[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą sam widziałeś.- Tak - przyznał Viljar z drżeniem.- Boję się, Viljarze.Boję się zabrać ją do naszego domu.Och, ale biedna Belinda!Zostawiliśmy ją! Stara się za nami nadążyć, a my idziemy coraz szybciej.Czekali na goniącą ich dziewczynę.- I mimo wszystko bardzo się boję wrócić do Grastensholm - westchnął Heike.- Tam jest takpusto, tak okrutnie, nieludzko pusto bez Vingi!- Wiem, dziadku.Viljar spoglądał na Heikego ukradkiem w świetle chłodnego jesiennego słońca.Z trudemrozpoznawał dziadka.To może nawet nie takie dziwne, że ktoś się zmienia pod wpływemcierpienia i żałoby, ale to było jeszcze coś więcej.W oczach Heikego dostrzegał jakieśfanatyczne zdecydowanie.Uświadamiał sobie to teraz, ale widział je od chwili, kiedy dziadekprzyszedł mu powiedzieć, że babcia umarła.Już wtedy na twarzy Heikego malował się nietylko trudny do wypowiedzenia żal.Była tam także bezgraniczna desperacja.Cośnieodwołalnego, co budziło w Viljarze lęk.W takich chwilach dobrze było mieć przy sobie Belindę.Współczującą, niosącą pociechę itaką rzeczywistą, taką z tego świata.Dziewczyna przez ten krótki odcinek drogi dzielący ichod domu musiała się nad tyloma sprawami zastanowić.Przemyśleć praktyczną organizacjężycia, na przykład, kto się zajmie Lovisą, skoro ona, Belinda, ma wrócić do Christianii, alboco należy zrobić z rzeczami pani Vingi.Z drugiej strony, przyjemnie było zajmować się takimiwłaśnie sprawami.Zaraz następnego dnia rano Heike poszedł do lensmana, żeby go powiadomić, co się stałoz panią Tildą, którą zaczynano już szukać.Oczywiście, nie wyjawił całej prawdy.Zjawisko, októrym tu mogła być mowa, nosiło w ludowej tradycji nazwę samospalenia i było tookreślenie budzące grozę.Wszyscy znali różne przerażające historie o ludziach, którzyzapalili się sami z siebie.Było co prawda bardzo mało takich zdarzeń w historii świata, alezjawiska niesamowite i nadprzyrodzone lud chętnie przechowuje w pamięci.Gdy więclensman i jego asystent zobaczyli na własne oczy spopielałe szczątki pani Tildy na drodze,nikt nie wątpił, że taki to właśnie los ją spotkał.Chyba sam diabeł po nią przyszedł, wyraził ktoś przypuszczenie, i nikt przeciwko temu niezaoponował.132Lovisa została przeniesiona do Grastensholm bez najmniejszych protestów ze stronykrewnych pani Tildy.Znowu wysłano wiadomość do rodziców Belindy, bo któż jak nie onimiałby się teraz zająć Elistrand.Zanim jednak rodzina z liczną gromadką rodzeństwa Belindy zdążyła się sprowadzić, wparafii Grastensholm zaszły nowe wydarzenia.W dwa dni po pogrzebie Vingi Viljar zszedł wcześnie rano do jadalni na śniadanie i zastałtam już Belindę z Lovisą na ręku.- Dzień dobry - rzekł przyjaznie.- Obie wstajecie tak wcześnie?Jak zawsze w ostatnim czasie na widok Viljara Belindę przeniknął rozkoszny dreszcz.Byłoto bardzo przyjemne uczucie, a mimo to nie lubiła, kiedy ją ogarniało.Bo odczuwała przytym także ból.- Twój dziadek wstał jeszcze wcześniej - odparła skrępowana.- I już gdzieś pojechał.Zostawił dla ciebie list.O, tutaj, proszę bardzo!- List? - zapytał Viljar marszcząc brwi.- Dlaczego, na miłość boską, on pisze do mnie listy?Usiadł przy swoim nakryciu i rozerwał kopertę.Cisza aż dzwoniła w uszach.Taka cisza panuje w domach żałoby, w których nagle zaczynabrakować jednego głosu.I tu właśnie tak było, zabrakło nagle radosnego i serdecznegogłosu drobnej starszej pani o srebrnobiałych włosach i energicznych młodzieńczychruchach.Zdawało się, że wszelkie życie opuściło Grastensholm.To rozrzutne, czasemnieodpowiedzialne i lekkomyślne życie, z winem póznymi wieczorami, luksusowymizachciankami i pogodą ducha.- Nie - szepnął Viljar przerażony.- To niemożliwe!- Co się stało? - spytała Belinda również szeptem.- On postradał zmysły! Nie wolno mu tego robić! - wołał teraz Viljar głośno.- Muszęnatychmiast biec do Lipowej Alei!- Idę z tobą - oświadczyła Belinda, bo przecież jej miejsce było tam, gdzie jest Viljar.On jednak nie słuchał.Z listem w ręce wypadł z domu.Belinda oddała Lovisę pokojówce i pobiegła za nim.Viljar dotarł już do zagrody dla koni iBelinda musiała podnosić spódnice, żeby go dogonić, ale i tak udało jej się to dopiero nadziedzińcu Lipowej Alei.Na wszelki wypadek trzymała się parę kroków za nim także wtedy,kiedy już wchodził do domu.133Rodzice Viljara i Tula siedzieli przy śniadaniu.- Co cię tu przygnało tak wcześnie? - zapytał Eskil.Także i ten dom był pogrążony w żałobie po śmierci matki Eskila.Na twarzach wszystkichmalowało się przygnębienie.Viljar przez moment patrzył w oczy Tuli, która siedziała naprzeciwko drzwi, i przez głowęprzemknęła mu myśl, że chętnie by się dowiedział, czym się to ona zajmowała podczasdługiej podróży ze Szwecji.Ale teraz nie miał czasu na takie sprawy.- Heike pojechał do Lodowej Doliny!Reakcja Eskila i Solveig była taka sama jak jego.Zdumienie i strach.Tula natomiast zerwała się na równe nogi:- Co? Beze mnie? Kiedy wyruszył?Belinda, zdyszana po szybkim marszu odpowiadała: - Dopiero co.Zostawił mi list dla Viljara.Potem poklepał mnie po policzku i odjechał.Zaraz potem przyszedł Viljar.- I to teraz - narzekał Eskil.- Kiedy zimy tylko patrzeć.To przecież stary człowiek!Tula zaczęła się zbierać.Przełknęła ostatni kęs chleba i popiła mlekiem.- Czytaj mi ten list, Viljarze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Zresztą sam widziałeś.- Tak - przyznał Viljar z drżeniem.- Boję się, Viljarze.Boję się zabrać ją do naszego domu.Och, ale biedna Belinda!Zostawiliśmy ją! Stara się za nami nadążyć, a my idziemy coraz szybciej.Czekali na goniącą ich dziewczynę.- I mimo wszystko bardzo się boję wrócić do Grastensholm - westchnął Heike.- Tam jest takpusto, tak okrutnie, nieludzko pusto bez Vingi!- Wiem, dziadku.Viljar spoglądał na Heikego ukradkiem w świetle chłodnego jesiennego słońca.Z trudemrozpoznawał dziadka.To może nawet nie takie dziwne, że ktoś się zmienia pod wpływemcierpienia i żałoby, ale to było jeszcze coś więcej.W oczach Heikego dostrzegał jakieśfanatyczne zdecydowanie.Uświadamiał sobie to teraz, ale widział je od chwili, kiedy dziadekprzyszedł mu powiedzieć, że babcia umarła.Już wtedy na twarzy Heikego malował się nietylko trudny do wypowiedzenia żal.Była tam także bezgraniczna desperacja.Cośnieodwołalnego, co budziło w Viljarze lęk.W takich chwilach dobrze było mieć przy sobie Belindę.Współczującą, niosącą pociechę itaką rzeczywistą, taką z tego świata.Dziewczyna przez ten krótki odcinek drogi dzielący ichod domu musiała się nad tyloma sprawami zastanowić.Przemyśleć praktyczną organizacjężycia, na przykład, kto się zajmie Lovisą, skoro ona, Belinda, ma wrócić do Christianii, alboco należy zrobić z rzeczami pani Vingi.Z drugiej strony, przyjemnie było zajmować się takimiwłaśnie sprawami.Zaraz następnego dnia rano Heike poszedł do lensmana, żeby go powiadomić, co się stałoz panią Tildą, którą zaczynano już szukać.Oczywiście, nie wyjawił całej prawdy.Zjawisko, októrym tu mogła być mowa, nosiło w ludowej tradycji nazwę samospalenia i było tookreślenie budzące grozę.Wszyscy znali różne przerażające historie o ludziach, którzyzapalili się sami z siebie.Było co prawda bardzo mało takich zdarzeń w historii świata, alezjawiska niesamowite i nadprzyrodzone lud chętnie przechowuje w pamięci.Gdy więclensman i jego asystent zobaczyli na własne oczy spopielałe szczątki pani Tildy na drodze,nikt nie wątpił, że taki to właśnie los ją spotkał.Chyba sam diabeł po nią przyszedł, wyraził ktoś przypuszczenie, i nikt przeciwko temu niezaoponował.132Lovisa została przeniesiona do Grastensholm bez najmniejszych protestów ze stronykrewnych pani Tildy.Znowu wysłano wiadomość do rodziców Belindy, bo któż jak nie onimiałby się teraz zająć Elistrand.Zanim jednak rodzina z liczną gromadką rodzeństwa Belindy zdążyła się sprowadzić, wparafii Grastensholm zaszły nowe wydarzenia.W dwa dni po pogrzebie Vingi Viljar zszedł wcześnie rano do jadalni na śniadanie i zastałtam już Belindę z Lovisą na ręku.- Dzień dobry - rzekł przyjaznie.- Obie wstajecie tak wcześnie?Jak zawsze w ostatnim czasie na widok Viljara Belindę przeniknął rozkoszny dreszcz.Byłoto bardzo przyjemne uczucie, a mimo to nie lubiła, kiedy ją ogarniało.Bo odczuwała przytym także ból.- Twój dziadek wstał jeszcze wcześniej - odparła skrępowana.- I już gdzieś pojechał.Zostawił dla ciebie list.O, tutaj, proszę bardzo!- List? - zapytał Viljar marszcząc brwi.- Dlaczego, na miłość boską, on pisze do mnie listy?Usiadł przy swoim nakryciu i rozerwał kopertę.Cisza aż dzwoniła w uszach.Taka cisza panuje w domach żałoby, w których nagle zaczynabrakować jednego głosu.I tu właśnie tak było, zabrakło nagle radosnego i serdecznegogłosu drobnej starszej pani o srebrnobiałych włosach i energicznych młodzieńczychruchach.Zdawało się, że wszelkie życie opuściło Grastensholm.To rozrzutne, czasemnieodpowiedzialne i lekkomyślne życie, z winem póznymi wieczorami, luksusowymizachciankami i pogodą ducha.- Nie - szepnął Viljar przerażony.- To niemożliwe!- Co się stało? - spytała Belinda również szeptem.- On postradał zmysły! Nie wolno mu tego robić! - wołał teraz Viljar głośno.- Muszęnatychmiast biec do Lipowej Alei!- Idę z tobą - oświadczyła Belinda, bo przecież jej miejsce było tam, gdzie jest Viljar.On jednak nie słuchał.Z listem w ręce wypadł z domu.Belinda oddała Lovisę pokojówce i pobiegła za nim.Viljar dotarł już do zagrody dla koni iBelinda musiała podnosić spódnice, żeby go dogonić, ale i tak udało jej się to dopiero nadziedzińcu Lipowej Alei.Na wszelki wypadek trzymała się parę kroków za nim także wtedy,kiedy już wchodził do domu.133Rodzice Viljara i Tula siedzieli przy śniadaniu.- Co cię tu przygnało tak wcześnie? - zapytał Eskil.Także i ten dom był pogrążony w żałobie po śmierci matki Eskila.Na twarzach wszystkichmalowało się przygnębienie.Viljar przez moment patrzył w oczy Tuli, która siedziała naprzeciwko drzwi, i przez głowęprzemknęła mu myśl, że chętnie by się dowiedział, czym się to ona zajmowała podczasdługiej podróży ze Szwecji.Ale teraz nie miał czasu na takie sprawy.- Heike pojechał do Lodowej Doliny!Reakcja Eskila i Solveig była taka sama jak jego.Zdumienie i strach.Tula natomiast zerwała się na równe nogi:- Co? Beze mnie? Kiedy wyruszył?Belinda, zdyszana po szybkim marszu odpowiadała: - Dopiero co.Zostawił mi list dla Viljara.Potem poklepał mnie po policzku i odjechał.Zaraz potem przyszedł Viljar.- I to teraz - narzekał Eskil.- Kiedy zimy tylko patrzeć.To przecież stary człowiek!Tula zaczęła się zbierać.Przełknęła ostatni kęs chleba i popiła mlekiem.- Czytaj mi ten list, Viljarze [ Pobierz całość w formacie PDF ]