[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeśli chcesz powiedzieć, że jest atrakcyjny, to wiem o tym.Międzyinnymi dlatego za niego wyszłam.- Cóż, ja.- Co ty? Przykro ci, że spałaś z moim mężem?- Tak, oczywiście.Czuję się fatalnie.I jestem taka samotna.Tymusisz być załamana.- Byłam załamana.Ale już nie jestem.Zbliżyła się do mnie o krok.- Jamie.Bardzo mi przykro.Cofnęłam się.- A mnie jest przykro ze względu na ciebie, Susannah.Wy glądała nazdumioną.- Tak?- Szczęśliwa osoba nie idzie do łóżka z mężem przyjaciółki.Antrakt IISrebrny mercedes S600 sunął powoli boczną uliczką Red Hook, poczym zatrzymał się przy starym, pokrytym pyłem subaru combi.Przedkawiarnią na rogu, na białych plastikowych krzesłach siedzieli przystoliku dwaj starsi Kubańczycy, ubrani w ciepłe zimowe płaszcze.Grali w domino.Przyjrzawszy się eleganckiemu samochodowi, któryzupełnie nie pasował do tego miejsca, od razu zorientowali się, że nienależy on do handlarza narkotykami.Choć z powodu szybkiegorozwoju dzielnicy większość przestępców wyniosła się do pobliskichmiasteczek, od czasu do czasu pojawiały się tu podejrzane typy.StarsiKubańczycy nie mieli jednak wątpliwości, że tym wozem nieprzyjechał nikt taki.- Quien es eso? - zapytał jeden z nich.Drugi wzruszył ramionami.Za kierownicą siedział wyprostowany szofer w meloniku.Ciemnaszyba z tyłu odsunęła się i ozdobiona ciężkimi złotymi bransoletamiręka wskazała niecierpliwie numer 63.- Oscar! To tu, przy tych kamienicach.Mądry stary Kubańczyk zgasił cygaro i zachichotał.Pasażerkaszybkim ruchem zdjęła kolczyki Verdury.- Wsadz je do schowka na rękawiczki.Z samochodu najpierw wysunął się pantofel z krokodylej skóry,potem bardzo zgrabne udo i wreszcie cała bardzo, bardzo bogatakobieta, która z niedowierzaniem lustrowała okolicę.- Oscar! Uważaj na mnie! Uważaj na samochód! Jeśli pokaże sięjakiś parszywy szczur i mnie ugryzie, natychmiast dzwoń napogotowie w Ameksie i wezwij helikopter, żeby jak najszybciej zabralimnie z tej dziury! Masz numer?- Jest na desce rozdzielczej, jak zwykle, proszę pani.- I naciśnij ten niebieski guzik z gwiazdką, tuż obok.Nie wiem, kogosię nim wzywa, ale naciskaj nawet i sto razy.Oscar obiegł samochód i uprzejmie ujął ją pod ramię, spoczywającena temblaku z szala Hermesa.- I choćby piętnastu gliniarzy kazało ci odjechać, czekaj tu na mnie.Powiedz im, że się nie ruszysz.Nie daj się aresztować.Możesz pójśćdo więzienia pózniej, ale nie waż się mnie tu zostawić.Jeśli wrócę, aciebie nie będzie, na pewno napadnie mnie jakiś gangster i zabierze mimoje ulubione buty.- Tu jest całkiem bezpiecznie, proszę pani - rzekł Oscar,odprowadzając kobietę do frontowych drzwi budynku z brązowegokamienia.- Ale oczywiście będę czekał.Nie ma powodu do niepokoju.- Słucham? Nie ma powodu do niepokoju? Tu jest jak wMadMaksielBogata kobieta zadzwoniła pod piątkę, do Baileya.- Tak?- Czy to ty, Peter?- Uhm.- Tu Ingrid Harris.- O Jezu!- Słyszałam to.- Ja.eee.jestem w tej chwili bardzo zajęty.- Nic mnie to nie obchodzi.Muszę z tobą porozmawiać.- Musisz?- Tak! Nie.Właściwie byłam z wizytą u bliskiej przyjaciółki w tejuroczej okolicy i pomyślałam, że przy okazji wpadnę do ciebie.Posłuchaj, chodzi o zupełnie coś innego niż poprzednio.Nie o to, oczym myślisz.Tym razem będę trzymać łapy przy sobie.Jeden z Kubańczyków trącił łokciem drugiego.- Fajnie.dzięki.Byłoby miło.- Obiecuję.Otwórz.Rozległ się brzęczyk.Stukając obcasami, kobieta przebyła pięć odcinków stromychchwiejnych schodów.Po drodze podziękowała Bogu za trenera zPanamy, który kazał jej ćwiczyć na steperze.Gdy zbliżała się dotrzeciego piętra, szczęknęły trzy zasuwy i otworzyły się jakieś drzwi.Na półpiętrze pojawił się porządnie ubrany czarny nastolatek wczapce narciarskiej i puchowej kamizelce, który zbiegał po dwastopnie.Zobaczywszy ją, zatrzymał się.Kobieta zastygła w bezruchu, z szeroko otwartymi oczami, itrzymając się kurczowo barierki, przywarła do ściany, odsuwając sięod niego jak najdalej.- Jak się pani miewa? - zapytał uprzejmie.Usiłowała odpowiedzieć, ale nie mogła wydobyć głosu.Chłopakpokręcił głową i ruszył na dół.Ingrid pokonała ostatnie dwa odcinki schodów szybciej niż StruśPędziwiatr.Peter Bailey czekał już w otwartych drzwiach i wbiegającdo jego mieszkania, omal go nie przewróciła.Za drzwiami, przywieszaku z kurtkami narciarskimi i bluzami dresowymi, oparty ościanę stał rower.- Wszystko w porządku? Chcesz wody, zimny okład, może tlenu? %7łeteż odważyłaś się tu przyjść.Spojrzała przez ramię, żeby sprawdzić, czy na schodach nie czai sięjakiś przerażający typ.- Peter, przysięgam, że jeśli mnie tu ktoś zabije, zjawię się zzaświatów i będę cię straszyć do końca życia.- Już straszysz - odparł.Przybyła przeszła do niewielkiej kuchni z małym piecykiem,lodówką i suszarką, na której stały talerze pochodzące z różnychkompletów.W przedpokoju znajdował się dębowy stół i trzy różnekrzesła.Wszystkie ściany salonu zastawione były półkami zksiążkami, gazetami i czasopismami, poupychanymi chaotycznie.Kobieta wdepnęła w plątaninę kablikomputerowych i telewizyjnych, ale w końcu dotarła do starejzielonej kanapy.- Masz ręcznik czy coś takiego? - spytała.- Po co?- %7łebym mogła na nim usiąść.- Kanapa jest czysta, Ingrid.- Widzę, jest tu nawet dość porządnie, ale boję się robactwa, pluskiewi tak dalej.- I słusznie.Dziś rano znalazłem skorpiona pod poduszką.Podał jej koc, który leżał na wielkim fotelu, i kobieta skwapliwierozścieliła go pod swoją zgrabną pupą.Miała do załatwienia ważnąsprawę.- Nie przyszłam tu.no wiesz.żeby wracać do tego, co było międzynami.- Miło mi to słyszeć.- Usiadł na fotelu naprzeciwko niej.-I cóż to zanagląca sprawa?Skrzyżowała palce pod udem, po czym powiedziała dramatycznie:- Jestem tu tylko dlatego, że nie mogę patrzeć, jak on się męczy.- Kto? Phillip?- Nie! Myślisz, że ryzykowałabym życie, przychodząc w imieniutego dupka?- To o kogo chodzi? Jeszcze bardziej dramatycznie.- O Dylana.- Co z Dylanem? Jest w Aspen.Powinien się świetnie bawić.- Peteroberwał zeschły liść smętnie wyglądającej rośliny, która stała na stole,i dodał: - Przez kilka ostatnich tygodni nie mogłem jezdzić z nim nazajęcia sportowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Jeśli chcesz powiedzieć, że jest atrakcyjny, to wiem o tym.Międzyinnymi dlatego za niego wyszłam.- Cóż, ja.- Co ty? Przykro ci, że spałaś z moim mężem?- Tak, oczywiście.Czuję się fatalnie.I jestem taka samotna.Tymusisz być załamana.- Byłam załamana.Ale już nie jestem.Zbliżyła się do mnie o krok.- Jamie.Bardzo mi przykro.Cofnęłam się.- A mnie jest przykro ze względu na ciebie, Susannah.Wy glądała nazdumioną.- Tak?- Szczęśliwa osoba nie idzie do łóżka z mężem przyjaciółki.Antrakt IISrebrny mercedes S600 sunął powoli boczną uliczką Red Hook, poczym zatrzymał się przy starym, pokrytym pyłem subaru combi.Przedkawiarnią na rogu, na białych plastikowych krzesłach siedzieli przystoliku dwaj starsi Kubańczycy, ubrani w ciepłe zimowe płaszcze.Grali w domino.Przyjrzawszy się eleganckiemu samochodowi, któryzupełnie nie pasował do tego miejsca, od razu zorientowali się, że nienależy on do handlarza narkotykami.Choć z powodu szybkiegorozwoju dzielnicy większość przestępców wyniosła się do pobliskichmiasteczek, od czasu do czasu pojawiały się tu podejrzane typy.StarsiKubańczycy nie mieli jednak wątpliwości, że tym wozem nieprzyjechał nikt taki.- Quien es eso? - zapytał jeden z nich.Drugi wzruszył ramionami.Za kierownicą siedział wyprostowany szofer w meloniku.Ciemnaszyba z tyłu odsunęła się i ozdobiona ciężkimi złotymi bransoletamiręka wskazała niecierpliwie numer 63.- Oscar! To tu, przy tych kamienicach.Mądry stary Kubańczyk zgasił cygaro i zachichotał.Pasażerkaszybkim ruchem zdjęła kolczyki Verdury.- Wsadz je do schowka na rękawiczki.Z samochodu najpierw wysunął się pantofel z krokodylej skóry,potem bardzo zgrabne udo i wreszcie cała bardzo, bardzo bogatakobieta, która z niedowierzaniem lustrowała okolicę.- Oscar! Uważaj na mnie! Uważaj na samochód! Jeśli pokaże sięjakiś parszywy szczur i mnie ugryzie, natychmiast dzwoń napogotowie w Ameksie i wezwij helikopter, żeby jak najszybciej zabralimnie z tej dziury! Masz numer?- Jest na desce rozdzielczej, jak zwykle, proszę pani.- I naciśnij ten niebieski guzik z gwiazdką, tuż obok.Nie wiem, kogosię nim wzywa, ale naciskaj nawet i sto razy.Oscar obiegł samochód i uprzejmie ujął ją pod ramię, spoczywającena temblaku z szala Hermesa.- I choćby piętnastu gliniarzy kazało ci odjechać, czekaj tu na mnie.Powiedz im, że się nie ruszysz.Nie daj się aresztować.Możesz pójśćdo więzienia pózniej, ale nie waż się mnie tu zostawić.Jeśli wrócę, aciebie nie będzie, na pewno napadnie mnie jakiś gangster i zabierze mimoje ulubione buty.- Tu jest całkiem bezpiecznie, proszę pani - rzekł Oscar,odprowadzając kobietę do frontowych drzwi budynku z brązowegokamienia.- Ale oczywiście będę czekał.Nie ma powodu do niepokoju.- Słucham? Nie ma powodu do niepokoju? Tu jest jak wMadMaksielBogata kobieta zadzwoniła pod piątkę, do Baileya.- Tak?- Czy to ty, Peter?- Uhm.- Tu Ingrid Harris.- O Jezu!- Słyszałam to.- Ja.eee.jestem w tej chwili bardzo zajęty.- Nic mnie to nie obchodzi.Muszę z tobą porozmawiać.- Musisz?- Tak! Nie.Właściwie byłam z wizytą u bliskiej przyjaciółki w tejuroczej okolicy i pomyślałam, że przy okazji wpadnę do ciebie.Posłuchaj, chodzi o zupełnie coś innego niż poprzednio.Nie o to, oczym myślisz.Tym razem będę trzymać łapy przy sobie.Jeden z Kubańczyków trącił łokciem drugiego.- Fajnie.dzięki.Byłoby miło.- Obiecuję.Otwórz.Rozległ się brzęczyk.Stukając obcasami, kobieta przebyła pięć odcinków stromychchwiejnych schodów.Po drodze podziękowała Bogu za trenera zPanamy, który kazał jej ćwiczyć na steperze.Gdy zbliżała się dotrzeciego piętra, szczęknęły trzy zasuwy i otworzyły się jakieś drzwi.Na półpiętrze pojawił się porządnie ubrany czarny nastolatek wczapce narciarskiej i puchowej kamizelce, który zbiegał po dwastopnie.Zobaczywszy ją, zatrzymał się.Kobieta zastygła w bezruchu, z szeroko otwartymi oczami, itrzymając się kurczowo barierki, przywarła do ściany, odsuwając sięod niego jak najdalej.- Jak się pani miewa? - zapytał uprzejmie.Usiłowała odpowiedzieć, ale nie mogła wydobyć głosu.Chłopakpokręcił głową i ruszył na dół.Ingrid pokonała ostatnie dwa odcinki schodów szybciej niż StruśPędziwiatr.Peter Bailey czekał już w otwartych drzwiach i wbiegającdo jego mieszkania, omal go nie przewróciła.Za drzwiami, przywieszaku z kurtkami narciarskimi i bluzami dresowymi, oparty ościanę stał rower.- Wszystko w porządku? Chcesz wody, zimny okład, może tlenu? %7łeteż odważyłaś się tu przyjść.Spojrzała przez ramię, żeby sprawdzić, czy na schodach nie czai sięjakiś przerażający typ.- Peter, przysięgam, że jeśli mnie tu ktoś zabije, zjawię się zzaświatów i będę cię straszyć do końca życia.- Już straszysz - odparł.Przybyła przeszła do niewielkiej kuchni z małym piecykiem,lodówką i suszarką, na której stały talerze pochodzące z różnychkompletów.W przedpokoju znajdował się dębowy stół i trzy różnekrzesła.Wszystkie ściany salonu zastawione były półkami zksiążkami, gazetami i czasopismami, poupychanymi chaotycznie.Kobieta wdepnęła w plątaninę kablikomputerowych i telewizyjnych, ale w końcu dotarła do starejzielonej kanapy.- Masz ręcznik czy coś takiego? - spytała.- Po co?- %7łebym mogła na nim usiąść.- Kanapa jest czysta, Ingrid.- Widzę, jest tu nawet dość porządnie, ale boję się robactwa, pluskiewi tak dalej.- I słusznie.Dziś rano znalazłem skorpiona pod poduszką.Podał jej koc, który leżał na wielkim fotelu, i kobieta skwapliwierozścieliła go pod swoją zgrabną pupą.Miała do załatwienia ważnąsprawę.- Nie przyszłam tu.no wiesz.żeby wracać do tego, co było międzynami.- Miło mi to słyszeć.- Usiadł na fotelu naprzeciwko niej.-I cóż to zanagląca sprawa?Skrzyżowała palce pod udem, po czym powiedziała dramatycznie:- Jestem tu tylko dlatego, że nie mogę patrzeć, jak on się męczy.- Kto? Phillip?- Nie! Myślisz, że ryzykowałabym życie, przychodząc w imieniutego dupka?- To o kogo chodzi? Jeszcze bardziej dramatycznie.- O Dylana.- Co z Dylanem? Jest w Aspen.Powinien się świetnie bawić.- Peteroberwał zeschły liść smętnie wyglądającej rośliny, która stała na stole,i dodał: - Przez kilka ostatnich tygodni nie mogłem jezdzić z nim nazajęcia sportowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]