[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Roland w końcu odwrócił głowę i spojrzał na niego.Oczy miał błyszczące z bólu igorączki, lecz Eddie się zorientował, \e nie to jest najwa\niejsze.Dostrzegł w nich rosnącezdziwienie, które niemal na pewno zmieni się w szaleństwo, jeśli ktoś temu nie zapobiegnie.Poczuł przypływ współczucia.- Nie mo\esz spać? - zapytał Roland.Mówił powoli, jak odurzony.- Prawie mi się udało, ale zbudziłem się - odparł Eddie.- Słuchaj.- Sądzę, \e jestem bliski śmierci.- Roland spojrzał na Eddiego.Z jego oczu znikłbłysk i patrząc w nie teraz, Eddie miał wra\enie, \e spogląda w dwie ciemne studnie bez dna.Zadr\ał, bardziej pod wpływem tego spojrzenia ni\ tego, co Roland mu powiedział.- I czywiesz, co pragnę zastać na polanie na końcu mojej drogi, Eddie?- Rolandzie.- Ciszę - rzekł Roland.Westchnął przeciągle.- Po prostu milczenie.To mi wystarczy.Koniec tego.wszystkiego.Przycisnął pięści do skroni i Eddie pomyślał: Widziałem, jak niedawno ktoś inny takrobił.Tylko kto? Gdzie?Oczywiście to było śmieszne, bo ju\ od prawie dwóch miesięcy nie widział nikogooprócz Rolanda i Susannah.A jednak czuł, \e to prawda.- Rolandzie, robiłem coś.- zaczął Eddie.Roland skinął głową.Jego usta wykrzywił nikły uśmiech.- Wiem.Co to takiego? Czy w końcu jesteś gotów to wyjaśnić?- Myślę, \e to mo\e być częścią ka-tet.Oczy rewolwerowca o\yły.W zadumie spojrzał na Eddiego, ale nie odezwał sięsłowem.- Spójrz.Eddie zaczął odwijać pakunek ze skóry. To nic nie da! - nagle usłyszał głos Henry ego, tak głośny, \e Eddie a\ się zachwiał. To jedynie głupia drewniana rzezba! Tylko rzuci na nią okiem i parsknie śmiechem.Wyśmieje cię! Och, patrzcie na to! - powie.Czy maminsynek coś wyrzezbił?- Zamknij się - mruknął Eddie.Rewolwerowiec uniósł brwi.- Nie ty.Roland bez cienia zdziwienia kiwnął głową.- Brat często cię odwiedza, prawda?Przez chwilę Eddie gapił się na niego, z rzezbą wcią\ schowaną w skórzanymzawiniątku.Potem się uśmiechnął.Nie był to przyjemny uśmiech.- Nie tak często jak kiedyś, Rolandzie.Bogu dzięki za Jego drobne łaski.- Tak.- potwierdził Roland.- Zbyt wiele głosów mo\e bardzo cią\yć człowiekowi nasercu.Co to takiego, Eddie? Poka\ mi, proszę.Eddie pokazał mu kawałek drewna.Klucz, prawie skończony, wyłaniał się zjesionowego klocka, jak głowa kobiety na dziobnicy statku.lub rękojeść miecza z blokukamienia.Eddie nie wiedział, czy udało mu się wiernie odtworzyć kształt klucza, którywidział w ogniu (i podejrzewał, \e nigdy się tego nie dowie, jeśli nie znajdzie zamka, wktórym mógłby to sprawdzić), ale sądził, \e zrobił to prawie doskonale.Jednego był pewny:to najlepsza rzezba, jaką kiedykolwiek zrobił.Dotychczas.- Na bogów, Eddie, to piękne! - niemal krzyknął Roland.Na moment otrząsnął się zapatii i jego głos zdradzał zdumienie i szacunek, jakiego Eddie jeszcze nigdy nie słyszał.-Jest ju\ skończony? Nie jest, prawda?- Nie, nie całkiem.- Powiódł kciukiem po trzecim nacięciu, a potem po esowatejwypustce na końcu.- Muszę jeszcze trochę popracować nad tym wgłębieniem.Wygięcie nakońcu te\ nie ma jeszcze właściwego kształtu.Nie mam pojęcia, skąd to wiem, ale tak jest.- To twoja tajemnica - powiedział Roland.- Tak.Gdybym tylko wiedział, co oznacza.Roland rozejrzał się wokół.Eddie powiódł wzrokiem za jego spojrzeniem i zobaczyłSusannah.Trochę uspokoił go fakt, \e Roland usłyszał ją pierwszy.- Co robicie po nocy, chłopcy? Plotkujecie sobie? - Zobaczyła drewniany klucz wdłoni Eddiego i kiwnęła głową.- Zastanawiałam się, kiedy zbierzesz się na odwagę ipoka\esz to nam.Przecie\ wiesz, \e to niezła rzecz.Nie mam pojęcia, do czego ma słu\yć,ale to niezłe.- Nie domyślasz się, jakie drzwi mo\e otwierać ten klucz? - zapytał Roland.- Czy tonie było częścią twojego khef?- Nie, ale mo\e się nam przydać, mimo \e jeszcze nie jest skończony.- Podał kluczRolandowi.- Chcę, \ebyś przechował go dla mnie.Rewolwerowiec nie wziął od niego klucza.Bacznie przyjrzał się Eddiemu.- Dlaczego?- Poniewa\.có\.mam wra\enie, \e ktoś powiedział mi, \e powinieneś.- Kto? Twój chłopiec - pomyślał nagle Eddie i gdy tylko przyszło mu to do głowy,zrozumiał, \e to prawda. To był ten twój przeklęty chłopak. Lecz nie powiedział tego nagłos.Wcale nie chciał wymawiać imienia chłopca.Rolandowi znowu mogłoby się pogorszyć.- Nie wiem.Mimo to sądzę, \e powinieneś spróbować.Roland powoli wyciągnął rękę po klucz.Gdy dotknął go palcami, wydawało się, \e zklucza wytrysnął jaskrawy błysk, ale znikł tak szybko, \e Eddie nie miał pewności, czynaprawdę go widział.Mo\e był to tylko odblask gwiazd.Roland zacisnął dłoń na wyrastającym z drewna kluczu.Przez chwilę jego twarz niezdradzała \adnych uczuć.Potem zmarszczył brwi i przechylił głowę, jakby nasłuchiwał.- Co jest? - spytała Susannah.- Czy słyszysz.- Cii! - zaskoczenie Rolanda powoli przechodziło w głębokie zdumienie.Powiódłspojrzeniem po Eddiem i Susannah.Jego oczy wypełniały się jakimś gwałtownym blaskiem,jak kubek zanurzony w zródle.- Rolandzie? - zapytał zaniepokojony Eddie.- Wszystko w porządku?Rewolwerowiec szepnął coś.Eddie nie dosłyszał.Susannah wyglądała na przestraszoną.Zerknęła na Eddiego, jakby chciała zapytać: Co mu zrobiłeś?Eddie ujął jej rękę w swoje dłonie.- Myślę, \e wszystko jest w porządku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Roland w końcu odwrócił głowę i spojrzał na niego.Oczy miał błyszczące z bólu igorączki, lecz Eddie się zorientował, \e nie to jest najwa\niejsze.Dostrzegł w nich rosnącezdziwienie, które niemal na pewno zmieni się w szaleństwo, jeśli ktoś temu nie zapobiegnie.Poczuł przypływ współczucia.- Nie mo\esz spać? - zapytał Roland.Mówił powoli, jak odurzony.- Prawie mi się udało, ale zbudziłem się - odparł Eddie.- Słuchaj.- Sądzę, \e jestem bliski śmierci.- Roland spojrzał na Eddiego.Z jego oczu znikłbłysk i patrząc w nie teraz, Eddie miał wra\enie, \e spogląda w dwie ciemne studnie bez dna.Zadr\ał, bardziej pod wpływem tego spojrzenia ni\ tego, co Roland mu powiedział.- I czywiesz, co pragnę zastać na polanie na końcu mojej drogi, Eddie?- Rolandzie.- Ciszę - rzekł Roland.Westchnął przeciągle.- Po prostu milczenie.To mi wystarczy.Koniec tego.wszystkiego.Przycisnął pięści do skroni i Eddie pomyślał: Widziałem, jak niedawno ktoś inny takrobił.Tylko kto? Gdzie?Oczywiście to było śmieszne, bo ju\ od prawie dwóch miesięcy nie widział nikogooprócz Rolanda i Susannah.A jednak czuł, \e to prawda.- Rolandzie, robiłem coś.- zaczął Eddie.Roland skinął głową.Jego usta wykrzywił nikły uśmiech.- Wiem.Co to takiego? Czy w końcu jesteś gotów to wyjaśnić?- Myślę, \e to mo\e być częścią ka-tet.Oczy rewolwerowca o\yły.W zadumie spojrzał na Eddiego, ale nie odezwał sięsłowem.- Spójrz.Eddie zaczął odwijać pakunek ze skóry. To nic nie da! - nagle usłyszał głos Henry ego, tak głośny, \e Eddie a\ się zachwiał. To jedynie głupia drewniana rzezba! Tylko rzuci na nią okiem i parsknie śmiechem.Wyśmieje cię! Och, patrzcie na to! - powie.Czy maminsynek coś wyrzezbił?- Zamknij się - mruknął Eddie.Rewolwerowiec uniósł brwi.- Nie ty.Roland bez cienia zdziwienia kiwnął głową.- Brat często cię odwiedza, prawda?Przez chwilę Eddie gapił się na niego, z rzezbą wcią\ schowaną w skórzanymzawiniątku.Potem się uśmiechnął.Nie był to przyjemny uśmiech.- Nie tak często jak kiedyś, Rolandzie.Bogu dzięki za Jego drobne łaski.- Tak.- potwierdził Roland.- Zbyt wiele głosów mo\e bardzo cią\yć człowiekowi nasercu.Co to takiego, Eddie? Poka\ mi, proszę.Eddie pokazał mu kawałek drewna.Klucz, prawie skończony, wyłaniał się zjesionowego klocka, jak głowa kobiety na dziobnicy statku.lub rękojeść miecza z blokukamienia.Eddie nie wiedział, czy udało mu się wiernie odtworzyć kształt klucza, którywidział w ogniu (i podejrzewał, \e nigdy się tego nie dowie, jeśli nie znajdzie zamka, wktórym mógłby to sprawdzić), ale sądził, \e zrobił to prawie doskonale.Jednego był pewny:to najlepsza rzezba, jaką kiedykolwiek zrobił.Dotychczas.- Na bogów, Eddie, to piękne! - niemal krzyknął Roland.Na moment otrząsnął się zapatii i jego głos zdradzał zdumienie i szacunek, jakiego Eddie jeszcze nigdy nie słyszał.-Jest ju\ skończony? Nie jest, prawda?- Nie, nie całkiem.- Powiódł kciukiem po trzecim nacięciu, a potem po esowatejwypustce na końcu.- Muszę jeszcze trochę popracować nad tym wgłębieniem.Wygięcie nakońcu te\ nie ma jeszcze właściwego kształtu.Nie mam pojęcia, skąd to wiem, ale tak jest.- To twoja tajemnica - powiedział Roland.- Tak.Gdybym tylko wiedział, co oznacza.Roland rozejrzał się wokół.Eddie powiódł wzrokiem za jego spojrzeniem i zobaczyłSusannah.Trochę uspokoił go fakt, \e Roland usłyszał ją pierwszy.- Co robicie po nocy, chłopcy? Plotkujecie sobie? - Zobaczyła drewniany klucz wdłoni Eddiego i kiwnęła głową.- Zastanawiałam się, kiedy zbierzesz się na odwagę ipoka\esz to nam.Przecie\ wiesz, \e to niezła rzecz.Nie mam pojęcia, do czego ma słu\yć,ale to niezłe.- Nie domyślasz się, jakie drzwi mo\e otwierać ten klucz? - zapytał Roland.- Czy tonie było częścią twojego khef?- Nie, ale mo\e się nam przydać, mimo \e jeszcze nie jest skończony.- Podał kluczRolandowi.- Chcę, \ebyś przechował go dla mnie.Rewolwerowiec nie wziął od niego klucza.Bacznie przyjrzał się Eddiemu.- Dlaczego?- Poniewa\.có\.mam wra\enie, \e ktoś powiedział mi, \e powinieneś.- Kto? Twój chłopiec - pomyślał nagle Eddie i gdy tylko przyszło mu to do głowy,zrozumiał, \e to prawda. To był ten twój przeklęty chłopak. Lecz nie powiedział tego nagłos.Wcale nie chciał wymawiać imienia chłopca.Rolandowi znowu mogłoby się pogorszyć.- Nie wiem.Mimo to sądzę, \e powinieneś spróbować.Roland powoli wyciągnął rękę po klucz.Gdy dotknął go palcami, wydawało się, \e zklucza wytrysnął jaskrawy błysk, ale znikł tak szybko, \e Eddie nie miał pewności, czynaprawdę go widział.Mo\e był to tylko odblask gwiazd.Roland zacisnął dłoń na wyrastającym z drewna kluczu.Przez chwilę jego twarz niezdradzała \adnych uczuć.Potem zmarszczył brwi i przechylił głowę, jakby nasłuchiwał.- Co jest? - spytała Susannah.- Czy słyszysz.- Cii! - zaskoczenie Rolanda powoli przechodziło w głębokie zdumienie.Powiódłspojrzeniem po Eddiem i Susannah.Jego oczy wypełniały się jakimś gwałtownym blaskiem,jak kubek zanurzony w zródle.- Rolandzie? - zapytał zaniepokojony Eddie.- Wszystko w porządku?Rewolwerowiec szepnął coś.Eddie nie dosłyszał.Susannah wyglądała na przestraszoną.Zerknęła na Eddiego, jakby chciała zapytać: Co mu zrobiłeś?Eddie ujął jej rękę w swoje dłonie.- Myślę, \e wszystko jest w porządku [ Pobierz całość w formacie PDF ]