[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.oderwać się od tej myśli.Jeżeli jest niewinny.Przełknęła łzy i zaZalewana falami wstydu oderwała oczy od ekranu i przez mgłę łezmglonym wzrokiem wpatrywała się w wymizerowaną, przystojną twarzpatrzyła na Zacharego Benedicta, podchodzącego do niej pośpiesznie.mężczyzny.- Ty draniu! - krzyknęła i cofnęła się, gdy znalazł się tuż obok.- Wierzę ci! - szepnęła, a łzy na nowo zaczynały przedzierać się- Julie.- Sięgał ku jej ramionom, daremnie próbując pocieszyć.przez zaporę rzęs i spływać po policzkach.- Naprawdę.- Nie dotykaj mnie! - krzyknęła.Usiłowała odsunąć dłonie Zacka,Zack usłyszał szczerość w tym pełnym łez zapewnieniu; w jej błękitale w końcu zrezygnowana przypadła do jego piersi i wybuchnęła płanych oczach dostrzegł rodzące się współczucie i lodowy mur, jakim odczem.- Mój ojciec jest pastorem - wyszlochała - szanowanym człowielat otaczał swe serce, zaczął tajać, pękać.Uniósł dłoń i dotknął gładkiem, a ty postarałeś się, by jego córka wyszła na jakąś dziwkę! Jekiego policzka dziewczyny, kciukiem nadaremnie ścierał łzy.stem nauczycielką! - krzyczała histerycznie.- Uczę małe dzieci!- Nie płacz z mojego powodu - wyszeptał ochryple.Myślisz, że pozwolą mi dalej pracować po tym, jak stałam się bohater- Wierzę ci! - powtórzyła.Czułość brzmiąca w jej głosie burzyłaką głośnego w całym kraju skandalu, tą, która tarza się w śniegu zeresztki powściągliwości.W gardle poczuł skurcz, jakiego nigdy wczezbiegłym mordercą?śniej nie doświadczył, przez chwilę stał nieruchomo, jakby sparaliżoDo Zacka dotarło, że dziewczyna ma rację i poczuł ból, jak przy zawany tym, co widział, słyszał i czuł.Jej oczy wyglądały jak zroszonecięciu się wyszczerbioną brzytwą.Przytulił ją mocniej.deszczem bratki; łzy przywierały do grubych rzęs, płynęły po policz-- Julie.kach, by w końcu opaść na jego dłoń.- Proszę, nie płacz - szeptał.Ustami z rozpaczą powstrzymywał- Przestań! - rzuciła ostro.Uwolniła się z jego ramion.Odepchnędrżenie jej warg.- Proszę, proszę, przestań.- Gdy poczuła dotyk jeła go, obciągnęła na sobie sweter.Zack, z opuszczonymi rękami, stałgo łapczywych ust, zesztywniała i ucichła.Nie wiedział, ze strachu czynieruchomo, oddychał głęboko i wyglądał na kompletnie zdezorientoz zaskoczenia.I nie dbał o to w tej jednej chwili.Pragnął tulić ją, rozwanego.Twarz Julie wciąż pokrywał rumieniec pożądania, oczy nadalkoszować się słodyczą uczuć, jakie budziły się w nim.pierwsze odbłyszczały, ale wyglądała na gotową do ucieczki.Aagodnie, jakby przelat.pragnął dzielić je z nią.mawiał do płochliwego zrebaka, zapytał:Nie śpiesz się, powtarzał w duchu, zadowól się tym, na co pozwoli;- Co się stało, moja maleńka.?wargami zagarniał jej usta, smakował sól łez.Nie chciał swą natarczy- Przestań natychmiast! - wybuchnęła.- Nie jestem twoją maleńwością zmuszać jej do czegokolwiek, ale przywoływanie się do opaką", chodzi o inną kobietę w innej scenie.Nie chcę, byś mnie tak namiętania nie na wiele się zdało.zywał.Ani słyszeć więcej, jaka jestem piękna.- Pocałuj mnie - nalegał, a niezdarna czułość, jaką słyszał we właZack ze zdumieniem pokręcił głową.Julie patrzyła na niego, oddysnym głosie, była mu równie obca jak inne, ogarniające go uczucia.-chała gwałtownie, w panice.Jakby oczekiwała, że zaraz rzuci się naOdwzajemnij pocałunek - powtórzył.Język w pogotowiu czyhał przy jejnią, zedrze z niej ubranie i zgwałci, pomyślał.Powoli, najspokojniejwargach.- Otwórz usta - rozkazał.Posłuchała! Przywarła do niego, najak potrafił, spytał:pierając rozwartymi wargami.Jęknął z rozkoszy.Pożądanie, pierwotne- Boisz się mnie, Julie?i potężne, rozgrzało w nim krew, i dalej pozwolił wieść się instynktowi.- Ależ skąd - powiedziała ostro, ale nim skończyła, już wiedziała, żeTulił ją mocniej, przechylał do tyłu, przyciskał do swoich jej biodra; jeto kłamstwo.Gdy zaczynali się całować, rozumiała, że dla niego ten pogo wargi zmuszały, by szerzej rozwarła usta; język penetrował pachnącałunek stanowił jakby samooczyszczenie, dlatego nie opierała się.Te-cą wilgotność.Przycisnął ją do ściany; całował z całą namiętnością, najraz, gdy wiedziała, że prosił o wiele, wiele więcej, przeraziła się.Bo tepierał wargami, prowokował językiem; dłońmi wiódł po plecach, potemgo właśnie chciała! Pragnęła poczuć jego dłonie na nagim ciele, mieć gow górę, pod swetrem.Pod palcami czuł wilgotną jedwabistość delikatw sobie.W ciągu tych kilku chwil, gdy milczała, jego namiętność przenej, nagiej skóry; pieścił wąską talię, głaskał plecy, ogarniał dłońmirodziła się w gniew.Teraz mówił głosem chłodnym, ostrym, twardym:brzuch, wreszcie poszukał piersi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.oderwać się od tej myśli.Jeżeli jest niewinny.Przełknęła łzy i zaZalewana falami wstydu oderwała oczy od ekranu i przez mgłę łezmglonym wzrokiem wpatrywała się w wymizerowaną, przystojną twarzpatrzyła na Zacharego Benedicta, podchodzącego do niej pośpiesznie.mężczyzny.- Ty draniu! - krzyknęła i cofnęła się, gdy znalazł się tuż obok.- Wierzę ci! - szepnęła, a łzy na nowo zaczynały przedzierać się- Julie.- Sięgał ku jej ramionom, daremnie próbując pocieszyć.przez zaporę rzęs i spływać po policzkach.- Naprawdę.- Nie dotykaj mnie! - krzyknęła.Usiłowała odsunąć dłonie Zacka,Zack usłyszał szczerość w tym pełnym łez zapewnieniu; w jej błękitale w końcu zrezygnowana przypadła do jego piersi i wybuchnęła płanych oczach dostrzegł rodzące się współczucie i lodowy mur, jakim odczem.- Mój ojciec jest pastorem - wyszlochała - szanowanym człowielat otaczał swe serce, zaczął tajać, pękać.Uniósł dłoń i dotknął gładkiem, a ty postarałeś się, by jego córka wyszła na jakąś dziwkę! Jekiego policzka dziewczyny, kciukiem nadaremnie ścierał łzy.stem nauczycielką! - krzyczała histerycznie.- Uczę małe dzieci!- Nie płacz z mojego powodu - wyszeptał ochryple.Myślisz, że pozwolą mi dalej pracować po tym, jak stałam się bohater- Wierzę ci! - powtórzyła.Czułość brzmiąca w jej głosie burzyłaką głośnego w całym kraju skandalu, tą, która tarza się w śniegu zeresztki powściągliwości.W gardle poczuł skurcz, jakiego nigdy wczezbiegłym mordercą?śniej nie doświadczył, przez chwilę stał nieruchomo, jakby sparaliżoDo Zacka dotarło, że dziewczyna ma rację i poczuł ból, jak przy zawany tym, co widział, słyszał i czuł.Jej oczy wyglądały jak zroszonecięciu się wyszczerbioną brzytwą.Przytulił ją mocniej.deszczem bratki; łzy przywierały do grubych rzęs, płynęły po policz-- Julie.kach, by w końcu opaść na jego dłoń.- Proszę, nie płacz - szeptał.Ustami z rozpaczą powstrzymywał- Przestań! - rzuciła ostro.Uwolniła się z jego ramion.Odepchnędrżenie jej warg.- Proszę, proszę, przestań.- Gdy poczuła dotyk jeła go, obciągnęła na sobie sweter.Zack, z opuszczonymi rękami, stałgo łapczywych ust, zesztywniała i ucichła.Nie wiedział, ze strachu czynieruchomo, oddychał głęboko i wyglądał na kompletnie zdezorientoz zaskoczenia.I nie dbał o to w tej jednej chwili.Pragnął tulić ją, rozwanego.Twarz Julie wciąż pokrywał rumieniec pożądania, oczy nadalkoszować się słodyczą uczuć, jakie budziły się w nim.pierwsze odbłyszczały, ale wyglądała na gotową do ucieczki.Aagodnie, jakby przelat.pragnął dzielić je z nią.mawiał do płochliwego zrebaka, zapytał:Nie śpiesz się, powtarzał w duchu, zadowól się tym, na co pozwoli;- Co się stało, moja maleńka.?wargami zagarniał jej usta, smakował sól łez.Nie chciał swą natarczy- Przestań natychmiast! - wybuchnęła.- Nie jestem twoją maleńwością zmuszać jej do czegokolwiek, ale przywoływanie się do opaką", chodzi o inną kobietę w innej scenie.Nie chcę, byś mnie tak namiętania nie na wiele się zdało.zywał.Ani słyszeć więcej, jaka jestem piękna.- Pocałuj mnie - nalegał, a niezdarna czułość, jaką słyszał we właZack ze zdumieniem pokręcił głową.Julie patrzyła na niego, oddysnym głosie, była mu równie obca jak inne, ogarniające go uczucia.-chała gwałtownie, w panice.Jakby oczekiwała, że zaraz rzuci się naOdwzajemnij pocałunek - powtórzył.Język w pogotowiu czyhał przy jejnią, zedrze z niej ubranie i zgwałci, pomyślał.Powoli, najspokojniejwargach.- Otwórz usta - rozkazał.Posłuchała! Przywarła do niego, najak potrafił, spytał:pierając rozwartymi wargami.Jęknął z rozkoszy.Pożądanie, pierwotne- Boisz się mnie, Julie?i potężne, rozgrzało w nim krew, i dalej pozwolił wieść się instynktowi.- Ależ skąd - powiedziała ostro, ale nim skończyła, już wiedziała, żeTulił ją mocniej, przechylał do tyłu, przyciskał do swoich jej biodra; jeto kłamstwo.Gdy zaczynali się całować, rozumiała, że dla niego ten pogo wargi zmuszały, by szerzej rozwarła usta; język penetrował pachnącałunek stanowił jakby samooczyszczenie, dlatego nie opierała się.Te-cą wilgotność.Przycisnął ją do ściany; całował z całą namiętnością, najraz, gdy wiedziała, że prosił o wiele, wiele więcej, przeraziła się.Bo tepierał wargami, prowokował językiem; dłońmi wiódł po plecach, potemgo właśnie chciała! Pragnęła poczuć jego dłonie na nagim ciele, mieć gow górę, pod swetrem.Pod palcami czuł wilgotną jedwabistość delikatw sobie.W ciągu tych kilku chwil, gdy milczała, jego namiętność przenej, nagiej skóry; pieścił wąską talię, głaskał plecy, ogarniał dłońmirodziła się w gniew.Teraz mówił głosem chłodnym, ostrym, twardym:brzuch, wreszcie poszukał piersi [ Pobierz całość w formacie PDF ]