[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ze stojącego wozu wybiegły w paniceludzkie postacie, a w parę sekund pózniej ekran wypełniło oślepiające światło wybuchu.- On jest tutaj - powtórzył szeptem McAllister.- Jest tutaj! ROZDZIAA 21Motorówka podskakiwała gwałtownie w ciemności wśród tropikalnej ulewy.Dwuosobowa załoga wylewała wodę, nieustannie przelewającą się przez burty, a posiwiałykapitan, chińsko--portugalski mieszaniec, mrużąc oczy wypatrywał drogi przez duże oknakabiny, powoli zbliżając się do czarnych konturów wyspy.Bourne i d'Anjou stali po obustronach właściciela łodzi.Odezwał się Francuz podnosząc głos, by przekrzyczeć ulewę:- Według ciebie, jak daleko jesteśmy od brzegu?- Jakieś dwieście metrów, plus minus dziesięć do dwudziestu - odparł kapitan.- Czas na światło.Gdzie je masz?- W szafce koło ciebie.Z prawej strony.Jeszcze siedemdziesiąt pięć metrów izatrzymuję się.Metr dalej, i przy tej pogodzie skały mogą się okazać niebezpieczne.- Musimy się dostać na brzeg! - krzyknął Francuz.- To bezwarunkowo konieczne, jużci mówiłem.- Tak, ale zapomniałeś mi powiedzieć, że będzie ta ulewa i te fale.Dziewięćdziesiątmetrów i dalej możecie popłynąć łódką.Ma mocny silnik, dostaniecie się na wyspę.- Merde! - prychnął d'Anjou otwierając szafkę i wyciągając światło sygnałowe.- Więcbędziemy mieli sto metrów albo i więcej.- W żadnym wypadku nie mniej niż pięćdziesiąt, to ci powiedziałem.- A po drodze jest głęboka woda!- Czy mam zawrócić do Makau?- I dać się zestrzelić patrolom? Płacisz, kiedy się należy, albo nie docierasz do celu!Wiesz o tym!- Nie więcej niż sto metrów.Rozdrażniony d'Anjou kiwnął głową i podniósł światło sygnałowe na wysokość piersi.Nacisnął i natychmiast puścił guzik; na krótką chwilę niesamowity, ciemnoniebieski błyskrozjaśnił okno sterówki.W parę sekund pózniej podobny niebieski sygnał na brzegu wyspymożna było dostrzec przez pokrytą kroplami deszczu szybę.- Widzisz, mon capitaine, gdybyśmy nie przybyli na spotkanie, ta nędzna łajbazostałaby zestrzelona z morza.- Dziś po południu bardzo ci się podobała! - odparł sternik, gorączkowo kręcąc kołem.- To było wczoraj po południu.W tej chwili jest pierwsza trzydzieści w nocy, a jawreszcie pojąłem twoje złodziejskie metody.D'Anjou odłożył latarnię sygnałową do szafki i spojrzał na Bourne'a, który odwzajemnił spojrzenie.Każdy z nich robił to samo, co niegdyś wielokrotnie w czasach Meduzy": sprawdzał ubiór i wyposażenie partnera.Obaj mieli na sobie spodnie, swetry icienkie gumowe czepki pływackie, wszystko w czarnym kolorze.Swe zwykłe ubraniatrzymali zwinięte w płóciennych torbach.Oprócz pistoletu Jasona i mniejszego, bo kalibru 22,jakim posługiwał się Francuz, mieli noże w pochwach, wszystko dobrze ukryte.- Podpłyń tak blisko, jak możesz - zwrócił się d'Anjou do kapitana.- I zapamiętajsobie, że ostatniej raty nie otrzymasz, jeśli cię tu nie będzie, gdy wrócimy.- A jeśli oni zabiorą pieniądze, a was zabiją?! - wykrzyknął kapitan, kręcąc kołemsterowym.- Będę zrobiony na szaro!- Wzruszyłeś mnie - zauważył Bourne.- Tego się nie obawiaj - odrzekł Francuz, groznie spoglądając na Chińczyko-Portugalczyka.- Miałem do czynienia z tym człowiekiem wielokrotnie w ciągu wielumiesięcy.Tak ja ty jest sternikiem szybkiej łodzi i kropka w kropkę takim samym złodziejem.Napycham jego marksistowskie kieszenie do tego stopnia, że jego kochanki żyją jakkonkubiny członków Komitetu Centralnego.Ponadto podejrzewa on, że wszystko zapisuję.Jesteśmy w rękach Boga, a może nawet lepszych.- W takim razie zabierzcie światło - mruknął niechętnie kapitan.- Może wam sięprzydać, a nic mi po was, jeśli wpadniecie na mieliznę albo rozwalicie się na skałach.- Twoja troska o nas doprowadza mnie do łez - oświadczył d'Anjou wyciągająclatarnię i kiwając głową na Jasona.- Zaznajomimy się z łódką i jej silnikiem.- Silnik jest przykryty grubym płótnem.Nie zapalajcie go, póki nie będziecie nawodzie!- A skąd mamy wiedzieć, że zaskoczy? - spytał Bourne.- Bo chcę dostać moje pieniądze, panie Milczący.Krótki przejazd na brzeg przemoczył ich do nitki.Obaj kurczowo trzymali się łódki,aby nie wylecieć za burtę, Jason obu boków, a d'Anjou steru i rufy.Otarli się o podwodnąrafę.Metal zazgrzytał o kamień; Francuz przerzucił gwałtownie ster na prawą burtę, dodającgazu do maksimum.Dziwny, ciemnoniebieski błysk raz jeszcze pojawił się na brzegu.W mokrejciemności zboczyli z kursu; d'Anjou skierował łódz w stronę sygnału i po paru minutach kilposzorował po dnie.Francuz przycisnął drążek sterowy podnosząc silnik przyczepny, aBourne przeskoczył przez burtę chwytając za cumkę i wyciągając łódkę na plażę.Na moment zaparło mu dech, gdy tuż przy nim nagle pojawiła się ludzka postać,chwytając za linkę. - Cztery ręce lepsze są niż dwie - wrzasnął obcy, Azjata, doskonałą angielszczyzną, ito angielszczyzną z amerykańskim akcentem.- Jesteś naszym kontaktem?! - odwrzasnął zdumiony Jason zastanawiając się, czyszum deszczu i fal nie przytępił jego słuchu.- Co za niedorzeczne określenie! - krzyknął człowiek.- Jestem po prostuprzyjacielem!Pięć minut pózniej, zabezpieczywszy łódkę, całą trójką ruszyli przez gęste nadbrzeżnezarośla, które nagle zastąpiły karłowate drzewka.,,Przyjaciel" zmontował prymitywną osłonęz łodziowej plandeki; maleńkie ognisko, niewidoczne z tyłu ani z boku, oświetliło gęsty lasznajdujący się przed nimi.Ciepło było mile widziane; Bourne i d'Anjou zziębli na wietrze iulewnym deszczu.Usiedli po turecku wokół ognia, a Francuz odezwał się doumundurowanego Chińczyka.- To naprawdę nie było konieczne, Gamma.- Gamma! - wybuchnął Jason.- Sięgnąłem do pewnych tradycji z naszej przeszłości.Delta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl