[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7Å‚yli tylko wÅ›ród grobowców i tylko dziÄ™ki nim.Tutaj rodzili siÄ™, tutajwyszukiwali trupy swoich przodków, tutaj rozÅ‚upywali im czaszki w poszukiwaniu KwiatówPamiÄ™ci, tutaj odurzali siÄ™ wywarem ich Å›wiadomoÅ›ci, tutaj na czas trwania zapomnienia żyliżyciem swoich martwych żywicieli - kochali ich kobiety, mieszkali w ich domach, jedli ichpotrawy, pili ich wina, bawili siÄ™, Å›miali, smucili i pÅ‚akali jak oni - żyli życiem, którego jużnie ma.- Esco - szarpnÄ…Å‚em siÄ™, czujÄ…c na ramieniu dotyk dÅ‚oni.- Bez nerwów, to tylko ja -poznaÅ‚em gÅ‚os Melona.- Czego? - Nie byÅ‚em przygotowany na czuÅ‚oÅ›ci.- To jest twój biznes - zatoczyÅ‚ rÄ™kÄ… koÅ‚o, wskazujÄ…c grobowce.- Ty go wymyÅ›liÅ‚eÅ›,zorganizowaÅ‚eÅ› i ty bÄ™dziesz nim z powrotem rzÄ…dziÅ‚.- DziaÅ‚ka dla ciebie, Melon, dostaniesz swoje - spojrzaÅ‚em mu w oczy.- Nie martwiÄ™ siÄ™ o to, myÅ›lÄ™ tylko, jak bardzo musisz być wkurwiony, że jakaÅ› dziwkaodebraÅ‚a ci to wszystko - splunÄ…Å‚ pod nogi.- ZabiÅ‚bym sukÄ™!Nawet nie zdążyÅ‚ wypuÅ›cić powietrza po zakoÅ„czonym zdaniu.ZÅ‚apaÅ‚em go za gardÅ‚o,prawÄ… rÄ™kÄ… wbijajÄ…c mu w brzuch phobosa.Nie ryzykowaÅ‚ żadnych gÅ‚upich ruchów.OszczÄ™dzaÅ‚ powietrze.- Melon.- staraÅ‚em siÄ™ panować nad gÅ‚osem - jeszcze raz powiesz, co ty byÅ› zrobiÅ‚ namoim miejscu, i nie zrobisz już wiÄ™cej nic.- DostrzegÅ‚em w jego zrenicach ognikizrozumienia.- Zajmij siÄ™ wreszcie szukaniem tego cholernego grobu i nie chodz po mnie, bonie rÄ™czÄ™ za siebie! - Na znak, że rozumie, mrugnÄ…Å‚ powiekami.ZwolniÅ‚em uÅ›cisk, ruszajÄ…cwzdÅ‚uż szeregu pÅ‚yt.ZÅ‚ość minęła równie szybko, jak siÄ™ pojawiÅ‚a.WÅ‚aÅ›ciwie Zbawiciel miaÅ‚racjÄ™, powinienem byÅ‚ zabić sukÄ™.Jeden z Marzycieli wysuniÄ™ty przed innych pochylaÅ‚ siÄ™ wÅ‚aÅ›nie nad kolejnym grobem,rÄ™kÄ… Å›cierajÄ…c warstwÄ™ defoliantów.Z tyÅ‚u sÅ‚yszaÅ‚em kroki zbliżajÄ…cej siÄ™ dzikiej kobiety.Kiedy mnie dogoniÅ‚a i stanęła tak, że zmieszaÅ‚y siÄ™ nasze oddechy, dostrzegÅ‚em w jej oczachpromieÅ„ Å›wiatÅ‚a odbity od powierzchni oceanu, oceanu, który wzbiera powoli, by zrodzićspokojnÄ… ciepÅ‚Ä… falÄ™.WyciÄ…gnęła dÅ‚oÅ„ i dotknęła mojego ramienia.Tak delikatnie i czule.ByÅ‚em naprawdÄ™ zmÄ™czony i obolaÅ‚y.OdtrÄ…ciwszy pieszczotliwe palce, powlokÅ‚em siÄ™w stronÄ™ nerwowo wymachujÄ…cego Marzyciela.- Panie! - wychrypiaÅ‚, ledwie zdążyÅ‚em podejść.- Jest znak! - wskazaÅ‚ dolny róg pÅ‚yty,gdzie wyryte byÅ‚y dwa splecione węże.Gdybym nie widziaÅ‚ tatuażu Skiddy ego Franka, pewnie nigdy bym siÄ™ nie domyÅ›liÅ‚, coprzedstawia rysunek.Ale Bethold doskonale oddaÅ‚ owo stworzone w pijanym zamroczeniudzieÅ‚o.Szkoda go.Nawet wybierajÄ…c znak, zadbaÅ‚, żeby byÅ‚ rozpoznawalny tylko dlawtajemniczonych.PrzebiegÅ‚y Bethold.%7Å‚e też daÅ‚ siÄ™ podejść Aapaczom Ditleva.KazaÅ‚em Marzycielom kopać.Zabrali siÄ™ do pracy bez chwili ociÄ…gania.Ti-DejanirawisiaÅ‚a już na tyle nisko nad horyzontem, że niewiele czasu zostaÅ‚o do zmierzchu.Deszczdefoliantów przybieraÅ‚ na sile, powoli w żółtej zawiesinie zaczynaÅ‚y ginąć konturygrobowców pola zmarÅ‚ych.Szybko pod razami prymitywnych oskardów ustÄ…piÅ‚a kamiennapÅ‚yta, już pierwsza warstwa wybranej ziemi odsÅ‚oniÅ‚a prostÄ…, niechlujnie zbitÄ… z kawaÅ‚kówdrewna skrzyniÄ™.Bethold do pracowitych nigdy nie należaÅ‚.Wieko puÅ›ciÅ‚o pod naciskiem metalowych prÄ™tów.Skrzynia byÅ‚a pusta.OgarnÄ…Å‚ mniestrach.- Tu nie ma żadnego trupa.- Melon jak zawsze wyciÄ…gnÄ…Å‚ wÅ‚aÅ›ciwy wniosek.- Kopcie gÅ‚Ä™biej - poleciÅ‚em Marzycielom.Kolejne pół metra wybranej ziemi odsÅ‚oniÅ‚o nastÄ™pny pojemnik.Kochany, ostrożny,przewidujÄ…cy Bethold.Tym razem widok zwÅ‚ok pÅ‚askonosego nie zdziwiÅ‚ nikogo.Czas zmumifikowaÅ‚ ciaÅ‚o doszkieletu obleczonego suchÄ… skórÄ….Marzyciele pochylili siÄ™ nad trupem, a ich dÅ‚ugie palcesprawnie obmacywaÅ‚y mu czaszkÄ™.OglÄ™dziny skoÅ„czyÅ‚y siÄ™ szybko, szybko też padÅ‚adiagnoza.- W dobrym stanie, powinien mieć Kwiat PamiÄ™ci, kość caÅ‚a, brak Å›ladów po bielakach.- Jestem z was zadowolony, teraz przygotujcie wywar - z aprobatÄ… pokiwaÅ‚em gÅ‚owÄ….- Twoja wola, Escobarze.Już po chwili z porozbijanych pÅ‚yt powstaÅ‚o proste zadaszenie, pod którym rozpalonoognisko.Za opaÅ‚ posÅ‚użyÅ‚y poÅ‚amane skrzynie, a pÅ‚askie kamienie wokół ognia za siedzenia.Kiedy palenisko rozjaÅ›niÅ‚ pierwszy pÅ‚omieÅ„, najstarszy, a może tylko wyglÄ…dajÄ…cy nanajstarszego Marzyciel uklÄ…kÅ‚ przy gÅ‚owie pÅ‚askonosego.Zza pazuchy wyciÄ…gnÄ…Å‚ skrobaczkÄ™i dotykajÄ…c niÄ… skroni, wyszeptaÅ‚ wersy modlitwy za zmarÅ‚ych, modlitwy, która w jego ustachnabieraÅ‚a zupeÅ‚nie nowego znaczenia.Kiedy rozÅ‚ożyli CzÅ‚owieka.Na ileż podzielili go części?PrzyÅ‚ożyÅ‚ pÅ‚askÄ… muszlÄ™ do wierzchu czaszki i gwaÅ‚townymi szarpniÄ™ciami zaczÄ…Å‚odzierać jÄ… z przyschniÄ™tej skóry.Pod sprawnymi palcami dzierżącymi narzÄ™dzie pÅ‚atypergaminowej tkanki odpadaÅ‚y z cichym szelestem, odsÅ‚aniajÄ…c kość.Drugi z Marzycieli podaÅ‚ mu kamienny ostro zakoÅ„czony mÅ‚otek.Precyzyjne uderzeniakruszyÅ‚y czaszkÄ™ wzdÅ‚uż linii zeskrobanej skóry, tworzÄ…c otwory ukÅ‚adajÄ…ce siÄ™ w owal.KoÅ„cem trzonka, który byÅ‚ zakrzywiony w ksztaÅ‚t pazura, Marzyciel podważyÅ‚ kość niczymwieko puszki.Melon pochyliÅ‚ siÄ™ z ciekawoÅ›ciÄ….Nikt mu nie powiedziaÅ‚, że po otwarciu czaszki przezpierwsze pięć sekund należy wstrzymać oddech.PatrzyÅ‚em z uÅ›miechem, jak naglezachÅ‚ystuje siÄ™ ciężkim od smrodu powietrzem, jak jego twarz nabiera koloru leżącego przednim umarlaka.Marzyciel wpatrywaÅ‚ siÄ™ jak zahipnotyzowany w bordowy kielich mózgu, rozkÅ‚adajÄ…cysiÄ™ na podobieÅ„stwo kwiatu i odsÅ‚aniajÄ…cy wysuniÄ™te jakby na nóżce miÄ™siste duże nasienie osercowatym ksztaÅ‚cie.SpojrzaÅ‚ na mnie, oczekujÄ…c przyzwolenia.Skinieniem daÅ‚em znać, że może wyjąćKwiat i wrzucić do naczynia wiszÄ…cego nad ogniem.***Dwan Deborah Keene - Pierwszy Dekoder Przypadku Kongregacji BiaÅ‚ego Oficjum.Ciemne lochy.Krople wilgoci spÅ‚ywajÄ…ce po kamiennych Å›cianach.Odór gnijÄ…cych ciaÅ‚tych, którzy zapomnieli już, jak smakuje Å‚yk powietrza z otwartej przestrzeni.Zmierćprzyczajona w czarnych zakamarkach krużganków.Tak wszechobecna, taka bliska, taknamacalna.Zawsze tam, gdzie życie.Od zawsze.Do nigdy.Dwan wiedziaÅ‚, kiedy przyjdzie.Dzisiaj.To stanie siÄ™ dzisiaj.WracaÅ‚a wiedzazdobyta w Pankreatorium, jak mantra brzmiaÅ‚y sÅ‚owa Klarownej ReguÅ‚y, nieubÅ‚agana stawaÅ‚asiÄ™ Teoria Pragenezy.Zmierć, która uzurpuje sobie prawo tworzenia życia.A jeÅ›li przyjdzie taka chwila, że bÄ™dziesz musiaÅ‚ umrzeć?A jeÅ›li ta chwila nadejdzie już dzisiaj?.Nikt nie zjawi siÄ™ z pomocÄ…, nie zgasnÄ… sÅ‚oÅ„ca, niebo nie spadnie na ziemiÄ™, nie zniknÄ…gwiazdy.Stanie siÄ™ tylko to, co musi siÄ™ stać.Nic wiÄ™cej.Nic mniej.Dzisiaj.Wiedza, która nie czyni dobra.MÄ…drość nie dajÄ…ca nadziei.Prawda bez odpowiedzi.PrzeszÅ‚ość, która nie chce odejść.Nazwali go wariatem, choć sami byli gÅ‚upcami.Setki, tysiÄ…ce, miliony idiotówkrzyczaÅ‚o, że czas wreszcie poÅ‚ożyć kres imaginacjom chorego psychicznie PierwszegoDekodera Przypadku, czÅ‚onka Kongregacji BiaÅ‚ego Oficjum.Ósmego dnia miesiÄ…ca Ereszan, kiedy wylewy Mar-del-Platta wypychajÄ… rzekÄ™ pozawyznaczone biegiem PorzÄ…dku Rzeczy koryto, w porannym blasku Ti-Dejaniry wysÅ‚annicySzarej Zwity stanÄ™li we wrotach Pankreatorium.w jego wrotach.Nigdy wczeÅ›niej niewolno im byÅ‚o tutaj zachodzić, ale przyszli, z twarzami obleczonymi w pozory zrozumienia,pewni niczym we wÅ‚asnym domu, obwieÅ›cili wyrok gminu: Nie ma prawdy absolutnej dlaEltenery, a natura umysÅ‚u twojego niech nie zaburza PorzÄ…dku Rzeczy.RozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.%7Å‚yli tylko wÅ›ród grobowców i tylko dziÄ™ki nim.Tutaj rodzili siÄ™, tutajwyszukiwali trupy swoich przodków, tutaj rozÅ‚upywali im czaszki w poszukiwaniu KwiatówPamiÄ™ci, tutaj odurzali siÄ™ wywarem ich Å›wiadomoÅ›ci, tutaj na czas trwania zapomnienia żyliżyciem swoich martwych żywicieli - kochali ich kobiety, mieszkali w ich domach, jedli ichpotrawy, pili ich wina, bawili siÄ™, Å›miali, smucili i pÅ‚akali jak oni - żyli życiem, którego jużnie ma.- Esco - szarpnÄ…Å‚em siÄ™, czujÄ…c na ramieniu dotyk dÅ‚oni.- Bez nerwów, to tylko ja -poznaÅ‚em gÅ‚os Melona.- Czego? - Nie byÅ‚em przygotowany na czuÅ‚oÅ›ci.- To jest twój biznes - zatoczyÅ‚ rÄ™kÄ… koÅ‚o, wskazujÄ…c grobowce.- Ty go wymyÅ›liÅ‚eÅ›,zorganizowaÅ‚eÅ› i ty bÄ™dziesz nim z powrotem rzÄ…dziÅ‚.- DziaÅ‚ka dla ciebie, Melon, dostaniesz swoje - spojrzaÅ‚em mu w oczy.- Nie martwiÄ™ siÄ™ o to, myÅ›lÄ™ tylko, jak bardzo musisz być wkurwiony, że jakaÅ› dziwkaodebraÅ‚a ci to wszystko - splunÄ…Å‚ pod nogi.- ZabiÅ‚bym sukÄ™!Nawet nie zdążyÅ‚ wypuÅ›cić powietrza po zakoÅ„czonym zdaniu.ZÅ‚apaÅ‚em go za gardÅ‚o,prawÄ… rÄ™kÄ… wbijajÄ…c mu w brzuch phobosa.Nie ryzykowaÅ‚ żadnych gÅ‚upich ruchów.OszczÄ™dzaÅ‚ powietrze.- Melon.- staraÅ‚em siÄ™ panować nad gÅ‚osem - jeszcze raz powiesz, co ty byÅ› zrobiÅ‚ namoim miejscu, i nie zrobisz już wiÄ™cej nic.- DostrzegÅ‚em w jego zrenicach ognikizrozumienia.- Zajmij siÄ™ wreszcie szukaniem tego cholernego grobu i nie chodz po mnie, bonie rÄ™czÄ™ za siebie! - Na znak, że rozumie, mrugnÄ…Å‚ powiekami.ZwolniÅ‚em uÅ›cisk, ruszajÄ…cwzdÅ‚uż szeregu pÅ‚yt.ZÅ‚ość minęła równie szybko, jak siÄ™ pojawiÅ‚a.WÅ‚aÅ›ciwie Zbawiciel miaÅ‚racjÄ™, powinienem byÅ‚ zabić sukÄ™.Jeden z Marzycieli wysuniÄ™ty przed innych pochylaÅ‚ siÄ™ wÅ‚aÅ›nie nad kolejnym grobem,rÄ™kÄ… Å›cierajÄ…c warstwÄ™ defoliantów.Z tyÅ‚u sÅ‚yszaÅ‚em kroki zbliżajÄ…cej siÄ™ dzikiej kobiety.Kiedy mnie dogoniÅ‚a i stanęła tak, że zmieszaÅ‚y siÄ™ nasze oddechy, dostrzegÅ‚em w jej oczachpromieÅ„ Å›wiatÅ‚a odbity od powierzchni oceanu, oceanu, który wzbiera powoli, by zrodzićspokojnÄ… ciepÅ‚Ä… falÄ™.WyciÄ…gnęła dÅ‚oÅ„ i dotknęła mojego ramienia.Tak delikatnie i czule.ByÅ‚em naprawdÄ™ zmÄ™czony i obolaÅ‚y.OdtrÄ…ciwszy pieszczotliwe palce, powlokÅ‚em siÄ™w stronÄ™ nerwowo wymachujÄ…cego Marzyciela.- Panie! - wychrypiaÅ‚, ledwie zdążyÅ‚em podejść.- Jest znak! - wskazaÅ‚ dolny róg pÅ‚yty,gdzie wyryte byÅ‚y dwa splecione węże.Gdybym nie widziaÅ‚ tatuażu Skiddy ego Franka, pewnie nigdy bym siÄ™ nie domyÅ›liÅ‚, coprzedstawia rysunek.Ale Bethold doskonale oddaÅ‚ owo stworzone w pijanym zamroczeniudzieÅ‚o.Szkoda go.Nawet wybierajÄ…c znak, zadbaÅ‚, żeby byÅ‚ rozpoznawalny tylko dlawtajemniczonych.PrzebiegÅ‚y Bethold.%7Å‚e też daÅ‚ siÄ™ podejść Aapaczom Ditleva.KazaÅ‚em Marzycielom kopać.Zabrali siÄ™ do pracy bez chwili ociÄ…gania.Ti-DejanirawisiaÅ‚a już na tyle nisko nad horyzontem, że niewiele czasu zostaÅ‚o do zmierzchu.Deszczdefoliantów przybieraÅ‚ na sile, powoli w żółtej zawiesinie zaczynaÅ‚y ginąć konturygrobowców pola zmarÅ‚ych.Szybko pod razami prymitywnych oskardów ustÄ…piÅ‚a kamiennapÅ‚yta, już pierwsza warstwa wybranej ziemi odsÅ‚oniÅ‚a prostÄ…, niechlujnie zbitÄ… z kawaÅ‚kówdrewna skrzyniÄ™.Bethold do pracowitych nigdy nie należaÅ‚.Wieko puÅ›ciÅ‚o pod naciskiem metalowych prÄ™tów.Skrzynia byÅ‚a pusta.OgarnÄ…Å‚ mniestrach.- Tu nie ma żadnego trupa.- Melon jak zawsze wyciÄ…gnÄ…Å‚ wÅ‚aÅ›ciwy wniosek.- Kopcie gÅ‚Ä™biej - poleciÅ‚em Marzycielom.Kolejne pół metra wybranej ziemi odsÅ‚oniÅ‚o nastÄ™pny pojemnik.Kochany, ostrożny,przewidujÄ…cy Bethold.Tym razem widok zwÅ‚ok pÅ‚askonosego nie zdziwiÅ‚ nikogo.Czas zmumifikowaÅ‚ ciaÅ‚o doszkieletu obleczonego suchÄ… skórÄ….Marzyciele pochylili siÄ™ nad trupem, a ich dÅ‚ugie palcesprawnie obmacywaÅ‚y mu czaszkÄ™.OglÄ™dziny skoÅ„czyÅ‚y siÄ™ szybko, szybko też padÅ‚adiagnoza.- W dobrym stanie, powinien mieć Kwiat PamiÄ™ci, kość caÅ‚a, brak Å›ladów po bielakach.- Jestem z was zadowolony, teraz przygotujcie wywar - z aprobatÄ… pokiwaÅ‚em gÅ‚owÄ….- Twoja wola, Escobarze.Już po chwili z porozbijanych pÅ‚yt powstaÅ‚o proste zadaszenie, pod którym rozpalonoognisko.Za opaÅ‚ posÅ‚użyÅ‚y poÅ‚amane skrzynie, a pÅ‚askie kamienie wokół ognia za siedzenia.Kiedy palenisko rozjaÅ›niÅ‚ pierwszy pÅ‚omieÅ„, najstarszy, a może tylko wyglÄ…dajÄ…cy nanajstarszego Marzyciel uklÄ…kÅ‚ przy gÅ‚owie pÅ‚askonosego.Zza pazuchy wyciÄ…gnÄ…Å‚ skrobaczkÄ™i dotykajÄ…c niÄ… skroni, wyszeptaÅ‚ wersy modlitwy za zmarÅ‚ych, modlitwy, która w jego ustachnabieraÅ‚a zupeÅ‚nie nowego znaczenia.Kiedy rozÅ‚ożyli CzÅ‚owieka.Na ileż podzielili go części?PrzyÅ‚ożyÅ‚ pÅ‚askÄ… muszlÄ™ do wierzchu czaszki i gwaÅ‚townymi szarpniÄ™ciami zaczÄ…Å‚odzierać jÄ… z przyschniÄ™tej skóry.Pod sprawnymi palcami dzierżącymi narzÄ™dzie pÅ‚atypergaminowej tkanki odpadaÅ‚y z cichym szelestem, odsÅ‚aniajÄ…c kość.Drugi z Marzycieli podaÅ‚ mu kamienny ostro zakoÅ„czony mÅ‚otek.Precyzyjne uderzeniakruszyÅ‚y czaszkÄ™ wzdÅ‚uż linii zeskrobanej skóry, tworzÄ…c otwory ukÅ‚adajÄ…ce siÄ™ w owal.KoÅ„cem trzonka, który byÅ‚ zakrzywiony w ksztaÅ‚t pazura, Marzyciel podważyÅ‚ kość niczymwieko puszki.Melon pochyliÅ‚ siÄ™ z ciekawoÅ›ciÄ….Nikt mu nie powiedziaÅ‚, że po otwarciu czaszki przezpierwsze pięć sekund należy wstrzymać oddech.PatrzyÅ‚em z uÅ›miechem, jak naglezachÅ‚ystuje siÄ™ ciężkim od smrodu powietrzem, jak jego twarz nabiera koloru leżącego przednim umarlaka.Marzyciel wpatrywaÅ‚ siÄ™ jak zahipnotyzowany w bordowy kielich mózgu, rozkÅ‚adajÄ…cysiÄ™ na podobieÅ„stwo kwiatu i odsÅ‚aniajÄ…cy wysuniÄ™te jakby na nóżce miÄ™siste duże nasienie osercowatym ksztaÅ‚cie.SpojrzaÅ‚ na mnie, oczekujÄ…c przyzwolenia.Skinieniem daÅ‚em znać, że może wyjąćKwiat i wrzucić do naczynia wiszÄ…cego nad ogniem.***Dwan Deborah Keene - Pierwszy Dekoder Przypadku Kongregacji BiaÅ‚ego Oficjum.Ciemne lochy.Krople wilgoci spÅ‚ywajÄ…ce po kamiennych Å›cianach.Odór gnijÄ…cych ciaÅ‚tych, którzy zapomnieli już, jak smakuje Å‚yk powietrza z otwartej przestrzeni.Zmierćprzyczajona w czarnych zakamarkach krużganków.Tak wszechobecna, taka bliska, taknamacalna.Zawsze tam, gdzie życie.Od zawsze.Do nigdy.Dwan wiedziaÅ‚, kiedy przyjdzie.Dzisiaj.To stanie siÄ™ dzisiaj.WracaÅ‚a wiedzazdobyta w Pankreatorium, jak mantra brzmiaÅ‚y sÅ‚owa Klarownej ReguÅ‚y, nieubÅ‚agana stawaÅ‚asiÄ™ Teoria Pragenezy.Zmierć, która uzurpuje sobie prawo tworzenia życia.A jeÅ›li przyjdzie taka chwila, że bÄ™dziesz musiaÅ‚ umrzeć?A jeÅ›li ta chwila nadejdzie już dzisiaj?.Nikt nie zjawi siÄ™ z pomocÄ…, nie zgasnÄ… sÅ‚oÅ„ca, niebo nie spadnie na ziemiÄ™, nie zniknÄ…gwiazdy.Stanie siÄ™ tylko to, co musi siÄ™ stać.Nic wiÄ™cej.Nic mniej.Dzisiaj.Wiedza, która nie czyni dobra.MÄ…drość nie dajÄ…ca nadziei.Prawda bez odpowiedzi.PrzeszÅ‚ość, która nie chce odejść.Nazwali go wariatem, choć sami byli gÅ‚upcami.Setki, tysiÄ…ce, miliony idiotówkrzyczaÅ‚o, że czas wreszcie poÅ‚ożyć kres imaginacjom chorego psychicznie PierwszegoDekodera Przypadku, czÅ‚onka Kongregacji BiaÅ‚ego Oficjum.Ósmego dnia miesiÄ…ca Ereszan, kiedy wylewy Mar-del-Platta wypychajÄ… rzekÄ™ pozawyznaczone biegiem PorzÄ…dku Rzeczy koryto, w porannym blasku Ti-Dejaniry wysÅ‚annicySzarej Zwity stanÄ™li we wrotach Pankreatorium.w jego wrotach.Nigdy wczeÅ›niej niewolno im byÅ‚o tutaj zachodzić, ale przyszli, z twarzami obleczonymi w pozory zrozumienia,pewni niczym we wÅ‚asnym domu, obwieÅ›cili wyrok gminu: Nie ma prawdy absolutnej dlaEltenery, a natura umysÅ‚u twojego niech nie zaburza PorzÄ…dku Rzeczy.RozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]