[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemiecki czołg zaczął się przedzierać przez żywopłot na lewym skrzydle, tam gdziepowinna się bronić kompania F.Welsh rozkazał szeregowemu Johnowi McGrathowi wziąćbazookę i iść za sobą.Przebiegli przez odkryte i gęsto ostrzeliwane pole i kiedy znalezlisię w punkcie, z którego mogli skutecznie razić czołg, przykucnęli i zaczęli przygotowywaćbazookę do strzału.Welsh wydał komendę do otwarcia ognia.McGrath trafił w wieżęczołgu, ale pocisk nie zaszkodził jego grubemu pancerzowi.Długi palec lufy działa kalibru88 mm obrócił się teraz, celując prosto w nich.Obaj wyraznie słyszeli, jak pocisk przeleciałmoże metr nad ich głowami.Mechanik-kierowca najechał na ścianę żywopłotu- 103 -Stephen E.Ambrose Kompania Bracii celowniczy nie mógł opuścić luf działa i sprzężonego z nim karabinu maszynowego natyle nisko, żeby ich trafić, a przed ogniem kaemu strzelca-radiotelegrafisty zasłaniał ichkadłub czołgu.Welsh spokojnie zajął się ładowaniem następnego pocisku do bazooki.Wyjąłzawleczkę z zapalnika i klocki spod kontaktów elektrod startowych, włożył pocisk do rurywyrzutni, wcisnął kontakty w gniazda urządzenia startowego u tylnego wylotu rury.W tymczasie McGrath bez przerwy powtarzał: O Jezu, panie poruczniku, zginę przez pana, zabiją mnie przez pana.Mimo tej litanii klęczał dalej w miejscu i kiedy Welsh klepnął go w ramię,zawiadamiając, że wyrzutnia jest załadowana, wycelował starannie tam, gdzie chciał trafić w odsłonięte dno czołgu.To była ostatnia chwila, bo środek ciężkości czołgu właśnieprzekroczył żywopłot i maszyna zaczynała się przechylać.Jeszcze ułamek sekundyi gorączkowo wyczekująca tego momentu załoga czołgu mogłaby skierować na nich swojąbroń.Pocisk trafił w dno i czołg eksplodował wielką chmurą ognia i dymu.To był zwrotny moment całej bitwy.Pozostałe czołgi, nacierające za zniszczonymprzez Welsha i McGratha, zwinęły szyk i zaczęły się wycofywać na wstecznym biegu.Wtym samym czasie dowództwo batalionu zatrzymało kompanie D i F, nakazując im powrót.Podciągnęły do przodu o prawie sto pięćdziesiąt metrów, chociaż trochę zatykając dziuryw lewym skrzydle obrony batalionu.Niemcy wciąż atakowali, następnym razem próbowali obejść wysuniętą amerykańskąpozycję obronną, okrążając ją na północ od linii kolejowej.Winters położył tam ogieńz mozdzierzy, w zarodku tłumiąc tę próbę.Kompania E utrzymała swoją pozycję.Stratykompanii wyniosły dziewiętnastu ludzi: dziesięciu 12 czerwca przy zdobywaniu Carentani dziewięciu nazajutrz w czasie jego obrony.Gordon wycofał się ze swojego stanowiska i odszukał Wintersa.Odłamek pociskumozdzierzowego przebił mu na wylot łydkę, krwawił też z rany ramienia.Ale tak naprawdębolał go j ednak wrzód, który zrobił mu się na nodze w miejscu, gdzie kończył się but.Przykażdym kroku krawędz buta uciskała go, powodując ból nie do wytrzymania.Gordonzameldował Wintersowi, że musi iść na punkt opatrunkowy przeciąć wrzód.Winters mupozwolił.Sanitariusz spojrzał na Gordona i, widząc krwawiące rany, zmęczenie na twarzyczłowieka, który nie spał od trzech dni i właśnie wrócił z linii frontu, skąd słychać byłoodgłosy intensywnej walki, spytał: Coś cię boli, koleś?- 104 -Stephen E.Ambrose Kompania Braci Owszem.Wrzód mi się zrobił, o tu odparł Gordon.Kazał mu się położyć, wziął skalpel i jednym ruchem przeciął wrzód, a potem zacząłszukać zródła krwawienia.Obejrzał ranę ramienia i pocieszył go, że wszystko będziew porządku.Potem rozciął spodnie i zajął się łydką.Tu już było gorzej.Brzegi rany sięzasklepiły i noga zaczynała sinieć. Z tą nogą możesz mieć problem, bracie.Chyba trzeba cię będzie ewakuować. Mowy nie ma! Powiedziałem porucznikowi Wintersowi, że wrócę. Nic się nie martw, zawiadomimy go.Nie mając innego wyboru, Gordon w końcu zgodził się na ewakuację.O 16.30 z Carentan przyjechało sześćdziesiąt Shermanów z 2 DPanc z piechotąz 29 DP, luzując kompanię E.Winters wspomina: Cóż to był za piękny widok! Czołgiwalące do Niemców ze wszystkich luf, siekące z wukaemów na wieżach po żywopłotach,prące niepowstrzymanie na niemieckie pozycje ze świeżą, wypoczętą piechotąnacierającą ich śladem".Welsh także pamięta to natarcie.Jeszcze po czterdziestusiedmiu latach od tamtego dnia zaciera ręce i z błyskiem w oku mówi: Ależ oni im tam wtedy dosunęli!O 23.00 kompania E i reszta 506 pps zostały wycofane do Carentan, do odwodu 101DPD.Oficerowie wyszukali żołnierzom kwatery w ocalałych budynkach.Winters znalazłdla swoich ludzi opuszczony pensjonat.Przed pójściem do łóżka wreszcie! Po trzechdniach na nogach! obeszli jeszcze kwatery swoich podwładnych.Welsh wróciłz obchodu, usiadł na schodach prowadzących na piętro, na którym kwaterował, i tam jużzostał, zasypiając na dobre.Winters spał w łóżku, na prześcieradle.To była rozkosz,której nigdy nie zapomni.Następnego dnia, 14 czerwca, wrócił miejscowy fryzjer i otworzył podwoje swojegosalonu.%7łołnierze ustawili się w kolejce do strzyżenia.Ciekawa sprawa bez żadnychzahamowań brali alkohol, jedzenie i cokolwiek innego znalezli w opuszczonych sklepach,ale za usługi płacili bez szemrania.Winters poszedł odwiedzić punkt opatrunkowy, żeby zmienić opatrunek na zranionejnodze.Przez następnych pięć dni starał się jej nie forsować.To właśnie w czasie tego odpoczynku uzupełnił swój dziennik i spisywał niemal nagorąco cytowane w poprzednim rozdziale wspomnienia z D-Day.Kompanią dowodziłw jego zastępstwie Welsh.Wpadł z wizytą pułkownik Sink, żeby mu podziękować za to,- 105 -Stephen E.Ambrose Kompania Braciczego kompania E dokonała 13 czerwca, powstrzymując niemiecki kontratak podCarentan.Powiedział mu wtedy, że go przedstawia do Medalu Honoru za baterięw Brecourt.Winters odparł, że to bardzo miło ze strony pułkownika, ale myślał raczejo odznaczeniach dla swoich ludzi.Jeśli chodzi o obronę Carentan, Sink powiedział reporterowi Walterowi McCallumowiz waszyngtońskiej Star":Zdołaliśmy się obronić tylko dzięki porucznikowi Wintersowi, którydowodził kluczową pozycją na linii obrony i z niej ogniem karabinówmaszynowych i mozdzierzy odrzucał kontrataki.Dowiódł tam, że jestwspaniałym żołnierzem.Jego bohaterstwo i umiejętności wojskowesprawiły, że mimo naprawdę ciężkiej sytuacji, zdołał się utrzymać17.Kompania zajęła stanowiska obronne na południe od Carentan.Drugiego dnia tejstatycznej obrony wzdłuż żywopłotu przeszedł żołnierz, pytając o Dona Malarkeya i SkipaMucka.Był to Fritz Niland.Znalazł Mucka, porozmawiał z nim, potem trafił jeszcze naMalarkeya, ale z nim miał się już tylko czas pożegnać, bo odlatywał do domu.Kilka minut po odjezdzie Nilanda Muck przyszedł do Malarkeya.Od razu było widać,że coś jest nie tak jego zwykły bezczelny irlandzki uśmiech zastąpił głęboki mars.CzyNiland zdążył mu powiedzieć, dlaczego jedzie do domu? Nie? Opowiedział mu wtedyhistorię Nilanda.Poprzedniego dnia Niland pojechał do 82 DPD odwiedzić brata Boba.Tego samegoBoba, którego Fritz, Muck i Malarkey spotkali w Londynie i który mówił im o wojniewidzianej z bliska takie rzeczy, że w drodze powrotnej uznali, że stchórzył [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Niemiecki czołg zaczął się przedzierać przez żywopłot na lewym skrzydle, tam gdziepowinna się bronić kompania F.Welsh rozkazał szeregowemu Johnowi McGrathowi wziąćbazookę i iść za sobą.Przebiegli przez odkryte i gęsto ostrzeliwane pole i kiedy znalezlisię w punkcie, z którego mogli skutecznie razić czołg, przykucnęli i zaczęli przygotowywaćbazookę do strzału.Welsh wydał komendę do otwarcia ognia.McGrath trafił w wieżęczołgu, ale pocisk nie zaszkodził jego grubemu pancerzowi.Długi palec lufy działa kalibru88 mm obrócił się teraz, celując prosto w nich.Obaj wyraznie słyszeli, jak pocisk przeleciałmoże metr nad ich głowami.Mechanik-kierowca najechał na ścianę żywopłotu- 103 -Stephen E.Ambrose Kompania Bracii celowniczy nie mógł opuścić luf działa i sprzężonego z nim karabinu maszynowego natyle nisko, żeby ich trafić, a przed ogniem kaemu strzelca-radiotelegrafisty zasłaniał ichkadłub czołgu.Welsh spokojnie zajął się ładowaniem następnego pocisku do bazooki.Wyjąłzawleczkę z zapalnika i klocki spod kontaktów elektrod startowych, włożył pocisk do rurywyrzutni, wcisnął kontakty w gniazda urządzenia startowego u tylnego wylotu rury.W tymczasie McGrath bez przerwy powtarzał: O Jezu, panie poruczniku, zginę przez pana, zabiją mnie przez pana.Mimo tej litanii klęczał dalej w miejscu i kiedy Welsh klepnął go w ramię,zawiadamiając, że wyrzutnia jest załadowana, wycelował starannie tam, gdzie chciał trafić w odsłonięte dno czołgu.To była ostatnia chwila, bo środek ciężkości czołgu właśnieprzekroczył żywopłot i maszyna zaczynała się przechylać.Jeszcze ułamek sekundyi gorączkowo wyczekująca tego momentu załoga czołgu mogłaby skierować na nich swojąbroń.Pocisk trafił w dno i czołg eksplodował wielką chmurą ognia i dymu.To był zwrotny moment całej bitwy.Pozostałe czołgi, nacierające za zniszczonymprzez Welsha i McGratha, zwinęły szyk i zaczęły się wycofywać na wstecznym biegu.Wtym samym czasie dowództwo batalionu zatrzymało kompanie D i F, nakazując im powrót.Podciągnęły do przodu o prawie sto pięćdziesiąt metrów, chociaż trochę zatykając dziuryw lewym skrzydle obrony batalionu.Niemcy wciąż atakowali, następnym razem próbowali obejść wysuniętą amerykańskąpozycję obronną, okrążając ją na północ od linii kolejowej.Winters położył tam ogieńz mozdzierzy, w zarodku tłumiąc tę próbę.Kompania E utrzymała swoją pozycję.Stratykompanii wyniosły dziewiętnastu ludzi: dziesięciu 12 czerwca przy zdobywaniu Carentani dziewięciu nazajutrz w czasie jego obrony.Gordon wycofał się ze swojego stanowiska i odszukał Wintersa.Odłamek pociskumozdzierzowego przebił mu na wylot łydkę, krwawił też z rany ramienia.Ale tak naprawdębolał go j ednak wrzód, który zrobił mu się na nodze w miejscu, gdzie kończył się but.Przykażdym kroku krawędz buta uciskała go, powodując ból nie do wytrzymania.Gordonzameldował Wintersowi, że musi iść na punkt opatrunkowy przeciąć wrzód.Winters mupozwolił.Sanitariusz spojrzał na Gordona i, widząc krwawiące rany, zmęczenie na twarzyczłowieka, który nie spał od trzech dni i właśnie wrócił z linii frontu, skąd słychać byłoodgłosy intensywnej walki, spytał: Coś cię boli, koleś?- 104 -Stephen E.Ambrose Kompania Braci Owszem.Wrzód mi się zrobił, o tu odparł Gordon.Kazał mu się położyć, wziął skalpel i jednym ruchem przeciął wrzód, a potem zacząłszukać zródła krwawienia.Obejrzał ranę ramienia i pocieszył go, że wszystko będziew porządku.Potem rozciął spodnie i zajął się łydką.Tu już było gorzej.Brzegi rany sięzasklepiły i noga zaczynała sinieć. Z tą nogą możesz mieć problem, bracie.Chyba trzeba cię będzie ewakuować. Mowy nie ma! Powiedziałem porucznikowi Wintersowi, że wrócę. Nic się nie martw, zawiadomimy go.Nie mając innego wyboru, Gordon w końcu zgodził się na ewakuację.O 16.30 z Carentan przyjechało sześćdziesiąt Shermanów z 2 DPanc z piechotąz 29 DP, luzując kompanię E.Winters wspomina: Cóż to był za piękny widok! Czołgiwalące do Niemców ze wszystkich luf, siekące z wukaemów na wieżach po żywopłotach,prące niepowstrzymanie na niemieckie pozycje ze świeżą, wypoczętą piechotąnacierającą ich śladem".Welsh także pamięta to natarcie.Jeszcze po czterdziestusiedmiu latach od tamtego dnia zaciera ręce i z błyskiem w oku mówi: Ależ oni im tam wtedy dosunęli!O 23.00 kompania E i reszta 506 pps zostały wycofane do Carentan, do odwodu 101DPD.Oficerowie wyszukali żołnierzom kwatery w ocalałych budynkach.Winters znalazłdla swoich ludzi opuszczony pensjonat.Przed pójściem do łóżka wreszcie! Po trzechdniach na nogach! obeszli jeszcze kwatery swoich podwładnych.Welsh wróciłz obchodu, usiadł na schodach prowadzących na piętro, na którym kwaterował, i tam jużzostał, zasypiając na dobre.Winters spał w łóżku, na prześcieradle.To była rozkosz,której nigdy nie zapomni.Następnego dnia, 14 czerwca, wrócił miejscowy fryzjer i otworzył podwoje swojegosalonu.%7łołnierze ustawili się w kolejce do strzyżenia.Ciekawa sprawa bez żadnychzahamowań brali alkohol, jedzenie i cokolwiek innego znalezli w opuszczonych sklepach,ale za usługi płacili bez szemrania.Winters poszedł odwiedzić punkt opatrunkowy, żeby zmienić opatrunek na zranionejnodze.Przez następnych pięć dni starał się jej nie forsować.To właśnie w czasie tego odpoczynku uzupełnił swój dziennik i spisywał niemal nagorąco cytowane w poprzednim rozdziale wspomnienia z D-Day.Kompanią dowodziłw jego zastępstwie Welsh.Wpadł z wizytą pułkownik Sink, żeby mu podziękować za to,- 105 -Stephen E.Ambrose Kompania Braciczego kompania E dokonała 13 czerwca, powstrzymując niemiecki kontratak podCarentan.Powiedział mu wtedy, że go przedstawia do Medalu Honoru za baterięw Brecourt.Winters odparł, że to bardzo miło ze strony pułkownika, ale myślał raczejo odznaczeniach dla swoich ludzi.Jeśli chodzi o obronę Carentan, Sink powiedział reporterowi Walterowi McCallumowiz waszyngtońskiej Star":Zdołaliśmy się obronić tylko dzięki porucznikowi Wintersowi, którydowodził kluczową pozycją na linii obrony i z niej ogniem karabinówmaszynowych i mozdzierzy odrzucał kontrataki.Dowiódł tam, że jestwspaniałym żołnierzem.Jego bohaterstwo i umiejętności wojskowesprawiły, że mimo naprawdę ciężkiej sytuacji, zdołał się utrzymać17.Kompania zajęła stanowiska obronne na południe od Carentan.Drugiego dnia tejstatycznej obrony wzdłuż żywopłotu przeszedł żołnierz, pytając o Dona Malarkeya i SkipaMucka.Był to Fritz Niland.Znalazł Mucka, porozmawiał z nim, potem trafił jeszcze naMalarkeya, ale z nim miał się już tylko czas pożegnać, bo odlatywał do domu.Kilka minut po odjezdzie Nilanda Muck przyszedł do Malarkeya.Od razu było widać,że coś jest nie tak jego zwykły bezczelny irlandzki uśmiech zastąpił głęboki mars.CzyNiland zdążył mu powiedzieć, dlaczego jedzie do domu? Nie? Opowiedział mu wtedyhistorię Nilanda.Poprzedniego dnia Niland pojechał do 82 DPD odwiedzić brata Boba.Tego samegoBoba, którego Fritz, Muck i Malarkey spotkali w Londynie i który mówił im o wojniewidzianej z bliska takie rzeczy, że w drodze powrotnej uznali, że stchórzył [ Pobierz całość w formacie PDF ]