[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wstrząsał mną szloch i świat drżał mi przedoczami niby galaretka na łyżce.- Patrzcie - rzekła Ingrid niczym matka pokazująca dzieciom gniazdo,w którym wylęgły się wróble.Kierowca już bliżej nie podchodził.Stał,potrząsając głową, i wpatrywał się w Hugh, nie mogąc zapewnezrozumieć, w jaki sposób to ciało - ten wór pełen krwi - spadło muprosto pod koła; nie dość, że sam był bliski szoku, to jeszcze groziła muutrata pracy, a tym samym skromniejsze posiłki na rodzinnym stole.- Nie ruszać go.Nie wolno go ruszać.- Odezwał się czyjś głos.Odwróciłem się.Wysoki, brodaty Murzyn w marynarskiej czapceprzeciskał się przez tłum.- Ludzie, przepuśćcie mnie!Był bardzo pewien siebie, opanowany, budził zaufanie: może wmarynarce odbył kurs pierwszej pomocy, a może na odległej wyspiezgłębił tajniki pradawnych metod leczenia.Położył dłonie na moichramionach i delikatnie przesunął mnie na bok.Następnie, wyciągającrękę w stronę Ingrid, powiedział:- Odsuń się, kochana, żeby miał czym oddychać.Ingrid potrząsnęłagłową i uśmiechnęła się.- Oddychać? - Wzruszeniem ramion wskazała Hugh i dopiero teraz poraz pierwszy przyjrzałem się dokładnie zmasakrowanemu ciału.Całeod stóp do głów pokryte było krwią, zupełnie jakby Hugh poległ wwalce, a nie w wypadku drogowym.Na brzuchu było tyle krwi, żeubranie niemal falowało, niczym liście w strumyku.Połamane ręce,odrzucone za głowę, leżały w przedziwnej pozycji, w jakiej nigdy bysię same nie ułożyły.Zamiast szyi miał ciemną,krwawiącą miazgę - najwyrazniej koła furgonetki przejechały po nieji gdybyśmy próbowali go podnieść, głowa mogłaby się oderwać odreszty ciała.Murzyn bez wahania wszedł w kałużę krwi i kucnął przy ciele.Ingridchwyciła obcego za ramię, po części, żeby odciągnąć go od Hugh, poczęści, żeby czuć bliskość żywego człowieka.- Nie żyje - powiedział kierowca furgonetki, który stał przy mnie.- Już nie żył, kiedy pan na niego najechał.Najpierw wpadł podtaksówkę.Mężczyzna skinął głową.- Oddycha - stwierdził Murzyn, rozglądając się z promiennymuśmiechem.Nawet mi do głowy wcześniej nie przyszło, że facet jest szalony.- Czy ktoś ma srebrną jednodolarówkę? Albo cokolwiek z czystegosrebra? - Wyciągnął długą, kościstą dłoń.- Dajcie kawałek srebra - poprosił głosem, który brzmiał całkiemnormalnie.Ingrid podniosła się powoli.Oczy miała przymrużone, wargi lekkorozchylone: na jej twarzy malował się wyraz oburzenia i wstrętu.- Ten człowiek żyje i mogę go uratować - oświadczył Murzyn.Ingrid odeszła, powłócząc nogami i potrząsając głową.Kiedyodwróciła się, żeby spojrzeć na Murzyna, stała już koło mnie.Pot lałsię z niej strumieniami; z głębi gardła wydobywał się zduszonycharkot.- Proszę uważać - powiedziałem.- Ten facet to wariat.- Ten człowiek - rzekła, wskazując Hugh - to mój mąż.- Zamknęła oczy; wziąłem ją pod rękę.- %7łycie jest wieczne - perorował Murzyn.- Nie można go zakończyć.Umiera z zaniedbania, bo ludzie to ignoranci.Jeśli działa się z bożąprędkością, iskra życia nigdy nie wygasa.Jest jak ogień, który możnaregenerować, dorzucając do niego opału.- Kucając w kałuży krwi,jedną ręką podpierał się o kość biodrową Hugh, drugą opróżniałkieszenie.- Nie mam srebrnych monet.Posłużę się więc trzemadziesięciocentówkami.Położył na powiekach Hugh po jednej monecie, trzecią zaś umieściłmu na środku czoła.Wprawdzie górna połowa twarzy pozostałanieuszkodzona, jednakże krew sącząca się z rozbitej czaszki barwiłazłociste włosy Hugh na kolor czerwony, ciemniejszy przy samejskórze, jaśniejszy nieco dalej: układ barw przypominał kwiaty opłatkach bardziej intensywnych i soczystych w kolorze tuż przysamym słupku.Po piętnastu minutach było po wszystkim.Przyjechała wreszciekaretka pogotowia, która zabrała Hugh do szpitala, aby lekarzeoficjalnie mogli stwierdzić zgon.Przybyli fotoreporterzy, którzyporobili zdjęcia.Z radia i telewizji przysłano po jednym dziennikarzu.Zjawili się dwaj policjanci na skuterach.Kierowca taksówki, któryprzez cały ten czas nie odważył się opuścić pojazdu, oraz kierowcafurgonetki siedzieli teraz z tyłu w wozie policyjnym, ale nie umiałempowiedzieć, czy byli aresztowani, czy też chciano ich tylkoprzesłuchać.Ingrid udała się z Hugh karetką.Przechodnie wypytywaliświadków zajścia o szczegóły wypadku.Mężczyzna w obszernymgarniturze zaznaczał kredą miejsce na Pięćdziesiątej Siódmej Ulicy,gdzie leżał Hugh.Już po chwili koła samochodów przejeżdżały przezkałużę krwi.O tej porze dnia panował duży ruch i nie było czasu nasprzątanie.Słyszałem, co świadkowie mówią policji, lecz nie potrafiłem dodaćod siebie nic, co by brzmiało bardziej sensownie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Wstrząsał mną szloch i świat drżał mi przedoczami niby galaretka na łyżce.- Patrzcie - rzekła Ingrid niczym matka pokazująca dzieciom gniazdo,w którym wylęgły się wróble.Kierowca już bliżej nie podchodził.Stał,potrząsając głową, i wpatrywał się w Hugh, nie mogąc zapewnezrozumieć, w jaki sposób to ciało - ten wór pełen krwi - spadło muprosto pod koła; nie dość, że sam był bliski szoku, to jeszcze groziła muutrata pracy, a tym samym skromniejsze posiłki na rodzinnym stole.- Nie ruszać go.Nie wolno go ruszać.- Odezwał się czyjś głos.Odwróciłem się.Wysoki, brodaty Murzyn w marynarskiej czapceprzeciskał się przez tłum.- Ludzie, przepuśćcie mnie!Był bardzo pewien siebie, opanowany, budził zaufanie: może wmarynarce odbył kurs pierwszej pomocy, a może na odległej wyspiezgłębił tajniki pradawnych metod leczenia.Położył dłonie na moichramionach i delikatnie przesunął mnie na bok.Następnie, wyciągającrękę w stronę Ingrid, powiedział:- Odsuń się, kochana, żeby miał czym oddychać.Ingrid potrząsnęłagłową i uśmiechnęła się.- Oddychać? - Wzruszeniem ramion wskazała Hugh i dopiero teraz poraz pierwszy przyjrzałem się dokładnie zmasakrowanemu ciału.Całeod stóp do głów pokryte było krwią, zupełnie jakby Hugh poległ wwalce, a nie w wypadku drogowym.Na brzuchu było tyle krwi, żeubranie niemal falowało, niczym liście w strumyku.Połamane ręce,odrzucone za głowę, leżały w przedziwnej pozycji, w jakiej nigdy bysię same nie ułożyły.Zamiast szyi miał ciemną,krwawiącą miazgę - najwyrazniej koła furgonetki przejechały po nieji gdybyśmy próbowali go podnieść, głowa mogłaby się oderwać odreszty ciała.Murzyn bez wahania wszedł w kałużę krwi i kucnął przy ciele.Ingridchwyciła obcego za ramię, po części, żeby odciągnąć go od Hugh, poczęści, żeby czuć bliskość żywego człowieka.- Nie żyje - powiedział kierowca furgonetki, który stał przy mnie.- Już nie żył, kiedy pan na niego najechał.Najpierw wpadł podtaksówkę.Mężczyzna skinął głową.- Oddycha - stwierdził Murzyn, rozglądając się z promiennymuśmiechem.Nawet mi do głowy wcześniej nie przyszło, że facet jest szalony.- Czy ktoś ma srebrną jednodolarówkę? Albo cokolwiek z czystegosrebra? - Wyciągnął długą, kościstą dłoń.- Dajcie kawałek srebra - poprosił głosem, który brzmiał całkiemnormalnie.Ingrid podniosła się powoli.Oczy miała przymrużone, wargi lekkorozchylone: na jej twarzy malował się wyraz oburzenia i wstrętu.- Ten człowiek żyje i mogę go uratować - oświadczył Murzyn.Ingrid odeszła, powłócząc nogami i potrząsając głową.Kiedyodwróciła się, żeby spojrzeć na Murzyna, stała już koło mnie.Pot lałsię z niej strumieniami; z głębi gardła wydobywał się zduszonycharkot.- Proszę uważać - powiedziałem.- Ten facet to wariat.- Ten człowiek - rzekła, wskazując Hugh - to mój mąż.- Zamknęła oczy; wziąłem ją pod rękę.- %7łycie jest wieczne - perorował Murzyn.- Nie można go zakończyć.Umiera z zaniedbania, bo ludzie to ignoranci.Jeśli działa się z bożąprędkością, iskra życia nigdy nie wygasa.Jest jak ogień, który możnaregenerować, dorzucając do niego opału.- Kucając w kałuży krwi,jedną ręką podpierał się o kość biodrową Hugh, drugą opróżniałkieszenie.- Nie mam srebrnych monet.Posłużę się więc trzemadziesięciocentówkami.Położył na powiekach Hugh po jednej monecie, trzecią zaś umieściłmu na środku czoła.Wprawdzie górna połowa twarzy pozostałanieuszkodzona, jednakże krew sącząca się z rozbitej czaszki barwiłazłociste włosy Hugh na kolor czerwony, ciemniejszy przy samejskórze, jaśniejszy nieco dalej: układ barw przypominał kwiaty opłatkach bardziej intensywnych i soczystych w kolorze tuż przysamym słupku.Po piętnastu minutach było po wszystkim.Przyjechała wreszciekaretka pogotowia, która zabrała Hugh do szpitala, aby lekarzeoficjalnie mogli stwierdzić zgon.Przybyli fotoreporterzy, którzyporobili zdjęcia.Z radia i telewizji przysłano po jednym dziennikarzu.Zjawili się dwaj policjanci na skuterach.Kierowca taksówki, któryprzez cały ten czas nie odważył się opuścić pojazdu, oraz kierowcafurgonetki siedzieli teraz z tyłu w wozie policyjnym, ale nie umiałempowiedzieć, czy byli aresztowani, czy też chciano ich tylkoprzesłuchać.Ingrid udała się z Hugh karetką.Przechodnie wypytywaliświadków zajścia o szczegóły wypadku.Mężczyzna w obszernymgarniturze zaznaczał kredą miejsce na Pięćdziesiątej Siódmej Ulicy,gdzie leżał Hugh.Już po chwili koła samochodów przejeżdżały przezkałużę krwi.O tej porze dnia panował duży ruch i nie było czasu nasprzątanie.Słyszałem, co świadkowie mówią policji, lecz nie potrafiłem dodaćod siebie nic, co by brzmiało bardziej sensownie [ Pobierz całość w formacie PDF ]