[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Laurel Park, pamiętasz? Piękny, duży stary dom na wzgórzu, otoczony zadbanymi ogrodami, z kortami teniso-wymi i krytym basenem.Mają tam wszystko, co można kupić za pieniądze.- Podniósł się i podszedł do deski,obok której stał laptop Nicka.Jego palce spoczęły na klawiaturze.- Aadny.Prawie tak ładny jak mój.Kocham laptopy, a ty?Nick wzruszył ramionami.- Nie powiedziałbym, że je kocham, nie mam do nich aż tak osobistego stosunku.Są użyteczne, towszystko.Przydają się, kiedy chcesz przekazać coś e-mailem albo szybko opracować jakiś projekt, ale nie dająmi takiej przyjemności, jaką czerpię z ołówków, papieru, węgla, tuszu czy farby, o, nie.- Wyciągnął rękę nadstołem.- Hej, co ty wyprawiasz z tym jointem? Chcesz go sam wypalić, w pojedynkę? To nieładnie! Zachowa-nie niegodne prawdziwego hipisa.Chris podał mu jointa i Nick zaciągnął się mocno.Powietrze wypełnił zapach palącego się haszu.Nickwstrzymał oddech i dopiero po długiej chwili uwolnił cienką strużkę dymu z ust.- Tak.- odezwał się, kiedy znowu mógł mówić.- Tak, szkoła.Pamiętam Laurel Park.I pamiętam, żeobok Laurel Park mieszkała twoja babka.- Tak jest! Kiedy umarła, szkoła kupiła jej dom.Teraz są tam sypialnie dla uczennic i sale zajęciowe, aw piwnicy mój mały gabinecik, bardzo przytulny.W pokoju zapanowała cisza.Nick oparł się wygodnie i zamknął oczy.Wyraznie słyszał, jak Chris wdy-cha i wydycha narkotyczny dym.Jego własne ciało było ociężałe i rozleniwione.Kusiło go, żeby położyć gło-wę na stole i zasnąć.Był strasznie zmęczony.Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że jego nogi i ramiona należą dokogoś innego.Ostrożnie poruszył stopami, krzyżując i prostując nogi w kostkach.Impulsy nerwowe docierałydo jego kończyn powoli, jak z bardzo dużej odległości.Nagle zaburczało mu w brzuchu.Uświadomił sobie, żejest głodny.- Hej.- Otworzył oczy.- To ci dopiero joint, stary.Coś niesamowitego.Dawno nie miałem takiegoodlotu.Chodz, kupimy sobie dobre frytki i może jakiegoś cheeseburgera.Na głównej ulicy było pusto i cicho.Nick pomyślał, że dopiero za jakieś pół godziny, w porze zamyka-nia barów i pubów, na chodnikach zaroi się od niepewnie zmierzających do domu pijaków, a powietrze zgęst-nieje od głośnych rozmów i wykrzykiwanych obelg.Przystanęli przed najbliższym barem.Chris pchnął szklanedrzwi i wykonał formalny ukłon w progu.Podeszli do wysokiej lady, zza której sączył się obezwładniającyzapach.Zlina napłynęła Nickowi do ust.Szybko złożyli zamówienie.- Owen uwielbiał ten bar - odezwał się Nick.- Pamiętasz? Marianne często przyprowadzała go tutaj wnagrodę za dobre zachowanie.Susan nie podobało się, że Owen jadał takie śmieci, jak mówiła, ale Marianneprzepadała za frytkami.Przypominam sobie, że szczególnie smakowały jej z sosem curry, który tutaj podają.- Ja bardzo lubiłem także ostre burgery, a Owen kiełbaski smażone w cieście.- Chris pokiwał głową.-Ciągle tu z nim przychodziliśmy.Kiedy ty i Susan wychodziliście gdzieś wieczorem, wpadaliśmy z nim dotego baru na podwieczorek albo kolację.Siadał przy stoliku i prosił o dużą szklankę mleka, jako ukłon w stronęzdrowej żywności.Zawsze powtarzał, że tutaj mleko smakuje inaczej.RLTNick obserwował mocno zbudowaną ciemnoskórą kobietę, durszlakową łyżką mieszającą frytki we fry-townicy.Kawałki ziemniaków obracały się w oleju, podobne do złocistych gałązek.Był taki głodny, że z tru-dem powstrzymywał się, aby nie włożyć palców do wrzącego oleju i nie wyciągnąć z niego frytek.Wydawałomu się, że jeśli będzie musiał długo czekać, nogi załamią się pod nim jak zbutwiałe pniaki.- Marianne.- wymamrotał, szukając w głowie jakiegoś detalu, na którym mógłby się skupić, przy-najmniej przez chwilę.- Marianne.Co się z nią dzieje? Widujesz się z nią?Chris nie odpowiedział.Odwrócił się i podszedł do grającej szafy w kącie.Wygrzebał z kieszeni kilkamonet, wrzucił je do otworu i nacisnął kilka guzików.- Owen bardzo lubił tę piosenkę.- mruknął.- Pamiętasz?Salę wypełnił głos Johna Lennona.Nick zaczął śpiewać, postukując czubkiem buta o podłogę w rytmprostej, chwytliwej melodii.Statki, rzeki, marmoladowe niebo, brylanty, cały kalejdoskop obrazów.I nagle w myśli zobaczył dziecko, dziewczynę i chłopaka, siedzących przy stole z plastikowym blatem.Mniejszy chłopiec sięgnął po dzbanek z mlekiem i zaczął pić prosto z niego.Biała piana osiadła na jego górnejwardze, na talerzu, na złocistych frytkach i palcach małego czerwienił się keczup.Nick zobaczył, jak dzieckopodnosi widelec i wymachuje nim w powietrzu, dyrygując niewidzialnym zespołem piosenkarzy i muzyków.- Marianne? Chcesz wiedzieć, co dzieje się z Marianne?Frytki wirowały we wrzącym oleju.Kobieta zaczerpnęła je wielką łyżką i przesypała zgrabny stożek dotorebki z brązowego papieru.Nick ujrzał swoją twarz, odbitą w powleczonym warstewką tłuszczu lustrze naścianie.Wyglądał staro, musiał być bardziej zmęczony, niż przypuszczał.W kącikach ust zebrały się lśniącekrople śliny.- Z solą i octem? - Jej głos zabrzmiał donośnie, prawie go ogłuszył.Skinął głową, nie mogąc się odezwać.Na kawałki usmażonych ziemniaków posypał się deszcz drob-niutkich białych kryształków, zapach octu podrażnił nozdrza.Wziął torebkę od kobiety, czując, jak gorącytłuszcz przesiąka przez gruby papier.Odliczył kilka monet i wyszedł na dwór, w chłodną, wilgotną noc.Ręcemu drżały, tłuszcz oblepił czubki palców.Zaczął jeść.Frytki były zaskakująco smaczne.Zabrał całą garść iwepchnął sobie do ust.Przełknął.- Marianne.- powtórzył.- Tak, opowiedz mi o niej.Bardzo chciałbym ją znów zobaczyć.Po wyjezdzie Nicka do Ameryki zrobiło się fatalnie.Wcześniej było niedobrze, ale jakimś cudem Ma-rianne trzymała się, dopóki otaczający ją świat przynajmniej z grubsza przypominał ten, w którym tak dobrzesię czuła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Laurel Park, pamiętasz? Piękny, duży stary dom na wzgórzu, otoczony zadbanymi ogrodami, z kortami teniso-wymi i krytym basenem.Mają tam wszystko, co można kupić za pieniądze.- Podniósł się i podszedł do deski,obok której stał laptop Nicka.Jego palce spoczęły na klawiaturze.- Aadny.Prawie tak ładny jak mój.Kocham laptopy, a ty?Nick wzruszył ramionami.- Nie powiedziałbym, że je kocham, nie mam do nich aż tak osobistego stosunku.Są użyteczne, towszystko.Przydają się, kiedy chcesz przekazać coś e-mailem albo szybko opracować jakiś projekt, ale nie dająmi takiej przyjemności, jaką czerpię z ołówków, papieru, węgla, tuszu czy farby, o, nie.- Wyciągnął rękę nadstołem.- Hej, co ty wyprawiasz z tym jointem? Chcesz go sam wypalić, w pojedynkę? To nieładnie! Zachowa-nie niegodne prawdziwego hipisa.Chris podał mu jointa i Nick zaciągnął się mocno.Powietrze wypełnił zapach palącego się haszu.Nickwstrzymał oddech i dopiero po długiej chwili uwolnił cienką strużkę dymu z ust.- Tak.- odezwał się, kiedy znowu mógł mówić.- Tak, szkoła.Pamiętam Laurel Park.I pamiętam, żeobok Laurel Park mieszkała twoja babka.- Tak jest! Kiedy umarła, szkoła kupiła jej dom.Teraz są tam sypialnie dla uczennic i sale zajęciowe, aw piwnicy mój mały gabinecik, bardzo przytulny.W pokoju zapanowała cisza.Nick oparł się wygodnie i zamknął oczy.Wyraznie słyszał, jak Chris wdy-cha i wydycha narkotyczny dym.Jego własne ciało było ociężałe i rozleniwione.Kusiło go, żeby położyć gło-wę na stole i zasnąć.Był strasznie zmęczony.Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że jego nogi i ramiona należą dokogoś innego.Ostrożnie poruszył stopami, krzyżując i prostując nogi w kostkach.Impulsy nerwowe docierałydo jego kończyn powoli, jak z bardzo dużej odległości.Nagle zaburczało mu w brzuchu.Uświadomił sobie, żejest głodny.- Hej.- Otworzył oczy.- To ci dopiero joint, stary.Coś niesamowitego.Dawno nie miałem takiegoodlotu.Chodz, kupimy sobie dobre frytki i może jakiegoś cheeseburgera.Na głównej ulicy było pusto i cicho.Nick pomyślał, że dopiero za jakieś pół godziny, w porze zamyka-nia barów i pubów, na chodnikach zaroi się od niepewnie zmierzających do domu pijaków, a powietrze zgęst-nieje od głośnych rozmów i wykrzykiwanych obelg.Przystanęli przed najbliższym barem.Chris pchnął szklanedrzwi i wykonał formalny ukłon w progu.Podeszli do wysokiej lady, zza której sączył się obezwładniającyzapach.Zlina napłynęła Nickowi do ust.Szybko złożyli zamówienie.- Owen uwielbiał ten bar - odezwał się Nick.- Pamiętasz? Marianne często przyprowadzała go tutaj wnagrodę za dobre zachowanie.Susan nie podobało się, że Owen jadał takie śmieci, jak mówiła, ale Marianneprzepadała za frytkami.Przypominam sobie, że szczególnie smakowały jej z sosem curry, który tutaj podają.- Ja bardzo lubiłem także ostre burgery, a Owen kiełbaski smażone w cieście.- Chris pokiwał głową.-Ciągle tu z nim przychodziliśmy.Kiedy ty i Susan wychodziliście gdzieś wieczorem, wpadaliśmy z nim dotego baru na podwieczorek albo kolację.Siadał przy stoliku i prosił o dużą szklankę mleka, jako ukłon w stronęzdrowej żywności.Zawsze powtarzał, że tutaj mleko smakuje inaczej.RLTNick obserwował mocno zbudowaną ciemnoskórą kobietę, durszlakową łyżką mieszającą frytki we fry-townicy.Kawałki ziemniaków obracały się w oleju, podobne do złocistych gałązek.Był taki głodny, że z tru-dem powstrzymywał się, aby nie włożyć palców do wrzącego oleju i nie wyciągnąć z niego frytek.Wydawałomu się, że jeśli będzie musiał długo czekać, nogi załamią się pod nim jak zbutwiałe pniaki.- Marianne.- wymamrotał, szukając w głowie jakiegoś detalu, na którym mógłby się skupić, przy-najmniej przez chwilę.- Marianne.Co się z nią dzieje? Widujesz się z nią?Chris nie odpowiedział.Odwrócił się i podszedł do grającej szafy w kącie.Wygrzebał z kieszeni kilkamonet, wrzucił je do otworu i nacisnął kilka guzików.- Owen bardzo lubił tę piosenkę.- mruknął.- Pamiętasz?Salę wypełnił głos Johna Lennona.Nick zaczął śpiewać, postukując czubkiem buta o podłogę w rytmprostej, chwytliwej melodii.Statki, rzeki, marmoladowe niebo, brylanty, cały kalejdoskop obrazów.I nagle w myśli zobaczył dziecko, dziewczynę i chłopaka, siedzących przy stole z plastikowym blatem.Mniejszy chłopiec sięgnął po dzbanek z mlekiem i zaczął pić prosto z niego.Biała piana osiadła na jego górnejwardze, na talerzu, na złocistych frytkach i palcach małego czerwienił się keczup.Nick zobaczył, jak dzieckopodnosi widelec i wymachuje nim w powietrzu, dyrygując niewidzialnym zespołem piosenkarzy i muzyków.- Marianne? Chcesz wiedzieć, co dzieje się z Marianne?Frytki wirowały we wrzącym oleju.Kobieta zaczerpnęła je wielką łyżką i przesypała zgrabny stożek dotorebki z brązowego papieru.Nick ujrzał swoją twarz, odbitą w powleczonym warstewką tłuszczu lustrze naścianie.Wyglądał staro, musiał być bardziej zmęczony, niż przypuszczał.W kącikach ust zebrały się lśniącekrople śliny.- Z solą i octem? - Jej głos zabrzmiał donośnie, prawie go ogłuszył.Skinął głową, nie mogąc się odezwać.Na kawałki usmażonych ziemniaków posypał się deszcz drob-niutkich białych kryształków, zapach octu podrażnił nozdrza.Wziął torebkę od kobiety, czując, jak gorącytłuszcz przesiąka przez gruby papier.Odliczył kilka monet i wyszedł na dwór, w chłodną, wilgotną noc.Ręcemu drżały, tłuszcz oblepił czubki palców.Zaczął jeść.Frytki były zaskakująco smaczne.Zabrał całą garść iwepchnął sobie do ust.Przełknął.- Marianne.- powtórzył.- Tak, opowiedz mi o niej.Bardzo chciałbym ją znów zobaczyć.Po wyjezdzie Nicka do Ameryki zrobiło się fatalnie.Wcześniej było niedobrze, ale jakimś cudem Ma-rianne trzymała się, dopóki otaczający ją świat przynajmniej z grubsza przypominał ten, w którym tak dobrzesię czuła [ Pobierz całość w formacie PDF ]