali w zasadzkę, z nichwszystkich jedynie Conan mógłby nam dostarczyć nieco rozrywki. Bardzo dobrze.Czy zamierzasz rozbić swoją grupę, aby śledzić wszystkich członków bandy. Nie, kobieta pojechała na południe.Ranny człowiek pustyni udał się na zachód.Barbarzyńca i jeszczedwóch innych pojechali razem.Podą\ymy ich śladem. Zatem, jedzmy  zgodził się Sagobal, uderzając ostrogami w końskie boki.Conan i jego dwaj towarzysze spędzili trzy dni klucząc między wzgórzami, wybierając ście\kiprzyprawiające o zawrót głowy, które wielokrotnie schodziły się ze sobą, bądz rozwidlały.W niektórychmiejscach zadawali sobie trud, aby zacierać ślady.W innych nawet nie zamierzali próbować.Czasem Conanwiódł ich po rozległych kamiennych terenach, nie pozostawiając \adnych tropów mo\liwych do zauwa\eniaprzez zwykłych ludzi.Kiedy indziej jechali, nie zwa\ając na głębokie wyrazne ślady pozostawiane napiaszczystym gruncie.Rano, po czterech dniach, kompani Conana mieli ju\ tego dość. Na Seta!  rzekł Chamik, siedząc przy ognisku, nad którym przygotowywał śniadanie  przebyliśmydrogę, którą pustynni tropicieli nie mogliby podą\yć, nawet gdyby mieli do swej dyspozycji psy gończe.Jedzmy do naszej kryjówki, wodzu. Właśnie  zgodził się Ubo, rozcierając zbolałe plecy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl