[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znalazło się też dwu hra-biów, jeden książę i sporo szlachty.O trunkach nie wspominam, gdyżNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG165naprawdę nie wiem, czego było więcej : listków na roślinach zdobią-cych salę czy butelek.Kosztowała nas ta zabawa przeszło trzy tysiące rubli, ale widok ty-lu jedzących osób był zaiste okazały.Kiedy zaś wśród ogólnej ciszypowstał książę i wypił zdrowie Stacha, kiedy zagrała muzyka, nie wiemjuż jaki kawałek, ale bardzo ładny, i stu pięćdziesięciu ludzi huknęło: Niech żyje miałem łzy w oczach.Pobiegłem do Wokulskiego iściskając go szepnąłem: Widzisz, jak cię kochają. Lubią szampana odpowiedział.Zauważyłem, że wiwaty nic go nie obchodzą.Nie rozchmurzył sięnawet, choć jeden z mówców (musiał być literat, bo gadał dużo i bezsensu) powiedział, nie wiem, w swoim czy w Wokulskiego imieniu,że.jest to najpiękniejszy dzień jego życia.Uważałem, że Stach najwięcej kręci się koło pana Aęckiego, któryprzed swym bankructwem ocierał się podobno o europejskie dwory.Zawsze ta nieszczęśliwa polityka!.Z początku uczty wszystko odbywało się bardzo poważnie; corazktóryś z biesiadników zabierał głos i gadał tak, jakby chciał odgadaćwypite wino i zjedzone potrawy.Lecz im więcej wynoszono pustychbutelek, tym dalej uciekała z tego zgromadzenia powaga, a w końcuzrobił się przecie taki hałas, że wobec niego prawie oniemiała muzyka.Byłem zły jak diabeł i chciałem zwymyślać przynajmniej Mra-czewskiego.Odciągnąwszy go jednak od stołu zdobyłem się ledwie nate słowa : No, i po co to wszystko?. Po co?. odparł patrząc na mnie błędnymi oczyma. To tak dlapanny Aęckiej. Zwariowałeś pan!.Co dla panny Aęckiej?. No.te spółki.: ten sklep.ten obiad.Wszystko dla niej.I japrzez nią wyleciałem ze sklepu. mówił Mraczewski opierając się namoim ramieniu, gdyż nie mógł ustać. Co?. mówię widząc, że jest zupełnie pijany. Wyleciałeśprzez nią ze sklepu, więc może i przez nią dostałeś się do Moskwy?. Rozu.rozumie się.Szepnęła słówko, takie.nieduże słówecz-ko i.dostałem trzysta rubli więcej na rok.%7łabcia ze starym wszystkozrobi, co jej się podoba. No, idz pan spać rzekłem.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG166 Właśnie, że nie pójdę spać.Pójdę do moich przyjaciół.Gdzieoni są?.Oni by sobie z %7łabcią prędzej poradzili.Nie grałaby im ponosie jak staremu.Gdzie moi przyjaciele? zaczął wrzeszczeć.Naturalnie, że kazałem go odprowadzić do numeru na górę.Domy-ślam się jednak, że udawał pijanego, ażeby mnie otumanić.Około północy sala była podobna do trupiarni albo do szpitala; co-raz kogoś trzeba było wyciągać do numeru albo do dorożki.Wreszcieodnalazłszy doktora Szumana, który był prawie trzezwy, zabrałem godo siebie na herbatę.Doktór Szuman jest także starozakonny, ale niezwykły to człowiek.Miał nawet ochrzcić się, gdyż zakochał się w chrześcijance; ale żeumarła, więc dał spokój.Mówią nawet, że truł się z żalu, ale go odra-towano.Dziś całkiem porzucił praktykę lekarską, ma spory majątek itylko zajmuje się badaniem ludzi czy też ich włosów.Mały, żółty, maprzejmujące spojrzenie, przed którym trudno by coś ukryć.A że zna sięze Stachem od dawna, więc musi wiedzieć wszystkie jego tajemnice.Po hucznym obiedzie byłem dziwnie zafrasowany i chciałem Szu-mana pociągnąć trochę za język.Jeżeli ten dzisiaj nie powie mi czego oStachu, to już chyba nigdy nic nie będę wiedział.Kiedy przyszliśmy do mego mieszkania i podano samowar, ode-zwałem się : Powiedz mi, doktorze, ale szczerze, co myślisz o Stachu?.Bo onmnie niepokoi.Widzę, że od roku rzuca się na jakieś po prostu awantu-ry.Ten wyjazd do Bułgarii, a dziś ten magazyn.spółka.powóz.Jest dziwna zmiana w jego charakterze. Nie widzę zmiany odparł Szuman. Był to zawsze człowiekczynu, który, co mu przyszło do głowy czy do serca, wykonywał na-tychmiast.Postanowił wejść do uniwersytetu i wszedł, postanowił zro-bić majątek i zrobił.Więc jeżeli wymyślił jakieś głupstwo, to także sięnie cofnie i zrobi głupstwo kapitalne.Taki już charakter. Z tym wszystkim wtrąciłem widzę w jego postępowaniu wielesprzeczności. Nic dziwnego przerwał doktór. Stopiło się w nim dwu ludzi:romantyk sprzed roku sześćdziesiątego i pozytywista z siedemdziesią-tego.To, co dla patrzących jest sprzeczne, w nim samym jest najzupeł-niej konsekwentne. A czy nie wplątał się w jakie nowe historie?. spytałem. Nic nie wiem odparł sucho Szuman.Umilkłem i dopiero po chwili spytałem znowu:NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG167 Cóż z nim jednak w rezultacie będzie?.Szuman podniósł brwi i splótł ręce. Będzie zle odparł. Tacy ludzie jak on albo wszystko naginajądo siebie, albo trafiwszy na wielką przeszkodę rozbijają sobie łeb o nią.Dotychczas wiodło mu się, ale.nie ma przecie człowieka, który by wżyciu wygrywał same dobre losy. Więc?. spytałem. Więc możemy zobaczyć tragedię zakończył Szuman.Wypiłszklankę herbaty z cytryną i poszedł do siebie.Całą noc spać nie mogłem.Takie straszne zapowiedzi w dzieńtriumfu.Eh! stary Pan Bóg więcej wie od Szumana ; a On chyba nie pozwo-li zmarnować się Stachowi.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG168ROZDZIAA JEDENASTY:STARE MARZENIA I NOWE ZNAJOMOZCIPani Meliton przeszła twardą szkołę życia, w której nauczyła sięnawet lekceważyć powszechnie przyjęte opinie.Za młodu mówiono jej powszechnie, że panna ładna i dobra, choć-by nie miała majątku, może jednak wyjść za mąż.Była dobrą i ładną,lecz za mąż nie wyszła.Pózniej mówiono również powszechnie, żewykształcona nauczycielka zdobywa sobie miłość pupilów i szacunekich rodziców.Była wykształconą, nawet zamiłowaną nauczycielką,lecz mimo to pupilki jej dokuczały, a ich rodzice drwili z niej od pierw-szego śniadania do kolacji.Potem czytała dużo romansów, w którychpowszechnie dowodzono, że zakochani książęta, hrabiowie i baronowiesą ludzmi szlachetnymi, którzy w zamian za serce mają zwyczaj odda-wać ubogim nauczycielkom rękę.Jakoż oddała serce młodemu i szla-chetnemu hrabiemu, lecz nie pozyskała jego ręki.Już po trzydziestym roku życia wyszła za mąż za podstarzałegoguwernera, Melitona, w tym jedynie celu, ażeby moralnie podzwignąćczłowieka, który nieco się upijał.Nowożeniec jednak po ślubie więcejpił aniżeli przed ślubem, a małżonkę, dzwigającą go moralnie, czasamiokładał kijem.Gdy umarł, podobno na ulicy, pani Meliton odprowadziwszy go nacmentarz i przekonawszy się, że jest niezawodnie zakopany, wzięła naopiekę psa; znowu bowiem powszechnie mówiono, że pies jestnajwdzięczniejszym stworzeniem.Istotnie, był wdzięcznym, dopókinie wściekł się i nie pokąsał służącej, co samą panią Meliton przypra-wiło o ciężką chorobę.Pół roku leżała w szpitalu, w osobnym gabinecie, samotna i zapo-mniana przez swoje pupilki, ich rodziców i hrabiów, którym oddawałaserce.Był czas do rozmyślań.Toteż gdy wyszła stamtąd chuda, stara, zposiwiałymi i przerzedzonymi włosami, znowu zaczęto mówić po-wszechnie, że choroba zmieniła ją do niepoznania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Znalazło się też dwu hra-biów, jeden książę i sporo szlachty.O trunkach nie wspominam, gdyżNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG165naprawdę nie wiem, czego było więcej : listków na roślinach zdobią-cych salę czy butelek.Kosztowała nas ta zabawa przeszło trzy tysiące rubli, ale widok ty-lu jedzących osób był zaiste okazały.Kiedy zaś wśród ogólnej ciszypowstał książę i wypił zdrowie Stacha, kiedy zagrała muzyka, nie wiemjuż jaki kawałek, ale bardzo ładny, i stu pięćdziesięciu ludzi huknęło: Niech żyje miałem łzy w oczach.Pobiegłem do Wokulskiego iściskając go szepnąłem: Widzisz, jak cię kochają. Lubią szampana odpowiedział.Zauważyłem, że wiwaty nic go nie obchodzą.Nie rozchmurzył sięnawet, choć jeden z mówców (musiał być literat, bo gadał dużo i bezsensu) powiedział, nie wiem, w swoim czy w Wokulskiego imieniu,że.jest to najpiękniejszy dzień jego życia.Uważałem, że Stach najwięcej kręci się koło pana Aęckiego, któryprzed swym bankructwem ocierał się podobno o europejskie dwory.Zawsze ta nieszczęśliwa polityka!.Z początku uczty wszystko odbywało się bardzo poważnie; corazktóryś z biesiadników zabierał głos i gadał tak, jakby chciał odgadaćwypite wino i zjedzone potrawy.Lecz im więcej wynoszono pustychbutelek, tym dalej uciekała z tego zgromadzenia powaga, a w końcuzrobił się przecie taki hałas, że wobec niego prawie oniemiała muzyka.Byłem zły jak diabeł i chciałem zwymyślać przynajmniej Mra-czewskiego.Odciągnąwszy go jednak od stołu zdobyłem się ledwie nate słowa : No, i po co to wszystko?. Po co?. odparł patrząc na mnie błędnymi oczyma. To tak dlapanny Aęckiej. Zwariowałeś pan!.Co dla panny Aęckiej?. No.te spółki.: ten sklep.ten obiad.Wszystko dla niej.I japrzez nią wyleciałem ze sklepu. mówił Mraczewski opierając się namoim ramieniu, gdyż nie mógł ustać. Co?. mówię widząc, że jest zupełnie pijany. Wyleciałeśprzez nią ze sklepu, więc może i przez nią dostałeś się do Moskwy?. Rozu.rozumie się.Szepnęła słówko, takie.nieduże słówecz-ko i.dostałem trzysta rubli więcej na rok.%7łabcia ze starym wszystkozrobi, co jej się podoba. No, idz pan spać rzekłem.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG166 Właśnie, że nie pójdę spać.Pójdę do moich przyjaciół.Gdzieoni są?.Oni by sobie z %7łabcią prędzej poradzili.Nie grałaby im ponosie jak staremu.Gdzie moi przyjaciele? zaczął wrzeszczeć.Naturalnie, że kazałem go odprowadzić do numeru na górę.Domy-ślam się jednak, że udawał pijanego, ażeby mnie otumanić.Około północy sala była podobna do trupiarni albo do szpitala; co-raz kogoś trzeba było wyciągać do numeru albo do dorożki.Wreszcieodnalazłszy doktora Szumana, który był prawie trzezwy, zabrałem godo siebie na herbatę.Doktór Szuman jest także starozakonny, ale niezwykły to człowiek.Miał nawet ochrzcić się, gdyż zakochał się w chrześcijance; ale żeumarła, więc dał spokój.Mówią nawet, że truł się z żalu, ale go odra-towano.Dziś całkiem porzucił praktykę lekarską, ma spory majątek itylko zajmuje się badaniem ludzi czy też ich włosów.Mały, żółty, maprzejmujące spojrzenie, przed którym trudno by coś ukryć.A że zna sięze Stachem od dawna, więc musi wiedzieć wszystkie jego tajemnice.Po hucznym obiedzie byłem dziwnie zafrasowany i chciałem Szu-mana pociągnąć trochę za język.Jeżeli ten dzisiaj nie powie mi czego oStachu, to już chyba nigdy nic nie będę wiedział.Kiedy przyszliśmy do mego mieszkania i podano samowar, ode-zwałem się : Powiedz mi, doktorze, ale szczerze, co myślisz o Stachu?.Bo onmnie niepokoi.Widzę, że od roku rzuca się na jakieś po prostu awantu-ry.Ten wyjazd do Bułgarii, a dziś ten magazyn.spółka.powóz.Jest dziwna zmiana w jego charakterze. Nie widzę zmiany odparł Szuman. Był to zawsze człowiekczynu, który, co mu przyszło do głowy czy do serca, wykonywał na-tychmiast.Postanowił wejść do uniwersytetu i wszedł, postanowił zro-bić majątek i zrobił.Więc jeżeli wymyślił jakieś głupstwo, to także sięnie cofnie i zrobi głupstwo kapitalne.Taki już charakter. Z tym wszystkim wtrąciłem widzę w jego postępowaniu wielesprzeczności. Nic dziwnego przerwał doktór. Stopiło się w nim dwu ludzi:romantyk sprzed roku sześćdziesiątego i pozytywista z siedemdziesią-tego.To, co dla patrzących jest sprzeczne, w nim samym jest najzupeł-niej konsekwentne. A czy nie wplątał się w jakie nowe historie?. spytałem. Nic nie wiem odparł sucho Szuman.Umilkłem i dopiero po chwili spytałem znowu:NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG167 Cóż z nim jednak w rezultacie będzie?.Szuman podniósł brwi i splótł ręce. Będzie zle odparł. Tacy ludzie jak on albo wszystko naginajądo siebie, albo trafiwszy na wielką przeszkodę rozbijają sobie łeb o nią.Dotychczas wiodło mu się, ale.nie ma przecie człowieka, który by wżyciu wygrywał same dobre losy. Więc?. spytałem. Więc możemy zobaczyć tragedię zakończył Szuman.Wypiłszklankę herbaty z cytryną i poszedł do siebie.Całą noc spać nie mogłem.Takie straszne zapowiedzi w dzieńtriumfu.Eh! stary Pan Bóg więcej wie od Szumana ; a On chyba nie pozwo-li zmarnować się Stachowi.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG168ROZDZIAA JEDENASTY:STARE MARZENIA I NOWE ZNAJOMOZCIPani Meliton przeszła twardą szkołę życia, w której nauczyła sięnawet lekceważyć powszechnie przyjęte opinie.Za młodu mówiono jej powszechnie, że panna ładna i dobra, choć-by nie miała majątku, może jednak wyjść za mąż.Była dobrą i ładną,lecz za mąż nie wyszła.Pózniej mówiono również powszechnie, żewykształcona nauczycielka zdobywa sobie miłość pupilów i szacunekich rodziców.Była wykształconą, nawet zamiłowaną nauczycielką,lecz mimo to pupilki jej dokuczały, a ich rodzice drwili z niej od pierw-szego śniadania do kolacji.Potem czytała dużo romansów, w którychpowszechnie dowodzono, że zakochani książęta, hrabiowie i baronowiesą ludzmi szlachetnymi, którzy w zamian za serce mają zwyczaj odda-wać ubogim nauczycielkom rękę.Jakoż oddała serce młodemu i szla-chetnemu hrabiemu, lecz nie pozyskała jego ręki.Już po trzydziestym roku życia wyszła za mąż za podstarzałegoguwernera, Melitona, w tym jedynie celu, ażeby moralnie podzwignąćczłowieka, który nieco się upijał.Nowożeniec jednak po ślubie więcejpił aniżeli przed ślubem, a małżonkę, dzwigającą go moralnie, czasamiokładał kijem.Gdy umarł, podobno na ulicy, pani Meliton odprowadziwszy go nacmentarz i przekonawszy się, że jest niezawodnie zakopany, wzięła naopiekę psa; znowu bowiem powszechnie mówiono, że pies jestnajwdzięczniejszym stworzeniem.Istotnie, był wdzięcznym, dopókinie wściekł się i nie pokąsał służącej, co samą panią Meliton przypra-wiło o ciężką chorobę.Pół roku leżała w szpitalu, w osobnym gabinecie, samotna i zapo-mniana przez swoje pupilki, ich rodziców i hrabiów, którym oddawałaserce.Był czas do rozmyślań.Toteż gdy wyszła stamtąd chuda, stara, zposiwiałymi i przerzedzonymi włosami, znowu zaczęto mówić po-wszechnie, że choroba zmieniła ją do niepoznania [ Pobierz całość w formacie PDF ]