[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pewnie liczyłeś - wycedził przez zaciśnięte zęby - że zapytam cię, kim jesteś?Przeliczyłeś się, mam to w dupie.Wystarczy mi tylko fakt, że nie jesteś Odynem, a wszystko tuwokół to jedna wielka bzdura.Przyciągnął najbliższe krzesło i usiadł.W tym momencie na stole pojawił się małypojemnik z wykałaczkami.Loki wziął jedną i włożył do ust.Siedzący na tronie ani przezmoment nie wydawał się zbity z tropu.Wręcz przeciwnie.Nie krył rozbawienia.- Gdybym był prawdziwym Odynem, miałbyś się z pyszna, prawda? Ale to nieważne.Natwoje szczęście bądz nieszczęście to nie jest Walhalla, a ja nie jestem jej władcą.Z każdym kolejnym słowem jego twarz ulegała przemianie.Zniknęła gdzieś przepaskaskrywająca pusty oczodół, wysunięte kości policzkowe zmalały, czyniąc twarz bardziejpociągłą i jakby gładszą.Włosy okryła czerń, a gęsta broda zmieniła się w obłok szarej mgły irozwiała w nicość.Potężne ramiona wojownika, jego szeroki, ozdobiony napierśnikiem tors,ogromne jak bochny chleba dłonie - wszystko poczęło tracić kształt.Po chwili na tronie, miastdostojnego wikinga, siedział.anioł.Dwie pary złocistobiałych skrzydeł mieniły się woświetlającym Walhallę blasku, a kruczoczarne włosy opadały na jasnobrązową twarz.Tylkouśmiech nie uległ zmianie.Nadal był pełen rozbawienia i niemal przyjazni.Gdyby rekin śmiałsię do swych ofiar, robiłby to pewnie identycznie.Loki skrzywił usta z niesmakiem.- Czy już do końca prześladować mnie będą te skrzydła i pedalskie gęby?Anioł rozłożył ręce z uśmiechem, jakby chciał powiedzieć: Co ja ci na to, kotku, poradzę?- Wiesz, kim jestem? - zapytał, wstając.Powoli zszedł po stopniach i usiadł przy stolenaprzeciwko Lokiego.- Powiedzmy, że masz trzy szanse.Kłamca wyciągnął wykałaczkę z ust i rzucił w twarz rozmówcy.Tak jak się domyślał,przeleciała przez nią i cicho wylądowała na podłodze.- Zakładam, że nie jesteś jednym z tych dobrych.Oni mnie nie biją.- Ciepło.Loki oparł łokcie na stole i złożył dłonie, skubiąc kciukami czubek nosa.- Nie podejrzewam też, żebyś był wielkim szefem.- A to dlaczego? - zapragnął wiedzieć skrzydlaty.- Taki pedant jak on nie przybrałbynawet na moment tak głupiego wyglądu.- Jak Odyn?- Jak ty - wyjaśnił Kłamca.Sięgnął po kolejną wykałaczkę.- Zgadłem?- Tak, nie jestem Lucyferem - wycedził anioł.- Nazywam się Belzebub.- Czytałem, czytałem - Loki pokiwał głową.- Zwińska głowa na kiju, wyspa pełnachłopców.To chyba twój największy sukces, co?Oczy Belzebuba zapłonęły żądzą mordu.- Jak rozumiem, przysłano cię, byś się ze mną dogadał.- Bóg fałszu kontynuował zuśmiechem.- Nie udały się zamachy, nie udały się kuszenia, więc przyszedłeś wprost.A cała tapułapka to tylko pokaz sił.Mam rację?- Zapytaj swój kark - odparł upadły anioł, powoli odzyskując zimną krew.- I każdej rany,jaką zadały ci moje demony.A co do mojej misji, miałem sprawdzić, czy okażesz się dla nasprzydatny.- I co?- Jak widać - Belzebub uniósł rękę i wykreślił w powietrzu dziwny znak - nie jesteś.Spodziewaliśmy się, że twoja hardość to jedynie poza, ale nawet jeśli, wyplenienie jej z ciebienie jest warte zachodu.Pozwól więc, że okażę ci rozczarowanie mojego pana.Nazywa sięBehemot i stoi właśnie za tobą.Jak na zawołanie powietrze wypełniło się odrażającym odorem zgnilizny.Kłamca spojrzał za siebie.Potężne, sięgające sklepienia wrota Walhalli niemal w całościzasłaniał teraz stwór wyglądający jak ścierwo szarego goryla, którego ktoś dla zabawyskrzyżował z nietoperzem, a potem dodał po dwie ręce z każdej strony.Behemot przez chwilębezskutecznie usiłował rozłożyć skrzydła, po czym ryknął.Głos bestii zawierał w sobie całyból ludzkości, wszystkie cierpienia upadłych aniołów, agonię płonącej ziemi, a nawet wrzaskbólu rodzącego się wszechświata.Brzmiało to, jakby z boskich opowieści o początku ktośwyjął całe cierpienie i włożył je w jeden ryk.Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów Lokirównież zaczął wrzeszczeć.Zamknął oczy, przyłożył dłonie do uszu i krzyczał, byleby tylkozagłuszyć otaczający go dzwięk.I gdy już prawie się poddał, głos Behemota przybrał ton jakbybardziej kobiecy, a potem przeszedł w niemal ludzki wrzask bólu.i walki.Kłamca powoliotworzył oczy.Nie było już potwora, a przy wrotach stała Sygin.Jego Sygin.Krzyczała ostatkiem sił.Lokiodwrócił głowę i popatrzył na przerażonego Belzebuba.Jego niematerialne ciało migotałocoraz intensywniej, aż zaczęło się rozmywać.Bóg fałszu, nie czekając, rzucił się przez stół,wskoczył na stopnie prowadzące do tronu i złapał za włócznię.Gdzieś tu musi być oryginał -myślał gorączkowo.Głos jego żony z wolna na powrót przeradzał się w ryk bestii.Sygin słabła.- Byleby tylko złapać Belzebuba! To on jest wrotami piekieł.On wpuszcza tu Behemota.Pewniejuchwycił drzewce i cisnął włócznię w tron Odyna.Przez moment sądził, że chybił, ale pochwili zraniony demon pojawił się wśród błysków.Sługą Lucyfera wstrząsały konwulsje,jednak jego oczy cały czas były pełne skupienia.A głos Sygin cichł jak szept wśród piekielnychwrzasków.Loki wyszarpnął włócznię i z całych sił wbił ją ponownie, i jeszcze raz, i jeszcze.Wsali zaległa już cisza, a on dalej dziurawił martwy zewłok.Z odrętwienia wyrwało go dopiero ledwie słyszalne wołanie żony.- Loki!Kłamca odwrócił się i ujrzał, że jego wybawczyni leży na posadzce.Pognał ku niej,odrzucając skrwawioną włócznię.Przeskoczył przez stół i nieomal przewrócił się na łbiejakiegoś rozciągniętego na podłodze zwierzęcia.Sygin oddychała płytko, z wysiłkiem, alepoznała go, była przytomna.- Uratowałam cię - wyszeptała, uśmiechając się, a cienka strużka krwi wyciekła z kącikaust.Loki pogładził żonę po złotych włosach.- Zgadza się.Uratowałaś.Jak zawsze.Tylko co ty tu robisz?- Mój umysł - odpowiedziała z wysiłkiem.- Jesteśmy w moim.on obiecał, że się obudzę,jeśli tylko umożliwię wam spotkanie.Powiedział, że ma dla ciebie lepszą ofertę niż tamci i.Loki, tak mi przykro.ale chyba jestem silniejsza niż myślał.on.Zakrztusiła się.Krople krwi trysnęły na twarz Kłamcy, ale ten nawet nie mrugnął.Mocniejprzycisnął do siebie Sygin.- Spokojnie - wyszeptał.- Teraz na pewno się obudzisz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Pewnie liczyłeś - wycedził przez zaciśnięte zęby - że zapytam cię, kim jesteś?Przeliczyłeś się, mam to w dupie.Wystarczy mi tylko fakt, że nie jesteś Odynem, a wszystko tuwokół to jedna wielka bzdura.Przyciągnął najbliższe krzesło i usiadł.W tym momencie na stole pojawił się małypojemnik z wykałaczkami.Loki wziął jedną i włożył do ust.Siedzący na tronie ani przezmoment nie wydawał się zbity z tropu.Wręcz przeciwnie.Nie krył rozbawienia.- Gdybym był prawdziwym Odynem, miałbyś się z pyszna, prawda? Ale to nieważne.Natwoje szczęście bądz nieszczęście to nie jest Walhalla, a ja nie jestem jej władcą.Z każdym kolejnym słowem jego twarz ulegała przemianie.Zniknęła gdzieś przepaskaskrywająca pusty oczodół, wysunięte kości policzkowe zmalały, czyniąc twarz bardziejpociągłą i jakby gładszą.Włosy okryła czerń, a gęsta broda zmieniła się w obłok szarej mgły irozwiała w nicość.Potężne ramiona wojownika, jego szeroki, ozdobiony napierśnikiem tors,ogromne jak bochny chleba dłonie - wszystko poczęło tracić kształt.Po chwili na tronie, miastdostojnego wikinga, siedział.anioł.Dwie pary złocistobiałych skrzydeł mieniły się woświetlającym Walhallę blasku, a kruczoczarne włosy opadały na jasnobrązową twarz.Tylkouśmiech nie uległ zmianie.Nadal był pełen rozbawienia i niemal przyjazni.Gdyby rekin śmiałsię do swych ofiar, robiłby to pewnie identycznie.Loki skrzywił usta z niesmakiem.- Czy już do końca prześladować mnie będą te skrzydła i pedalskie gęby?Anioł rozłożył ręce z uśmiechem, jakby chciał powiedzieć: Co ja ci na to, kotku, poradzę?- Wiesz, kim jestem? - zapytał, wstając.Powoli zszedł po stopniach i usiadł przy stolenaprzeciwko Lokiego.- Powiedzmy, że masz trzy szanse.Kłamca wyciągnął wykałaczkę z ust i rzucił w twarz rozmówcy.Tak jak się domyślał,przeleciała przez nią i cicho wylądowała na podłodze.- Zakładam, że nie jesteś jednym z tych dobrych.Oni mnie nie biją.- Ciepło.Loki oparł łokcie na stole i złożył dłonie, skubiąc kciukami czubek nosa.- Nie podejrzewam też, żebyś był wielkim szefem.- A to dlaczego? - zapragnął wiedzieć skrzydlaty.- Taki pedant jak on nie przybrałbynawet na moment tak głupiego wyglądu.- Jak Odyn?- Jak ty - wyjaśnił Kłamca.Sięgnął po kolejną wykałaczkę.- Zgadłem?- Tak, nie jestem Lucyferem - wycedził anioł.- Nazywam się Belzebub.- Czytałem, czytałem - Loki pokiwał głową.- Zwińska głowa na kiju, wyspa pełnachłopców.To chyba twój największy sukces, co?Oczy Belzebuba zapłonęły żądzą mordu.- Jak rozumiem, przysłano cię, byś się ze mną dogadał.- Bóg fałszu kontynuował zuśmiechem.- Nie udały się zamachy, nie udały się kuszenia, więc przyszedłeś wprost.A cała tapułapka to tylko pokaz sił.Mam rację?- Zapytaj swój kark - odparł upadły anioł, powoli odzyskując zimną krew.- I każdej rany,jaką zadały ci moje demony.A co do mojej misji, miałem sprawdzić, czy okażesz się dla nasprzydatny.- I co?- Jak widać - Belzebub uniósł rękę i wykreślił w powietrzu dziwny znak - nie jesteś.Spodziewaliśmy się, że twoja hardość to jedynie poza, ale nawet jeśli, wyplenienie jej z ciebienie jest warte zachodu.Pozwól więc, że okażę ci rozczarowanie mojego pana.Nazywa sięBehemot i stoi właśnie za tobą.Jak na zawołanie powietrze wypełniło się odrażającym odorem zgnilizny.Kłamca spojrzał za siebie.Potężne, sięgające sklepienia wrota Walhalli niemal w całościzasłaniał teraz stwór wyglądający jak ścierwo szarego goryla, którego ktoś dla zabawyskrzyżował z nietoperzem, a potem dodał po dwie ręce z każdej strony.Behemot przez chwilębezskutecznie usiłował rozłożyć skrzydła, po czym ryknął.Głos bestii zawierał w sobie całyból ludzkości, wszystkie cierpienia upadłych aniołów, agonię płonącej ziemi, a nawet wrzaskbólu rodzącego się wszechświata.Brzmiało to, jakby z boskich opowieści o początku ktośwyjął całe cierpienie i włożył je w jeden ryk.Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów Lokirównież zaczął wrzeszczeć.Zamknął oczy, przyłożył dłonie do uszu i krzyczał, byleby tylkozagłuszyć otaczający go dzwięk.I gdy już prawie się poddał, głos Behemota przybrał ton jakbybardziej kobiecy, a potem przeszedł w niemal ludzki wrzask bólu.i walki.Kłamca powoliotworzył oczy.Nie było już potwora, a przy wrotach stała Sygin.Jego Sygin.Krzyczała ostatkiem sił.Lokiodwrócił głowę i popatrzył na przerażonego Belzebuba.Jego niematerialne ciało migotałocoraz intensywniej, aż zaczęło się rozmywać.Bóg fałszu, nie czekając, rzucił się przez stół,wskoczył na stopnie prowadzące do tronu i złapał za włócznię.Gdzieś tu musi być oryginał -myślał gorączkowo.Głos jego żony z wolna na powrót przeradzał się w ryk bestii.Sygin słabła.- Byleby tylko złapać Belzebuba! To on jest wrotami piekieł.On wpuszcza tu Behemota.Pewniejuchwycił drzewce i cisnął włócznię w tron Odyna.Przez moment sądził, że chybił, ale pochwili zraniony demon pojawił się wśród błysków.Sługą Lucyfera wstrząsały konwulsje,jednak jego oczy cały czas były pełne skupienia.A głos Sygin cichł jak szept wśród piekielnychwrzasków.Loki wyszarpnął włócznię i z całych sił wbił ją ponownie, i jeszcze raz, i jeszcze.Wsali zaległa już cisza, a on dalej dziurawił martwy zewłok.Z odrętwienia wyrwało go dopiero ledwie słyszalne wołanie żony.- Loki!Kłamca odwrócił się i ujrzał, że jego wybawczyni leży na posadzce.Pognał ku niej,odrzucając skrwawioną włócznię.Przeskoczył przez stół i nieomal przewrócił się na łbiejakiegoś rozciągniętego na podłodze zwierzęcia.Sygin oddychała płytko, z wysiłkiem, alepoznała go, była przytomna.- Uratowałam cię - wyszeptała, uśmiechając się, a cienka strużka krwi wyciekła z kącikaust.Loki pogładził żonę po złotych włosach.- Zgadza się.Uratowałaś.Jak zawsze.Tylko co ty tu robisz?- Mój umysł - odpowiedziała z wysiłkiem.- Jesteśmy w moim.on obiecał, że się obudzę,jeśli tylko umożliwię wam spotkanie.Powiedział, że ma dla ciebie lepszą ofertę niż tamci i.Loki, tak mi przykro.ale chyba jestem silniejsza niż myślał.on.Zakrztusiła się.Krople krwi trysnęły na twarz Kłamcy, ale ten nawet nie mrugnął.Mocniejprzycisnął do siebie Sygin.- Spokojnie - wyszeptał.- Teraz na pewno się obudzisz [ Pobierz całość w formacie PDF ]