[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niechże cię Najświętsza Panna w cudownym miejscu ratuje, wierny przyjacielu ! - zawołał nagle Kmicic - któryś mi tyle wyświadczył, że i brat nie uczyniłby więcej!Pani Andrzejowa zamyśliła się głęboko i długi czas trwało milczenie, na koniec podniosła swą jasną głowę i rzekła:- Jędrek, czy ty pamiętasz, ileśmy mu winni?- Jeśli zapomnę, to od psa oczu pożyczę, bo swoimi nie będę śmiał na uczciwego człeka spojrzeć!- Jędrek, ty go nie możesz tak ostawić.- Jakże to?- Jedź do niego.- Oto zacne białogłowskie serce, oto zacna pani! - zawołał Charłamp chwytając ręce Kmicicowej i pokrywając je pocałunkami.Ale Kmicicowi nie w smak była rada, więc począł głową kręcić i rzekł:- Ja bym dla niego na koniec świata pojechał, ale.sama wiesz.żebyś to była zdrowa, nie mówię.ale sama wiesz! Broń Boże strachu jakiego, jakiej przygody.Usechłbym z niespokojności.: Żona pierwsza niż najlepszy przyjaciel.Pana Michała mi żal.ale.sama wiesz!.- Ja się pod opieką laudańskich ojców zostanę.Teraz tu spokojnie, nie byle czego też się ulęknę.Bez woli bożej włos mi nie spadnie.A tam pan Michał ratunku może potrzebuje.- Oj, potrzebuje! - wtrącił Charłamp.- Słyszysz, Jędrek.Ja zdrowa.Krzywda mnie od nikogo nie spotka.Wiem ja, że ci niesporo odjeżdżać.- Wolałbym na armaty z kociubą iść! - przerwał Kmicic.- Zali to myślisz, że jak ostaniesz, nie będzie ci gorzko, ilekroć pomyślisz: przyjacielam zaniechał! A jeszcze i Pan Bóg w gniewie słusznym łatwo błogosławieństwa może umknąć!- Sęk mi w głowę wbijasz.Powiadasz, że może błogosławieństwa umknąć? Tego się boję!- Taki przyjaciel, jak pan Michał, toż to święty obowiązek go ratować!- Jać Michała kocham całym sercem.Trudno!.Kiedy trzeba, to rychło trzeba, bo tu każda godzina znaczy! Zaraz do stajen idę.Przez Bóg żywy, czy już nie ma innej rady? Licho tamtych nadało w Kaliskie jechać! Toć mi nie o siebie chodzi, ale o ciebie, krociu najmilszy! Wolałbym majętności stracić niż bez ciebie jeden dzień dychać.Kto by mi powiedział, że nie dla służby publicznej ciebie odjadę, to bym mu rękojeść po krzyżyk w gębę wsadził.Obowiązek- mówisz? Niechże będzie! Kiep, kto się ogląda! Żeby dla kogo innego, nie dla Michała, nigdy bym tego nie uczynił!Tu zwrócił się do Charłampa:- Mości panie, proszę ze mną do stajen, konie opatrzym.A ty, Oleńka, każ mi łuby pakować.Niech tam który z laudańskich omłotu pilnuje.Panie Charłamp, choć ze dwie niedziele musisz waćpan u nas posiedzieć, żony mi dopilnujesz.Może też się tu w okolicy jaka dzierżawa znajdzie.Bierz Lubicz! co? Chodź waćpan do stajni! Za godzinę ruszam! Kiedy trzeba, to trzeba! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.- Niechże cię Najświętsza Panna w cudownym miejscu ratuje, wierny przyjacielu ! - zawołał nagle Kmicic - któryś mi tyle wyświadczył, że i brat nie uczyniłby więcej!Pani Andrzejowa zamyśliła się głęboko i długi czas trwało milczenie, na koniec podniosła swą jasną głowę i rzekła:- Jędrek, czy ty pamiętasz, ileśmy mu winni?- Jeśli zapomnę, to od psa oczu pożyczę, bo swoimi nie będę śmiał na uczciwego człeka spojrzeć!- Jędrek, ty go nie możesz tak ostawić.- Jakże to?- Jedź do niego.- Oto zacne białogłowskie serce, oto zacna pani! - zawołał Charłamp chwytając ręce Kmicicowej i pokrywając je pocałunkami.Ale Kmicicowi nie w smak była rada, więc począł głową kręcić i rzekł:- Ja bym dla niego na koniec świata pojechał, ale.sama wiesz.żebyś to była zdrowa, nie mówię.ale sama wiesz! Broń Boże strachu jakiego, jakiej przygody.Usechłbym z niespokojności.: Żona pierwsza niż najlepszy przyjaciel.Pana Michała mi żal.ale.sama wiesz!.- Ja się pod opieką laudańskich ojców zostanę.Teraz tu spokojnie, nie byle czego też się ulęknę.Bez woli bożej włos mi nie spadnie.A tam pan Michał ratunku może potrzebuje.- Oj, potrzebuje! - wtrącił Charłamp.- Słyszysz, Jędrek.Ja zdrowa.Krzywda mnie od nikogo nie spotka.Wiem ja, że ci niesporo odjeżdżać.- Wolałbym na armaty z kociubą iść! - przerwał Kmicic.- Zali to myślisz, że jak ostaniesz, nie będzie ci gorzko, ilekroć pomyślisz: przyjacielam zaniechał! A jeszcze i Pan Bóg w gniewie słusznym łatwo błogosławieństwa może umknąć!- Sęk mi w głowę wbijasz.Powiadasz, że może błogosławieństwa umknąć? Tego się boję!- Taki przyjaciel, jak pan Michał, toż to święty obowiązek go ratować!- Jać Michała kocham całym sercem.Trudno!.Kiedy trzeba, to rychło trzeba, bo tu każda godzina znaczy! Zaraz do stajen idę.Przez Bóg żywy, czy już nie ma innej rady? Licho tamtych nadało w Kaliskie jechać! Toć mi nie o siebie chodzi, ale o ciebie, krociu najmilszy! Wolałbym majętności stracić niż bez ciebie jeden dzień dychać.Kto by mi powiedział, że nie dla służby publicznej ciebie odjadę, to bym mu rękojeść po krzyżyk w gębę wsadził.Obowiązek- mówisz? Niechże będzie! Kiep, kto się ogląda! Żeby dla kogo innego, nie dla Michała, nigdy bym tego nie uczynił!Tu zwrócił się do Charłampa:- Mości panie, proszę ze mną do stajen, konie opatrzym.A ty, Oleńka, każ mi łuby pakować.Niech tam który z laudańskich omłotu pilnuje.Panie Charłamp, choć ze dwie niedziele musisz waćpan u nas posiedzieć, żony mi dopilnujesz.Może też się tu w okolicy jaka dzierżawa znajdzie.Bierz Lubicz! co? Chodź waćpan do stajni! Za godzinę ruszam! Kiedy trzeba, to trzeba! [ Pobierz całość w formacie PDF ]