[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz po-sunęli się już za daleko na to, by się poddać.Kiedy znalezli się nazewnątrz, można było powiedzieć, że pokonali już ponad połowętrudności.- Ole musi zejść na sam dół, zanim cię pociągnie, inaczej zle się toskończy dla was obu.Jeszcze, nie daj Bóg, sanki wpadną na Olego ipołamią mu nogi!- Czy ty naprawdę potrafisz śmiać się ze wszystkiego? - spytał Samuel,usiłując pochwycić spojrzenie Mattiasa.Udało mu się to ledwie wpołowie, lecz i tak Samuel miał wrażenie, że czyta w oczach młodegoczłowieka, którego coraz bardziej lubił, głęboką powagę.- Potrafię się śmiać z większości rzeczy - przyznał Mat-tias.- Nie zawszejest to równie mądre, ale przynajmniej lepiej się wtedy czuję.- Nie rezygnuj z tego, synu! - powiedział Samuel.Ole szarpnął sznurkiem i pobiegł naprzód niemal równo z sankami, któreześlizgnęły się z trzech stopni drewnianych schodów.Usunął się przy tymnieco w bok i dzięki temu sanki wyminęły go, zamiast obetrzeć mu pięty.Zmiech Wielkiego Samuela zabrzmiał zgrzytliwie, ale wyrwał się z głębiserca.Ojciec Rozy jedną ręką trzymał się mocno sanek, drugą złapał sięza brzuch, wełniany koc spadł i zimowe wiatry mogły mu się zakraść ażdo skóry, lecz on i tak nie zdołał powstrzymać się od śmiechu.Mattias, stojący na szczycie schodów, przełknął kulę w gardle.Zwysiłkiem zszedł na dół powoli, stopień po stopniu.Zarówno z uwagi nadojmujący ból, jak i przez to, że potrzebował czasu.Było coś niezwyklewzruszającego w tym obrazku, który malował się przed nim w słabymniebieskawym dziennym świetle, gdzie ojciec i syn wspólnie przeżywalicoś dobrego.Ole stał, ściskając sznur w dłoni, i ledwie ważył się na uśmiech, mógłbowiem jedynie słyszeć, co się dzieje, a Samuel najwidoczniej od dawnajuż nie śmiał się tak serdecznie.Nie należało się spodziewać, że Ole da sięporwać chwili.Dzieci z Samuelsborg nauczone były odczekać ja-kiś czas, by przekonać się, jak ojciec naprawdę przyjmie to, co się dzieje,nim odważały się ulec własnym uczuciom.Mattias poprawił szary, gęsto tkany, wełniany koc w taki sposób, by znówotulał Samuela, dopiero potem poklepał Olego po plecach, zapewniającgo, że jak dotychczas wszystko idzie zgodnie z planem.Nogą nakierowałsanki na saunę, a potem złapał mocno pod ramię Olego, który pociągnąłsanki do drewna z ojcem, samym Wielkim Samuelem, zasiadającym nanich dumnie niczym król na swoim tronie, do małej, niepozornej sauny zdrewnianych bali, z której unosił się ku pogodnemu niebu szary, gęstydym.- Czy ta dziewczyna pali mokrym drewnem? - spytał Samuel, węsząc wpowietrzu.- Pali pewnie tym, co znajdzie - stwierdził Mattias i postarał się, żeby jegogłos zabrzmiał dokładnie tak szorstko, jak sobie tego życzył.Nie spodobał mu się wyrzut wobec Rozy, który, jak mu się wydawało,wychwycił w krótkiej uwadze Samuela.- Nazbierała na brzegu trochę drewna wyrzuconego przez morze.Nanosiła do domu gałęzi, których nikt nie chciał.Przyniosła też torf zbagna na skraju twojego pola.Sądzę więc, że możemy powiedzieć, żeRoza zadbała o opał najlepiej, jak umiała, a może nawet jeszcze staran-niej.Nie musiała też kupować węgla, a wiesz chyba, że nie wszyscymężczyzni z okolicy mogą się pochwalić tym samym, nim zimadobiegnie końca.- Byle tylko w saunie było porządnie ciepło! - westchnął Samuel, udając,że nie słyszy, iż Mattias przywołuje go do porządku.A Mattias ze swejstrony też się nad tym dłużej nie rozwodził.- Sanki nie zmieszczą się w saunie - stwierdził Ole, opierając się o ścianę.- Wniesiesz go do środka na plecach - powiedział Mattias.- Co? - zdumieli się jednocześnie ojciec i syn.Mattias wzruszyłramionami i zwrócił się do Samuela.- Stoimy tuż pod drzwiami.Zatrzymasz się tu i powiesz, że mimowszystko nie chcesz kąpieli tylko dlatego, że jesteś zbyt dumny, bydzwigał cię rodzony syn? - Nabrał powietrza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Teraz po-sunęli się już za daleko na to, by się poddać.Kiedy znalezli się nazewnątrz, można było powiedzieć, że pokonali już ponad połowętrudności.- Ole musi zejść na sam dół, zanim cię pociągnie, inaczej zle się toskończy dla was obu.Jeszcze, nie daj Bóg, sanki wpadną na Olego ipołamią mu nogi!- Czy ty naprawdę potrafisz śmiać się ze wszystkiego? - spytał Samuel,usiłując pochwycić spojrzenie Mattiasa.Udało mu się to ledwie wpołowie, lecz i tak Samuel miał wrażenie, że czyta w oczach młodegoczłowieka, którego coraz bardziej lubił, głęboką powagę.- Potrafię się śmiać z większości rzeczy - przyznał Mat-tias.- Nie zawszejest to równie mądre, ale przynajmniej lepiej się wtedy czuję.- Nie rezygnuj z tego, synu! - powiedział Samuel.Ole szarpnął sznurkiem i pobiegł naprzód niemal równo z sankami, któreześlizgnęły się z trzech stopni drewnianych schodów.Usunął się przy tymnieco w bok i dzięki temu sanki wyminęły go, zamiast obetrzeć mu pięty.Zmiech Wielkiego Samuela zabrzmiał zgrzytliwie, ale wyrwał się z głębiserca.Ojciec Rozy jedną ręką trzymał się mocno sanek, drugą złapał sięza brzuch, wełniany koc spadł i zimowe wiatry mogły mu się zakraść ażdo skóry, lecz on i tak nie zdołał powstrzymać się od śmiechu.Mattias, stojący na szczycie schodów, przełknął kulę w gardle.Zwysiłkiem zszedł na dół powoli, stopień po stopniu.Zarówno z uwagi nadojmujący ból, jak i przez to, że potrzebował czasu.Było coś niezwyklewzruszającego w tym obrazku, który malował się przed nim w słabymniebieskawym dziennym świetle, gdzie ojciec i syn wspólnie przeżywalicoś dobrego.Ole stał, ściskając sznur w dłoni, i ledwie ważył się na uśmiech, mógłbowiem jedynie słyszeć, co się dzieje, a Samuel najwidoczniej od dawnajuż nie śmiał się tak serdecznie.Nie należało się spodziewać, że Ole da sięporwać chwili.Dzieci z Samuelsborg nauczone były odczekać ja-kiś czas, by przekonać się, jak ojciec naprawdę przyjmie to, co się dzieje,nim odważały się ulec własnym uczuciom.Mattias poprawił szary, gęsto tkany, wełniany koc w taki sposób, by znówotulał Samuela, dopiero potem poklepał Olego po plecach, zapewniającgo, że jak dotychczas wszystko idzie zgodnie z planem.Nogą nakierowałsanki na saunę, a potem złapał mocno pod ramię Olego, który pociągnąłsanki do drewna z ojcem, samym Wielkim Samuelem, zasiadającym nanich dumnie niczym król na swoim tronie, do małej, niepozornej sauny zdrewnianych bali, z której unosił się ku pogodnemu niebu szary, gęstydym.- Czy ta dziewczyna pali mokrym drewnem? - spytał Samuel, węsząc wpowietrzu.- Pali pewnie tym, co znajdzie - stwierdził Mattias i postarał się, żeby jegogłos zabrzmiał dokładnie tak szorstko, jak sobie tego życzył.Nie spodobał mu się wyrzut wobec Rozy, który, jak mu się wydawało,wychwycił w krótkiej uwadze Samuela.- Nazbierała na brzegu trochę drewna wyrzuconego przez morze.Nanosiła do domu gałęzi, których nikt nie chciał.Przyniosła też torf zbagna na skraju twojego pola.Sądzę więc, że możemy powiedzieć, żeRoza zadbała o opał najlepiej, jak umiała, a może nawet jeszcze staran-niej.Nie musiała też kupować węgla, a wiesz chyba, że nie wszyscymężczyzni z okolicy mogą się pochwalić tym samym, nim zimadobiegnie końca.- Byle tylko w saunie było porządnie ciepło! - westchnął Samuel, udając,że nie słyszy, iż Mattias przywołuje go do porządku.A Mattias ze swejstrony też się nad tym dłużej nie rozwodził.- Sanki nie zmieszczą się w saunie - stwierdził Ole, opierając się o ścianę.- Wniesiesz go do środka na plecach - powiedział Mattias.- Co? - zdumieli się jednocześnie ojciec i syn.Mattias wzruszyłramionami i zwrócił się do Samuela.- Stoimy tuż pod drzwiami.Zatrzymasz się tu i powiesz, że mimowszystko nie chcesz kąpieli tylko dlatego, że jesteś zbyt dumny, bydzwigał cię rodzony syn? - Nabrał powietrza [ Pobierz całość w formacie PDF ]