[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzięki temu zyskamy trochę czasu.Za godzinę będziejednak całkiem ciemno, dlatego szybko musimy znalezć jakieś miejsce na nocleg.111Nie mam zamiaru jechać po ciemku i ryzykować, że zabłądzimy.- Cały czas bacznie obserwował teren iwłaśnie w tej chwili zauważył w oddali smugę dymu.- Tam muszą mieszkać jacyś ludzie.- Skręcił w zrytągłębokimi koleinami boczną drogę.- Jeżeli dopisze nam szczęście, lo gdzieś w pobliżu powinna być wioskaRozejrzę się trochę po okolicy.Major podał jej lejce i zeskoczył na ziemię, a Katherine miała wrażenie, że przez jego twarz przemknąłniepokój.Po chwili wahania zapytał:- Panno 0'Malley? Może przypadkiem umie się pani posługiwać bronią palną?- Owszem, majorze, umiem.Nauczył mnie tego ojciec, choć muszę przyznać, że odkąd zamieszkałam zdziadkiem, nie miałam okazji doskonalić tej umiejętności.Robiło się coraz ciemniej, lecz mimo to Katherine dostrzegła w oczach Rossa błysk rozbawienia i jakby cieliszacunku.- W takim razie zostawiam to pod pani opieką.- Wyjął z kieszeni płaszcza pistolet.- Jeżeli poczuje się panizagrożona, proszę bez wahania zrobić z niego użytek.Będę jednak wdzięczny, jeśli nie wezmie mnie pani zanapastnika.Zresztą zanim podejdę, na wszelki wypadek cicho zagwiżdżę.Katherine przełknęła gniewne słowa odpowiedzi, które aż cisnęły się na usta.Kiedy jednak major zniknął jej zoczu, po raz pierwszy od chwili, gdy zgodziła się na udział w tym przedsięwzięciu, zrozumiała, jak bardzobyło ono szalone i niebezpieczne.Gdyby to od niej zależało, wybrałaby sobie innego opiekuna.Major Rossdziałał jej na nerwy i nie łudziła się, by to się miało zmienić w ciągu najbliższych dni.Musiała jednak z niechęcią przyznać, że naprawdę bezpieczna czuła się tylko wtedy, gdy był obok niej.Ateraz właśnie go nie było.112Mieli szczęście, że nie padało, mimo to zadrżała z zimna i mocniej otuliła kolana kocem, który majorprzewidująco zabrał w drogę.Zaczęło jej brakować ciepłego męskiego ciała, które tak przyjemnie grzało.Pomyślała z nadzieją, że Ross zdoła jednak znalezć jakieś schronienie, bo perspektywa spędzenia nocy podgwiazdami zdecydowanie do niej nie przemawiała.Nagle do jej uszu dobiegł cichy szelest dochodzący z pobliskiej kępy drzew.Instynktownie sięgnęła po leżącąna siedzeniu broń.Choć trzymając w dłoni pistolet, poczuła się odrobinę pewniej, to jednocześnie zrozumiała,że ciężki metalowy przedmiot nie zastąpi obecności pewnej konkretnej osoby.W krzakach coś się ruszało.Znów usłyszała szelest, a potem jeszcze jeden.Każdy kolejny dzwięk wydawałsię jej bliższy i grozniejszy od poprzedniego.Co prawda Katherine nigdy nie bała się ciemności, ale teraz,kiedy zapadł już zmrok, była tak przerażona, że kiedy w końcu usłyszała cichy gwizd, nieomal zapłakała zradości.Nikt, nawet sam Daniel nigdy by nie przypuszczał, że panna 0'Malley tak bardzo ucieszy się na jego widok.Wdrapał się na siedzenie, a ona natychmiast zasypała go pytaniami, gdzie się podzięwał i dlaczego to takdługo trwało.- Czyżbyś się za mną steskniła, kochanie? - Błysnął w uśmiechu zębami.- Z całą pewnością nie było mi przyjemnie siedzieć tu samej.- Przerwała i rzuciła mu wściekłe spojrzenie.- I113niech pan do mnie nie mówi kochanie", to doprawdy bezczelność - warknęła.Sięgnął po lejce, a Katherine poczuła, że major Ross aż trzęsie się od tłumionego śmiechu.- Miło słyszeć, że nie opuszcza pani bojowy nastrój, panno 0'Malley.Przepraszam, że tak długo mnie nie było,ale przynajmniej udało mi się ustalić, że parę mil stąd jest wioska.Jestem pewien, że to panią ucieszy, bodzięki temu mamy szansę spędzić noc pod dachem.Katherine była tak zmęczona wielogodzinną podróżą, że mogła spać nawet na brudnej podłodze.Danieljednak, jak się niebawem okazało, miał jej do zaoferowania coś więcej.,Popędził konia i wkrótce dostrzegli pierwsze zabudowania Major zatrzymał powozik przed kuznią i szybkorozejrzał się po pustej ulicy.Błyskawicznie zeskoczył na ziemię, wyciągnął coś z kieszeni i po chwilizdumiona Katherine zobaczyła szeroko otwarte, duże drewniane drzwi.Udało się jej powstrzymać odjakichkolwiek pytań aż do chwili, gdy bezpiecznie znalezli się w środku.Dopiero kiedy Daniel zapaliłznalezioną w kuzni lampę, a Katherine wyprzęgła konia i zaprowadziła go do boksu, wreszcie dała upustswojej ciekawości:- Jakim sposobem zdołał pan otworzyć tę kłódkę?W pomieszczeniu byłó tylko jedno brudne okno.Daniel zasłonił je kawałkiem worka, a potem, w odpowiedzina jej pytanie, sięgnął do kieszeni i wyjął precyzyjnie powyginany, cienki metalowy pręcik.Patrząc na tenzagadkowy przedmiot, przypomniała sobie, że dawno temu widziała już coś takiego u człowieka, którykrótko pracował u jej ojca.114Uniosła brew, ale powstrzymała się od jakichkolwiek komentarzy, kierując całą swoją uwagę na konia zzadowoleniem skubiącego siano.- Nie jesteś młodym, ognistym rumakiem.- Z czułością poklepała gó po grzbiecie.- Ale po tym, czego dzisiajdokonałeś, jesteśmy z dębie naprawdę dumni.- Nie miałem czasu, żeby poszukać czegoś lepszego.Wziąłem, co było pod ręką - tłumaczył się major,myśląc, że choć Katherine nie lubi ciemności, to z pewnością nie boi się koni.- Uwzględniając, że działał pan w pośpiechu, muszę powiedzieć, że dokonał pan dobrego wyboru.Widać, żezwierzę jest zdrowe, silne i zadbane.- Najwyrazniej zna się pani na koniach.- Wyjął z powoziku koszyk z jedzeniem.- Dokończmy to, co namjeszcze zostało, a potem trzeba się trochę przespać.- Usiadł na stercie siana - Musimy stąd zniknąć o świcie,zanim kowal przyjdzie do pracy.Katherine nadal nie ufała majorowi, ale głód okazał się silniejszy niż obawa.Usiadła więc obok niego nasianie i wzięła się do jedzenia.Chleb i ser nie były może zbyt wykwintną kolacją, ale zaspokajały głód, a tlącysię w palenisku żar dawał wystarczającą ilość ciepła W sumie nie było najgorzej.Kiedy tylko skończyła jeść, Daniel rozłożył koc na sianie.- Kładzmy się już- ponaglał.-Musimy wyjechać o świcie - powtórzył i dopiero wtedy dostrzegł wyraz twarzypanny 0'Malley.Było jasne, że Katherine w żadnym wypadku nie położy się obok niego.115- O co chodzi, kochanie? Czyżbyś mi nie ufała? - zapytał z uśmiechem.- Trudno mieć zaufanie do kogoś, kto nosi wytrych w kieszeni - odparła, patrząc w złośliwie błyszcząceciemne oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl trzylatki.xlx.pl
.Dzięki temu zyskamy trochę czasu.Za godzinę będziejednak całkiem ciemno, dlatego szybko musimy znalezć jakieś miejsce na nocleg.111Nie mam zamiaru jechać po ciemku i ryzykować, że zabłądzimy.- Cały czas bacznie obserwował teren iwłaśnie w tej chwili zauważył w oddali smugę dymu.- Tam muszą mieszkać jacyś ludzie.- Skręcił w zrytągłębokimi koleinami boczną drogę.- Jeżeli dopisze nam szczęście, lo gdzieś w pobliżu powinna być wioskaRozejrzę się trochę po okolicy.Major podał jej lejce i zeskoczył na ziemię, a Katherine miała wrażenie, że przez jego twarz przemknąłniepokój.Po chwili wahania zapytał:- Panno 0'Malley? Może przypadkiem umie się pani posługiwać bronią palną?- Owszem, majorze, umiem.Nauczył mnie tego ojciec, choć muszę przyznać, że odkąd zamieszkałam zdziadkiem, nie miałam okazji doskonalić tej umiejętności.Robiło się coraz ciemniej, lecz mimo to Katherine dostrzegła w oczach Rossa błysk rozbawienia i jakby cieliszacunku.- W takim razie zostawiam to pod pani opieką.- Wyjął z kieszeni płaszcza pistolet.- Jeżeli poczuje się panizagrożona, proszę bez wahania zrobić z niego użytek.Będę jednak wdzięczny, jeśli nie wezmie mnie pani zanapastnika.Zresztą zanim podejdę, na wszelki wypadek cicho zagwiżdżę.Katherine przełknęła gniewne słowa odpowiedzi, które aż cisnęły się na usta.Kiedy jednak major zniknął jej zoczu, po raz pierwszy od chwili, gdy zgodziła się na udział w tym przedsięwzięciu, zrozumiała, jak bardzobyło ono szalone i niebezpieczne.Gdyby to od niej zależało, wybrałaby sobie innego opiekuna.Major Rossdziałał jej na nerwy i nie łudziła się, by to się miało zmienić w ciągu najbliższych dni.Musiała jednak z niechęcią przyznać, że naprawdę bezpieczna czuła się tylko wtedy, gdy był obok niej.Ateraz właśnie go nie było.112Mieli szczęście, że nie padało, mimo to zadrżała z zimna i mocniej otuliła kolana kocem, który majorprzewidująco zabrał w drogę.Zaczęło jej brakować ciepłego męskiego ciała, które tak przyjemnie grzało.Pomyślała z nadzieją, że Ross zdoła jednak znalezć jakieś schronienie, bo perspektywa spędzenia nocy podgwiazdami zdecydowanie do niej nie przemawiała.Nagle do jej uszu dobiegł cichy szelest dochodzący z pobliskiej kępy drzew.Instynktownie sięgnęła po leżącąna siedzeniu broń.Choć trzymając w dłoni pistolet, poczuła się odrobinę pewniej, to jednocześnie zrozumiała,że ciężki metalowy przedmiot nie zastąpi obecności pewnej konkretnej osoby.W krzakach coś się ruszało.Znów usłyszała szelest, a potem jeszcze jeden.Każdy kolejny dzwięk wydawałsię jej bliższy i grozniejszy od poprzedniego.Co prawda Katherine nigdy nie bała się ciemności, ale teraz,kiedy zapadł już zmrok, była tak przerażona, że kiedy w końcu usłyszała cichy gwizd, nieomal zapłakała zradości.Nikt, nawet sam Daniel nigdy by nie przypuszczał, że panna 0'Malley tak bardzo ucieszy się na jego widok.Wdrapał się na siedzenie, a ona natychmiast zasypała go pytaniami, gdzie się podzięwał i dlaczego to takdługo trwało.- Czyżbyś się za mną steskniła, kochanie? - Błysnął w uśmiechu zębami.- Z całą pewnością nie było mi przyjemnie siedzieć tu samej.- Przerwała i rzuciła mu wściekłe spojrzenie.- I113niech pan do mnie nie mówi kochanie", to doprawdy bezczelność - warknęła.Sięgnął po lejce, a Katherine poczuła, że major Ross aż trzęsie się od tłumionego śmiechu.- Miło słyszeć, że nie opuszcza pani bojowy nastrój, panno 0'Malley.Przepraszam, że tak długo mnie nie było,ale przynajmniej udało mi się ustalić, że parę mil stąd jest wioska.Jestem pewien, że to panią ucieszy, bodzięki temu mamy szansę spędzić noc pod dachem.Katherine była tak zmęczona wielogodzinną podróżą, że mogła spać nawet na brudnej podłodze.Danieljednak, jak się niebawem okazało, miał jej do zaoferowania coś więcej.,Popędził konia i wkrótce dostrzegli pierwsze zabudowania Major zatrzymał powozik przed kuznią i szybkorozejrzał się po pustej ulicy.Błyskawicznie zeskoczył na ziemię, wyciągnął coś z kieszeni i po chwilizdumiona Katherine zobaczyła szeroko otwarte, duże drewniane drzwi.Udało się jej powstrzymać odjakichkolwiek pytań aż do chwili, gdy bezpiecznie znalezli się w środku.Dopiero kiedy Daniel zapaliłznalezioną w kuzni lampę, a Katherine wyprzęgła konia i zaprowadziła go do boksu, wreszcie dała upustswojej ciekawości:- Jakim sposobem zdołał pan otworzyć tę kłódkę?W pomieszczeniu byłó tylko jedno brudne okno.Daniel zasłonił je kawałkiem worka, a potem, w odpowiedzina jej pytanie, sięgnął do kieszeni i wyjął precyzyjnie powyginany, cienki metalowy pręcik.Patrząc na tenzagadkowy przedmiot, przypomniała sobie, że dawno temu widziała już coś takiego u człowieka, którykrótko pracował u jej ojca.114Uniosła brew, ale powstrzymała się od jakichkolwiek komentarzy, kierując całą swoją uwagę na konia zzadowoleniem skubiącego siano.- Nie jesteś młodym, ognistym rumakiem.- Z czułością poklepała gó po grzbiecie.- Ale po tym, czego dzisiajdokonałeś, jesteśmy z dębie naprawdę dumni.- Nie miałem czasu, żeby poszukać czegoś lepszego.Wziąłem, co było pod ręką - tłumaczył się major,myśląc, że choć Katherine nie lubi ciemności, to z pewnością nie boi się koni.- Uwzględniając, że działał pan w pośpiechu, muszę powiedzieć, że dokonał pan dobrego wyboru.Widać, żezwierzę jest zdrowe, silne i zadbane.- Najwyrazniej zna się pani na koniach.- Wyjął z powoziku koszyk z jedzeniem.- Dokończmy to, co namjeszcze zostało, a potem trzeba się trochę przespać.- Usiadł na stercie siana - Musimy stąd zniknąć o świcie,zanim kowal przyjdzie do pracy.Katherine nadal nie ufała majorowi, ale głód okazał się silniejszy niż obawa.Usiadła więc obok niego nasianie i wzięła się do jedzenia.Chleb i ser nie były może zbyt wykwintną kolacją, ale zaspokajały głód, a tlącysię w palenisku żar dawał wystarczającą ilość ciepła W sumie nie było najgorzej.Kiedy tylko skończyła jeść, Daniel rozłożył koc na sianie.- Kładzmy się już- ponaglał.-Musimy wyjechać o świcie - powtórzył i dopiero wtedy dostrzegł wyraz twarzypanny 0'Malley.Było jasne, że Katherine w żadnym wypadku nie położy się obok niego.115- O co chodzi, kochanie? Czyżbyś mi nie ufała? - zapytał z uśmiechem.- Trudno mieć zaufanie do kogoś, kto nosi wytrych w kieszeni - odparła, patrząc w złośliwie błyszcząceciemne oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]