[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tak wiedziałem, że mocno wbiła sobie ten pomysł do główki i nie daruje mi.A niezamierzałem się kłócić o taki w końcu drobiazg.Poza tym wysiłek fizyczny niezle robiludziom spędzającym zbyt wiele czasu za biurkiem.Kiedy uporałem się już ze wszystkimikretowiskami (praca okazała się nadspodziewanie męcząca, zwłaszcza że Alicja miała darodnajdywania pagórków w miejscach, w których ja ich wcale nie widziałem), odłożyłemszpadel i powiedziałem z satysfakcją:- I tak wrócą, a cała robota na nic.Zobaczysz.Jednak krety, przynajmniej do czasu naszego wyjazdu, nie pojawiły się.Trzebaprzyznać, że Alicja nie manifestowała triumfu i nie powiedziała nic w rodzaju: A widzisz,Aleks, miałam rację".Po pierwsze, takie słowa nie były w jej stylu, po drugie, wiedziała, że jawiem, i to jej doskonale wystarczało.Dni w domku Anny toczyły się jednostajnym rytmem.Jednostajnym, jednakbynajmniej nie nużącym.Są ludzie, którzy czerpią radość z oddawania się sportomekstremalnym, którzy szukają przygód na końcu świata, dla których niebezpieczeństwo iniewygody są chlebem powszednim.Są też ludzie tacy jak ja, których przygoda toczy sięwewnątrz ich własnego umysłu.No, a może poza tym byłem zbyt leniwy, wygodny istrachliwy, by podróżować po amazońskiej puszczy czy eksplorować Saharę? Przez całymiesiąc spędzony u Anny nie nastąpiło nic niespodziewanego, nic cudownie radosnego ani nicnieznośnie przykrego.Po warszawskich awanturach nie mogłem zresztą myśleć o tymspokojnym życiu inaczej, jak z przyjemnością.I tylko jeden jedyny dzień był inny niżwszystkie.Zaczął się standardowo - od wspólnego śniadania i brazylijskiej telenoweli, którąścierpiałem, tak jak i w poprzednie ranki, z uwagi na Alicję.Ale pod koniec dnia tuż przedkolacją Alicja przypomniała sobie, że nie kupiła masła i mamy jeszcze dwadzieścia minut dozamknięcia sklepu.- Daj spokój - powiedziałem.- Zjemy chleb z majonezem zamiast masła.- Aleks, ja nie lubię majonezu - odparła chłodno.Zdecydowałem się jej towarzyszyć, bouznałem, że spacer oraz odetchnięcie świeżym powietrzem przydadzą się po dniu spędzonymprzy ekranie monitora.W ten właśnie sposób pośrednio uratowałem, jak się pózniej okazało,życie dwóm ludziom.Inna sprawa, czy nagły dar losu i zbieg okoliczności potrafili potemwykorzystać.No, to już nie była moja sprawa.W każdym razie tego wieczora wyszliśmy zdomu wprost na ogniście czerwone zachodzące słońce.Ja pogrążony w myślach 0 właściwymułożeniu dialogów, Alicja ponaglająca nas i obawiająca się, że przyjdzie nam pocałowaćklamkę.Zwłaszcza że wiadomo, iż godziny działania sklepików na wsiach i w małychmiastach są tylko piękną teorią, a praktyka zależy od tego, czy ekspedientka właśnie nie majakiejś niezwykle ważnej sprawy do załatwienia.Tym razem jednak się udało.Sklep byłotwarty, ekspedientka leniwie przeglądała Tele Tydzień", kilkanaście rodzajów maseł imargaryn chłodziło się w wielkiej oszklonej gablocie.Alicja jak zwykle wybrała masło fińskie(twierdziła, że jak już je się takie napakowane cholesterolem paskudztwo, to trzeba chociażwybierać paskudztwo najlepszego gatunku), ja zdecydowałem się jeszcze na papierosy igrzecznie udaliśmy się w kierunku domu.Kiedy wychodziliśmy zza rogu starego drewnianegodomu, niemal wpadliśmy na dwóch mężczyzn będących, jak to się ładnie mówi, w stanieupojenia alkoholowego.Pierwszy był ubrany w całkowicie przepoconą bawełnianą koszulę ipomięte bordowe spodnie, a drugi nosił się z wiejską elegancją (zapewne był to strój, w jakimuczestniczył w porannej mszy) - w szarych spodniach w paseczki i marynarce z szerokimkołnierzem.- Kurwa - powiedział ten pierwszy, bo musiał zatoczyć się na ścianę, żeby nie potrącićAlicji.- Uważaj, jak leziesz.- Sam uważaj, jak leziesz.- Wziąłem Alicję za rękę i chciałem przejść przez ulicę, byznalezć się dalej od nich.Wtedy ten w garniturze, wyraznie trzezwiejszy od swojego kumpla, zastąpił nam drogę.- To ten pisas, co mięska w samku - wyseplenił.Zauważyłem, że ma wykruszone obiejedynki.No tak, Anna wspominała, że miejscowi od lat nazywali jej dom zamkiem, rzecz jasna zuwagi na nikomu nieprzydatną basztę.Ciekawe tylko, skąd wiedzieli, że jestem pisarzem?- Pisarz - powtórzył pierwszy, jakby to było zupełnie nowe słowo i utrwalał je sobie,żeby na przyszłość już pamiętać.- Taaa, pan pisas.- W głosie drugiego wyraznie wyczułem nutę zaczepki.Trochę lekceważenia, trochę agresji i ogromną dawkę kompleksu niższości.Pierwszy znowu, tym razem bez niczyjej pomocy, zatoczył się na ścianę budynku, aflaszka niesiona w plastikowej reklamówce niebezpiecznie jęknęła.Ukucnął przy tej butelce izobaczyłem, że ma łysinę pokrytą różowymi plamami egzemy.- Na-napijesz się? - Spojrzał na mnie mętnym wzrokiem.- Nie, dziękuję.- Chciałem odejść, ale drugi z mężczyzn znów postąpił krok do przodu iponownie zagrodził nam drogę.Czułem odór niemytego, spoconego ciała i taniego tytoniu.Mężczyzna był wysoki,krępy i miał duże spracowane dłonie.Pewnie nie dałbym mu rady, gdyby był trzezwy, leczteraz nie powinienem mieć z nim kłopotów.Jednak bójka nie była wyjściem.Brakowało mijeszcze tylko konfliktów z miejscowymi! Anna na pewno byłaby zachwycona, wyciągającmnie tym razem z okolicznego posterunku albo okolicznego szpitala.- W porządku.- Przywołałem na twarz rozbrajający uśmiech.- Idz do domu, kochanie,a ja tu chwilę zostanę z panami.- Nie - odparła Alicja takim tonem, że wiedziałem, iż jakiekolwiek namowy nie zrobiąna niej już żadnego wrażenia.- Niegsecna mała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.I tak wiedziałem, że mocno wbiła sobie ten pomysł do główki i nie daruje mi.A niezamierzałem się kłócić o taki w końcu drobiazg.Poza tym wysiłek fizyczny niezle robiludziom spędzającym zbyt wiele czasu za biurkiem.Kiedy uporałem się już ze wszystkimikretowiskami (praca okazała się nadspodziewanie męcząca, zwłaszcza że Alicja miała darodnajdywania pagórków w miejscach, w których ja ich wcale nie widziałem), odłożyłemszpadel i powiedziałem z satysfakcją:- I tak wrócą, a cała robota na nic.Zobaczysz.Jednak krety, przynajmniej do czasu naszego wyjazdu, nie pojawiły się.Trzebaprzyznać, że Alicja nie manifestowała triumfu i nie powiedziała nic w rodzaju: A widzisz,Aleks, miałam rację".Po pierwsze, takie słowa nie były w jej stylu, po drugie, wiedziała, że jawiem, i to jej doskonale wystarczało.Dni w domku Anny toczyły się jednostajnym rytmem.Jednostajnym, jednakbynajmniej nie nużącym.Są ludzie, którzy czerpią radość z oddawania się sportomekstremalnym, którzy szukają przygód na końcu świata, dla których niebezpieczeństwo iniewygody są chlebem powszednim.Są też ludzie tacy jak ja, których przygoda toczy sięwewnątrz ich własnego umysłu.No, a może poza tym byłem zbyt leniwy, wygodny istrachliwy, by podróżować po amazońskiej puszczy czy eksplorować Saharę? Przez całymiesiąc spędzony u Anny nie nastąpiło nic niespodziewanego, nic cudownie radosnego ani nicnieznośnie przykrego.Po warszawskich awanturach nie mogłem zresztą myśleć o tymspokojnym życiu inaczej, jak z przyjemnością.I tylko jeden jedyny dzień był inny niżwszystkie.Zaczął się standardowo - od wspólnego śniadania i brazylijskiej telenoweli, którąścierpiałem, tak jak i w poprzednie ranki, z uwagi na Alicję.Ale pod koniec dnia tuż przedkolacją Alicja przypomniała sobie, że nie kupiła masła i mamy jeszcze dwadzieścia minut dozamknięcia sklepu.- Daj spokój - powiedziałem.- Zjemy chleb z majonezem zamiast masła.- Aleks, ja nie lubię majonezu - odparła chłodno.Zdecydowałem się jej towarzyszyć, bouznałem, że spacer oraz odetchnięcie świeżym powietrzem przydadzą się po dniu spędzonymprzy ekranie monitora.W ten właśnie sposób pośrednio uratowałem, jak się pózniej okazało,życie dwóm ludziom.Inna sprawa, czy nagły dar losu i zbieg okoliczności potrafili potemwykorzystać.No, to już nie była moja sprawa.W każdym razie tego wieczora wyszliśmy zdomu wprost na ogniście czerwone zachodzące słońce.Ja pogrążony w myślach 0 właściwymułożeniu dialogów, Alicja ponaglająca nas i obawiająca się, że przyjdzie nam pocałowaćklamkę.Zwłaszcza że wiadomo, iż godziny działania sklepików na wsiach i w małychmiastach są tylko piękną teorią, a praktyka zależy od tego, czy ekspedientka właśnie nie majakiejś niezwykle ważnej sprawy do załatwienia.Tym razem jednak się udało.Sklep byłotwarty, ekspedientka leniwie przeglądała Tele Tydzień", kilkanaście rodzajów maseł imargaryn chłodziło się w wielkiej oszklonej gablocie.Alicja jak zwykle wybrała masło fińskie(twierdziła, że jak już je się takie napakowane cholesterolem paskudztwo, to trzeba chociażwybierać paskudztwo najlepszego gatunku), ja zdecydowałem się jeszcze na papierosy igrzecznie udaliśmy się w kierunku domu.Kiedy wychodziliśmy zza rogu starego drewnianegodomu, niemal wpadliśmy na dwóch mężczyzn będących, jak to się ładnie mówi, w stanieupojenia alkoholowego.Pierwszy był ubrany w całkowicie przepoconą bawełnianą koszulę ipomięte bordowe spodnie, a drugi nosił się z wiejską elegancją (zapewne był to strój, w jakimuczestniczył w porannej mszy) - w szarych spodniach w paseczki i marynarce z szerokimkołnierzem.- Kurwa - powiedział ten pierwszy, bo musiał zatoczyć się na ścianę, żeby nie potrącićAlicji.- Uważaj, jak leziesz.- Sam uważaj, jak leziesz.- Wziąłem Alicję za rękę i chciałem przejść przez ulicę, byznalezć się dalej od nich.Wtedy ten w garniturze, wyraznie trzezwiejszy od swojego kumpla, zastąpił nam drogę.- To ten pisas, co mięska w samku - wyseplenił.Zauważyłem, że ma wykruszone obiejedynki.No tak, Anna wspominała, że miejscowi od lat nazywali jej dom zamkiem, rzecz jasna zuwagi na nikomu nieprzydatną basztę.Ciekawe tylko, skąd wiedzieli, że jestem pisarzem?- Pisarz - powtórzył pierwszy, jakby to było zupełnie nowe słowo i utrwalał je sobie,żeby na przyszłość już pamiętać.- Taaa, pan pisas.- W głosie drugiego wyraznie wyczułem nutę zaczepki.Trochę lekceważenia, trochę agresji i ogromną dawkę kompleksu niższości.Pierwszy znowu, tym razem bez niczyjej pomocy, zatoczył się na ścianę budynku, aflaszka niesiona w plastikowej reklamówce niebezpiecznie jęknęła.Ukucnął przy tej butelce izobaczyłem, że ma łysinę pokrytą różowymi plamami egzemy.- Na-napijesz się? - Spojrzał na mnie mętnym wzrokiem.- Nie, dziękuję.- Chciałem odejść, ale drugi z mężczyzn znów postąpił krok do przodu iponownie zagrodził nam drogę.Czułem odór niemytego, spoconego ciała i taniego tytoniu.Mężczyzna był wysoki,krępy i miał duże spracowane dłonie.Pewnie nie dałbym mu rady, gdyby był trzezwy, leczteraz nie powinienem mieć z nim kłopotów.Jednak bójka nie była wyjściem.Brakowało mijeszcze tylko konfliktów z miejscowymi! Anna na pewno byłaby zachwycona, wyciągającmnie tym razem z okolicznego posterunku albo okolicznego szpitala.- W porządku.- Przywołałem na twarz rozbrajający uśmiech.- Idz do domu, kochanie,a ja tu chwilę zostanę z panami.- Nie - odparła Alicja takim tonem, że wiedziałem, iż jakiekolwiek namowy nie zrobiąna niej już żadnego wrażenia.- Niegsecna mała [ Pobierz całość w formacie PDF ]