[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie, nie, nie tutaj! zawołał żywo Garaud. Gdzież więc? Wysyłać ci będę pieniądze pod wskazany adres.TLR Zatem wprost do mnie, do mieszkania? Zostaw mi jednaknadzieję, że jeśli nie pozwolisz mi przyjść do swojego pałacu, to, jakożyczliwy krewny, przyjdziesz uścisnąć mi rękę w moim mieszkaniu. Przyjdę odrzekł Harmant. Więc zgoda pomiędzy nami? Tak, ale pamiętaj, że uczyniłem dla ciebie wszystko, co mogłemuczynić, a gdybyś stawiał nowe wymagania i grozić mi się poważył,zginęlibyśmy obaj. Bądz spokojny rzekł śmiejąc się Soliveau.Harmant usiadł przed biurkiem i otworzywszy szufladkę, dobyłz niej paczkę banknotów, z których sześć podał byłemu swemuwspólnikowi. Dziękuję, kuzynie! zawołał Owidiusz, chowając z pośpiechempieniądze do kieszeni. A teraz mam jeszcze prośbę do ciebie. Jeszcze? zapytał Garaud. O! Nie o pieniądze tu chodzi. O cóż więc? Chcę prosić, ażebyś zjadł ze mną śniadanie.Taką uroczystośćuświetnić należy kilkoma kieliszkami wina. Dziś jest mi trudno to zrobić. Dlaczego? Mam czas zajęty; mnóstwo interesów do załatwienia w różnychgodzinach dnia. Przykro mi, przyrzeknij jednak że w innym dniu przyjmiesz mojezaproszenie. Gdy się urządzisz w mieszkaniu, pokażesz mi swoje gospodarstwo. Zgoda! Zostańmy dobrymi przyjaciółmi, a nie będziesz się namnie uskarżał.Tak, przyjaciółmi dodał do śmierci! Gdybyś mnieprzypadkiem potrzebował, pomnij, że jestem na twoje usługi.W tej chwili dało się słyszeć lekkie puknięcie do drzwi i sekretarzwszedł do gabinetu. Co chcesz? odezwał się Harmant. Pan Lucjan Labroue zapytuje, czy może z panem pomówić?Usłyszawszy to nazwisko, Owidiusz zadrżał i w chwili gdy syninżyniera przestępował próg pokoju, pożerał go oczyma.TLR Odchodzę.nie przeszkadzam rzekł panie Harmant, liczęna pańską obietnicę. Nie zapomnę o tym rzekł-przemysłowiec.Soliveau wyszedł, złożywszy głęboki ukłon.Jakub Garaud zostałz Lucjanem. Jak to dobrze, że ów chłopiec wymienił przy mnie nazwiskoLabroue mówił sobie Owidiusz, idąc w stronę tramwaju inżynierzamordowany przez Jakuba Garaud nazywał się również Labroue.Czyżby syn ofiary zostawał w służbie u zabójcy swego ojca? O to czegodowiedzieć się trzeba! A! dodał po chwili, uderzając się w czoło otóż przyczyna, dla której mój kuzyn nie chciał mnie przyjąć dofabryki.Skoro zatrzymał przy sobie tego młodzieńca, ma jakieś plany,to widoczne.Lecz co zamyśla uczynić? Nic nie wiem.Wkrótcejednakże muszę odkryć, nie zaniedbam wyciągnąć z tego dla siebieodpowiednich korzyści.Niespodziewane wejście Lucjana do gabinetu Harmanta nie po-zwoliło temu ostatniemu rozważyć następstw przybycia Owidiusza doParyża, gdy jednak Labroue odszedł, przemysłowiec upadł na krzesło,obejmując obiema rękami rozpalone czoło. Szatan widocznie miesza się w tę sprawę! wyszeptał z cicha.Wszystko się sprzysięgło, aby mi mówić o przeszłości, aby mi stawiać testraszliwe widma.Lucjan Labroue! Owidiusz! Joanna Fortier! wołał jakowładnięty szałem.I ten, ten nędznik Soliveau mówił po chwili milczenia on śmiałznów przyjść tu do mnie.i chciał pracować w mojej fabryce, byćw codziennych w stosunkach z Lucjanem Labroue, z którego wydobył-by szczegóły tej sprawy i odkrył mu całą prawdę.Jedno słowopowiedziane przez niego Lucjanowi wystarczyłoby, aby mnie zgubić.Ten człowiek żyje na moje udręczenie.O! Czemu go nie zabiłem, niezgniotłem jak trującą gadzinę?! W Ameryce przy pomocy złota za-mknąłem mu usta, wraca uboższy niż kiedykolwiek i grozi mi!.A ja.jamuszę być posłuszny, obawiam się go.Tak, ja się go boję! Och! Te trzyistoty, których istnienie jest dla mnie bezustannym niebezpieczeństwem,gdybym mógł je zgładzić!TLRPrzez kilka sekund Jakub Garaud siedział milczący, jak gdybyprzytłoczony ciężarem przechodzącym jego siły, po czym zerwał sięnagle, wyprostował i podniósł głowę. Dlaczego rozpaczać ? zawołał Owidiusza trzymam zapomocą pieniędzy.Lucjan widzi jedynie we mnie dobroczyńcę,błogosławiąc los, który go przywiódł do mnie.Joanna Fortier prędzejczy pózniej zostanie schwytana.Straszę sam siebie jak dziecko! Nie manic groznego zresztą, jestem o wszystkim poinformowany, czuwami czuwać nie przestanę.** *Soliveau, przybył do Paryża i zaczął szukać dla siebie mieszkania.Potrzech dniach bezustannych poszukiwań odnalazł w Batignolles zaprzystępną cenę mały domek w ogrodzie.Wynajął go, kupił meblei w ciągu czterdziestu ośmiu godzin urządził się przyzwoicie.Skończyw-szy, napisał do swego pseudokuzyna:Kochany Pawle!Znalazłem prześliczne gniazdko w Batignolles, pod numerem 92,w pobliżu Clichy.Pragnę w nim przyjąć Cię jak najserdeczniej.Uprzedzmnie w wigilię dnia, w którym zechcesz odwiedzić mnie, a zamówię śniada-nie w restauracji ,,Ojca Lahire", gdzie swobodnie będziemy moglipogawędzić.Twój na zawsze oddanyOwidiuszHarmant odebrał list i spalił go po odpisaniu sobie adresu.Aby uchronić się przed dręczącymi go ponurymi myślami, spędzałcałe dnie na pracy w fabryce, opuszczając od rana pałac przyulicy Murillo, w którym Maria, pozostawiona w samotności, nu-dziła się śmiertelnie.Przypomniawszy sobie o zamiarze odwiedzeniapracowni Edmunda Castel, wybrała się tam pewnego dnia ze swąprzyjaciółką.TLRArtysta odstąpił jej jedno ze swoich płócien i wyszukiwał obrazy dojej przyszłej galerii.Przez cały ten czas raz tylko widziała Lucjanai okazywała mu tyle uprzejmości, że młodzieniec, coraz więcej za-kłopotany, starał się unikać spotkania z córką milionera.Biedne dziewczę cierpiało fizycznie i moralnie.Miłość ukryta,a raczej wzgardzona, rozdzierała jej serce, zwiększając jeszcze bardziejcierpienia.Maria z każdym dniem zdawała się bledszą, niknąc w przera-żający sposób, tak że Harmant, zapomniawszy o własnych swychtroskach, zawezwał doktorów.Lekarze, nie zmieniając wydanychpoprzednio poleceń, dodali w zaufaniu: Wydaj pan za mąż swą córkę, być może.iż jakieś cierpieniemoralne, ukryte w jej sercu, pogarsza jej stan zdrowia.A więc JakubGaraud znalazł się nagle pomiędzy dwiema ostatecznościami: wydaćMarię za mąż natychmiast łub ją utracić.Pewnego rana dziewczę, czując, iż w podobnej niepewności nie zdołacierpieć dłużej, postanowiło wymierzyć cios od dawna przygotowany.Znajdowała się w swoim pokoju, dokąd Harmant przychodził przedodjazdem uścisnąć ją, gdy rano wybierał się do fabryki.Tego dnia, jakzwykle, zapukał lekko. Proszę wejść odpowiedziała Maria.Ojciec ukazał się w drzwiach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. Nie, nie, nie tutaj! zawołał żywo Garaud. Gdzież więc? Wysyłać ci będę pieniądze pod wskazany adres.TLR Zatem wprost do mnie, do mieszkania? Zostaw mi jednaknadzieję, że jeśli nie pozwolisz mi przyjść do swojego pałacu, to, jakożyczliwy krewny, przyjdziesz uścisnąć mi rękę w moim mieszkaniu. Przyjdę odrzekł Harmant. Więc zgoda pomiędzy nami? Tak, ale pamiętaj, że uczyniłem dla ciebie wszystko, co mogłemuczynić, a gdybyś stawiał nowe wymagania i grozić mi się poważył,zginęlibyśmy obaj. Bądz spokojny rzekł śmiejąc się Soliveau.Harmant usiadł przed biurkiem i otworzywszy szufladkę, dobyłz niej paczkę banknotów, z których sześć podał byłemu swemuwspólnikowi. Dziękuję, kuzynie! zawołał Owidiusz, chowając z pośpiechempieniądze do kieszeni. A teraz mam jeszcze prośbę do ciebie. Jeszcze? zapytał Garaud. O! Nie o pieniądze tu chodzi. O cóż więc? Chcę prosić, ażebyś zjadł ze mną śniadanie.Taką uroczystośćuświetnić należy kilkoma kieliszkami wina. Dziś jest mi trudno to zrobić. Dlaczego? Mam czas zajęty; mnóstwo interesów do załatwienia w różnychgodzinach dnia. Przykro mi, przyrzeknij jednak że w innym dniu przyjmiesz mojezaproszenie. Gdy się urządzisz w mieszkaniu, pokażesz mi swoje gospodarstwo. Zgoda! Zostańmy dobrymi przyjaciółmi, a nie będziesz się namnie uskarżał.Tak, przyjaciółmi dodał do śmierci! Gdybyś mnieprzypadkiem potrzebował, pomnij, że jestem na twoje usługi.W tej chwili dało się słyszeć lekkie puknięcie do drzwi i sekretarzwszedł do gabinetu. Co chcesz? odezwał się Harmant. Pan Lucjan Labroue zapytuje, czy może z panem pomówić?Usłyszawszy to nazwisko, Owidiusz zadrżał i w chwili gdy syninżyniera przestępował próg pokoju, pożerał go oczyma.TLR Odchodzę.nie przeszkadzam rzekł panie Harmant, liczęna pańską obietnicę. Nie zapomnę o tym rzekł-przemysłowiec.Soliveau wyszedł, złożywszy głęboki ukłon.Jakub Garaud zostałz Lucjanem. Jak to dobrze, że ów chłopiec wymienił przy mnie nazwiskoLabroue mówił sobie Owidiusz, idąc w stronę tramwaju inżynierzamordowany przez Jakuba Garaud nazywał się również Labroue.Czyżby syn ofiary zostawał w służbie u zabójcy swego ojca? O to czegodowiedzieć się trzeba! A! dodał po chwili, uderzając się w czoło otóż przyczyna, dla której mój kuzyn nie chciał mnie przyjąć dofabryki.Skoro zatrzymał przy sobie tego młodzieńca, ma jakieś plany,to widoczne.Lecz co zamyśla uczynić? Nic nie wiem.Wkrótcejednakże muszę odkryć, nie zaniedbam wyciągnąć z tego dla siebieodpowiednich korzyści.Niespodziewane wejście Lucjana do gabinetu Harmanta nie po-zwoliło temu ostatniemu rozważyć następstw przybycia Owidiusza doParyża, gdy jednak Labroue odszedł, przemysłowiec upadł na krzesło,obejmując obiema rękami rozpalone czoło. Szatan widocznie miesza się w tę sprawę! wyszeptał z cicha.Wszystko się sprzysięgło, aby mi mówić o przeszłości, aby mi stawiać testraszliwe widma.Lucjan Labroue! Owidiusz! Joanna Fortier! wołał jakowładnięty szałem.I ten, ten nędznik Soliveau mówił po chwili milczenia on śmiałznów przyjść tu do mnie.i chciał pracować w mojej fabryce, byćw codziennych w stosunkach z Lucjanem Labroue, z którego wydobył-by szczegóły tej sprawy i odkrył mu całą prawdę.Jedno słowopowiedziane przez niego Lucjanowi wystarczyłoby, aby mnie zgubić.Ten człowiek żyje na moje udręczenie.O! Czemu go nie zabiłem, niezgniotłem jak trującą gadzinę?! W Ameryce przy pomocy złota za-mknąłem mu usta, wraca uboższy niż kiedykolwiek i grozi mi!.A ja.jamuszę być posłuszny, obawiam się go.Tak, ja się go boję! Och! Te trzyistoty, których istnienie jest dla mnie bezustannym niebezpieczeństwem,gdybym mógł je zgładzić!TLRPrzez kilka sekund Jakub Garaud siedział milczący, jak gdybyprzytłoczony ciężarem przechodzącym jego siły, po czym zerwał sięnagle, wyprostował i podniósł głowę. Dlaczego rozpaczać ? zawołał Owidiusza trzymam zapomocą pieniędzy.Lucjan widzi jedynie we mnie dobroczyńcę,błogosławiąc los, który go przywiódł do mnie.Joanna Fortier prędzejczy pózniej zostanie schwytana.Straszę sam siebie jak dziecko! Nie manic groznego zresztą, jestem o wszystkim poinformowany, czuwami czuwać nie przestanę.** *Soliveau, przybył do Paryża i zaczął szukać dla siebie mieszkania.Potrzech dniach bezustannych poszukiwań odnalazł w Batignolles zaprzystępną cenę mały domek w ogrodzie.Wynajął go, kupił meblei w ciągu czterdziestu ośmiu godzin urządził się przyzwoicie.Skończyw-szy, napisał do swego pseudokuzyna:Kochany Pawle!Znalazłem prześliczne gniazdko w Batignolles, pod numerem 92,w pobliżu Clichy.Pragnę w nim przyjąć Cię jak najserdeczniej.Uprzedzmnie w wigilię dnia, w którym zechcesz odwiedzić mnie, a zamówię śniada-nie w restauracji ,,Ojca Lahire", gdzie swobodnie będziemy moglipogawędzić.Twój na zawsze oddanyOwidiuszHarmant odebrał list i spalił go po odpisaniu sobie adresu.Aby uchronić się przed dręczącymi go ponurymi myślami, spędzałcałe dnie na pracy w fabryce, opuszczając od rana pałac przyulicy Murillo, w którym Maria, pozostawiona w samotności, nu-dziła się śmiertelnie.Przypomniawszy sobie o zamiarze odwiedzeniapracowni Edmunda Castel, wybrała się tam pewnego dnia ze swąprzyjaciółką.TLRArtysta odstąpił jej jedno ze swoich płócien i wyszukiwał obrazy dojej przyszłej galerii.Przez cały ten czas raz tylko widziała Lucjanai okazywała mu tyle uprzejmości, że młodzieniec, coraz więcej za-kłopotany, starał się unikać spotkania z córką milionera.Biedne dziewczę cierpiało fizycznie i moralnie.Miłość ukryta,a raczej wzgardzona, rozdzierała jej serce, zwiększając jeszcze bardziejcierpienia.Maria z każdym dniem zdawała się bledszą, niknąc w przera-żający sposób, tak że Harmant, zapomniawszy o własnych swychtroskach, zawezwał doktorów.Lekarze, nie zmieniając wydanychpoprzednio poleceń, dodali w zaufaniu: Wydaj pan za mąż swą córkę, być może.iż jakieś cierpieniemoralne, ukryte w jej sercu, pogarsza jej stan zdrowia.A więc JakubGaraud znalazł się nagle pomiędzy dwiema ostatecznościami: wydaćMarię za mąż natychmiast łub ją utracić.Pewnego rana dziewczę, czując, iż w podobnej niepewności nie zdołacierpieć dłużej, postanowiło wymierzyć cios od dawna przygotowany.Znajdowała się w swoim pokoju, dokąd Harmant przychodził przedodjazdem uścisnąć ją, gdy rano wybierał się do fabryki.Tego dnia, jakzwykle, zapukał lekko. Proszę wejść odpowiedziała Maria.Ojciec ukazał się w drzwiach [ Pobierz całość w formacie PDF ]