[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy ktoś jadł, spał, czy zażywał kąpieli, był w każdej chwili narażony na to,że zostanie pobity, zgwałcony albo nawet zamordowany.A mimo to na miejsce ofiar zawszezjawiali się nowi podnajemcy.Moon z lubością oddawał się podglądaniu: tam jakiś młody mężczyzna mył się wbiałej jak śnieg łazience, gdzie indziej para ludzi odprawiała miłosne rytuały, w jeszcze innymmiejscu mały, siedmioletni może chłopiec gasił właśnie światło w błękitnym pokoju i układałsię do snu.Ów chłopiec - drobniutki, skulony w łóżku kształt - skojarzył się Moonowi z córkąKeana.Według znajdującego się w pobliżu zegara Daniel miał się stawić w Starej Wieży zaniecałe pół godziny, a Moon wciąż jeszcze nie otrzymał instrukcji.Blondyna się spóźniała.Nie Blondyna, tylko Turmaline.Trzeba pamiętać.Turmaline.Turmaline nie lubi,kiedy ktoś nazywa ją Blondyną.Pociągnął łyk trunku, a kiedy znów podniósł wzrok, już tam była.Dawała mu znaki z błękitnej sypialni chłopca.Moon zerwał się na równe nogi,poprawił ubranie i przez gęste powietrze, pachnące perfumowanym potem roztańczonychciał, ruszył ku schodom.Dzięki wyciszaczom do pokoju prawie nie docierał harmider z zewnątrz.Moonzerknął w stronę łóżka.Chłopiec, mały Japończyk o gładkich, czarnych włosach leżał nago wnienaturalnej pozycji pośród skołtunionej pościeli, a wzrok miał szklany.Wyglądało na to, żeTurmaline skręciła mu kark jak kociakowi.- Widzę, Moon, że cały płoniesz.- odezwała się, wskazując na zdobiący jego tunikęwzór z ogników.- Podniecają cię takie plugawe spelunki?Nie odpowiedział.Bezpieczniej było nie reagować na jej zaczepki.Zamiast tegoprzesunął dłonią wzdłuż tkaniny, sprawiając, że płomyki znikły.Blondyna siedziała na kanapie, obok sporego pluszowego misia.Włosy zebrała w kok,tak wielki, że przypominał wyrastającą z ciemienia drugą głowę.Moon nigdy wcześniej z niąnie pracował, ale wiedział, skąd jej przezwisko: od wszczepionych w skórę czaszkimetalowych nici pokrytych złotem.Rozpuszczone, zakrywały jej całe plecy i ważyły tyle, żekręgi szyjne każdej innej kobiety złamałyby się pod ich ciężarem w mgnieniu oka.Jeden takiwłos wart był fortunę.Blondyna używała ich do zabijania.Poza tym prezentowała się jak zawsze elegancko, ubrana w siateczkę koloru kościsłoniowej, turkusowy naszyjnik i czarne sandały.Sutki pomalowała kilkoma odcieniaminiebieskiego.- Jak tam mała?- Na pewno lepiej niż ten tutaj - odparł Moon.- Pytałam o coś.- Jest w takim stanie, w jakim chcieliście, żeby była.- Chcę usłyszeć: „dobrze”, „źle”, „cała i zdrowa” albo „ranna”, Moon.- Dobrze.Cała i zdrowa.Chłopcy jej pilnują.- Nastąpiła zmiana planów - oświadczyła Blondyna.Moon słuchał jej z rosnącym zniecierpliwieniem.- To jakiś absurd! - wykrzyknął.- Myślałem, że Kean.Miałem co do niego plany!Facet, dla którego pracujesz, obiecał mi, że.- Nasz Pan - poprawiła Blondyna.- To, co się zdarzy dzisiejszej nocy, swojądoniosłością przerasta twoje zdolności rozumienia.Nasz Pan musi mieć pewność, żewszystko się uda.- I uda się! Dzięki mnie! - Moon przełknął ślinę.Denerwował się, choć czuł, że jegopozycja jest mocna.Wiedział, że po śmierci Elseviera Olsena powodzenie całej operacjizależy tylko od niego.- Twój Pan mnie potrzebuje! Gdyby nie ja, ten głupek Olsen niezdołałby nawet uprowadzić małej! Odgrywam ważną rolę, nie jestem pierwszym lepszympionkiem.- Przeciwnie - powiedziała Turmaline.- Teraz już oboje jesteśmy pionkami.- Nie rozumiem.- Nasz Pan zaangażował kogoś innego.Kogoś, kto rozstrzygnie tę sprawę na nasząkorzyść.Prawdę.Patrzyła na niego uważnie.- Słyszałem o kimś, kogo tak nazywają, ale to przecież wszystko legendy - rzuciłMoon lekkim tonem, nie zdradzając się ze swoim przerażeniem.- Twój Pan chciał ciępostraszyć.- Niewykluczone - przyznała.- Ale jeśli tak, to w zupełności mu się udało.- Podniosłasię z kanapy i dwoma susami pokonała odległość dzielącą ją od schodów.- Po prostuogranicz się do wykonywania poleceń.- Idiotka z ciebie.Naprawdę sądzisz, że Prawda, jeśli ktoś taki rzeczywiście istnieje,zjawi się w Tokio na pierwsze zawołanie?- Nie, nie zjawi się - odparta Blondyna.- Już tu jest.Moon zamrugał w zdumieniu, by podniósłszy powieki, przekonać się, że został wpokoju sam ze zwłokami chłopca.6- Nie wdawaj się z nimi w dyskusje - poradziła Maya.- I tak nic nie wskórasz.Podała mu ręcznik.Daniel, siedząc na brzegu wanny, wytarł sobie włosy.Ponieważduża marmurowa łazienka z wielkimi zwierciadłami i złotymi kinkietami stanowiła częśćpojazdu przemieszczającego się z prędkością pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, woda wwannie falowała.- Rób wszystko, co ci każą.- Maya zręcznie podciągnęła się na gzyms przed lustrem.Zrośnięta z nią plecami i głową, w odbiciu widniała jej siostra bliźniaczka.- Wszystko.Sprzeciw nie wchodzi w grę, jak długo mają twoją córkę.Ale nie zapominaj, że jej nie zabiją,dopóki nie poznają przesłania mistrza Katsury.W przeciwnym razie straciliby kartęprzetargową.- Co powinienem powiedzieć, jeśli zapytają mnie o was?- Prawdę: że przylecieliśmy z tobą do Japonii i też chcemy się dowiedzieć, co cizdradził Klaus.I tak nie dadzą się nabrać.- Ale to utwierdzi ich w przekonaniu, że z wami współpracuję.- I co z tego? - Maya wzruszyła ramionami.- Współpracujesz czy nie, los czeka ciętaki sam, o ile oczywiście będzie to zależało od nich.Interesuje ich wyłącznie wiadomość odmistrza Katsury.Gdy ją poznają, przestaniesz się liczyć.- A wtedy co?- A wtedy przyjdzie nasza kolej.Wkroczymy, spróbujemy wyeliminować tamtych iuratować twoją córkę.- Siedziała teraz z podkulonymi nogami.- Wiem, jak to brzmi, alechyba musisz nam zaufać.Wypełniająca wannę woda znikła, wessana z cichym bulgotem przez odpływ.W tymsamym momencie pojazd-łazienka zahamował.Podzielony był na dwie części i zgodnie zjapońską tradycją pełnił dwie funkcje naraz.W części niełazienkowej podróżowali Yil idoktor Schaumann, kontaktujący się z Mayą i Danielem za pomocą zainstalowanego nadwanną ekranu.Pojazd sunął przez ulice miasta powoli, jak wielka ryba, eskortowany z tyłu przeznależące do Meldona Rowena europejskie auto, w którym oprócz właściciela jechali teżDarby i Anjali.Ponieważ Daniel musiał się przebrać, Maya, jeszcze zanim ruszyli,zaproponowała, by wziął po drodze kąpiel.„Odprężysz się”, powiedziała.Dlatego, podczasgdy po szklanym suficie przesuwały się obrazy wieczornego Tokio, Daniel moczył się wperfumowanej wodzie, myśląc, że w innych okolicznościach taki luksus bardzo by mu siępodobał.- Przejechaliśmy przez Ogród Cesarski, żeby nie zagłębiać się w świętą strefę portowąnad rzeką Sumidą - wyjaśniła Maya.- Oprócz rzeźbiarzy i poetów w Japonii otacza siękultem również marynarzy, a to dlatego, że i oni wzmiankowani są w Rozdziale Czwartym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Czy ktoś jadł, spał, czy zażywał kąpieli, był w każdej chwili narażony na to,że zostanie pobity, zgwałcony albo nawet zamordowany.A mimo to na miejsce ofiar zawszezjawiali się nowi podnajemcy.Moon z lubością oddawał się podglądaniu: tam jakiś młody mężczyzna mył się wbiałej jak śnieg łazience, gdzie indziej para ludzi odprawiała miłosne rytuały, w jeszcze innymmiejscu mały, siedmioletni może chłopiec gasił właśnie światło w błękitnym pokoju i układałsię do snu.Ów chłopiec - drobniutki, skulony w łóżku kształt - skojarzył się Moonowi z córkąKeana.Według znajdującego się w pobliżu zegara Daniel miał się stawić w Starej Wieży zaniecałe pół godziny, a Moon wciąż jeszcze nie otrzymał instrukcji.Blondyna się spóźniała.Nie Blondyna, tylko Turmaline.Trzeba pamiętać.Turmaline.Turmaline nie lubi,kiedy ktoś nazywa ją Blondyną.Pociągnął łyk trunku, a kiedy znów podniósł wzrok, już tam była.Dawała mu znaki z błękitnej sypialni chłopca.Moon zerwał się na równe nogi,poprawił ubranie i przez gęste powietrze, pachnące perfumowanym potem roztańczonychciał, ruszył ku schodom.Dzięki wyciszaczom do pokoju prawie nie docierał harmider z zewnątrz.Moonzerknął w stronę łóżka.Chłopiec, mały Japończyk o gładkich, czarnych włosach leżał nago wnienaturalnej pozycji pośród skołtunionej pościeli, a wzrok miał szklany.Wyglądało na to, żeTurmaline skręciła mu kark jak kociakowi.- Widzę, Moon, że cały płoniesz.- odezwała się, wskazując na zdobiący jego tunikęwzór z ogników.- Podniecają cię takie plugawe spelunki?Nie odpowiedział.Bezpieczniej było nie reagować na jej zaczepki.Zamiast tegoprzesunął dłonią wzdłuż tkaniny, sprawiając, że płomyki znikły.Blondyna siedziała na kanapie, obok sporego pluszowego misia.Włosy zebrała w kok,tak wielki, że przypominał wyrastającą z ciemienia drugą głowę.Moon nigdy wcześniej z niąnie pracował, ale wiedział, skąd jej przezwisko: od wszczepionych w skórę czaszkimetalowych nici pokrytych złotem.Rozpuszczone, zakrywały jej całe plecy i ważyły tyle, żekręgi szyjne każdej innej kobiety złamałyby się pod ich ciężarem w mgnieniu oka.Jeden takiwłos wart był fortunę.Blondyna używała ich do zabijania.Poza tym prezentowała się jak zawsze elegancko, ubrana w siateczkę koloru kościsłoniowej, turkusowy naszyjnik i czarne sandały.Sutki pomalowała kilkoma odcieniaminiebieskiego.- Jak tam mała?- Na pewno lepiej niż ten tutaj - odparł Moon.- Pytałam o coś.- Jest w takim stanie, w jakim chcieliście, żeby była.- Chcę usłyszeć: „dobrze”, „źle”, „cała i zdrowa” albo „ranna”, Moon.- Dobrze.Cała i zdrowa.Chłopcy jej pilnują.- Nastąpiła zmiana planów - oświadczyła Blondyna.Moon słuchał jej z rosnącym zniecierpliwieniem.- To jakiś absurd! - wykrzyknął.- Myślałem, że Kean.Miałem co do niego plany!Facet, dla którego pracujesz, obiecał mi, że.- Nasz Pan - poprawiła Blondyna.- To, co się zdarzy dzisiejszej nocy, swojądoniosłością przerasta twoje zdolności rozumienia.Nasz Pan musi mieć pewność, żewszystko się uda.- I uda się! Dzięki mnie! - Moon przełknął ślinę.Denerwował się, choć czuł, że jegopozycja jest mocna.Wiedział, że po śmierci Elseviera Olsena powodzenie całej operacjizależy tylko od niego.- Twój Pan mnie potrzebuje! Gdyby nie ja, ten głupek Olsen niezdołałby nawet uprowadzić małej! Odgrywam ważną rolę, nie jestem pierwszym lepszympionkiem.- Przeciwnie - powiedziała Turmaline.- Teraz już oboje jesteśmy pionkami.- Nie rozumiem.- Nasz Pan zaangażował kogoś innego.Kogoś, kto rozstrzygnie tę sprawę na nasząkorzyść.Prawdę.Patrzyła na niego uważnie.- Słyszałem o kimś, kogo tak nazywają, ale to przecież wszystko legendy - rzuciłMoon lekkim tonem, nie zdradzając się ze swoim przerażeniem.- Twój Pan chciał ciępostraszyć.- Niewykluczone - przyznała.- Ale jeśli tak, to w zupełności mu się udało.- Podniosłasię z kanapy i dwoma susami pokonała odległość dzielącą ją od schodów.- Po prostuogranicz się do wykonywania poleceń.- Idiotka z ciebie.Naprawdę sądzisz, że Prawda, jeśli ktoś taki rzeczywiście istnieje,zjawi się w Tokio na pierwsze zawołanie?- Nie, nie zjawi się - odparta Blondyna.- Już tu jest.Moon zamrugał w zdumieniu, by podniósłszy powieki, przekonać się, że został wpokoju sam ze zwłokami chłopca.6- Nie wdawaj się z nimi w dyskusje - poradziła Maya.- I tak nic nie wskórasz.Podała mu ręcznik.Daniel, siedząc na brzegu wanny, wytarł sobie włosy.Ponieważduża marmurowa łazienka z wielkimi zwierciadłami i złotymi kinkietami stanowiła częśćpojazdu przemieszczającego się z prędkością pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, woda wwannie falowała.- Rób wszystko, co ci każą.- Maya zręcznie podciągnęła się na gzyms przed lustrem.Zrośnięta z nią plecami i głową, w odbiciu widniała jej siostra bliźniaczka.- Wszystko.Sprzeciw nie wchodzi w grę, jak długo mają twoją córkę.Ale nie zapominaj, że jej nie zabiją,dopóki nie poznają przesłania mistrza Katsury.W przeciwnym razie straciliby kartęprzetargową.- Co powinienem powiedzieć, jeśli zapytają mnie o was?- Prawdę: że przylecieliśmy z tobą do Japonii i też chcemy się dowiedzieć, co cizdradził Klaus.I tak nie dadzą się nabrać.- Ale to utwierdzi ich w przekonaniu, że z wami współpracuję.- I co z tego? - Maya wzruszyła ramionami.- Współpracujesz czy nie, los czeka ciętaki sam, o ile oczywiście będzie to zależało od nich.Interesuje ich wyłącznie wiadomość odmistrza Katsury.Gdy ją poznają, przestaniesz się liczyć.- A wtedy co?- A wtedy przyjdzie nasza kolej.Wkroczymy, spróbujemy wyeliminować tamtych iuratować twoją córkę.- Siedziała teraz z podkulonymi nogami.- Wiem, jak to brzmi, alechyba musisz nam zaufać.Wypełniająca wannę woda znikła, wessana z cichym bulgotem przez odpływ.W tymsamym momencie pojazd-łazienka zahamował.Podzielony był na dwie części i zgodnie zjapońską tradycją pełnił dwie funkcje naraz.W części niełazienkowej podróżowali Yil idoktor Schaumann, kontaktujący się z Mayą i Danielem za pomocą zainstalowanego nadwanną ekranu.Pojazd sunął przez ulice miasta powoli, jak wielka ryba, eskortowany z tyłu przeznależące do Meldona Rowena europejskie auto, w którym oprócz właściciela jechali teżDarby i Anjali.Ponieważ Daniel musiał się przebrać, Maya, jeszcze zanim ruszyli,zaproponowała, by wziął po drodze kąpiel.„Odprężysz się”, powiedziała.Dlatego, podczasgdy po szklanym suficie przesuwały się obrazy wieczornego Tokio, Daniel moczył się wperfumowanej wodzie, myśląc, że w innych okolicznościach taki luksus bardzo by mu siępodobał.- Przejechaliśmy przez Ogród Cesarski, żeby nie zagłębiać się w świętą strefę portowąnad rzeką Sumidą - wyjaśniła Maya.- Oprócz rzeźbiarzy i poetów w Japonii otacza siękultem również marynarzy, a to dlatego, że i oni wzmiankowani są w Rozdziale Czwartym [ Pobierz całość w formacie PDF ]