[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jasny szlag!Stebbins uśmiechnął się trochę szerzej. No, gdzieś tak od Oldtown szlaban jest w górze.Ale wtedy już nie będziesz zwracać uwagi natakie przyziemno ści jak smród.A od Augusty jest stała transmisja telewizyjna.Przecież WielkiMarsz to narodowa rozrywka. To czemu stąd nie ma transmisji? Za wcześnie powiedział Stebbins. Za wcześnie.Zza zakrętu znów huknęły karabiny,wypłaszając z zarośli bażanta, który nastroszony bił skrzydłami, jakby go prąd kopnął.Garraty iStebbins minęli zakręt, ale wór na zwłoki był już zapięty.Nie zdołali zobaczyć, kto to był. Dochodzisz do pewnego punktu powiedział Stebbins od którego tłum przestaje byćważny.Ani cię nie zachęci, ani przeszkodzi.Przestaje istnieć.To chyba jak z facetem na szafocie.Zaszywasz się przed tłumem. Chyba to rozumiem& Jakbyś rozumiał, nie wpadłbyś w histerię i przyjaciel nie musiałby ratować ci dupy.Alezrozumiesz. Ciekawe, jak głęboko można się zaszyć. No, tego dopiero musisz się dowiedzieć.Zagłęb się w niezgłębione głębie Garraty ego.Brzmito prawie jak reklama biura podróży, nie? Zaszywasz się, aż trafisz na złoże macierzyste.No izaszywasz się w złożu.Aż wreszcie dobijasz do dna.A potem odwalasz kitę.Tak to sobie wyobrażam.Posłuchajmy, co ty sobie wyobrażasz.Garraty nie powiedział nic.Jak na razie wcale sobie tego nie wyobrażał.Upał rósł.Słońce wisiało tuż nad linią drzew, których cienie stawały się coraz krótsze.Okołodziesiątej jeden z żołnierzy wyciągnął z tylnego włazu transportera długi pałąk owinięty materiałem.Wpuścił koniec pałąka w pancerz.Sięgnął pod materiał i coś zrobił& manipulował przy czymś,pewnie przy zacisku.W chwilę potem wyskoczył w górę rozległy parasol przeciwsłoneczny płowejbarwy.Ocieniał prawie cały górny poziom transportera.Trzej żołnierze usiedli po turecku w cieniu. Wy zgniłe skurwysyny! wrzasnął ktoś. Moja nagroda to będzie wasza publicznakastracja!%7łołnierze chyba nie wzięli sobie tej wizji do serca.Nadal obserwowali zawodników oczami bezwyrazu, od czasu do czasu zerkając na komputerową konsolę. Pewnie odbijają to sobie pózniej na żonach powiedział Garraty. O, jestem tego pewien! Stebbins wybuchnął śmiechem.Garraty miał już dość.Rozmowa ze Stebbinsem wprawiała go w niepokój.Lepiej fundować sobie63tę przyjemność w małych dawkach.Ruszył szybciej, zostawiając Stebbinsa w tyle.Dziesiąta dwie.Zadwadzieścia trzy minuty zatrze upomnienie, ale jak na razie szedł z trzema.Nie budziło to w nimtakiego lęku, jak się poprzednio spodziewał.Wciąż był absolutnie przekonany, że ten żywy organizm,Ray Garraty, nie może umrzeć.Inni tak, to są statyści w filmie jego życia, ale nie Ray Garraty,gwiazda tego przeboju kasowego, Opowieść o Rayu Garratym.Może kiedyś zdoła pojąćemocjonalną oraz intelektualną nieprawdę tego wszystkiego& może gdzieś była ta ostateczna głębia,o której mówił Stebbins.Na razie lęk przeszkadzał mu o tym myśleć.Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, wyprzedził trzy czwarte grupy.Znów znalazł się zaMcVriesem.Było ich trzech w utrudzonym wężyku: Barkovitch na przedzie, nadal odgrywającyzucha, ale coraz mniej przekonująco; McVries z opuszczoną głową i zwiniętymi lekko w pięścidłońmi, oszczędzający teraz lewą stopę; na końcu sam główny bohater filmu Opowieści o RayuGarratym.A jak ja wyglądam? rozważał.Potarł dłonią policzek i wsłuchał się w szelest rzadkiego zarostu.Zapewne nie wyglądałkwitnąco.Przyspieszył jeszcze bardziej, aż szedł pierś w pierś z McVriesem, który rzucił na niego krótkiespojrzenie, a potem wrócił wzrokiem do Barkovitcha.Oczy miał mroczne i trudno było z nich cośwyczytać.Wspinali się na krótkie, ostre i bezlitośnie rozprażone wzniesienie, a potem minęli kolejnymostek.Szli tak piętnaście minut, dwadzieścia.McVries nie odezwał się słowem.Garraty odchrząknąłdwukrotnie, ale milczał.Pomyślał, że im dłużej panuje cisza, tym trudniej ją przerwać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
. Jasny szlag!Stebbins uśmiechnął się trochę szerzej. No, gdzieś tak od Oldtown szlaban jest w górze.Ale wtedy już nie będziesz zwracać uwagi natakie przyziemno ści jak smród.A od Augusty jest stała transmisja telewizyjna.Przecież WielkiMarsz to narodowa rozrywka. To czemu stąd nie ma transmisji? Za wcześnie powiedział Stebbins. Za wcześnie.Zza zakrętu znów huknęły karabiny,wypłaszając z zarośli bażanta, który nastroszony bił skrzydłami, jakby go prąd kopnął.Garraty iStebbins minęli zakręt, ale wór na zwłoki był już zapięty.Nie zdołali zobaczyć, kto to był. Dochodzisz do pewnego punktu powiedział Stebbins od którego tłum przestaje byćważny.Ani cię nie zachęci, ani przeszkodzi.Przestaje istnieć.To chyba jak z facetem na szafocie.Zaszywasz się przed tłumem. Chyba to rozumiem& Jakbyś rozumiał, nie wpadłbyś w histerię i przyjaciel nie musiałby ratować ci dupy.Alezrozumiesz. Ciekawe, jak głęboko można się zaszyć. No, tego dopiero musisz się dowiedzieć.Zagłęb się w niezgłębione głębie Garraty ego.Brzmito prawie jak reklama biura podróży, nie? Zaszywasz się, aż trafisz na złoże macierzyste.No izaszywasz się w złożu.Aż wreszcie dobijasz do dna.A potem odwalasz kitę.Tak to sobie wyobrażam.Posłuchajmy, co ty sobie wyobrażasz.Garraty nie powiedział nic.Jak na razie wcale sobie tego nie wyobrażał.Upał rósł.Słońce wisiało tuż nad linią drzew, których cienie stawały się coraz krótsze.Okołodziesiątej jeden z żołnierzy wyciągnął z tylnego włazu transportera długi pałąk owinięty materiałem.Wpuścił koniec pałąka w pancerz.Sięgnął pod materiał i coś zrobił& manipulował przy czymś,pewnie przy zacisku.W chwilę potem wyskoczył w górę rozległy parasol przeciwsłoneczny płowejbarwy.Ocieniał prawie cały górny poziom transportera.Trzej żołnierze usiedli po turecku w cieniu. Wy zgniłe skurwysyny! wrzasnął ktoś. Moja nagroda to będzie wasza publicznakastracja!%7łołnierze chyba nie wzięli sobie tej wizji do serca.Nadal obserwowali zawodników oczami bezwyrazu, od czasu do czasu zerkając na komputerową konsolę. Pewnie odbijają to sobie pózniej na żonach powiedział Garraty. O, jestem tego pewien! Stebbins wybuchnął śmiechem.Garraty miał już dość.Rozmowa ze Stebbinsem wprawiała go w niepokój.Lepiej fundować sobie63tę przyjemność w małych dawkach.Ruszył szybciej, zostawiając Stebbinsa w tyle.Dziesiąta dwie.Zadwadzieścia trzy minuty zatrze upomnienie, ale jak na razie szedł z trzema.Nie budziło to w nimtakiego lęku, jak się poprzednio spodziewał.Wciąż był absolutnie przekonany, że ten żywy organizm,Ray Garraty, nie może umrzeć.Inni tak, to są statyści w filmie jego życia, ale nie Ray Garraty,gwiazda tego przeboju kasowego, Opowieść o Rayu Garratym.Może kiedyś zdoła pojąćemocjonalną oraz intelektualną nieprawdę tego wszystkiego& może gdzieś była ta ostateczna głębia,o której mówił Stebbins.Na razie lęk przeszkadzał mu o tym myśleć.Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, wyprzedził trzy czwarte grupy.Znów znalazł się zaMcVriesem.Było ich trzech w utrudzonym wężyku: Barkovitch na przedzie, nadal odgrywającyzucha, ale coraz mniej przekonująco; McVries z opuszczoną głową i zwiniętymi lekko w pięścidłońmi, oszczędzający teraz lewą stopę; na końcu sam główny bohater filmu Opowieści o RayuGarratym.A jak ja wyglądam? rozważał.Potarł dłonią policzek i wsłuchał się w szelest rzadkiego zarostu.Zapewne nie wyglądałkwitnąco.Przyspieszył jeszcze bardziej, aż szedł pierś w pierś z McVriesem, który rzucił na niego krótkiespojrzenie, a potem wrócił wzrokiem do Barkovitcha.Oczy miał mroczne i trudno było z nich cośwyczytać.Wspinali się na krótkie, ostre i bezlitośnie rozprażone wzniesienie, a potem minęli kolejnymostek.Szli tak piętnaście minut, dwadzieścia.McVries nie odezwał się słowem.Garraty odchrząknąłdwukrotnie, ale milczał.Pomyślał, że im dłużej panuje cisza, tym trudniej ją przerwać [ Pobierz całość w formacie PDF ]