[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Czy on nigdy nie przestanie? Przecież od tego możnazwariować — zasyczałem.Paul w odpowiedzi wzruszył ramionami i przybliżył do mnietwarz, tak, że oczy nasze znalazły się prawie na jednympoziomie.— Zbrodniarz uderzył już dwa razy.Jest więcej niżpewne, że nie zawaha się uczynić tego po raz trzeci.Nasząrzeczą jest, aby mu to uniemożliwić.— Jak to dwa razy? A więc Denise zginęła z tej samejręki? Przecież to niemożliwe.— Tylko pozornie, a fakty mówią co innego.Nawet, jeżelimiało miejsce współdziałanie dwóch lub więcej osób, bo itego nie można wykluczyć, to jest to inspirowane przeztego samego sprawcę, który postawił sobie jeden oczywistycel: zgładzenie jak największej liczby członków rodziny wcelu opanowania całości lub przeważającej części majątkuJean-Pierre’a Mignona.— Nie brzmi to dla nas pocieszająco.Jednak, jeżeli takjest istotnie, to działanie jego musi być spontaniczne.Przecieżwiemy o dziwacznych warunkach testamentu dopiero od kilkugodzin.Paul Amoureux drgnął z przejęcia na fotelu.— Widzę kuzynie, że zaczynamy się rozumieć i naszemyśli biegną jednym torem.Tak, iw tym tkwi słabośćcałego planu, który z konieczności jest improwizowany.Dlatego mamy szansę, aby udaremnić tę zbrodniczą grę.— Nie wiem tylko, w jaki sposób.Dla dobra sprawy,moglibyśmy już zostać wszyscy wytruci przy kolacji, albopo kolei zastrzeleni jak kaczki w swoich pokojach, choćbyw tych łożach wyglądających jak trumny, co zresztą jeszczemoże nastąpić.Wydało mi się, że Paul lekko się uśmiechnął, jakby wizja takanie była mu niemiła.Prawdopodobnie jednak w ten sposóbskwitował naiwność mego rozumowania.— Według mnie jest prawie pewne, że zabójcy zależy natym, żeby każda śmierć wyglądała na nieszczęśliwywypadek, jeżeli ma zamiar jako legalny i prawowityspadkobierca wejść w posiadanie majątku albo korzystać zdochodów, jakie będzie przynosił.Oczywiście, dokonanieserii zbrodni tak pozorowanych jest prawie niewykonalne.Pierwsze potknięcie nastąpiło już przy morderstwiestarego Charles’a i dlatego jesteśmy w stanie muprzeszkodzić.Alain właśnie pastwił się w swoim pokoju nad wyso-kim ,,C”, wprawiając w stan ekstatyczny wszystkie mięśnie,gdyż sufit zdawał się uginać pod naporem dźwięków, ja zaśpomyślałem, że nie jest to stosowna pora na drobiazgowąanalizę faktów.Przyjmując linię rozumowania Paula, tokto wie, czy podczas, gdy my tu debatujemy nad motywacjąpopełnionych zbrodni, nie przybywa nam jakiś nowynieboszczyk lub nieboszczka.Samo przypuszczenie, żemogłaby to być Ewa, przyprawiło mnie o gwałtowne bicieserca.— Kuzynie — przerwałem doktorowi wywody.— Jajednak stanowczo obstaję przy tym, żeby natychmiastzawiadomić policję.Sytuacja jest niebezpieczna, a my dwajnie dysponujemy żadnymi środkami zaradczymi.— Nie zgadzam się, stanowczo się nie zgadzam, a nawetnie dopuszczę do tego — wycedził Paul Amoureux, wstającz fotela.— Proszę przyjąć do wiadomości, że mnie równieżzależy na udziale w majątku Mignona.Nie wolno namzapominać o tym, co zastrzegł w swoim rozporządzeniuostatniej woli: nikt obcy nie może być obecny o szóstejrano w jego sypialni, w czasie nadawania komunikatu zkosmosu.Nie unikniemy tego, jeśli wtrąci się w naszesprawy policja.Jean-Pierre — to stary chytrus.Na pewnoskorzysta z okazji, żeby nas wydziedziczyć, przemiłymecenas Loyal zaś skutecznie tego dopilnuje.A więc dotego czasu nie może być mowy o żadnej interwencji zzewnątrz.Po godzinie szóstej — proszę bardzo, ale terazmusimy sobie radzić sami.Patrząc na niego, sprężonego w sobie, pełnego determinacji,zrozumiałem, że ten człowiek gotów jest na wszystko, abyprzeprowadzić swój plan i zrealizować własne zamierzenia, iraz jeszcze musiałem mu ulec.Widać wyczytał to w moichoczach, bo usiadł z powrotem i wyjął papierosa ze srebrnegoetui.Melodia na górze spotęgowała jeszcze bardziej demoniczną,drażniącą nerwy atmosferę, wibrując uparcie jednymprzenikliwym dźwiękiem.Paul spojrzał na mnie z czujnymwyrazem twarzy.— Mam nadzieję, że wreszcie zrozumieliśmy się cał-kowicie.Możemy więc zastanowić się, kto jest mordercąCharles’a Mignona, naturalnie, jeżeli przyjmiemy zapewnik, że nie był nim żaden z nas.Cóż to? Narada okrągłego stołu? — rozległ się nabrzmiałyironią głos Yvette.Stanęła na progu, kołysząc się naszeroko rozstawionych nogach, co wprawiało w nieustannyruch warkoczyki, sterczące na jej głowie.— Wyglądacie jakamerykańscy biznesmani, przyklepujący fuzję koncernównaftowych.A może już naprawdę zastanawiacie się, w cozainwestować forsę po dziadku? Radzę wam poczekać doszóstej, bo spotka was jeszcze przykre rozczarowanie.— A co ty możesz o tym wiedzieć? Idź spać mała.O tej porze dzieci powinny grzecznie leżeć w łóżku — półżartem, pół serio powiedział Paul.— Dziękuję za dobrą radę, ale nie skorzystam.Obawiamsię, że tej nocy jest szansa, aby zasnąć i więcej się nieobudzić.Raczej wolę nie ryzykować.— W takim razie powiedz swojemu braciszkowi, żeby siętrochę przyciszył.Obydwaj z kuzynem Zygmuntemdostaliśmy już rozstroju nerwowego od tej zwariowanejmelodii.— Po pierwsze, nikt wam nie każe tutaj siedzieć isłuchać, a po drugie i tak by nie przestał.To jego własnakompozycja „Serenada Szatanów”.Będzie ją ćwiczyłdopóki starczy mu natchnienia, a to może trwać bardzodługo.Ma ją zaprezentować przedstawicielowi angielskiejwytwórni płytowej, który chce ją nagrać na longplay.Ciao,chłopaki, może rzeczywiście się trochę zdrzemnę.Albo —nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl