[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po-czuł pod palcami papierowego motyla.Przełożył go z surduta, który miałwczoraj, traktując jak talizman na szczęście.Wiedział, że to głupota, zabo-bon.Ale i tak to zrobił.Wyszli i ruszyli wzdłuż nabrzeża. To jest Bund poinformował Mackenzie. Główna ulica.Te ma-gazyny należą do zachodnich przedsiębiorstw, brytyjskich, amerykańskich,holenderskich, francuskich.Wszystkie dużo inwestują, ale pracy wystarczydla każdego. Czy mogę o coś spytać? zwrócił się do niego Glover. Naturalnie. Powiedział pan, że traktat dopiero co wszedł w życie. Zgadza się.Kilka miesięcy temu. Ale pan działa tu od ponad roku.Mackenzie się uśmiechnął. Są różne sposoby, chłopcze.Jak już wspomniałem, przede wszystkimzwyczajny upór.I gotowość do podejmowania ryzyka.LRTZatrzymał się przed piętrowym budynkiem, wzniesionym w pewnej od-ległości od portu. A więc dotarliśmy do najodleglejszej placówki imperium JardineaMathiesona!Biuro na parterze było skromnie umeblowane: stały w nim zwykłe stołyi twarde krzesła, półki uginały się od ksiąg.Mackenzie mieszkał na górze.Za budynkiem znajdował się magazyn pełen bel tkanin oraz pudeł, skrzyń iworków.Dwaj młodzi Japończycy w samych koszulach sprawdzali partięjedwabiu.Przerwali swoje zajęcie, ukłonili się nisko Mackenziemu, a potemGloverowi, ale już nie tak nisko. Pan Shibata i pan Nakajimo przedstawił ich Mackenzie. PanGlover.Guraba- san.Glover skinął głową Japończykom. Guraba- san? zwrócił się do Mackenziego. Tak samo nazwałmnie wczoraj wieczorem chłopak, który przyniósł mój bagaż. Tak brzmi pańskie nazwisko po japońsku wyjaśnił Mackenzie.Trudno im wymawiać nasze niektóre spółgłoski.Przyzwyczai się pan do te-go. Guraba- san powiedzieli jednocześnie obaj młodzieńcyW magazynie było ciepło i duszno od zapachu przypraw i herbaty.Glover powachlował się ręką i zauważył: Atsuka!Był dumny z siebie, że zapamiętał to słowo, ale Japończycy nie moglisię pohamować i głośno się roześmieli.Jeden z nich powiedział coś do Mac-kenziego i znów się zaśmiał. Są pod wrażeniem, że już się pan uczy ich języka wyjaśnił Ma-ckenzie, w jego oczach, w kącikach ust znów pojawiło się rozbawienie, za-barwione kpiną. Ale zwrócili uwagę, że osoby dobrze wychowane używa-ją wyrazu atsui.Słowo, którym się pan posłużył, na ogół pada z ust młodychdam lekkich obyczajów Są ciekawi, gdzie je pan usłyszał. No cóż bąknął zmieszany Glover. Jeśli mi wolno zauważyć ciągnął Mackenzie, nieco zmieniwszyakcent jest pan w Nagasaki od pięciu minut, a już podłapał pan język kur-tyzan!LRTTeraz Gloverowi naprawdę zrobiło się gorąco.Nieważne, atsuka czy at-sui, w pomieszczeniu panowała duchota. Proszę się nie przejmować uspokoił go Mackenzie. Dopóki niepodłapie pan od nich nic innego! Wskazał Japończyków, którzy starali sięopanować i hamowali śmiech. Przez miesiąc będą o tym mówili.Wrócili do biura i Mackenzie zaprowadził Glovera do biurka w kąciepomieszczenia.To mało być miejsce jego pracy.Mackenzie musiał wyjść najakieś spotkanie, powiedział Gloverowi, żeby zaczął przeglądać stos papie-rzysk na swoim biurku.Glover spojrzał na dokument leżący na wierzchu,rozpoznał znajomy układ graficzny strony, pismo i cyfry.Konosament.Mackenzie zostawił go i Glover zabrał się do pracy.Alenajpierw wyjął z kieszeni trzy małe przedmioty: bambusowy żeton, srebrne-go dolara, papierowego motyla.Położył je na biurku, tworząc małą kaplicz-kę, która miała mu zapewnić pomyślność.LRT4JEDWAB I HERBATANagasaki, 1859 60Kraj opływający w mleko i miód.A przynajmniej, powiedział, w jedwabi herbatę.Zakręcił globusem, zatrzymał świat i położył palec na Japonii.Tu-taj żyją smoki i można zbić majątek.Tego właśnie chciał.Rzucił się w wir pracy poświęcił się jej bez reszty.Chciał sobie przy-swoić wszystko, czego Mackenzie mógł go nauczyć, był zdecydowany do-wiedzieć się więcej.Po kilku miesiącach stał się osobą niezastąpioną.Zajął się dokumentamii pracą papierkową, nudną, monotonną, nużącą, i stopniowo przekazywał jąShibacie i Nakajimie.Dzięki temu nie musiał wiecznie siedzieć za biurkiem,mógł przyglądać się Mackenziemu w akcji, jak się targuje, wykłóca, dogadu-je z kupcami, ubija interesy.Przemierzali błotniste ulice i zaułki miasta, od-wiedzali magazyny i składy, zaplecza sklepów i skromne domy towarowe,oglądali towar, sprawdzali próbki. Trzeba się mieć na baczności powiedział Mackenzie, zanurzającrękę w skrzyni z herbatą.Roztarł listki palcami i wąchał je. Niektórzy ztych cwaniaków nie cofną się przed żadnym oszustwem.Sprzedadzą ci her-batę najlepszego gatunku, a jak tylko się odwrócisz, połowę zastąpią zmiot-kami.Albo kupisz najprzedniejszy, surowy jedwab, a oni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Po-czuł pod palcami papierowego motyla.Przełożył go z surduta, który miałwczoraj, traktując jak talizman na szczęście.Wiedział, że to głupota, zabo-bon.Ale i tak to zrobił.Wyszli i ruszyli wzdłuż nabrzeża. To jest Bund poinformował Mackenzie. Główna ulica.Te ma-gazyny należą do zachodnich przedsiębiorstw, brytyjskich, amerykańskich,holenderskich, francuskich.Wszystkie dużo inwestują, ale pracy wystarczydla każdego. Czy mogę o coś spytać? zwrócił się do niego Glover. Naturalnie. Powiedział pan, że traktat dopiero co wszedł w życie. Zgadza się.Kilka miesięcy temu. Ale pan działa tu od ponad roku.Mackenzie się uśmiechnął. Są różne sposoby, chłopcze.Jak już wspomniałem, przede wszystkimzwyczajny upór.I gotowość do podejmowania ryzyka.LRTZatrzymał się przed piętrowym budynkiem, wzniesionym w pewnej od-ległości od portu. A więc dotarliśmy do najodleglejszej placówki imperium JardineaMathiesona!Biuro na parterze było skromnie umeblowane: stały w nim zwykłe stołyi twarde krzesła, półki uginały się od ksiąg.Mackenzie mieszkał na górze.Za budynkiem znajdował się magazyn pełen bel tkanin oraz pudeł, skrzyń iworków.Dwaj młodzi Japończycy w samych koszulach sprawdzali partięjedwabiu.Przerwali swoje zajęcie, ukłonili się nisko Mackenziemu, a potemGloverowi, ale już nie tak nisko. Pan Shibata i pan Nakajimo przedstawił ich Mackenzie. PanGlover.Guraba- san.Glover skinął głową Japończykom. Guraba- san? zwrócił się do Mackenziego. Tak samo nazwałmnie wczoraj wieczorem chłopak, który przyniósł mój bagaż. Tak brzmi pańskie nazwisko po japońsku wyjaśnił Mackenzie.Trudno im wymawiać nasze niektóre spółgłoski.Przyzwyczai się pan do te-go. Guraba- san powiedzieli jednocześnie obaj młodzieńcyW magazynie było ciepło i duszno od zapachu przypraw i herbaty.Glover powachlował się ręką i zauważył: Atsuka!Był dumny z siebie, że zapamiętał to słowo, ale Japończycy nie moglisię pohamować i głośno się roześmieli.Jeden z nich powiedział coś do Mac-kenziego i znów się zaśmiał. Są pod wrażeniem, że już się pan uczy ich języka wyjaśnił Ma-ckenzie, w jego oczach, w kącikach ust znów pojawiło się rozbawienie, za-barwione kpiną. Ale zwrócili uwagę, że osoby dobrze wychowane używa-ją wyrazu atsui.Słowo, którym się pan posłużył, na ogół pada z ust młodychdam lekkich obyczajów Są ciekawi, gdzie je pan usłyszał. No cóż bąknął zmieszany Glover. Jeśli mi wolno zauważyć ciągnął Mackenzie, nieco zmieniwszyakcent jest pan w Nagasaki od pięciu minut, a już podłapał pan język kur-tyzan!LRTTeraz Gloverowi naprawdę zrobiło się gorąco.Nieważne, atsuka czy at-sui, w pomieszczeniu panowała duchota. Proszę się nie przejmować uspokoił go Mackenzie. Dopóki niepodłapie pan od nich nic innego! Wskazał Japończyków, którzy starali sięopanować i hamowali śmiech. Przez miesiąc będą o tym mówili.Wrócili do biura i Mackenzie zaprowadził Glovera do biurka w kąciepomieszczenia.To mało być miejsce jego pracy.Mackenzie musiał wyjść najakieś spotkanie, powiedział Gloverowi, żeby zaczął przeglądać stos papie-rzysk na swoim biurku.Glover spojrzał na dokument leżący na wierzchu,rozpoznał znajomy układ graficzny strony, pismo i cyfry.Konosament.Mackenzie zostawił go i Glover zabrał się do pracy.Alenajpierw wyjął z kieszeni trzy małe przedmioty: bambusowy żeton, srebrne-go dolara, papierowego motyla.Położył je na biurku, tworząc małą kaplicz-kę, która miała mu zapewnić pomyślność.LRT4JEDWAB I HERBATANagasaki, 1859 60Kraj opływający w mleko i miód.A przynajmniej, powiedział, w jedwabi herbatę.Zakręcił globusem, zatrzymał świat i położył palec na Japonii.Tu-taj żyją smoki i można zbić majątek.Tego właśnie chciał.Rzucił się w wir pracy poświęcił się jej bez reszty.Chciał sobie przy-swoić wszystko, czego Mackenzie mógł go nauczyć, był zdecydowany do-wiedzieć się więcej.Po kilku miesiącach stał się osobą niezastąpioną.Zajął się dokumentamii pracą papierkową, nudną, monotonną, nużącą, i stopniowo przekazywał jąShibacie i Nakajimie.Dzięki temu nie musiał wiecznie siedzieć za biurkiem,mógł przyglądać się Mackenziemu w akcji, jak się targuje, wykłóca, dogadu-je z kupcami, ubija interesy.Przemierzali błotniste ulice i zaułki miasta, od-wiedzali magazyny i składy, zaplecza sklepów i skromne domy towarowe,oglądali towar, sprawdzali próbki. Trzeba się mieć na baczności powiedział Mackenzie, zanurzającrękę w skrzyni z herbatą.Roztarł listki palcami i wąchał je. Niektórzy ztych cwaniaków nie cofną się przed żadnym oszustwem.Sprzedadzą ci her-batę najlepszego gatunku, a jak tylko się odwrócisz, połowę zastąpią zmiot-kami.Albo kupisz najprzedniejszy, surowy jedwab, a oni [ Pobierz całość w formacie PDF ]