[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.U innych statek nazy-wa się, powiedzmy że "Titanik" albo "Aurora", a u nas "Kopalnia Makoszowy".Wyobrazmy sobie podziw kapitana jakiegoś zagranicznego portu, który do końcanie jest pewien, czy to, co wpływa, to jest statek czy kopalnia?- To jeszcze nic - wtrącił były minister Podmamuśka - osobiście byłem świadkiem,jak do Liverpoolu wchodził nasz semikontenerowiec "Wydział Matematyczno-Przyrodniczy Uniwersytetu im.Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie", a miejsco-wy admirał najpierw usiłował to tłumaczyć ze słownikiem w ręku, ale w połowiezwariował i odszedł w stan spoczynku!Szmer podziwu rozległ się w sali.-Wracajmy do spraw Rady Doradczej - zarządził Balanga - jak mi dzwoniono,powinny do niej wejść osoby cieszące się ogólnym zaufaniem.- Ja proponuję pana naczelnika! - wrzasnął sekretarz gminy, czym uprzedził wieluinnych.- Dziękuję - odparł przyjaznie naczelnik, zapisując jednocześnie w notesie, żebydać sekretarzowi podwyżkę - dziękuję, ale oprócz tych cieszących się zaufaniem,należy tam również powołać niektórych przedstawicieli opozycji.- Główny przedstawicie! opozycji to doktor Wysłodek - zameldował sierżant Mi-ziak.- Mówiłem że niektórych - naczelnik spojrzał na sierżanta z dezaprobatą - co nieznaczy, żeby to był Wysłodek, który godzi w podstawy ustrojowe gminy.Ja osobi-61 ście wysuwam księdza Chudzielaka.- E.jaka tam ze mnie opozycja? - bronił się słabo Chudzielak.- A ileż to roboty? - podsunął mu leśniczy Dwurura.- Chlapnie ksiądz coś z am-bony w najbliższą niedzielę i już jest ksiądz w opozycji.Na te słowa zebrani rozbiegli się, aby w domowym zaciszu obmyślić jakieś wy-stąpienie, które nie zaszkodziłoby im w karierze, a równocześnie dałoby możli-wość uzyskania statusu łagodnej, konstruktywnej opozycji.Docent Basset - 25.W ambitnym zamiarze informowania Szanownego Czytelnika o całokształcie wy-darzeń na terenie gminy, straciliśmy być może z oczu głównych aktorów naszej,wprost z życia wziętej, opowieści.Spiesząc nadrobić to niedopatrzenie, informu-jemy więc o aktualnej kondycji, działaniach i przeżyciach docenta Basseta, jegocórki Simony.Jego byłej żony Jolanty i obecnego męża tejże byłej żony, adiunktaWygrzmoconego.Tytułowy docent Basset ma się dobrze, a nawet znakomicie, co zawdzięcza wy-łącznie swojemu ogromnemu talentowi, wspartemu mozolną pracą i sprzyjającymustrojem politycznym gminy.Przeprowadził ostatnio kilka udanych zabiegów,między innymi operację kosmetyczną na osobie przetokowego Nagwizdały, któ-remu - gdy ofiarnie pochylony odchuchiwał przymarzniętą zwrotnicę - kolega dlażartów przerzucił wajchę, pozbawiając go nosa, wąsów i złożonych w ryjek warg,za co go zresztą serdecznie przeprosił, kiedy tylko minął mu pierwszy paroksyzmśmiechu:- Głupio, kurwa, wyszło! - powiedział serdecznie - aleja ci, kurwa, Jasiu zafundujęu naszego znachora nową facjatę i to, kurwa, za dulary!62 Docent Basset otrzymawszy banknot z wizerunkiem Benjamina Franklina, wziąłgo w swojej naiwności za model nowej twarzy, którą chciałby mieć jego pacjent, iw ciągu długich godzin spędzonych przy stole operacyjnym wyczarował na uśpio-nym przetokowym natchnione rysy ojca demokracji amerykańskiej, dodajmy, żerównież wynalazcy piorunochronu, co jeszcze dziś znajduje odbicie w obsesjistworzenia systemu ochronnego nad Stanami Zjednoczonymi.Obudzony z narkozy Nagwizdała, spojrzawszy w lustro, najpierw się grzeczniesam sobie ukłonił, potem zapłakał, a następnie urządził awanturę, wykrzykując:-I kogoście gnoje zamiast mnie obudzili? - ale w końcu przywykł i tylko omija zdaleka kaprala Modliszkę, ponieważ nie lubi być co chwilę legitymowany i rozpy-tywany o krewnych za granicą i posiadanie waluty.Simona Basset, zerwawszy z marginesem, rują i ćpuństwem, stała się błogosła-wieństwem wiejskiej lecznicy swego ojca.Niesie tam ulgę pacjentom pisząc im li-sty do rodzin, w rodzaju: "Kochani rodzice, w pierwszych słowach mego listu do-noszę, że czuję się dobrze, chociaż urżnięto mi obie ręce, czego i wam życzę".Udało jej się również zwalczyć ohydny onanistyczny kompleks Portnoy'a, a toprzy pomocy przerobionego z pani Konopnickiej wierszyka "Jaś nie dotrzepal", powysłuchaniu którego wystraszeni pacjenci leżą w nocy nieruchomo, bezsennie coprawda, ale z rękami na kołdrach.Mamusia Simony, Jolanta Basset-Wygrzmocona, hoduje Murzynka po ambasado-rze Bamboko Kikuju.Aby choć trochę zneutralizować egzotyczny wygląd dziec-ka, nazwano je Maciek i przebierano od małego w strój krakowski, a nawet przyję-to niańkę-mazurkę, która nauczyła chłopczyka śpiewnego nadwiślańskiego akcen-tu i oszukiwania na mleku, a obecnie przyswaja mu różne gry i zabawy, nie wyłą-czając pokera, chociaż ta akurat rozrywka wyraznie nie leży maluchowi, gdyż przy63 dobrej karcie powoduje mimowolne, radosne kiwanie ogonkiem, co zdradza goprzed partnerami.- Ale wdepnęłam w co kot napłakał! - wzdycha po swojemu pani Jolanta i powracado okna, za którym nadal widnieje wiejski dom towarowy, ozdobiony ostatnioneonem "Produkty Cierne -Przyrządy Mierne - Zrodki Pierne".Tymczasem adiunkt Wygrzmocony, nieodmiennie zazdroszczący sławy Basseto-wi, rzuca się na oślep w pseudonaukowe eksperymenty, aby udowodnić swoje rze-kome przewodnictwo na mapie medycznej kraju.Fiaskiem skończyła się jego po-żałowania godna próba podważenia teorii odruchów warunkowych genialnegoPawłowa.Nie dość, że doświadczalny pies nadal ślini się na sygnał oznajmiającykarmienie, to jeszcze adiunkt sam zaczął się ślinić na widok każdego wiejskiegokundla, co zapewniło mu u ludzi opinię zoofila, obrzydliwca i niedojdy.Jak więc widzimy, nasi główni bohaterowie prowadzą w miarę ustabilizowany ipracowity tryb życia, czym nie różnią się zbytnio od reszty obywateli naszej oj-czyzny, budujących mozolnie lepszą przyszłość.Ale nie martwcie się państwo, wnastępnych rozdziałach już my im popędzimy kota!Docent Basset 26.Pod koniec zimy odbył się w gminie proces starego Kociorupy, oskarżonego oodsprzedanie przygłupowi Kwasimordzie pół litra "Vistuli" z piętnastozłotowymzyskiem.Zbrodniarz, przykuty dla pewności kajdankami do kaprala Modliszki,osadzony został wraz z nim w areszcie, a następnie do prowadzony na salę sądowąprzez sierżanta Miziaka, który uzbroiwszy się we wszystko, czym dysponowałkomisariat, wyglądał jak "Czarny Wrzesień" lub prowincjonalna filia MuzeumWojska Polskiego.Sesji przewodniczył dr praw sędzia Leopold Lalunia, oskarżał64 prokurator Pyton Siemiradzki, obrony podjął się przewodniczący PRON-u mec.Fizdoń.Funkcję ławników pełnili psycholog mgr Barbara Felga i przedstawicielstarej emigracji, b.ataman Osip Anegdotycz Jefremienko.- Wysoka Izbo! - zaczął prokurator wstając.Natychmiast uderzył głową w niskistrop izby sądowej.- Proszę siadać i mówić długo, cicho i powoli! - przerwał mu sędzia, szykując siędo spania za stosami akt, ponieważ noc spędził na rybach, a poranek w ogonku doCentrali Rybnej, żeby nie wracać do domu z pustymi rękami.Prokurator zażył proszek z krzyżykiem i, jak sęp na ścierwo, rzucił się na staregoKociorupę, zarzucając mu między innymi podkopywanie fundamentów ustroju,godzenie w sojusze i konszachty z CIA, a następnie przedstawił wyliczenie, z któ-rego wynikało, że sędziwy przestępca mógł był teoretycznie zagrabić około dwóchi pół miliona złotych, gdyż przez osiemdziesiąt lat swego życia zarabiał codzienniepółtorej dychy na pół litrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl