[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czule ucałował czubek kształtnej główki i usłyszał stłumionyszloch.Zależało jej kiedyś na tym nikczemniku.Ufała mu.Podeptał jejmarzenia, zawiódł zaufanie, bo samolubnie postanowił pozbawić jącnoty.Zapewne od początku do tego zmierzał.- Kiedy papa ujrzał nas razem - podjęła opowieść Kresyda - i136 dowiedział się, że lord Fairbridge przyrzekł mi małżeństwo, natychmiastpospieszył do pałacu.Chciał wymóc na Fairbridge'ach, żeby Andrewspełnił obietnicę.- Głos jej się załamał.- Błagałam, aby tam niechodził, bo nie miałam już ochoty wychodzić za mąż.W ogóle.Byłamzdegustowana tym, co zaszło, ale papa nie słuchał.Czasami bywaprzesadnie rycerski i.- Wiem, co było dalej - przerwał Jack, zdecydowany oszczędzić jejbolesnych wspomnień.- Zażył laudanum, chcąc uśmierzyć bólwywołany skurczami żołądka.Oszołomiony lekiem i mocnoprzygnębiony schował do kieszeni tabakierkę Fairbridge' a.Widział tolokaj.- Rozgniewany Jack zacisnął zęby.- Lady Fairbridge daławielebnemu możliwość wyboru: policyjne śledztwo i proces albozaniechanie małżeńskich roszczeń.Zapadła cisza.W zimnym powietrzu wirowały płatki śniegu.- Tak - odezwała się w końcu Kresyda.Z jej tonu Jack wywnioskował,że to nie wszystko.Wielebny Bramley zapewne nie miał pojęcia o tymwydarzeniu, a Kresyda wolałaby je wyrzucić z pamięci.- Co jeszcze?- Och, nic.Jack zatrzymał Peryklesa, przełożył wodze do drugiej ręki iłagodnym ruchem zmusił Kresydę do uniesienia głowy.Wiele by dał,żeby powstrzymać drżenie palców, które muskały jedwabistą skórę.Musiwziąć się w garść.Najchętniej dotknąłby wargami rozchylonych ust icałował ją do utraty tchu.- Co jeszcze? Powiedz mi, kochanie.- Czułe słówko wymknęło musię mimo woli.- Prawda jest taka, że Andrew w ogóle się mną nie interesował -odparła cicho.- Pragnął jedynie zepsuć mi reputację, żeby łatwiej zmusićpapę do rezygnacji z parafii.- Co takiego?Ze smutkiem pokiwała głową.- Dwa dni pózniej, w niedzielę po południu, raz jeszcze przyszedł,żeby się ze mną zobaczyć.Wszyscy okoliczni mieszkańcy słyszeli jużsensacyjne opowieści o niedawnych wydarzeniach.Wystarczyło, żewyszłam z domu, a zewsząd padały wyzwiska.O pójściu do kościołanie było mowy.Dlatego list napisany do ciebie przez ojca nie dotarł napocztę.Sama nie mogłam go wysłać, a papa zapomniał.Jack, niepewny, co jeszcze usłyszy, ze ściśniętym sercem czekał, aż137 Kresyda podejmie opowieść.- Tak? - rzucił zachęcająco.- Andrew oznajmił mi, że papa musi opuścić parafię, bo mojezachowanie i dokonana przez niego kradzież.- Umilkła, tłumiącszloch.- Wtedy pojęłam, w czym rzecz.Jego młodszy brat niedawnoprzyjął święcenia.Potrzebowali dla niego parafii.Moja łatwowiernośćbyła im na rękę.Jack zrozumiał, czemu zawzięcie broniła ojca i gotowa była chronićgo za wszelką cenę.Słyszał w jej głosie pogardę dla samej siebie.- Kiedy oznajmił, że nadal pragnie uczynić mnie swoją kochanką -ciągnęła - byłam tak wściekła, że chwyciłam pogrzebacz i.- Uderzyłaś go nim z całej siły? - dokończył Jack, gdy zawiesiłagłos.- Niezupełnie- odparła Kresyda.- Zamachnęłam się, ale chwycił go,nim zadałam cios.%7łelazo było jeszcze gorące, bo chwilę wcześniejpoprawiałam ogień w kominku.Andrew wrzasnął i wybiegł, zostawiającmnie w spokoju.Jack zachichotał.- Wyobrażam sobie.Zmykał jak niepyszny - powiedział zsatysfakcją.Los okazał się sprawiedliwy i ogniem pokarał natręta.Wątpliwe jednak, żeby zdesperowana Kresyda potrafiła to docenić.Nagle przyszło mu do głowy ciekawe pytanie.Skoro tak zawzięcieopierała się Fairbridge'owi i nie chciała mu ulec, czemu wobec niego.- Kiedy wczoraj prosiłem.żądałem od ciebie.-zaczął ostrożnie. Kresydo, mnie nie odmówiłaś.Najpierw pozwoliłaś, żebym uznał cięza złodziejkę, a potem byłaś gotowa.- Nie potrafił wypowiedzieć tychsłów.Sama myśl wprawiła go w zakłopotanie.- Chodziło o papę, o jego spokojną starość.Tak się rozgniewałeś.Nie mógł tego słuchać.- Przestań, Kresydo - burknął.- Nie przypominaj mi.Zachowałem sięrównie podle jak Fairbridge, ale przysięgam ci, że to były jedynie grozby.Nie było moim zamiarem wprowadzić je w czyn.Chciałem.Zamilkł.To nie był właściwy czas i miejsce na taką rozmowę.Kresyda potrzebowała teraz ciepłej strawy, wygrzanej pościeli i długiegosnu, on zaś dużo czasu na przemyślenie tych wszystkich spraw.Jednobyło dla niego oczywiste: musi się nią opiekować, czy ona tego chce, czynie.- Mniejsza z tym - powiedział cicho.- Najważniejsze, że teraz jesteś138 bezpieczna.Po powrocie do domu trzeba opatrzyć kostkę i zapakować ciędo łóżka.Musisz się dobrze wyspać.Kresyda w milczeniu kiwnęła głową, a to lekkie poruszenie było dlaJacka niczym najmilsza pieszczota [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl