X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy tak stał i dumał, w jednym z metalowych pudeł ktoś opuścił szklaną ścianę wdół.Z otworu wyjrzała męska twarz.- Oooo! Heuu! Hoła! - krzyknął mężczyzna w obcym języku, gapiąc się na Grację.Dolph spojrzał na nią i stwierdził, że nic się nie zmieniła.Złudne kobiece ciałookrywało jej prawdziwe twarde kości.Wyglądała jak obnażona, najbardziej krągła z nimf.- Czemu ten Mundańczyk tak wlepia w nią swe gały i coś burczy pod nosem? -zapytał sam siebie Książę.- Cossa kcztałfty! - zawołał człowiek.- Dańmi czooś too słociutkie fiałko.- Co gadasz? - zapytał go Dolph, którego drażniły niezrozumiałe słowa.- Szkoda, żenie mam przy sobie mundańskiego urządzenia do tłumaczenia, którym posługiwał sięTurn - westchnął.W tym momencie zwrócił na nich uwagę jakiś inny Mundańczyk.Także opuściłszklaną ścianę pudła w dół, wyjrzał zeń i cmoknął.- Siemasz lalunja! - zaszwargotał.- Kjedy się umófimy?W końcu wszystkie szyby sunących drogą pudeł zostały spuszczone.Ludziewystawiali głowy i szeroko otwierali oczy.- Djaj bjusiaka! - krzyknął jeden z nich.- Alle bjanie - gwizdnął drugi.- Njech cje pobiesce - mruknął inny.Wszyscy wkoło wydawali z siebie podobne, bezsensowne okrzyki, przypominającchór wrzeszczących harpii.Zarówno szkielety, jak i Dolph byli zupełnie zbici z tropu.Nagle ruchome pudła wpadły w panikę.Jedno wylądowało z hu- kiem na drugim,drugie na trzecim.Wkrótce dobiły do nich następne.Uwięzieni w nich ludzie zaczęliwrzeszczeć ze zdwojoną siłą.Byli zli.Dolph dalej nic nie rozumiał, zauważył jedynie, żepowietrze aż drży, tak jakby promieniowało z gorąca, a nieliczne zdzbła trawy porastającejpobocze szybko więdną. Po chwili ujrzał potężnego, sunącego ku nim, ubranego na niebiesko jegomościa.�w Niebieszczak nic sobie nie robił z roztrzaskanych pudeł, a jedynie wpatrywał się wGrację.- Otpofie są tn fpaptek, ty kolas i fen pszeprany frup - groznie ryknął.- Fo fy sopjemyslijcie?Dolph postanowił na to jakoś zareagować.Słowa mężczyzny wprawiły go wzakłopotanie.Widać było, że nie jest im życzliwy.Przeczuwał jakieś nieszczęście.- Uciekajmy stąd - szepnął i zawrócił do dziwacznej budowli.Szkielety podążyły zanim, a Niebieszczak za nimi.Wymachiwał jakąś krótką pałką i głośno bełkotał:- Firnie prafa staaaacz!Wmieszali się w śpieszącą ludzką rzekę i niesieni jej prądem wpadli do budynku.Niebieszczak wciąż deptał im po piętach, wykrzykując dziwaczne słowa.Nikt z tłumu niezwracał na niego uwagi.Dolph wiedział, że musi gdzieś ukryć swych towarzyszy, gdyż w innym razieniebieski człek ich pochwyci i nie dotrą do celu.Rozejrzał się za jakimś miejscem, gdziemogliby się schować.- Tędy! - zawołał, gdy tylko zauważył niewielki boczny korytarzyk.Złapał Grację zajedną z miło powleczonych ciałem rąk, wydarł ją z pędzącego tłumu i pociągnął za sobą.Marrow pobiegł za nimi.Przyczaili się za rogiem.- Widział nas? - cichutko spytał Książę.Nie musiał długo czekać na odpowiedz.- Staacz poszczelam! - ostro ryknął człek.Zaraz potem usłyszeli odgłos jegoolbrzymich, nalanych stóp stukających o bruk.Udało im się uciec, lecz drogę zagrodziły im drzwi na których umieszczono napis:PRZEJZCIE SAU%7łBOWE.Dolph nie wahał się ani przez moment.Złapł za gałkę,przekręcił ją i.odetchnął.Drzwi się otworzyły.Za nimi dojrzał kilka schodków.Były nieruchome.- Cudownie! - szepnął.Wpadli na nie, zbiegli w dół.Marrow zamknął drzwi za sobą i podążył za Dolphem iGracją.Znajdowali się w czymś, co przypominało otwartą, pełną dziwacznych sprzętówszopę.Za szopą rozciągała się wielka równina, podobna do tej, którą już kiedyś widzieliprzez olbrzymie okno.Księciu wcale się to nie podobało.- Tu mogą być smoki! - mruknął sam do siebie.W tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem. - Telaswazmjam! - wołał Niebieszczak.Jego guziki rzucały grozny blask.Zaczęli biec.W sekundzie wypadli z szopy, po dwóch już sunęli poprzez równinę, apo trzech już byli wśród zagadkowych, nieruchomych, metalowych ptaków takich jak tenjuż napotkany, tylko nieco mniejszych.Każdy zamiast składać, rozpościerał sterczące naboki, wyprostowane skrzydła.Najdziwniejsze zaś były podzielone na dwie lub trzy częścidzioby.Wyglądały tak, jakby ktoś tak im przywalił, że rozleciały się na strzępy.- Fracacietuu paraaałahy! - nawoływał Niebieszczak, przez cały czas mknąc za nimi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • trzylatki.xlx.pl
  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.