[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odpowie na wszystkie pytania zadane mu na sali sądowej, i natym koniec.Zasłaniając dłońmi pokiereszowaną twarz, wszedł do strzeżonegopokoju dla świadków.W środku siedział już Forbes, bardziej zdenerwowany, niż tego wymagała ko-nieczność.Morris zauważył to od razu.Trzech zbitych w grupkę na niskiej ła-weczce imigrantów po-szeptywało coś do siebie.Oprócz nich w pokoju czekałjeszcze brygadzista z butelkowni i trzech pracowników z dziennej zmiany.Drzwina korytarz zamknęły się i Morris, wreszcie uwolniony od dziennikarzy, przywi-tał wszystkich serdecznie.Nie zwracając się do nikogo w szczególności, powie-dział, że w najbliższym czasie zamierza powiększyć butelkownię, tak aby firmamogła sprostać nowym zamówieniom, głównie z Anglii.Próbował skupićwszystkich wokół siebie zarówno białych, jak i czarnych, dać im poczucie, żekonsultuje z nimi swoje decyzje, że stanowią oni dla niego część wielkiej rodzi-ny, której przyszłość łeży mu na sercu.Jednak imigranci i Włosi uparcie trzymalisię oddzielnie, spoglądając na siebie wrogo i coś szepcząc między sobą.Prawdo-podobnie peszyła ich obecność uzbrojonego strażnika, pilnującego drzwi.Morrispomyślał, że gardzi nimi wszystkimi za ich małostkowość i zdumiewający brakhartu ducha.Nawet Forbes, zapytany o postępy prac remontowych w Villa Catu-lłus, odpowiadał monosylabami.- A może powinniśmy przechrzcie naszą willę na II Collegio! Go sądzisz otym?Prezentując najbardziej promienny ze swoich uśmiechów, Morris pomyślał, żejego oczy muszą wydawać się teraz jeszcze bardziej błękitne i jaśniejące, w kon-traście ze smutnym pobojowiskiem, jakim stała się jego twarz (a może to właśnieona była przyczyną zakłopotania robotników z winiarni? Ciągle zapominał o ta-kiej możliwości).Nijakie oczy Forbesa poruszyły się niepewnie pod przykurzo-nymi powiekami.Morris dodał mu otuchy kolejnym uśmiechem, choć uporczy-we trzymanie się przez staruszka kwiecistych krawatów powoli zaczynało mu sięjawić jako nieznośne zmanierowanie.Zwiadkowie siedzieli w wyznaczonym pokoju, podczas gdy Azedine i Faroukbyli sądzeni za morderstwo.Brygadzista z butelkowni palił papierosa, jednakRLTMorris postanowił nie reagować.Jednego po drugim wzywano imigrantów dozłożenia zeznań.Po nich miejscowych robotników.Za każdym razem trwało tonie więcej niż dziesięć minut.Forbes zaczął ubolewać, że wszystko idzie znacz-nie szybciej, niż oczekiwał, że ani się obejrzą, a Azedine i Farouk zostaną skaza-ni.Może nawet jeszcze dzisiaj.Morris kazał mu się uspokoić.Nawet jeśli ichskażą, pózniej i tak zostaną zwolnieni, kiedy prawda wyjdzie na jaw.Będzie am-nistia.We Włoszech tak to właśnie wygląda.W tym kraju nic nie jest definitivo.Po prostu Azedine i Farouk spędzą kilka miesięcy w więzieniu, zanim biurokra-tyczna machina wyciągnie wreszcie odpowiednie wnioski.Ani on sam, ani For-bes nie są winni temu, że tutejsza policja okazała się tak ślamazarna, że nie potra-fiła odnalezć dowodów, które w każdym innym kraju zostałyby odnalezione, za-nim ktokolwiek zdążyłby wypowiedzieć słowo dożywocie".Obaj zrobiliwszystko, co w ich mocy, by wydostać chłopców.Tak naprawdę Forbes wręczprzedobrzył, niepotrzebnie komplikując całą sytuację, bo tak go zauroczył przy-stojny Arab, zdradzający go, nawiasem mówiąc.Rodolfo U Rosso, rzeczywiście.Czy on zwariował? Na takie dictum Forbes ukrył twarz w dłoniach i mocno trącpalcami powieki, zaczął lamentować, że niepotrzebnie pakował się w to bagno.Morris spoglądał na niego z wyższością.W końcu to jego czekał krzyżowy ogieńpytań, to on przez prawników reprezentujących obronę i carabinieri uważany byłza alternatywnego kozła ofiarnego.Zerkając na pilnującego drzwi poliziotto,ostro przypomniał Forbesowi, że nie wpakował się w żadne bagno.Wręcz prze-ciwnie, jego obecna sytuacja jest lepsza niż kiedykolwiek.Może zebrać wszyst-kich głupich chłopaczków, do których tak się wyrywa jego serce, pod wspanialewyremontowanym dachem Villa Catullus i wpajać im mądrości, do których wy-głaszania czuje się powołany.Zanim spotkał Morrisa, wiódł nędzny żywot, niemając nic poza państwową pensyjką, n'est-ce-pas, więc lepiej niech o tym nie za-pomina.Tak naprawdę Morris doskonale zdawał sobie sprawę, że wystarczy jed-na niedyskrecja ze strony staruszka, a będzie skończony, mimo to czuł się tak,jakby to on trzymał w ręku nóż.Wystarczyło wiedzieć, że Forbes był gejem - aKwame i Paola za życia sugerowali mu to niejednokrotnie - i od razu człowiektracił do niego cały szacunek.A jakiego bałaganu narobił swoimi listami!RLT-Audentes fortuna juvat*106 - mruknął Forbes.- To już lepiej - odparł Morris i zaraz dodał tonem, który miał przypomnieć, żeich dawna zażyłość przepadła bezpowrotnie: - A co to właściwie oznacza?- %7łe masz słuszność - powiedział Forbes, po czym wstał, podszedł do straż-nika przy drzwiach i zapytał, czy może skorzystać z la toilette.Po przerwie na lunch w sądzie pojawiła się Antonella.Morris pospieszył kuniej, z wyrazem zafrasowania na twarzy.Uścisnęli się na powitanie.- E allora? - zapytał niecierpliwie.- Złapali ich?- Nikt się nie pojawił.Czekałam półtorej godziny.- Może domyślili się zasadzki?- Nie mam pojęcia, jak mieliby się domyślić.Tylko ja o niej wiedziałam.Siedzący na ławce w drugim kącie pomieszczenia Forbes ponownie ukryłtwarz w dłoniach.Nie miał nawet tyle przyzwoitości, żeby przywitać się z kobie-tą.- Mnie się wydaje, że te listy stanowiły zasłonę dymną, mającą odwrócić uwa-gę od imigrantów.Rzekomi porywacze nigdy nie mieli w swoich rękach Boba -powiedział Morris.- Gdyby było inaczej, przedstawiliby jakieś dowody.Odpowiedz Antonelli była nawet krzepiąca, choć jednocześnie mniej subtelna,niż by się tego po niej spodziewał.- Szczerze mówiąc, odkąd cała prawda o Bobie wyszła na jaw, przestałam byćz tego powodu nieszczęśliwa.106* Szczęście sprzyja odważnym.RLTJej głos przepojony był goryczą.Morris pomyślał, że jeśli chce zaleczyć ranyszwagierki, przyjdzie mu w to włożyć wiele wysiłku i dobrej woli.W tym momencie poliziotto wywołał przeciągle nazwisko Morrees Duc-kworrth".Morris wstał z ławki i dał się poprowadzić wykładanymi kamienną posadzkąkorytarzami do dużej, surowej sali, gdzie na sklepieniu przetrwały fragmenty sta-rych fresków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Odpowie na wszystkie pytania zadane mu na sali sądowej, i natym koniec.Zasłaniając dłońmi pokiereszowaną twarz, wszedł do strzeżonegopokoju dla świadków.W środku siedział już Forbes, bardziej zdenerwowany, niż tego wymagała ko-nieczność.Morris zauważył to od razu.Trzech zbitych w grupkę na niskiej ła-weczce imigrantów po-szeptywało coś do siebie.Oprócz nich w pokoju czekałjeszcze brygadzista z butelkowni i trzech pracowników z dziennej zmiany.Drzwina korytarz zamknęły się i Morris, wreszcie uwolniony od dziennikarzy, przywi-tał wszystkich serdecznie.Nie zwracając się do nikogo w szczególności, powie-dział, że w najbliższym czasie zamierza powiększyć butelkownię, tak aby firmamogła sprostać nowym zamówieniom, głównie z Anglii.Próbował skupićwszystkich wokół siebie zarówno białych, jak i czarnych, dać im poczucie, żekonsultuje z nimi swoje decyzje, że stanowią oni dla niego część wielkiej rodzi-ny, której przyszłość łeży mu na sercu.Jednak imigranci i Włosi uparcie trzymalisię oddzielnie, spoglądając na siebie wrogo i coś szepcząc między sobą.Prawdo-podobnie peszyła ich obecność uzbrojonego strażnika, pilnującego drzwi.Morrispomyślał, że gardzi nimi wszystkimi za ich małostkowość i zdumiewający brakhartu ducha.Nawet Forbes, zapytany o postępy prac remontowych w Villa Catu-lłus, odpowiadał monosylabami.- A może powinniśmy przechrzcie naszą willę na II Collegio! Go sądzisz otym?Prezentując najbardziej promienny ze swoich uśmiechów, Morris pomyślał, żejego oczy muszą wydawać się teraz jeszcze bardziej błękitne i jaśniejące, w kon-traście ze smutnym pobojowiskiem, jakim stała się jego twarz (a może to właśnieona była przyczyną zakłopotania robotników z winiarni? Ciągle zapominał o ta-kiej możliwości).Nijakie oczy Forbesa poruszyły się niepewnie pod przykurzo-nymi powiekami.Morris dodał mu otuchy kolejnym uśmiechem, choć uporczy-we trzymanie się przez staruszka kwiecistych krawatów powoli zaczynało mu sięjawić jako nieznośne zmanierowanie.Zwiadkowie siedzieli w wyznaczonym pokoju, podczas gdy Azedine i Faroukbyli sądzeni za morderstwo.Brygadzista z butelkowni palił papierosa, jednakRLTMorris postanowił nie reagować.Jednego po drugim wzywano imigrantów dozłożenia zeznań.Po nich miejscowych robotników.Za każdym razem trwało tonie więcej niż dziesięć minut.Forbes zaczął ubolewać, że wszystko idzie znacz-nie szybciej, niż oczekiwał, że ani się obejrzą, a Azedine i Farouk zostaną skaza-ni.Może nawet jeszcze dzisiaj.Morris kazał mu się uspokoić.Nawet jeśli ichskażą, pózniej i tak zostaną zwolnieni, kiedy prawda wyjdzie na jaw.Będzie am-nistia.We Włoszech tak to właśnie wygląda.W tym kraju nic nie jest definitivo.Po prostu Azedine i Farouk spędzą kilka miesięcy w więzieniu, zanim biurokra-tyczna machina wyciągnie wreszcie odpowiednie wnioski.Ani on sam, ani For-bes nie są winni temu, że tutejsza policja okazała się tak ślamazarna, że nie potra-fiła odnalezć dowodów, które w każdym innym kraju zostałyby odnalezione, za-nim ktokolwiek zdążyłby wypowiedzieć słowo dożywocie".Obaj zrobiliwszystko, co w ich mocy, by wydostać chłopców.Tak naprawdę Forbes wręczprzedobrzył, niepotrzebnie komplikując całą sytuację, bo tak go zauroczył przy-stojny Arab, zdradzający go, nawiasem mówiąc.Rodolfo U Rosso, rzeczywiście.Czy on zwariował? Na takie dictum Forbes ukrył twarz w dłoniach i mocno trącpalcami powieki, zaczął lamentować, że niepotrzebnie pakował się w to bagno.Morris spoglądał na niego z wyższością.W końcu to jego czekał krzyżowy ogieńpytań, to on przez prawników reprezentujących obronę i carabinieri uważany byłza alternatywnego kozła ofiarnego.Zerkając na pilnującego drzwi poliziotto,ostro przypomniał Forbesowi, że nie wpakował się w żadne bagno.Wręcz prze-ciwnie, jego obecna sytuacja jest lepsza niż kiedykolwiek.Może zebrać wszyst-kich głupich chłopaczków, do których tak się wyrywa jego serce, pod wspanialewyremontowanym dachem Villa Catullus i wpajać im mądrości, do których wy-głaszania czuje się powołany.Zanim spotkał Morrisa, wiódł nędzny żywot, niemając nic poza państwową pensyjką, n'est-ce-pas, więc lepiej niech o tym nie za-pomina.Tak naprawdę Morris doskonale zdawał sobie sprawę, że wystarczy jed-na niedyskrecja ze strony staruszka, a będzie skończony, mimo to czuł się tak,jakby to on trzymał w ręku nóż.Wystarczyło wiedzieć, że Forbes był gejem - aKwame i Paola za życia sugerowali mu to niejednokrotnie - i od razu człowiektracił do niego cały szacunek.A jakiego bałaganu narobił swoimi listami!RLT-Audentes fortuna juvat*106 - mruknął Forbes.- To już lepiej - odparł Morris i zaraz dodał tonem, który miał przypomnieć, żeich dawna zażyłość przepadła bezpowrotnie: - A co to właściwie oznacza?- %7łe masz słuszność - powiedział Forbes, po czym wstał, podszedł do straż-nika przy drzwiach i zapytał, czy może skorzystać z la toilette.Po przerwie na lunch w sądzie pojawiła się Antonella.Morris pospieszył kuniej, z wyrazem zafrasowania na twarzy.Uścisnęli się na powitanie.- E allora? - zapytał niecierpliwie.- Złapali ich?- Nikt się nie pojawił.Czekałam półtorej godziny.- Może domyślili się zasadzki?- Nie mam pojęcia, jak mieliby się domyślić.Tylko ja o niej wiedziałam.Siedzący na ławce w drugim kącie pomieszczenia Forbes ponownie ukryłtwarz w dłoniach.Nie miał nawet tyle przyzwoitości, żeby przywitać się z kobie-tą.- Mnie się wydaje, że te listy stanowiły zasłonę dymną, mającą odwrócić uwa-gę od imigrantów.Rzekomi porywacze nigdy nie mieli w swoich rękach Boba -powiedział Morris.- Gdyby było inaczej, przedstawiliby jakieś dowody.Odpowiedz Antonelli była nawet krzepiąca, choć jednocześnie mniej subtelna,niż by się tego po niej spodziewał.- Szczerze mówiąc, odkąd cała prawda o Bobie wyszła na jaw, przestałam byćz tego powodu nieszczęśliwa.106* Szczęście sprzyja odważnym.RLTJej głos przepojony był goryczą.Morris pomyślał, że jeśli chce zaleczyć ranyszwagierki, przyjdzie mu w to włożyć wiele wysiłku i dobrej woli.W tym momencie poliziotto wywołał przeciągle nazwisko Morrees Duc-kworrth".Morris wstał z ławki i dał się poprowadzić wykładanymi kamienną posadzkąkorytarzami do dużej, surowej sali, gdzie na sklepieniu przetrwały fragmenty sta-rych fresków [ Pobierz całość w formacie PDF ]