[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Będzie potrzebował światła - stwierdził Fogwill.- Lampy sztormowej.- Odwróciłsię do Claya.- Przynieś lampę.Kapitan się zawahał.- Lampa! - ponaglił adiunkt.- On potrzebuje lampy.Clay skinął głową i wyszedł z Sanktuarium.Rachel położyła dłoń na ramieniu Dilla.- Nie musisz tego robić - powiedziała, po czym zwróciła się do Fogwilla - Waszawielebność nie może go do tego zmusić.To pewna śmierć!Crumb zamarł w pół kroku.- Nie mam wyboru! - warknął.Prawdę tych słów potwierdzała upiorna bladośćtwarzy i błagalne spojrzenie oczu przepełnionych bólem.Gorycz i przytłaczającebrzemię własnej decyzji wyżłobiły zmarszczki na jego czole.Boże, Fogwill, ty cierpisz.Ale dlaczego? Co przed nami ukrywasz? Przekonał jąudręczony wyraz jego twarzy.- Dobrze - powiedziała, zbliżając się do krawędzi otworu.- Jeśli on musi tam iść,ja pójdę z nim.Mark Hael prychnął.- Nauczyłaś się latać, droga siostro?- On mnie poniesie.- Zerknęła w ciemność, a potem odwróciła się do Dilla.- Jestdostatecznie silny.Anioł opuścił broń.Czubek miecza dotknął podłogi.Złocona garda lśniła w blaskuświec.Nie wiedzieć czemu, była zarysowana.- Rachel, ja nie wiem.nie mogę.- Możesz - rzekła z mocą asasynka.- Co może? - Kapitan Clay, który właśnie wrócił z lampą sztormową, zmarszczyłposiwiałe brwi.- Moja siostrzyczka upiera się, że chce iść z aniołem - wyjaśnił Mark Hael.- Masz, chłopcze.- Clay z poważną miną wcisnął lampę w wolną rękę Dilla izamknął jego palce na uchwycie.- Wlałem oleju do pełna, najlepszego, jaki mamy.Zwieci jasno.W podstawce jest zapasowy knot i krzesiwo, gdybyście ich potrzebowali.Dill opuścił skrzydła.Przez chwilę gapił się na lampę, a potem przeniósł wzrok naasasynkę.Jego oczy jarzyły się bielą, jakiej nigdy wcześniej w nich nie widziała.- Ochronię cię, Dill - wyszeptała.- Obiecuję.- Rachel, to szaleństwo.- Brat ruszył w jej stronę.- Nie mamy czasu.Ona nadal patrzyła w oczy Dilla.- Ufam ci - powiedziała.- Złap mnie.- Rachel! - ryknął Mark Hael, ale nie zdążył jej dopaść.Jego siostra zrobiła krokdo tyłu i zniknęła w czeluści.***Zapadła cisza.Serca Dilla na chwilę przestało bić.Adiunkt Crumb zamarł.MarkHael i kapitan Clay też znieruchomieli.Potem z otchłani dobiegł okrzyk radości.- Suka omal we mnie nie uderzyła! - Zmiech Carnival rozbrzmiał echem wwysokiej komnacie.Nagle Dill poczuł na sobie czyjeś ręce.To komandor aeronautów chwycił go zakolczugę i pociągnął w stronę krawędzi.- Pomóż jej! - krzyknął.- Leć!Dill próbował mu się wyrwać, ale pośliznął się na wypolerowanej posadzce.- Nie, ja.Mark Hael wlókł go dalej.- Musisz.Mroczna czeluść była coraz bliżej.Bardzo zimna i całkiem martwa.- Proszę.Dill chciał krzyknąć, ale zabrakło mu powietrza w płucach.Jego oczy płonęłybielą.Skrzydła biły bezużytecznie, zbyt słabe, żeby go uratować przed tą straszliwąciemnością.Na próżno wymachiwał rękami.Lampa i miecz kołysały się gwałtownie.Po chwili znalezli się przy samej krawędzi.Otchłań sięgała po Dilla, bezdennastudnia, z której wychodziły wszystkie jego koszmary.Odbierała mu resztki sił, niemalwysysała z niego życie.Kolana się pod nim ugięły.%7łołądek podszedł do gardła.- Nie mogę - zaprotestował słabo.- Ratuj ją! - wrzasnął Mark Hael, potrząsając aniołem.Dill zapatrzył się w otchłań.Rachel była dla niego stracona i nienawidził jej za to.Nienawidził jej, bo nie mógł zrobić nic, żeby ją uratować.Wiedział, że jeśli wejdzie wten mrok, zginie.Pustka w dole była wszystkim i niczym, czeluścią, która odbierze mużycie i pochłonie go całkowicie.Jak głęboko spadła Rachel? Czy to miało znaczenie?Nie łudził się, że ją uratuje.Był słaby, niezdarny i głupi.Kłamca, zdrajca i tchórz -przeciwieństwo prawdziwego archonta.Był niczym.Ale ona mu ufała.Dill wkroczył w ciemność.CZZ TRZECIAWOJNAROZDZIAA 23OTCHAACCzarny Tron wznosił się ku niebu warstwami nierównych skarp i pofałdowanychwąwozów, jarzył się i łuszczył w słońcu.Wokół rozproszonych błysków kryształu wiłysię żółte i zielone żyły.Głęboko w południowy stok wgryzał się kamieniołom -półksiężyc metalowych klifów.Podnóże wyszczerzonej góry zaściełały głazy wielkościdomów i skalne rumowiska, ale w cieniu Zęba wyglądały jak kamyki i kupki żwiru.Ząb górował nad kamieniołomem.Jego gładki biały kadłub szpeciły żółte smugi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Będzie potrzebował światła - stwierdził Fogwill.- Lampy sztormowej.- Odwróciłsię do Claya.- Przynieś lampę.Kapitan się zawahał.- Lampa! - ponaglił adiunkt.- On potrzebuje lampy.Clay skinął głową i wyszedł z Sanktuarium.Rachel położyła dłoń na ramieniu Dilla.- Nie musisz tego robić - powiedziała, po czym zwróciła się do Fogwilla - Waszawielebność nie może go do tego zmusić.To pewna śmierć!Crumb zamarł w pół kroku.- Nie mam wyboru! - warknął.Prawdę tych słów potwierdzała upiorna bladośćtwarzy i błagalne spojrzenie oczu przepełnionych bólem.Gorycz i przytłaczającebrzemię własnej decyzji wyżłobiły zmarszczki na jego czole.Boże, Fogwill, ty cierpisz.Ale dlaczego? Co przed nami ukrywasz? Przekonał jąudręczony wyraz jego twarzy.- Dobrze - powiedziała, zbliżając się do krawędzi otworu.- Jeśli on musi tam iść,ja pójdę z nim.Mark Hael prychnął.- Nauczyłaś się latać, droga siostro?- On mnie poniesie.- Zerknęła w ciemność, a potem odwróciła się do Dilla.- Jestdostatecznie silny.Anioł opuścił broń.Czubek miecza dotknął podłogi.Złocona garda lśniła w blaskuświec.Nie wiedzieć czemu, była zarysowana.- Rachel, ja nie wiem.nie mogę.- Możesz - rzekła z mocą asasynka.- Co może? - Kapitan Clay, który właśnie wrócił z lampą sztormową, zmarszczyłposiwiałe brwi.- Moja siostrzyczka upiera się, że chce iść z aniołem - wyjaśnił Mark Hael.- Masz, chłopcze.- Clay z poważną miną wcisnął lampę w wolną rękę Dilla izamknął jego palce na uchwycie.- Wlałem oleju do pełna, najlepszego, jaki mamy.Zwieci jasno.W podstawce jest zapasowy knot i krzesiwo, gdybyście ich potrzebowali.Dill opuścił skrzydła.Przez chwilę gapił się na lampę, a potem przeniósł wzrok naasasynkę.Jego oczy jarzyły się bielą, jakiej nigdy wcześniej w nich nie widziała.- Ochronię cię, Dill - wyszeptała.- Obiecuję.- Rachel, to szaleństwo.- Brat ruszył w jej stronę.- Nie mamy czasu.Ona nadal patrzyła w oczy Dilla.- Ufam ci - powiedziała.- Złap mnie.- Rachel! - ryknął Mark Hael, ale nie zdążył jej dopaść.Jego siostra zrobiła krokdo tyłu i zniknęła w czeluści.***Zapadła cisza.Serca Dilla na chwilę przestało bić.Adiunkt Crumb zamarł.MarkHael i kapitan Clay też znieruchomieli.Potem z otchłani dobiegł okrzyk radości.- Suka omal we mnie nie uderzyła! - Zmiech Carnival rozbrzmiał echem wwysokiej komnacie.Nagle Dill poczuł na sobie czyjeś ręce.To komandor aeronautów chwycił go zakolczugę i pociągnął w stronę krawędzi.- Pomóż jej! - krzyknął.- Leć!Dill próbował mu się wyrwać, ale pośliznął się na wypolerowanej posadzce.- Nie, ja.Mark Hael wlókł go dalej.- Musisz.Mroczna czeluść była coraz bliżej.Bardzo zimna i całkiem martwa.- Proszę.Dill chciał krzyknąć, ale zabrakło mu powietrza w płucach.Jego oczy płonęłybielą.Skrzydła biły bezużytecznie, zbyt słabe, żeby go uratować przed tą straszliwąciemnością.Na próżno wymachiwał rękami.Lampa i miecz kołysały się gwałtownie.Po chwili znalezli się przy samej krawędzi.Otchłań sięgała po Dilla, bezdennastudnia, z której wychodziły wszystkie jego koszmary.Odbierała mu resztki sił, niemalwysysała z niego życie.Kolana się pod nim ugięły.%7łołądek podszedł do gardła.- Nie mogę - zaprotestował słabo.- Ratuj ją! - wrzasnął Mark Hael, potrząsając aniołem.Dill zapatrzył się w otchłań.Rachel była dla niego stracona i nienawidził jej za to.Nienawidził jej, bo nie mógł zrobić nic, żeby ją uratować.Wiedział, że jeśli wejdzie wten mrok, zginie.Pustka w dole była wszystkim i niczym, czeluścią, która odbierze mużycie i pochłonie go całkowicie.Jak głęboko spadła Rachel? Czy to miało znaczenie?Nie łudził się, że ją uratuje.Był słaby, niezdarny i głupi.Kłamca, zdrajca i tchórz -przeciwieństwo prawdziwego archonta.Był niczym.Ale ona mu ufała.Dill wkroczył w ciemność.CZZ TRZECIAWOJNAROZDZIAA 23OTCHAACCzarny Tron wznosił się ku niebu warstwami nierównych skarp i pofałdowanychwąwozów, jarzył się i łuszczył w słońcu.Wokół rozproszonych błysków kryształu wiłysię żółte i zielone żyły.Głęboko w południowy stok wgryzał się kamieniołom -półksiężyc metalowych klifów.Podnóże wyszczerzonej góry zaściełały głazy wielkościdomów i skalne rumowiska, ale w cieniu Zęba wyglądały jak kamyki i kupki żwiru.Ząb górował nad kamieniołomem.Jego gładki biały kadłub szpeciły żółte smugi [ Pobierz całość w formacie PDF ]