[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Historia z Mikołajem mocno nią wstrząsnęła, należy zatem założyć, że nie będzie nawet chciała słyszeć o tym, by mnie uczyć czegokolwiekzwiązanego z lustrzanymi piekłami.- A jak chcesz ją do tego przekonać?- Szantażem - oznajmiła stanowczo szamanka i obejrzała się na zaskoczoną Rudą.-Obarczę ją winą za to, co spotkało niczego nieświadomą Karolinę, i zagrożę, że jeśli mi niepomoże, zaklnę ją w Lampę Aladyna.- I to ma ją niby skłonić do zmiany zdania?- Są różne rodzaje Lamp - ciągnęła Ida, nie przejmując się sarkastyczną nutą w głosieczarownicy.- A fakt, że wiem o nich z notatek Stanisławy, to prawdziwa ironia losu.Niektóresprawiają, że duszę dotyka ból dużo gorszy od fizycznego, bo nieograniczony przez ciało ijego system nerwowy.Wsadzę ją do takiej na parę minut i zrobi wszystko, o co poproszę.Kobieta przyglądała jej się uważnie i bez słowa kręciła głową.- Kiedy zrobiła się z ciebie taka bezwzględna suka? - zapytała wreszcie.- Mogę umrzeć w każdej chwili, a to znaczy, że muszę się śpieszyć - odparła obojętnieszamanka.Jej spokój był co prawda pozorny, bo na samą myśl o tym, co się stanie, jeśli niezdąży uratować duszy Kwiatkowskiego, zaczynała panikować.Ale nie miała zamiaru dzielićsię z Rudą swoimi obawami.Z ulgą stwierdziła, że samo odgrywanie opanowanej faktyczniepomagało jej wziąć się w garść.- I jeśli rola bezwzględnej suki ma mi pomóc zaoszczędzić naczasie, to ja nie widzę przeciwwskazań.Czarownica długo obserwowała Idę, jej zaciśnięte usta, co chwilę ciemniejące oczy, pobrzegi wypełnione determinacją, kruczoczarne włosy, wśród których plątało się pierwsze siwepasemko.i powoli nabierała przekonania, że tej dziewczyny już naprawdę nic nie jest wstanie powstrzymać.Ida albo dopnie swego, albo zginie, próbując.Serio, serio.- No dobrze, załóżmy, że uda ci się przekonać Stanisławę.Tylko jak ją wywołasz, skoronie chcesz tego robić w obecności ciotki?- No cóż, najpierw będę musiała jakoś się ciotki pozbyć.- Również zaklinając ją w Lampę?- Zgłupiałaś?! - Ida aż podskoczyła na podobny pomysł.- Wypędzę ją z powrotem wzaświaty!- To dlaczego do tej pory tego nie zrobiłaś?- Bo do tej pory nie wiedziałam, że to będzie konieczne.- Szamanka westchnęła iprzejechała dłonią po twarzy.- Tekla się wścieknie i pewnie obrazi na dłużej niż na zawsze,ale nie mam raczej żadnej alternatywy.Zamilkły, obie wpatrzone w lodowate ciało Jednookiego Kanibala, każda pogrążona we własnych rozmyślaniach.Wreszcie Ruda potrząsnęła głową i chrząknęła głośno, wyrywającszamankę z głębokiej zadumy.- To co, idziesz mu dalej szperać w mózgu czy zabieramy się stąd w cholerę? Zimno mi.- Idę, idę.- Dziewczyna zsunęła z ramion kurtkę i podała ją czarownicy.- Poza ciałemi tak nie czuję tego chłodu - odpowiedziała na zaskoczone spojrzenie miodowych oczu, poczym stanęła nad trupem Mikołaja i przymknęła powieki.- %7łycz mi powodzenia.*- Hej, przystojniaku! Ju-hu! Tutaj, skarbeczku, tutaj! - świergotała uradowana pulchnablondynka, podskakując przy jednym z wielu biurek w głównej siedzibie Firmy.Wyglądała,delikatnie mówiąc, dość osobliwie: z fryzurą na platynowego  baranka , w okularach ogrubych, czerwonych oprawkach i z wielgachną spinką przypominającą motyla, którą wpięławe włosy nad uchem.Na oko zbliżała się do pięćdziesiątki, lecz ani wiek, ani imponującatusza nie przeszkadzały jej w noszeniu obcisłego kostiumiku, pomarańczowych szpilek nahorrendalnie wysokim obcasie, ostrego makijażu, który sprawiał, że jej twarz niewiele miaławspólnego ze słowem  naturalna , oraz żółtych kolczyków w kształcie słoneczników.Całościdopełniały wściekle różowe tipsy oraz apaszka w tym samym kolorze zawiązana podpodwójnym podbródkiem.Kruchy uśmiechnął się na jej widok i podszedł szybko, lawirując między biurkami.- Cześć, Kornelka - przywitał się i szarmancko ucałował pulchną dłoń.- Tym razem kazałeś mi na siebie czekać o wiele za długo, młody człowieku.-Blondynka zmarszczyła brwi i pogroziła mu palcem.- Byś się wstydził, chłopcze, to jużponad trzy lata!- Wybacz mi, Kwiatuszku - odparł łowca i znów się uśmiechnął, lecz tym razemsmutno.Używając owego pieszczotliwego zwrotu, nie próbował bynajmniej jej słodzić.Wszyscy w Firmie nazywali ją Kwiatuszkiem, przyczyna zaś była banalnie prosta: kobietawłaśnie takie nosiła nazwisko.A ze względu na dość krzykliwy dobór kolorów w ubiorzeblondynka była również znana pod innym przydomkiem, który Kruchy swego czasu wymyśliłosobiście, a który brzmiał Skittles.- Zważywszy na okoliczności naszego ostatniegospotkania, wolałem trzymać się z dala i nie rzucać w oczy.Zwłaszcza że sam potrzebowałemczasu, by.dojść do siebie.Kornelia pokiwała głową, patrząc na niego ze zrozumieniem i współczuciem.Tak,trudno było oczekiwać, by po tamtych mrocznych wydarzeniach Kruchy nadal regularnieodwiedzał Warszawę i wpadał do biura na kawę i pogaduchy.Jednak zniknął na grubo ponadtrzy lata i od dnia pogrzebu członków jego byłej grupy operacyjnej Kwiatuszek nie widziała łowcy na oczy.Z plotek wynikało, że podkomisarz Konstanty Kruszyński został wywalony zFirmy na zbity pysk, po czym stoczył się kompletnie, rozpił i zaćpał na śmierć.Nawet gdybyKornelia nie miała własnych zródeł informacji, to i tak nie dawałaby wiary podobnympogłoskom.Znała łowcę na tyle dobrze, by wiedzieć bez wątpienia, że nie należał do tych,którzy mieliby dokonać żywota ze strzykawką w żyle.To zdecydowanie nie było w jegostylu.- Rozumiem, kochanieńki, rozumiem - powiedziała poważnie.- Co zatem sprowadzacię do stolicy?- Cóż.- Kruchy najpierw postawił przed Kwiatuszkiem pudełko pełne przerazliwiesłodkich ciastek i dopiero potem zajął miejsce po przeciwnej stronie biurka.- Po pierwsze,pomyślałem sobie, że należy nieco nadrobić zaległości we wspólnej konsumpcji cukrówprostych.A po drugie.stęskniłem się.- Oho.- Kobieta skrzywiła się lekko, a w jej powiększonych przez grube okularymodrych oczach pojawił się króciutki błysk.- Znaczy masz interes - ton jej głosu równieżuległ na moment radykalnej zmianie.Przez chwilę mierzyła łowcę badawczym spojrzeniem,po czym omiotła wzrokiem pracujących obok sekretarzy, księgowych i dyspozytorów.Zerkała na boki ukradkiem, jakby próbując kogoś dyskretnie wypatrzeć, a z jej ust nie znikałpozornie szczery uśmiech.Kruchy wiedział, kogo szukała.Nie ufała mu, iskierka podejrzliwości mieniła się w jejtęczówkach, drobna, acz wyrazna i zimna przy tym jak okruch lodu.Zgadywał, że nie byłapewna, czy ma przed sobą autentycznego Kruszyńskiego, czy może któregoś z iluzjonistówwynajętych, by wydusić z niej informacje o prawdziwym łowcy.W przypadku drugiej opcjigdzieś w tłumie pracowników dostrzegłaby animatora złudzeń.Kruchy nie dziwił się jej obawom.Firma korzystała z usług najlepszych przędzarzy iluzji, z którymi sam zresztą miał doczynienia.Było to zaraz po tym, gdy zginęli członkowie jego zespołu, a jemu, jako głównemupodejrzanemu, zarzucano składanie fałszywych zeznań.Człowiek z Wydziału Wewnętrznegopróbował wtedy podszyć się pod Rudą i wyciągnąć z niego przyznanie się do winy w knajpieprzy piwie i całych kilogramach prażonych orzeszków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl