[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzał na mnie i uścisnął mi dłoń.Z zaskoczeniem ujrzałem, że jego ciemne oczy są wilgotne od łez.—Nieźle zaleźliśmy im za skórę, co? — zapytał.— Uczyniliśmy wszystko, co było w naszej mocy.Odwzajemniłem jego uścisk.— Tak.Wszystko.Dziękuję ci, Baraku.Skłonił się, a następnie odwrócił i przeszedł szybkim krokiem przez podwórzec, zasuwając kapelusz na czoło.Posłaniec zniknął w kaplicy.Poczułem się samotny i pozbawiony ochrony.Usiadłem.—Naprawdę jesteś w niebezpieczeństwie, panie Shardlake? — zapytał cicho Joseph.—Tak.Udam się do domu, spakuję rzeczy i wyjadę z miasta.Wcześniej złożę tylko jedną wizytę.— Uścisnąłefh mu prawicę.— Idź już, Josephie.Zabierz Elizabeth i brata do Essex.Uścisnął mocno moją dłoń.—Dziękuję za wszystko, panie.Nigdy nie zapomnę, coś uczynił.Skinąłem głową.Nie przyszły mi do głowy żadne słowa.—Jeśli mnie zapytają, powiem, że nie wiem, dokąd się udałeś.—Tak będzie najlepiej.Dziękuję, Josephie.W mglisty poranek rozległo się bicie dzwonów wzywających członków korporacji do kaplicy, aby usłyszeli ważne wieści.Na dziedzińcu zaroiło się od zdumionych prawników zmierzających w stronękościoła.Dostrzegłem wśród nich Bealknapa z zaczerwienioną gębą, radego, iż wcześniej od innych dowiedział się, co zaszło.Stałem przez chwilę, zbierając resztki sił, a następnie wyszedłem, udając się w kierunku domu.ftZostawiłem Skelly'emu trochę pieniędzy oraz polecenie, aby przekazał sprawy prowadzone przez Godfreya i przeze mnie prawnikom, do których miałem zaufanie.Na odchodnym oznajmiłem, że nie wiem, jak długo mnie nie będzie.Później wyślizgnąłem się ukradkiem, gdy wszyscy byli w kaplicy, i cicho wróciłem do domu.Joan wyszła po sprawunki, zabierając ze sobą Simona.Byłem rad, że nie muszę jej wyjaśniać, co się stało.Wziąłem trochę pieniędzy ze skrzyni w swojej izbie, pozostawiając resztę Joan razem z karteczką.Później udałem się do stajni.Klacz Baraka, Sukey, zniknęła, lecz Genesis stał cicho w swoim boksie.Poklepałem go po grzbiecie.—Myślę, że zostaniemy razem.Nie sądzę, aby lord Cromwell chciał cię z powrotem.Nagle poczułem ogromny smutek.Przypomniałem sobie pierwsze spotkanie z Cromwellem na obiedzie dla zwolenników reformacji, piętnaście lat temu.Był wówczas pełen zapału dla reform — jego wielki umysł, siła i energia oczarowały mnie.Później nadeszły lata jego władzy, kiedy objął rolę mojego patrona, a po nich rozczarowanie jego bezwzględnością i brutalnością.Przypomniałem sobie, jak odszedłem do niego trzy lata temu i jak nie zdołałem go ocalić.Chociaż po wpadce z Anną Kliwijską pewnie nikt nie zdołałby go uratować, oparłem głowę o bok Genesis i zapłakałem.Pomyślałem o wielkim mężu zamkniętym w Tower, do którego wtrącił tylu swoich wrogów.—Przepraszam — wyszeptałem.— Przepraszam.Powiedziałem sobie, że muszę opuścić to miejsce.Wziąć sięw garść.Otarłem twarz rękawem i wyruszyłem do miasta.Musiałem uczynić coś jeszcze.VJak powiedział Joseph, wszyscy rozprawiali o upadku Cromwella.Na ludzkich twarzach malował się najczęściej lęk.Mimo całej swojej brutalności Cromwell dostarczał stabilności w niepewnych czasach.Londyn był miastem reformatorów — powrót dawnej religii z pewnością nie zostałby tutaj powitany z radością.—Król poślubi Katarzynę Howard! — usłyszałem, lecz gdym odwrócił głowę, okazało się, że to jakiś terminator, który bezmyślnie drze gębę.Milczący tłum obserwował duchownego, bez wątpienia zwolennika reform, poniewieranego na stopniach swojego kościoła przez oddział straży królewskiej.Odwróciłem się szybko w drugą stronę.Zrozumiałem, że chociaż kiedyś byłem żarliwym zwolennikiem zmian, zawsze przyjmowałem za pewnik, iż Londyn jest miastem bezpiecznym, nawet gdy utraciłem dawny entuzjazm.Nagle poczułem się bezbronny.Zdałem sobie sprawę, jak musiałczuć się Guy w tym mieście.Przed Szklanym Domem panowała wrzawa.Pod drzwi zajechała czarna karoca zaprzężona w cztery konie, a słudzy wynosili przed dom skrzynie i pudła.Zsiadłem z konia i zapytałem jednego z nich, czy lady Bryanston jest u siebie.—Kogo mam zapowiedzieć? Hola! Nie możesz pan wejść ot tak, po prostu! — Uczyniłem to jednak, przywiązując Genesis do poręczy i ustępując drogi damie do towarzystwa niosącej naręcze jedwabnych sukni.Wbiegłem po schodach do salonu.Lady Bryanston stała przed kominkiem, przeglądając długą listę, gdy para sług wynosiła kolejne pudło przez drzwi.Miała na sobie lekką suknię z tych, które wkłada się w letnią podróż.—Lady Bryanston.— rzekłem cicho.Przez chwilę wydawała się zaskoczona, a później poczerwieniała.—Matthew, nie spodziewałam się.—Wyjeżdżasz?—Tak, na wieś.Dzisiaj.Nie słyszałeś.—Wiem, lord Cromwell upadł.—Jeden z przyjaciół na dworze doniósł mi, że książę nie jest rad z pomocy, której mu udzieliłam w sprawie ognia greckiego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl