[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmienił pędzel i umaczał go w złocie, drobniutkim brzeżkiem rozjaśniając brunatnośćnapisu.Dwie świece chybotały przed nim płomieniami, płonąc to żółto, to znowu błękitno.Barwista otęcz drgała naokoło, wsiąkając brzegiem w mrok wypełniający celę.Cela była wysoka,niekształtna, o trzech ścianach półokrągłych, z których wyrastały kolumny, niby drzewa z gęstwilasu.Była to część rzymskiej budowli, stawianej w czasach, gdy pobliskie miasto Vannes zwanebyło Dariorigum.Według twierdzenia jednych budowla ta była łaznią, a według drugich -świątynią bogini Diany.Uczony opat zbadał już tę sprawę i spór rozsądził.Były to termy,owszem, do których przytykała mała świątyńka, nie Diany, ale Wenery, bogini miłości i żądzy.Za panowania Gradlona, wnuka Meriadaca, przerobiono te mury na klasztor.Zlady epistylionuznaczne były jeszcze wmurowane w ścianę, a tryglify wsiąkały w powagę wyniosłych pilastrów -lizen.Cegły, przesiąknięte wonią i gorącą parą dymiącą z ciał odpoczywających w termach,weszły w skład łuków, które unosić miały duszne modlitwy i nieść je ku niebu.Było to wiele latwstecz i mało kto o tym wspomniał.Teraz, gdy opat barwił złotem szlak cieniutki, za plecamijego uniósł się cień wątły, jakoby westchnienie mary.A on, nie czując obecności niczyjej, snułdalej swe myśli rozsądne, misternie barwiąc napisy.Nie ulega wątpliwości - dumał - że w pokusach opisywanych przez pustelników iświętych niemało jest przesady.Nie tak straszne one boje, jako powiadają.Umysł przenikliwyzwalczy je łatwo ścisłością rozumowania.Bogata wiedzą chłodna myśl mędrca nie wzruszy siężarem pokuszeń ani powierzchowną krasą stworzeń, przez szatana osobliwie wybranych zanarzędzie pokusy.Brat Sylwin zakołatał do drzwi.Opat odwrócił głowę z niechęcią, nierad, że mu pracęprzerywają.- Wasza Przewielebność, jakowaś niewiasta stoi u furty, dopraszając się, iżby jejotworzyć.- Niewiasta?! - obruszył się opat.- Rzeczcież jej, że tu niewiasty nie wchodzą, zaśschronienie może znalezć w klasztorze Panien Benedyktynek, za wzgórzem.- Brat furtian już to powiedział, ona wszekże nie odchodzi, twierdząc, że gdyby WaszaPrzewielebność wiedziała, kto ona, wnet by ją puścić kazała.- Choćby była małżonką króla Childeberta, to nic tu po niej w klasztorze.- Królową ona nie jest, wszakże, Wasza Przewielebność, kto wie, czy nie KsięciaMiłościwego córka?.- Nie zawracajcie mi głowy baśniami - odmruknął opat.Ale brat nie ustępował.- Ojciec Adaukt ją poznał, któren był w zamku po kweście.- Nie może być? - zafrasował się opat, zachwiany; tarł głowę, nie wiedząc, co począć.-Wpuśćcież ją do rozmównicy - rzekł w końcu, z żalem spoglądając na zaczętą stronę księgi.Fałdą habitu starannie wycierał pędzle, gdy brat Sylwin odchodził śpiesznie korytarzem.- Z nobilów ona, to pewne, zaś ojciec Adaukt.- dosłyszał głos jego opat.Obtarłszy pędzle, nakrył ostrożnie miseczki, aby kosztowne farby nie wysychały, iprzeszedł do rozmównicy.Surowym wzrokiem zmierzył smukłą postać stojącą pośrodku izby.Twarz jej zasłaniał gęsty, czarny kwef.Spod płaszcza ręce białe wysuwały się gestem błagalnym.Uklękła przed opatem, przyciskając do ust fałdy habitu.Różane, długie palce spoczęły nabrunatnej szorstkości sukna, przepojonego wieloletnim kurzem.Opat usunął się w bok; krucyfikszawieszony na ścianie zabłysnął.- Nie klękaj przed sługą w obecności Pana - rzekł sucho.Lecz ona nie podniosła głowy, trwając na klęczkach.- Wysłuchać mnie racz, Wasza Przewielebność - (głos jej był cichy i słodki jak dalekiśpiew) - i nie odmawiaj ratunku.Jestem córką księcia Erispoe, pana Armoryki.Uciekłam zzamku, gdyż ojciec mój przymusić mnie chciał do złamania ślubu dozgonnej czystości, oddającw związki małżeńskie.- Na Boga! Powstańcież, Wasza Dostojność.Uszom się wierzyć nie chce.CórkaMiłościwego Księcia w naszych biednych progach.Siadajcie, szlachetna Pani.Dziad wasz,wielki Nomenoe, dobroczyńcą był tego klasztoru.Wierniśmy poddani Miłościwego KsięciaPana.Czego życzysz sobie, Wasza Dostojność?- Przytułku, choć na tę noc! Wysłańcy mego ojca szukają mnie wszędzie.Ja zaśprzysięgłam, iż raczej rzucę się w morze, nizli zatracę dziewictwo.Gdy pogoń ustanie, znajomirybacy przeprawią mnie na Belle Isle, gdzie znajdę schronienie w klasztorze.- Rozporządzaj, Wasza Dostojność, nami i tym domkiem naszym - rzekł opat, corazbardziej sfrasowany.Powód ucieczki księżniczki godzien był wszelkiej pochwały, lecz gniew porywczegoksięcia Erispoe mógł klasztorowi dać się srodze odczuć.Wahał się, niepewny, co począć.A że wtej chwili zadzwoniono na wieczerzę, zwrócił się do niespodziewanego gościa:- Niezwyczajna to rzecz, wszakże racz, Wasza Dostojność przełamać chleb razem z nami.Zasiedli przy długim stole wybitym cynową blachą, w którym wyrobione byłymiseczkowate wgłębienia.Brat Rufin, któremu na ten tydzień przypadała gospodarska służba,obchodził stół, do każdej miski nalewając warząchwią gęstą zupę z bobu, kraszoną olejem.Kawał placka jęczmiennego leżał przy każdym nakryciu.Ojciec Innocenty stanął na małymwzniesieniu przed pulpitem, i gdy skończono modlitwę wzywającą błogosławieństwo Boże naposiłek, jął monotonnym głosem odczytywać medytacje, na dzień owy wyznaczone.Ojcowiewyciągali łyżki zza pasków, lecz nie zabierali się do jedzenia ze zwykłą skwapliwością.Kruszącbezmyślnie placek, zerkali cichaczem, rychło przybyła niewiasta odrzuci z lica zasłonę.Ona zaśsiedziała z pochyloną skromnie głową, aż nagłym ruchem podjęła długi czarny kwef i powiodłaspojrzeniem po twarzach obecnych, zatrzymując wzrok na każdym, póki zmieszany nie utonąłoczami w gęstej zupie, dymiącej z miski cynowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Zmienił pędzel i umaczał go w złocie, drobniutkim brzeżkiem rozjaśniając brunatnośćnapisu.Dwie świece chybotały przed nim płomieniami, płonąc to żółto, to znowu błękitno.Barwista otęcz drgała naokoło, wsiąkając brzegiem w mrok wypełniający celę.Cela była wysoka,niekształtna, o trzech ścianach półokrągłych, z których wyrastały kolumny, niby drzewa z gęstwilasu.Była to część rzymskiej budowli, stawianej w czasach, gdy pobliskie miasto Vannes zwanebyło Dariorigum.Według twierdzenia jednych budowla ta była łaznią, a według drugich -świątynią bogini Diany.Uczony opat zbadał już tę sprawę i spór rozsądził.Były to termy,owszem, do których przytykała mała świątyńka, nie Diany, ale Wenery, bogini miłości i żądzy.Za panowania Gradlona, wnuka Meriadaca, przerobiono te mury na klasztor.Zlady epistylionuznaczne były jeszcze wmurowane w ścianę, a tryglify wsiąkały w powagę wyniosłych pilastrów -lizen.Cegły, przesiąknięte wonią i gorącą parą dymiącą z ciał odpoczywających w termach,weszły w skład łuków, które unosić miały duszne modlitwy i nieść je ku niebu.Było to wiele latwstecz i mało kto o tym wspomniał.Teraz, gdy opat barwił złotem szlak cieniutki, za plecamijego uniósł się cień wątły, jakoby westchnienie mary.A on, nie czując obecności niczyjej, snułdalej swe myśli rozsądne, misternie barwiąc napisy.Nie ulega wątpliwości - dumał - że w pokusach opisywanych przez pustelników iświętych niemało jest przesady.Nie tak straszne one boje, jako powiadają.Umysł przenikliwyzwalczy je łatwo ścisłością rozumowania.Bogata wiedzą chłodna myśl mędrca nie wzruszy siężarem pokuszeń ani powierzchowną krasą stworzeń, przez szatana osobliwie wybranych zanarzędzie pokusy.Brat Sylwin zakołatał do drzwi.Opat odwrócił głowę z niechęcią, nierad, że mu pracęprzerywają.- Wasza Przewielebność, jakowaś niewiasta stoi u furty, dopraszając się, iżby jejotworzyć.- Niewiasta?! - obruszył się opat.- Rzeczcież jej, że tu niewiasty nie wchodzą, zaśschronienie może znalezć w klasztorze Panien Benedyktynek, za wzgórzem.- Brat furtian już to powiedział, ona wszekże nie odchodzi, twierdząc, że gdyby WaszaPrzewielebność wiedziała, kto ona, wnet by ją puścić kazała.- Choćby była małżonką króla Childeberta, to nic tu po niej w klasztorze.- Królową ona nie jest, wszakże, Wasza Przewielebność, kto wie, czy nie KsięciaMiłościwego córka?.- Nie zawracajcie mi głowy baśniami - odmruknął opat.Ale brat nie ustępował.- Ojciec Adaukt ją poznał, któren był w zamku po kweście.- Nie może być? - zafrasował się opat, zachwiany; tarł głowę, nie wiedząc, co począć.-Wpuśćcież ją do rozmównicy - rzekł w końcu, z żalem spoglądając na zaczętą stronę księgi.Fałdą habitu starannie wycierał pędzle, gdy brat Sylwin odchodził śpiesznie korytarzem.- Z nobilów ona, to pewne, zaś ojciec Adaukt.- dosłyszał głos jego opat.Obtarłszy pędzle, nakrył ostrożnie miseczki, aby kosztowne farby nie wysychały, iprzeszedł do rozmównicy.Surowym wzrokiem zmierzył smukłą postać stojącą pośrodku izby.Twarz jej zasłaniał gęsty, czarny kwef.Spod płaszcza ręce białe wysuwały się gestem błagalnym.Uklękła przed opatem, przyciskając do ust fałdy habitu.Różane, długie palce spoczęły nabrunatnej szorstkości sukna, przepojonego wieloletnim kurzem.Opat usunął się w bok; krucyfikszawieszony na ścianie zabłysnął.- Nie klękaj przed sługą w obecności Pana - rzekł sucho.Lecz ona nie podniosła głowy, trwając na klęczkach.- Wysłuchać mnie racz, Wasza Przewielebność - (głos jej był cichy i słodki jak dalekiśpiew) - i nie odmawiaj ratunku.Jestem córką księcia Erispoe, pana Armoryki.Uciekłam zzamku, gdyż ojciec mój przymusić mnie chciał do złamania ślubu dozgonnej czystości, oddającw związki małżeńskie.- Na Boga! Powstańcież, Wasza Dostojność.Uszom się wierzyć nie chce.CórkaMiłościwego Księcia w naszych biednych progach.Siadajcie, szlachetna Pani.Dziad wasz,wielki Nomenoe, dobroczyńcą był tego klasztoru.Wierniśmy poddani Miłościwego KsięciaPana.Czego życzysz sobie, Wasza Dostojność?- Przytułku, choć na tę noc! Wysłańcy mego ojca szukają mnie wszędzie.Ja zaśprzysięgłam, iż raczej rzucę się w morze, nizli zatracę dziewictwo.Gdy pogoń ustanie, znajomirybacy przeprawią mnie na Belle Isle, gdzie znajdę schronienie w klasztorze.- Rozporządzaj, Wasza Dostojność, nami i tym domkiem naszym - rzekł opat, corazbardziej sfrasowany.Powód ucieczki księżniczki godzien był wszelkiej pochwały, lecz gniew porywczegoksięcia Erispoe mógł klasztorowi dać się srodze odczuć.Wahał się, niepewny, co począć.A że wtej chwili zadzwoniono na wieczerzę, zwrócił się do niespodziewanego gościa:- Niezwyczajna to rzecz, wszakże racz, Wasza Dostojność przełamać chleb razem z nami.Zasiedli przy długim stole wybitym cynową blachą, w którym wyrobione byłymiseczkowate wgłębienia.Brat Rufin, któremu na ten tydzień przypadała gospodarska służba,obchodził stół, do każdej miski nalewając warząchwią gęstą zupę z bobu, kraszoną olejem.Kawał placka jęczmiennego leżał przy każdym nakryciu.Ojciec Innocenty stanął na małymwzniesieniu przed pulpitem, i gdy skończono modlitwę wzywającą błogosławieństwo Boże naposiłek, jął monotonnym głosem odczytywać medytacje, na dzień owy wyznaczone.Ojcowiewyciągali łyżki zza pasków, lecz nie zabierali się do jedzenia ze zwykłą skwapliwością.Kruszącbezmyślnie placek, zerkali cichaczem, rychło przybyła niewiasta odrzuci z lica zasłonę.Ona zaśsiedziała z pochyloną skromnie głową, aż nagłym ruchem podjęła długi czarny kwef i powiodłaspojrzeniem po twarzach obecnych, zatrzymując wzrok na każdym, póki zmieszany nie utonąłoczami w gęstej zupie, dymiącej z miski cynowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]