[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ewidentnie postanowiłaś przedemną ukryć.Powiem szczerze, naprawdę bym wolał, żebyś samasię do mnie z tym zgłosiła.Maggie zacisnęła powieki.- To kutas.- Przykro mi.Chciałem do ciebie jutro zadzwonić.- Więc o co mu chodziło?Spięła się wewnętrznie, powtarzając w myślach: Eric, coś tynajlepszego narobił, do cholery?!- Chciał, żebym mu pomógł znalezć sposób na identyfikacjęseksualnego drapieżcy.Miał się z kimś spotkać zaraz po naszejrozmowie.- Z kim?153- Tego nie powiedział.A kilka godzin pózniej już nie żył.Maggie wiedziała już przy-najmniej, z jakiego powodu. Wiem, kto to jest.18.W niedzielny poranek Serena znalazła się wśród ośnieżonych pólw odludnej, północno-wschodniej części miasta.Gęsto zabudowa-ne centrum Duluth zajmowało ledwie kilka kilometrów kwadra-towych nad samym jeziorem, na tarasach utworzonych w stromymzboczu wzniesienia - miniaturowa replika pociętego karkołomny-mi ulicami San Francisco umieszczonego w śniegowej kuli.Jed-nakże po wyjezdzie na równinę górującą nad jeziorem teren szyb-ko stawał się płaski, odludny i monotonny.Drogi na wielokilome-trowych odcinkach przecinały go prosto jak przy linijce.Zabudo-wania były rozrzucone bardzo rzadko, sąsiadów dzieliły setki hek-tarów uprawnej ziemi, łąk i lasów.Odnosiła wrażenie, że mogłaby tędy dojechać aż do końcaświata.Drobny zmrożony śnieg tańczył na wietrze tuż ponad as-faltem niczym kropelki wody na silnie rozgrzanej patelni.Serenieta wielka, z pozoru nieskończona równina wydawała się przeraża-jąca.O ile pustynia przypominała żmiję, atakującą błyskawicznie,podstępną i tajemniczą, o tyle jeziora na północy były niczymniedzwiedzie, olbrzymie i powolne, porośnięte gęstym futrem inadzwyczaj silne.Mieszkanie tutaj wiązało się z koniecznościąwkroczenia na tereny zarezerwowane dla gigantów.Skręciła w lewo, w bitą polną drogę, przy której stał znakoznaczający brak przejazdu, i przejechała jeszcze dwa kilometrydo gospodarstwa rozrzuconego wśród drzew, gdzie mieszkał TonyWells.Był to dość typowy dom farmerski z lat siedemdziesiątych,154Maggie lubiła podkreślać, że ma taki sam brązowy odcień, jakskóra terapeuty.Należący do niego wóz terenowy, beżowy lexusLX, stał na końcu wysypanego żwirem podjazdu.Zatrzymała wóz tuż za nim i wysiadła.Poranek był nieprzy-jemny, temperatura wahała się około zera.Kiedy Serena wzięłagłębszy oddech, z jej ust wydostał się duży obłok pary.Mimochłodu jak zwykle postała chwilę przed domem, nim ruszyła dodrzwi.Z jednej strony powstrzymała ją świadomość, że mogłabywszystkie swoje drobne zmartwienia zgnieść w kulę, niczym ar-kusz papieru, i wrzucić do bagażnika, żeby zająć się nimi pózniej.Z drugiej, jak zawsze nie mogła się nadziwić spokojowi panują-cemu w tym uroczym zakątku.Na skraju lasu stały młode brzózkiporozdzielane jakimiś krzakami i tworzące z nimi gęsto tkanązasłonę kontrastującą z bielą śniegu.Niewiele tu było drzew igla-stych ograniczających widoczność, toteż wzrok sięgał zdumiewa-jąco daleko w leśny gąszcz.Zagłębiała się w niego wąska ścieżkado biegów narciarskich pokryta obecnie śniegiem.Drugi wyłom wlinii drzew robił wąski kręty strumyk, teraz całkiem zamarznięty.Ruszyła wzdłuż bocznej ściany domu.Tony zrobił na tyłachprzybudówkę, w której urządził gabinet z wielkim panoramicz-nym oknem wychodzącym na las.Umieszczonymi z boku przybu-dówki drzwiami wchodziło się do pozbawionej okien poczekalniumeblowanej tanimi prostymi sprzętami z Ikei i pomalowanej wrozmyte pastelowe kolory, dopiero z niej wkraczało się do wspa-niale wykończonego gabinetu z widokiem ciągnącym się pozorniew nieskończoność.Nad drugimi drzwiami była umieszczona kamera wideo, dziękiktórej Tony mógł na ekranie komputera widzieć ludzi wchodzą-cych do poczekalni.Serena pomachała ręką do obiektywu i usia-dła.Zza drzwi gabinetu dolatywał dudniący rytm muzyki heavy-metalowej. Walk this way - śpiewał Steven Tyler.155Zaśmiała się krótko.Podobnie jak Maggie, Tony był fanaty-kiem hard rocka, chociaż trudno by to było odgadnąć po jego wy-glądzie.Należał do kolekcjonerów dziwacznych pamiątek i naaukcjach internetowych wciąż kupował rzeczy w rodzaju strzy-kawki po kokainie należącej do jednego z członków zespołu Mo-tley Crue czy też raportu służb porządkowych wyszczególniające-go zniszczenia w hali filadelfijskiej po koncercie Metalliki.Obiepamiątki, oprawione w ramki, wisiały nad sofą obok trzech dy-plomów z uniwersytetu stanowego Minnesoty.Gromadził danestatystyczne na temat każdego albumu, występu czy trasy koncer-towej grupy Aerosmith i przeznaczał dwa wakacyjne miesiące nato, żeby jezdzić za muzykami po całym kraju.Za to przez resztęroku przyjmował pacjentów przez siedem dni w tygodniu.Byłowśród nich wielu gliniarzy, ale też kobiety usiłujące sobie pora-dzić z traumą będącą wynikiem przemocy seksualnej, ludzie przy-jeżdżali więc tutaj o bardzo różnych porach.Wydawało się rzeczą niewykonalną, by wyprowadzić Tony'egoz równowagi, lecz Serena traktowała to jak poważne wyzwanie ipodczas każdej wizyty próbowała czegoś nowego.Teraz też nie-spodziewanie wstała z krzesła i odtańczyła przed kamerą typowydla wczesnych lat sześćdziesiątych oszalały taniec fanek bigbitu,szeroko rozrzucając ramiona i machając głową, żeby jej włosykręciły młynka w powietrzu.Po dziesięciu sekundach muzykaucichła i rozległ się cichy trzask elektrycznego zamka w drzwiachgabinetu.Weszła do środka.Tony siedział za wielkim dębowym biur-kiem stojącym przed panoramicznym oknem, pokazywał się więcna tle dzikiego krajobrazu północy.Pisał coś w notatniku o żół-tych kartkach i nie podnosząc znad niego wzroku, zauważył:- Bardzo zabawne.Serena klapnęła na sofę ustawioną w przeciwległym końcu ga-binetu.156- Też tak pomyślałam.Terapeuta wyszedł zza biurka i zajął miejsce w obitym skórąfotelu obok sofy.Oczy miał zaczerwienione.- Domyślam się, że usłyszę teraz kolejny wykład na temat Ge-orge'a Straita oraz zespołu Diamond Rio.- Trochę brzmień gitary o stalowych strunach niezle by ci zro-biło, Tony.Pokręcił nosem.Miał około stu siedemdziesięciu pięciu centy-metrów wzrostu i odznaczał się dość pulchną sylwetką.Był w tymsamym wieku co Serena, skończył trzydzieści pięć lat i zmierzałku czterdziestce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.ewidentnie postanowiłaś przedemną ukryć.Powiem szczerze, naprawdę bym wolał, żebyś samasię do mnie z tym zgłosiła.Maggie zacisnęła powieki.- To kutas.- Przykro mi.Chciałem do ciebie jutro zadzwonić.- Więc o co mu chodziło?Spięła się wewnętrznie, powtarzając w myślach: Eric, coś tynajlepszego narobił, do cholery?!- Chciał, żebym mu pomógł znalezć sposób na identyfikacjęseksualnego drapieżcy.Miał się z kimś spotkać zaraz po naszejrozmowie.- Z kim?153- Tego nie powiedział.A kilka godzin pózniej już nie żył.Maggie wiedziała już przy-najmniej, z jakiego powodu. Wiem, kto to jest.18.W niedzielny poranek Serena znalazła się wśród ośnieżonych pólw odludnej, północno-wschodniej części miasta.Gęsto zabudowa-ne centrum Duluth zajmowało ledwie kilka kilometrów kwadra-towych nad samym jeziorem, na tarasach utworzonych w stromymzboczu wzniesienia - miniaturowa replika pociętego karkołomny-mi ulicami San Francisco umieszczonego w śniegowej kuli.Jed-nakże po wyjezdzie na równinę górującą nad jeziorem teren szyb-ko stawał się płaski, odludny i monotonny.Drogi na wielokilome-trowych odcinkach przecinały go prosto jak przy linijce.Zabudo-wania były rozrzucone bardzo rzadko, sąsiadów dzieliły setki hek-tarów uprawnej ziemi, łąk i lasów.Odnosiła wrażenie, że mogłaby tędy dojechać aż do końcaświata.Drobny zmrożony śnieg tańczył na wietrze tuż ponad as-faltem niczym kropelki wody na silnie rozgrzanej patelni.Serenieta wielka, z pozoru nieskończona równina wydawała się przeraża-jąca.O ile pustynia przypominała żmiję, atakującą błyskawicznie,podstępną i tajemniczą, o tyle jeziora na północy były niczymniedzwiedzie, olbrzymie i powolne, porośnięte gęstym futrem inadzwyczaj silne.Mieszkanie tutaj wiązało się z koniecznościąwkroczenia na tereny zarezerwowane dla gigantów.Skręciła w lewo, w bitą polną drogę, przy której stał znakoznaczający brak przejazdu, i przejechała jeszcze dwa kilometrydo gospodarstwa rozrzuconego wśród drzew, gdzie mieszkał TonyWells.Był to dość typowy dom farmerski z lat siedemdziesiątych,154Maggie lubiła podkreślać, że ma taki sam brązowy odcień, jakskóra terapeuty.Należący do niego wóz terenowy, beżowy lexusLX, stał na końcu wysypanego żwirem podjazdu.Zatrzymała wóz tuż za nim i wysiadła.Poranek był nieprzy-jemny, temperatura wahała się około zera.Kiedy Serena wzięłagłębszy oddech, z jej ust wydostał się duży obłok pary.Mimochłodu jak zwykle postała chwilę przed domem, nim ruszyła dodrzwi.Z jednej strony powstrzymała ją świadomość, że mogłabywszystkie swoje drobne zmartwienia zgnieść w kulę, niczym ar-kusz papieru, i wrzucić do bagażnika, żeby zająć się nimi pózniej.Z drugiej, jak zawsze nie mogła się nadziwić spokojowi panują-cemu w tym uroczym zakątku.Na skraju lasu stały młode brzózkiporozdzielane jakimiś krzakami i tworzące z nimi gęsto tkanązasłonę kontrastującą z bielą śniegu.Niewiele tu było drzew igla-stych ograniczających widoczność, toteż wzrok sięgał zdumiewa-jąco daleko w leśny gąszcz.Zagłębiała się w niego wąska ścieżkado biegów narciarskich pokryta obecnie śniegiem.Drugi wyłom wlinii drzew robił wąski kręty strumyk, teraz całkiem zamarznięty.Ruszyła wzdłuż bocznej ściany domu.Tony zrobił na tyłachprzybudówkę, w której urządził gabinet z wielkim panoramicz-nym oknem wychodzącym na las.Umieszczonymi z boku przybu-dówki drzwiami wchodziło się do pozbawionej okien poczekalniumeblowanej tanimi prostymi sprzętami z Ikei i pomalowanej wrozmyte pastelowe kolory, dopiero z niej wkraczało się do wspa-niale wykończonego gabinetu z widokiem ciągnącym się pozorniew nieskończoność.Nad drugimi drzwiami była umieszczona kamera wideo, dziękiktórej Tony mógł na ekranie komputera widzieć ludzi wchodzą-cych do poczekalni.Serena pomachała ręką do obiektywu i usia-dła.Zza drzwi gabinetu dolatywał dudniący rytm muzyki heavy-metalowej. Walk this way - śpiewał Steven Tyler.155Zaśmiała się krótko.Podobnie jak Maggie, Tony był fanaty-kiem hard rocka, chociaż trudno by to było odgadnąć po jego wy-glądzie.Należał do kolekcjonerów dziwacznych pamiątek i naaukcjach internetowych wciąż kupował rzeczy w rodzaju strzy-kawki po kokainie należącej do jednego z członków zespołu Mo-tley Crue czy też raportu służb porządkowych wyszczególniające-go zniszczenia w hali filadelfijskiej po koncercie Metalliki.Obiepamiątki, oprawione w ramki, wisiały nad sofą obok trzech dy-plomów z uniwersytetu stanowego Minnesoty.Gromadził danestatystyczne na temat każdego albumu, występu czy trasy koncer-towej grupy Aerosmith i przeznaczał dwa wakacyjne miesiące nato, żeby jezdzić za muzykami po całym kraju.Za to przez resztęroku przyjmował pacjentów przez siedem dni w tygodniu.Byłowśród nich wielu gliniarzy, ale też kobiety usiłujące sobie pora-dzić z traumą będącą wynikiem przemocy seksualnej, ludzie przy-jeżdżali więc tutaj o bardzo różnych porach.Wydawało się rzeczą niewykonalną, by wyprowadzić Tony'egoz równowagi, lecz Serena traktowała to jak poważne wyzwanie ipodczas każdej wizyty próbowała czegoś nowego.Teraz też nie-spodziewanie wstała z krzesła i odtańczyła przed kamerą typowydla wczesnych lat sześćdziesiątych oszalały taniec fanek bigbitu,szeroko rozrzucając ramiona i machając głową, żeby jej włosykręciły młynka w powietrzu.Po dziesięciu sekundach muzykaucichła i rozległ się cichy trzask elektrycznego zamka w drzwiachgabinetu.Weszła do środka.Tony siedział za wielkim dębowym biur-kiem stojącym przed panoramicznym oknem, pokazywał się więcna tle dzikiego krajobrazu północy.Pisał coś w notatniku o żół-tych kartkach i nie podnosząc znad niego wzroku, zauważył:- Bardzo zabawne.Serena klapnęła na sofę ustawioną w przeciwległym końcu ga-binetu.156- Też tak pomyślałam.Terapeuta wyszedł zza biurka i zajął miejsce w obitym skórąfotelu obok sofy.Oczy miał zaczerwienione.- Domyślam się, że usłyszę teraz kolejny wykład na temat Ge-orge'a Straita oraz zespołu Diamond Rio.- Trochę brzmień gitary o stalowych strunach niezle by ci zro-biło, Tony.Pokręcił nosem.Miał około stu siedemdziesięciu pięciu centy-metrów wzrostu i odznaczał się dość pulchną sylwetką.Był w tymsamym wieku co Serena, skończył trzydzieści pięć lat i zmierzałku czterdziestce [ Pobierz całość w formacie PDF ]