[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W wąskim przed sionku Pa tience odkryła dziwnąpersonę trzymającą drzwi szeroko otwarte.Był to lokaj ze zgarbionymi ramionami, ży lasty, z ta jemniczymwyrazem twarzy najdziwniejszy służący, jakiego kie-dykolwiek spotkała. Sligo odezwał się Vane.Sligo ukłonił się. Proszę pana.Minnie spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Sligo, co za przyjemna niespodzianka.Patience mogłaby przysiąc, że lokaj się zarumienił.Ukłonił się ponownie. Proszę pani.Natychmiast wskazano przyjezdnym pokoje; Patien-ce mia ła mnóstwo czasu, by obserwować Sliga i jegorządy absolutne, jakie sprawował nad młodszymi słu-żącymi.Zarówno lokaj, jak i pani Henderson, którzy22122225642podróżowali ze swoją panią, traktowali Sliga z szacun-kiem, jak równego sobie.Kiedy Henry, Edmond i Gerrard zajęli się poznawa-niem nowego lokum w czasie poprzedzającym kolację,Patience za siadła na ka napie w sa lonie.Spoj rzałana Vane a opartego o gzyms kominka. Kim jest Sligo? zapytała Patience. Byłym ordynansem Diabła. Diabła, księcia St.Ives? Tego samego.Sligo jest dozorcą u Diabła, kiedynie ma go w mieście.A ponieważ Diabeł i jego księż-na Honoria wrócili wczoraj do domu, więc wypożyczy-łem Sliga. Dlaczego? Ponieważ potrzebujemy kogoś godnego zaufania,kto dobrze zna ten dom.Jest solidny i absolutnie lojal-ny.Jeśli będziesz chciała, by cokolwiek zostało zrobio-ne, cokolwiek, poproś go i on to załatwi. Ale& Będziesz tutaj.Tak?Vane spojrzał na nią uważnie. Nie.Osłupienie, czy po pro stu rozczarowanie, zabłysłow jej oczach. Nie dezerteruję, ale pan Vane Cyn ster, znanyz ostatniego zakupu wygodnego domu o rzut kamie-niem stąd, na Cur zon Stre et, nie mo że re zydowaćpod dachem swej matki chrzestnej. Nie pomyślałam o tym.Przypuszczam, że te raz,kiedy jesteśmy w Londynie, musimy żyć zgodnie z przy-jętymi w towarzystwie zasadami obyczajowymi.Zgodnie z którymi nie mógł spędzać nocy w jej łóżku.Były inne opcje, ale nie musiała o nich jeszcze wie-dzieć.Kiedy tylko ich zna jomość osiągnie wyższy po -22222225642ziom zażyłości, Vane wprowadzi ją w arkana tego se-kretu.Do tego jednak czasu& Lepiej już pójdę.Odezwę się ju tro, by zobaczyć,jak się urządziłaś.Patience spojrzała na niego uważnie, potem podałamu rękę.Chwycił ją, schylił się i pocałował ją delikat-nie.I poczuł przenikające ją maleńkie mrowienie.Usatysfakcjonowany, zostawił Patience samą.* * * To wszystko jest taaakie ekscytujące!Słysząc pean Angeli po raz dziesiąty tego poranka,Patience zi gnorowała go.Ukryta w ką cie jednejz dwóch kanap stojących w salonie, kontynuowała ha-ftowanie kolejnego obrusu.Nie było to szczególnie zaj-mujące, ale musiała coś robić z myślami i z dłońmi,czekając na pojawienie się Vane a.Oczywiście zakładając, że się pojawi.Było już po je-denastej.Obok niej Timms siedziała, cerując; Minnie, prze -trwawszy podróż zaskakująco dobrze, siedziała w wy-godnym dużym fo telu przed kominkiem.Na drugiejkanapie siedziała pani Chadwick i Edith Swithins.An-gela stała przy oknie, zerkając przez zasznurowane za-słony na przechodniów. Nie mogę się doczekać, by zobaczyć to wszystko: te-atry, modystki. Angela zaczęła krążyć po pokoju. Tobędzie tak cudownie ekscytujące! Spojrzała na matkę. Jesteś pewna, że nie możemy wyjść przed porą lunchu?Pani Chadwick westchnęła. Tak jak zaplanowałyśmy, pójdziemy na krótki spa-cer dzisiaj po południu, by zdecydować, która modyst-ka będzie dla ciebie najlepsza.22322225642 Jedna na Bruton Street zawołała Angela. Alenajlepsze sklepy, jak mi mówił Edmond, są na BondStreet. Bond Street jest zaraz za Bruton Street. Patien-ce spędziła podróż, czytając przewodnik po Londynie. To dobrze po upewnieniu się co do popołudnio-wych planów, Angela powróciła do marzenia na jawie.Patience starała się nie spoglądać na zegar stojący nakominku.Słyszała, że cały czas tyka, odmierzając minu-ty; zdawało się jej, jakby słuchała go od wie lu godzin.Już wiedziała, że życie w mieście nigdy nie będzie jej od-powiadać.Przywykła do wsi, więc ru tyna śniadaniao dziesiątej, lunchu o drugiej i kolacji o ósmej lub póz-niej nie mogłaby jej przypaść do gustu.Nie by ło tu tajpianina, przy którym mogłaby się zrelaksować.I nie spa-cerowało się w mie ście bez eskorty.A naj gorszeze wszystkiego wydało jej się to, że budynek przy AldfordStreet 22 był o wiele mniejszy niż Bellamy Hall, co zna-czyło, że wszyscy domownicy deptali sobie po piętach.A Vane jeszcze się nie pokazał.Kiedy przyjdzie, Pa tience po informuje go w kilkusłowach, co myśli o przeprowadzce do Londynu.Le -piej, żeby złapał złodzieja i zjawę.I to prędko.Zegar tykał.Patience szyła dalej.Pukanie do drzwi wejściowych sprawiło, że drgnęłai spojrzała w ich kierunku.Tak jak wszyscy poza EdithSwithins.Twarz Minnie roz jaśniła się, kiedy usłyszałaznajome kro ki.Do sa lonu wszedł Va ne, powitanyuśmiechami.Ukłonił się wszystkim, po tem pod szedłdo Minnie, pytając o jej zdrowie i o to, jak spędziła noc. Zpewnością spałam dłużej niż ty odpowiedziała. Jesteś gotowa na spacer po parku? Jutro dam ci się namówić na przechadzkę.Ale dzisiajjestem zadowolona, siedząc sobie tutaj i zbierając siły.22422225642 Skoro wolisz zostać, pójdę z panną Debbington. To dobry pomysł Minnie uśmiechnęła się do Pa-tience. Cóż, panno Debbington? Jest pani gotowa na spacer?Patience zawahała się.Angela otworzyła usta i postąpiła krok naprzód; pa-ni Chadwick odsunęła ją, mówiąc bardzo wyraznie: Nie! Będę zadowolona, mogąc wyjść na świeże powie-trze powiedziała Patience.Poczekał, aż odłoży robótkę, i skłoniwszy się Minniei pozostałym, podał Pa tience ramię.Za trzymali sięwholu.Patience cofnęła rękę i zwróciła się ku schodom. Wrócę za chwilkę.Vane zatrzymał ją i zapytał: Gdzie są inni? Whitticombe po szedł do biblioteki.Edgar miałzamiar zajrzeć do Tattersalls. Upewnię się, czy Sligo o tym wie. Spojrzał na Pa-tience. A pozostali? Henry, Edmond i Gerrard poszli prosto do sali bi-lardowej Patience wyprostowa ła się. Nie powiem,co myślę o domu, który ma pokój bilardowy, ale nie mamuzycznego. To rezydencja dżentelmena.Patience żachnęła się. Ci trzej planowali mnóstwo wycieczek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.W wąskim przed sionku Pa tience odkryła dziwnąpersonę trzymającą drzwi szeroko otwarte.Był to lokaj ze zgarbionymi ramionami, ży lasty, z ta jemniczymwyrazem twarzy najdziwniejszy służący, jakiego kie-dykolwiek spotkała. Sligo odezwał się Vane.Sligo ukłonił się. Proszę pana.Minnie spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Sligo, co za przyjemna niespodzianka.Patience mogłaby przysiąc, że lokaj się zarumienił.Ukłonił się ponownie. Proszę pani.Natychmiast wskazano przyjezdnym pokoje; Patien-ce mia ła mnóstwo czasu, by obserwować Sliga i jegorządy absolutne, jakie sprawował nad młodszymi słu-żącymi.Zarówno lokaj, jak i pani Henderson, którzy22122225642podróżowali ze swoją panią, traktowali Sliga z szacun-kiem, jak równego sobie.Kiedy Henry, Edmond i Gerrard zajęli się poznawa-niem nowego lokum w czasie poprzedzającym kolację,Patience za siadła na ka napie w sa lonie.Spoj rzałana Vane a opartego o gzyms kominka. Kim jest Sligo? zapytała Patience. Byłym ordynansem Diabła. Diabła, księcia St.Ives? Tego samego.Sligo jest dozorcą u Diabła, kiedynie ma go w mieście.A ponieważ Diabeł i jego księż-na Honoria wrócili wczoraj do domu, więc wypożyczy-łem Sliga. Dlaczego? Ponieważ potrzebujemy kogoś godnego zaufania,kto dobrze zna ten dom.Jest solidny i absolutnie lojal-ny.Jeśli będziesz chciała, by cokolwiek zostało zrobio-ne, cokolwiek, poproś go i on to załatwi. Ale& Będziesz tutaj.Tak?Vane spojrzał na nią uważnie. Nie.Osłupienie, czy po pro stu rozczarowanie, zabłysłow jej oczach. Nie dezerteruję, ale pan Vane Cyn ster, znanyz ostatniego zakupu wygodnego domu o rzut kamie-niem stąd, na Cur zon Stre et, nie mo że re zydowaćpod dachem swej matki chrzestnej. Nie pomyślałam o tym.Przypuszczam, że te raz,kiedy jesteśmy w Londynie, musimy żyć zgodnie z przy-jętymi w towarzystwie zasadami obyczajowymi.Zgodnie z którymi nie mógł spędzać nocy w jej łóżku.Były inne opcje, ale nie musiała o nich jeszcze wie-dzieć.Kiedy tylko ich zna jomość osiągnie wyższy po -22222225642ziom zażyłości, Vane wprowadzi ją w arkana tego se-kretu.Do tego jednak czasu& Lepiej już pójdę.Odezwę się ju tro, by zobaczyć,jak się urządziłaś.Patience spojrzała na niego uważnie, potem podałamu rękę.Chwycił ją, schylił się i pocałował ją delikat-nie.I poczuł przenikające ją maleńkie mrowienie.Usatysfakcjonowany, zostawił Patience samą.* * * To wszystko jest taaakie ekscytujące!Słysząc pean Angeli po raz dziesiąty tego poranka,Patience zi gnorowała go.Ukryta w ką cie jednejz dwóch kanap stojących w salonie, kontynuowała ha-ftowanie kolejnego obrusu.Nie było to szczególnie zaj-mujące, ale musiała coś robić z myślami i z dłońmi,czekając na pojawienie się Vane a.Oczywiście zakładając, że się pojawi.Było już po je-denastej.Obok niej Timms siedziała, cerując; Minnie, prze -trwawszy podróż zaskakująco dobrze, siedziała w wy-godnym dużym fo telu przed kominkiem.Na drugiejkanapie siedziała pani Chadwick i Edith Swithins.An-gela stała przy oknie, zerkając przez zasznurowane za-słony na przechodniów. Nie mogę się doczekać, by zobaczyć to wszystko: te-atry, modystki. Angela zaczęła krążyć po pokoju. Tobędzie tak cudownie ekscytujące! Spojrzała na matkę. Jesteś pewna, że nie możemy wyjść przed porą lunchu?Pani Chadwick westchnęła. Tak jak zaplanowałyśmy, pójdziemy na krótki spa-cer dzisiaj po południu, by zdecydować, która modyst-ka będzie dla ciebie najlepsza.22322225642 Jedna na Bruton Street zawołała Angela. Alenajlepsze sklepy, jak mi mówił Edmond, są na BondStreet. Bond Street jest zaraz za Bruton Street. Patien-ce spędziła podróż, czytając przewodnik po Londynie. To dobrze po upewnieniu się co do popołudnio-wych planów, Angela powróciła do marzenia na jawie.Patience starała się nie spoglądać na zegar stojący nakominku.Słyszała, że cały czas tyka, odmierzając minu-ty; zdawało się jej, jakby słuchała go od wie lu godzin.Już wiedziała, że życie w mieście nigdy nie będzie jej od-powiadać.Przywykła do wsi, więc ru tyna śniadaniao dziesiątej, lunchu o drugiej i kolacji o ósmej lub póz-niej nie mogłaby jej przypaść do gustu.Nie by ło tu tajpianina, przy którym mogłaby się zrelaksować.I nie spa-cerowało się w mie ście bez eskorty.A naj gorszeze wszystkiego wydało jej się to, że budynek przy AldfordStreet 22 był o wiele mniejszy niż Bellamy Hall, co zna-czyło, że wszyscy domownicy deptali sobie po piętach.A Vane jeszcze się nie pokazał.Kiedy przyjdzie, Pa tience po informuje go w kilkusłowach, co myśli o przeprowadzce do Londynu.Le -piej, żeby złapał złodzieja i zjawę.I to prędko.Zegar tykał.Patience szyła dalej.Pukanie do drzwi wejściowych sprawiło, że drgnęłai spojrzała w ich kierunku.Tak jak wszyscy poza EdithSwithins.Twarz Minnie roz jaśniła się, kiedy usłyszałaznajome kro ki.Do sa lonu wszedł Va ne, powitanyuśmiechami.Ukłonił się wszystkim, po tem pod szedłdo Minnie, pytając o jej zdrowie i o to, jak spędziła noc. Zpewnością spałam dłużej niż ty odpowiedziała. Jesteś gotowa na spacer po parku? Jutro dam ci się namówić na przechadzkę.Ale dzisiajjestem zadowolona, siedząc sobie tutaj i zbierając siły.22422225642 Skoro wolisz zostać, pójdę z panną Debbington. To dobry pomysł Minnie uśmiechnęła się do Pa-tience. Cóż, panno Debbington? Jest pani gotowa na spacer?Patience zawahała się.Angela otworzyła usta i postąpiła krok naprzód; pa-ni Chadwick odsunęła ją, mówiąc bardzo wyraznie: Nie! Będę zadowolona, mogąc wyjść na świeże powie-trze powiedziała Patience.Poczekał, aż odłoży robótkę, i skłoniwszy się Minniei pozostałym, podał Pa tience ramię.Za trzymali sięwholu.Patience cofnęła rękę i zwróciła się ku schodom. Wrócę za chwilkę.Vane zatrzymał ją i zapytał: Gdzie są inni? Whitticombe po szedł do biblioteki.Edgar miałzamiar zajrzeć do Tattersalls. Upewnię się, czy Sligo o tym wie. Spojrzał na Pa-tience. A pozostali? Henry, Edmond i Gerrard poszli prosto do sali bi-lardowej Patience wyprostowa ła się. Nie powiem,co myślę o domu, który ma pokój bilardowy, ale nie mamuzycznego. To rezydencja dżentelmena.Patience żachnęła się. Ci trzej planowali mnóstwo wycieczek [ Pobierz całość w formacie PDF ]